Drugi leningrad
A choć szedłeś w zasadzie zaruchać, musiało wyglądać jakbyś szedł
umrzeć. Norwescy żołnierze wysłani po fetę dla całej załogi, Marcin
wchodzi do kamienicy, wychodzi z drugiej strony, ja odbijam i wracamy
do knajpy bogaci. Drogie zapachy, ładne drinki, nieosiągalne dupy i
ten obojętny, wyćwiczony wzrok gówniarza, który choć nie chce
niczego, pragnie wszystkiego. A jak tu przyjdą? I pół odpowiedź, pół uśmiech
murzyna z This is England - to niech przyjdą. Cenny, bo odwzajemniony
grymas, gwarancja czegoś ostatecznego. I tamte świnoujskie spojrzenia,
stępione szczecińską Pocztową, szlifowane wieczornym Niebuszewem, zbyt
puste na wrocławskie monopole, czytelne dla Arabów i chudego Żyda z
wąsikiem ze zdjęcia - talizmanu na rozpierdol. I kiedy zaglądam w
oczy, potem odwracam wzrok na długo, a nie jesteś głupia, to w tym
niespojrzeniu również odnajdziesz coś ostatecznego. Bo to ważne, gdzie nie
patrzysz, komu odmawiasz pustki.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania