Drogi Panie Kapeluszniku!

- Piotrusiu? Czemu do jasnej cholery nie było cię tutaj tak długo?! – krzyknęła gniewnie gigantyczna róża. Chłopiec nie wiedział, od kiedy kwiaty w ogóle mówią, więc nie spodziewał się, że jedna z nich nagle go o coś opieprzy. Stał sobie spokojnie w zupełnie nieznanym mu miejscu goniąc niezupełnie znanego mu kota, którego od czasu do czasu dokarmiał. Tak właśnie znalazł się w tym miejscu. Zwierzak był, najwidoczniej, tak samo zdezorientowany jak on, ponieważ przestał uciekać i zatrzymał się przy nodze chłopca.

-To nie ja – odpowiedział cicho, łapiąc, a następnie przyciskając kota do swojej piersi. Patrzył ze strachem na wszystko, co go otacza. W gruncie rzeczy, to zrozumiałe, że małe, zagubione dziecko czuje się nieswojo w takiej sytuacji. Co jakiś czas rozglądał się tak, jakby czegoś wypatrywał, a to coś wyparowało w powietrzu. Nagle ktoś dotknął ramienia chłopca. Ten wzdrygnął się i odwrócił. Oczom malca ukazała się niewysoka osoba, prawdopodobnie nastolatek. Nie grzeszył wzrostem, ale po jego minie można było poznać, że zachowywał się bardzo dojrzale. Miał obojętny wzrok, a na jego twarzy chyba nigdy nie zagościł uśmiech. Przez ramię przewiesił skórzaną torbę. „Suseł! Suseł przyszedł! Wrócił!” – przekrzykiwały się nawzajem kwiaty na jego widok.

- Zdaje mi się, że to mój kot – odparł, wyrywając zwierzaka z rąk dziecka.

- Naprawdę? – odparł wesoło chłopiec. – Dokarmiałem go od czasu do czasu, wyglądał na niczyjego. W sumie to fajnie, że ma właściciela! Jak go nazwałeś? – Nagle się otworzył, jakby na chwilę przestał być tą samą osobą, która bała się wszystkiego, co żyje jeszcze pięć minut temu.

- On nie ma imienia. To po prostu kot z Cheshire – wzruszył ramionami, wypuszczając pupila z objęcia. A dlaczego z Cheshire? Chłopiec znał już odpowiedź. Ot tak, po prostu. Był tu dopiero chwilę, ale zdążył zrozumieć, w jaki sposób to działa. Nieważne o co zapytasz, jeśli twoje pytanie zacznie się od „czemu” odpowiedź i tak będzie jednoznaczna.

Niespodziewanie do rozmowy dołączyła się nastolatka o kręconych blond włosach. Wyglądało na to, że przed chwilą wychyliła się zza gigantycznego tulipana. Rozejrzała się dookoła, ale w pewnym momencie jej wzrok zatrzymał się na Suśle.

- O mój Boże, Suseł! Myślałam, że się już nie zobaczymy! Nie odejdziesz nigdy więcej, prawda? – Przytuliła chłopaka w skórzanej kurtce zalewając się łzami. On dobrze wiedział, jak przedstawia się sytuacja, więc nie odepchnął dziewczyny. Doskonale zdawał sobie sprawę także z tego, że nie jest tym Susłem, za którym płacze dziewczyna. Po chwili odsunęła się od nastolatka, otarła łzy i zwróciła się do chłopca, który był wtedy jeszcze bardziej zażenowany, niż wcześniej.

- A kto to? Mam nadzieję, że to nie jest nowa Alicja. Nie chcecie mnie nikim zastąpić, prawda? Może z nami zostanie? Wygląda uroczo! Jest tylko troszeczkę za mały, ale to żaden problem! Zawsze chciałam mieć tu jakiegoś kolegę! Możemy poczekać, aż podrośnie! – Skakała dookoła dziecka, oglądając go z każdej strony tak, jakby po raz pierwszy od jakiegoś czasu widziała człowieka. Wzrok wszystkich zebranych (to znaczy, Susła, Alicji i kwiatów) spoczywał na chłopcu. Gdyby zaproponowali mu zostanie tutaj na pewno rozważyłby tę opcję, a definitywnie nawet się na to zgodził. Był znużony normalnym światem i wszystkim, co się tam dzieje. W Krainie Czarów było o wiele ciekawiej! Wtedy chłopiec przypomniał sobie, w jaki sposób w ogóle się tu znalazł. Kot gonił królika, on gonił kota. Gdzie jest teraz ten Królik? Przed spotkaniem z różą jeszcze go widział…

- Zadecydujemy jutro. Jest już późno, chodźmy spać – odparł nastolatek niczym przywódca. Co było najśmieszniejsze w całej tej sytuacji? Był środek dnia, a przynajmniej na to wyglądało. Słońce grzało niemiłosiernie i nic wskazywało na to, żeby zaraz miało zajść i zostać zastąpione przez księżyc. „Nie! Podwieczorek! Podwieczorek! Zaczekajmy na podwieczorek! Nie idźcie jeszcze spać!” – krzyknął zając, który zdawał się wyjść spod ziemi. Miał szare, posklejane wszelkiego rodzaju błotem futerko, które zakryte zostało niebieską marynarką. Wszyscy zdawali się go po prostu ignorować i, jak gdyby nigdy nic, położyli się na trawie. Od razu usnęli. Można było nawet usłyszeć chrapanie stokrotki.

- Chcesz ciasteczko? – Wyjął z kieszeni jednego herbatnika – A może kilka? Te są z dżemem! – Drugą łapką sięgną do innej kieszeni i wyjął z niej pięć wypieków. Wyglądały pysznie. Chłopiec sięgnął po jeden z nich, ale zając włożył łapkę z ciastkami z powrotem do kieszeni. Zamiast tego podsunął mu pod nos drugą łapkę z tylko jednym herbatnikiem. Niby żadna różnica, ale wyglądało na to, że jednak jakaś jest. Dziecko wzięło ciastko do ręki i obejrzało dokładnie. Zauważył tam napis głoszący "Eat Me, Please". Nie za bardzo się tym przejął, bo z tego, co do tej pory się zorientował, to nic dziwnego, że herbatniki proszą o zjedzenie ich. Ugryzł kawałek i przełknął. Natychmiastowo poczuł ogromny głód. Zaschło mu w gardle, ale myślał tylko o jednym – o ciastku. Jakimkolwiek. Oby je zjeść. Musiał to zrobić, bo miał wrażenie, że nie mógł bez tego dalej żyć. Chłopiec poczuł się lekki jak piórko, kręciło mu się w głowie. Upadł na ziemię. Obudził wszystkich, którzy akurat ucinali sobie drzemkę. Poleciało w jego stronę kilka przekleństw. Czy oszalał? Możliwe. Był tylko dzieckiem, ale mimo to powinien zachować resztki zdrowego rozsądku, chociaż normalnie by się to tutaj nie sprawdziło. Zająca nie było już w pobliżu, po prostu uciekł. Chłopiec leżał nieruchomo na ziemi z nadgryzionym ciastkiem w dłoni.

Ból głowy. Właśnie to poczuł na samym początku. Nie było to coś, z czym nie dało się żyć, ale porządnie dokuczało. Ale nie to przeszkadzało mu najbardziej. Nie miał bladego pojęcia, co się właśnie wydarzyło. A nawet kim jest, co robi i gdzie się znajduje. Może właśnie obudził się z jednego z tych snów, których się nie pamięta? Nad nim klęczały dwie osoby – chłopak i dziewczyna. Oboje wyglądali na przyjaznych, więc mimo skrępowania chłopiec nie bał się ich. Pierwszą rzeczą, o którą zapytał po przebudzeniu się było jego imię. Suseł wzruszył ramionami i spojrzał porozumiewawczo na Alicję. To jeszcze bardziej zbiło chłopca z tropu. Czy mają zamiar powiedzieć mu prawdę? Czy może im ufać? Cóż, innej opcji nie było.

- Jedyne, co wiemy to fakt, że jesteś szalony – odparł. Nie powinno to robić na nim wrażenia, ale w tym zdaniu szalony oznaczało tyle, co głupi. A to perfekcyjny sposób na opisanie jego zachowania, chociaż rozmówca wcale nie musiał wiedzieć o co chodzi. Alicja uderzyła Susła delikatnie w ramię, posyłając mu gniewne spojrzenie. Wyglądała, jakby miała go zaraz co najmniej pożreć albo rzucić zaklęcie niczym czarownica. „Wszystko psujesz” – szepnęła.

- Nie słuchaj go, jego żarty są beznadziejne – powiedziała, wskazując na nastolatka. – Przecież jesteś Kapelusznikiem! Jesteś z nami od zawsze, nie pamiętasz? – uśmiechnęła się najmilej, jak potrafiła.

- Oczywiście, że pamiętam – odpowiedział chłopak.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • alfonsyna 01.07.2016
    Pięknie zakręcone - podoba mi się! :) Parę drobiazgów tylko poruszę:
    "Czemu(,) do jasnej cholery(,) nie było cię" - dodałabym te przecinki, by potraktować "do jasnej cholery" jako wtrącenie
    "od kiedy kwiaty w ogóle mówią, [...], że jedna z nich" - jeden z nich - ponieważ w tym zdaniu chodzi o kwiaty, a kwiat to rodzaj męski
    "nieznanym mu miejscu(,) goniąc niezupełnie"
    "wypuszczając pupila z objęcia" - chyba lepiej brzmiałoby "z objęć", ale to też nie błąd, bardziej spostrzeżenie
    "nic (nie) wskazywało na to"
    "nie musiał wiedzieć(,) o co chodzi"
    Czytało mi się bardzo przyjemnie i w miarę płynnie, co oznacza, że styl masz dobry i błędów jako takich znacznie mniej niż poprzednim razem, kiedy do Ciebie zaglądałam - więc to wielki plus. Podoba mi się też, że traktujesz oryginalnych bohaterów "Alicji..." bardzo po swojemu, wykorzystujesz ich do uczynienia odrębnej opowieści, oddania własnego spojrzenia, które historię "odświeża". Tym razem chętnie zostawię 5 za dobrze wykonaną robotę. ;)
  • Lotta Ledger 01.07.2016
    Dziękuję. Wyznam Ci w sekrecie, że Twoje komentarze wywołują uśmiech na mojej twarzy, ale nie do końca wiem, jak na nie odpisać. :D
    Wcześniejsze opowiadanie pisałam kilka miesięcy przed opublikowaniem go na tej stronie. Na moim blogu znalazła się poprawiona wersja z mniejszą ilością byków, a tutaj skopiowałam tę złą. Jak widać, w tym tekście też znalazło się kilka błędów, ale cieszę się, że jest ich trochę mniej.
  • alfonsyna 01.07.2016
    Lotta Ledger, w sumie jak jest uśmiech, to chyba dobry znak... mam przynajmniej taką nadzieję. XD
    Co do błędów - to tak naprawdę wcale ich nie jest wiele i nie są bardzo rażące - nie przeszkadzają w odbiorze treści, co jest bardzo ważne, dla mnie przynajmniej. Pewnie z czasem będzie ich jeszcze mniej, bo człowiek sobie wyrabia dobre nawyki, jeśli tylko wie, na co zwrócić większą uwagę. Tu akurat była głównie interpunkcja, a wiadomo, że interpunkcja w języku polskim wciąż skrywa wiele nieodkrytych tajemnic... :P Pozdrawiam. ;)
  • anonimowa kasia 02.07.2016
    Bardzo mi się podoba <3
  • Ewoile 22.07.2016
    Opowiadanie, jak już wcześniej zauważyła @alfonsyna, jest napisane dobrym stylem, który pozwolił mi na przeczytania Twojego opowiadania od A do Z. Troszkę szkoda, że nie zdradziłaś nam troszkę więcej o samych bohaterach - jak Suseł chociażby, ale nie jest źle. Czytałam już kilka opowiadań na tym forum i zauważyłam, że ludzie mają problemy z budowaniem jakichkolwiek opisów, tutaj na szczęście było ich pod dostatkiem i to dość ładnych, muszę zaznaczyć. Szczerze żałuję, że nie doczekam się kontynuacji, no ale cóż - mówi się trudno. Być może wkrótce wyjdzie spod Twojej ręki coś co zaciekawi mnie równie mocno. Pozdrawiam i życzę weny ;))

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania