drzewo mafii

Siedzę przy kolejnym kubku kawy i kolejnym papierosie zastanawiając się kiedy to wszystko się zaczęło, w którym momencie moje życie postanowiło się na mnie wypiąć. Życie a raczej ludzie w nim występujący. Momentami mam wrażenie, że to tylko zły sen, że to nie dzieje się naprawdę. Przecież to jest tak abstrakcyjne i absurdalne, że aż nie może być rzeczywistością. Niesamowite, z jaką łatwością można wejść komuś do głowy, zmanipulować nim i spowodować, żeby tańczył jego choreografię. Mafia. Bezwzględni ludzie, dla których istnienie ludzkie nie ma znaczenia. Liczy się tylko ich cel. Uważam, że większość z nich to psychopaci, no bo jak można zrobić coś takiego drugiemu człowiekowi? No ale od początku…

1.

Byłam zawsze pełną życia dziewczyną, spontaniczną, trochę szaloną, otaczającą się milionem ludzi. Niestety również naiwną i łatwowierną. Całe życie uważałam, że ludzie są z natury dobrzy i całym sercem wierzyłam w miłość. Niestety moje życie nie było usłane różami, z powodu choroby, którą zdiagnozowano, gdy miałam 12 lat. Padło na nieuleczalną chorobę z serii nieswoistych zapaleń jelit, mianowicie chorobę Leśniowskiego- Crohna. Mając 12 lat niewiele rozumiałam, wchodziłam w życie z chorobą, dzięki temu nauczyłam się z nią żyć. Jako dziecko, a później młodzież, często lądowałam na szpitalnym łóżku. Jedne hospitalizacje były krótsze, inne dłuższe, jednak było to dla mnie chlebem powszednim, dzięki czemu nie uderzało w moją psychikę. „Trzeba to trzeba, co zrobić”. Miałam kochających rodziców, starszą o 9 lat siostrę. Zaczęłam się z nią dogadywać dopiero w momencie kiedy ze zbuntowanej nastolatki przemieniłam się w dorosłą jednostkę mającą coś w głowie. Na pieniądze nigdy nie musiałam narzekać. Zostałam wychowana, że co chciałam to miałam. Tata pływał stąd była kasa, jednak często jako dziecko bardzo mi go brakowało. Nie rozumiałam, dlaczego nie może mieć pracy u nas, w Gdańsku, tak jak rodzice innych rówieśników. Mama prawniczka. Co prawda obecnie nie pracująca ze względu na przebyty nowotwór. Jednak nie zawsze było u nich kolorowo. Zaczynali wspólne życie w biedzie. Mama na studiach, tata po, pracował gdzie się dało, dopóki nie zaczął pływać. Mieszkali w akademiku z małym dzieckiem, czyt. Moją siostrą. Często nie mieli pieniędzy na życie. Jednak sytuacja się zmieniła, gdy ja już byłam na świecie. Dom, mieszkanie, dobre samochody i wycieczki zagraniczne były na poziomie dziennym.

Niestety załapałam się do rocznika, kiedy to wprowadzono gimnazja. Stety byliśmy pierwszym lub drugim początkowym rocznikiem, dzięki czemu nie staliśmy się „przechowalnią debili”. W gimnazjum uczyłam się dobrze, nigdy nie było ze mną problemów. Z natury byłam osobą spokojną. Później 3 letnie liceum. Tam poznałam swoich przyjaciół Ankę i Pawła. Poza szkołą spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwilę, zżyliśmy się. Pomimo, że uczyliśmy się dobrze byliśmy czarnymi owcami klasy. Mogliśmy być nieobecni na zajęciach jednak, jeśli coś złego się wydarzyło to była na pewno nasza wina. Co zabawne w pierwszej klasie nie znosiłyśmy się z Anką. Dopiero pod koniec roku okazało się, że mamy wspólną pasję, jaką jest taniec. Na przełomie pierwszej i drugiej klasy pojechałyśmy wspólnie na obóz taneczny, i tak zaczęła się przyjaźń. Całą drugą klasę chodziłyśmy razem na treningi, a na przełomie klas pojechałyśmy znowu na obóz. W tamtym okresie niestety poznałam średniej jakości towarzystwo przez które zaczęłam eksperymentować z narkotykami. A konkretnie amfetaminą i marihuaną. Przyłączył się do tego Paweł. Nie zdarzało się to często jednak niestety zdarzało. Anka bardzo się o nas martwiła, próbowała z tym walczyć.

Pewnego dnia w klasie trzeciej na mojej drodze pojawił się dawny znajomy z gimnazjum. Piękny letni dzień, wybrałam się ze znajomymi na piwo. Niestety złapał nas niespodziewany, ulewny deszcz, więc biegłam szybko na przystanek gdzie cała mokra spotkałam Janka. I tak od smsa do smsa, później od spotkania do spotkania zaczęliśmy ze sobą być. Niestety nie był to najlepszy życiowy wybór, ponieważ z czasem okazało się, że jest on uzależniony od marihuany. Tak, wiem, niby nie da się od tego uzależnić, a jednak poznałam osoby, które bez chociaż małego skręta nie potrafiły normalnie funkcjonować. Nie muszę wiele pisać, wpadłam w to gówno razem z nim. Plus był taki, że nie uznawał on nic poza marihuaną tak więc ja, wielce zakochana, zaprzestałam spożywania innych środków odurzających. Robiliśmy wszystko razem, udaliśmy się nawet na te same studia, znajdywaliśmy wspólne prace. Co wakacje jeździliśmy do prac sezonowych nad morze. Miał to być za każdym razem jego odwyk, jednak sytuacja kończyła się w ten sam sposób. On znajdował sobie na miejscu dilera, po czym nie mijało dużo czasu i zwalniali go ze względu na zaniedbywanie obowiązków. A ja oczywiście zwalniałam się razem z nim. I tak wracaliśmy spowrotem do Gdańska, gdzie jego ciąg trwał dalej.

Początkowo układało nam się bardzo dobrze. Był kochający i czuły. Sielanka jednak nie trwała długo, ponieważ po niecałym roku pokazał swoje prawdziwe oblicze, kiedy to po raz pierwszy podniósł na mnie rękę. Pamiętam to jak dzisiaj, był to dzień, kiedy jego znajomi organizowali ognisko. Oczywiście chciał on palić bakę jednak ja po raz pierwszy zgłosiłam sprzeciw. Prosiłam, żeby to rzucił, jednak on tylko się zdenerwował. Złapał mnie za szyję ze słowami „duś się kurwo”. Po fakcie bardzo mnie przepraszał a ja ślepa wierzyłam, że to tylko jeden raz. Niestety. Zdarzało się, że w sytuacji, kiedy miał gorszy dzień bił mnie po głowie albo w czasie kłótni potrafił mną rzucać niczym workiem. Za każdym razem obiecywał, że to ostatni raz, że rzuci palenie. Jednak niedoczekanie. Miewał on dziwaczne stwierdzenia, na przykład, że Putin steruje pogodą albo, że życie to więzienie a dopiero po śmierci „coś” jest. Dodatkowo karmił mnie wieloma kłamstwami niszcząc moje zaufanie niczym domek z kart. Potrafił kłamać bez mrugnięcia okiem pomimo, że czułam, że mija się z prawdą. Najczęściej chodziło o nie-palenie albo załatwienie komuś marihuany.

Z czasem, małymi kroczkami, odseparował mnie od wszystkich znajomych, a na czele od Anki i Pawła. Bardzo tęskniłam za swoimi przyjaciółmi, których szukałam w poznawanych ludziach. Dalej trwałam w tym związku, co więcej doszło nawet do zaręczyn. Wiedziałam, że nie jest to najlepszy wybór mimo to powiedziałam sławetne „tak”. Ciągle wierzyłam, że Janek mnie kocha i ta miłość do mnie go zmieni. Nie jestem w stanie pojąć dlaczego zmarnowałam 3 lata swojego życia tkwiąc w tej toksynie. Próbowałam walczyć z jego nałogiem niestety bezskutecznie. Kończyło się to tylko na kłamstwach bądź rękoczynach. Potrafił świetnie grać, przez co nikt nie miał pojęcia, co tak naprawdę się u nas dzieje. Ja też nie opowiadałam o tym, nawet nie miałam komu, ponieważ doszło do tego, że zostałam totalnie sama. Nawet odseparował mnie po części od rodziny.

Anka i Paweł już w liceum byli parą. Pewnego dnia, na etapie, kiedy urwanie kontaktu trwało już 2 lata, dostałam smsa od Pawła, że Anka mnie potrzebuje, bo się rozstali. Oczywiście Janek nie chciał się zgodzić na to spotkanie. Myślę, że wiedział, że jeśli do tego dojdzie to z czasem mnie straci. Mimo jego sprzeciwu wsiadłam w samochód i pojechałam do niej. Rozmawiałyśmy z Anką jakbyśmy się nie widziały tydzień a nie 2 lata. Od tego spotkania zaczęłam z nią utrzymywać kontakt. Z czasem odzyskałam również kontakt z Pawłem oraz poznałam ich „ekipę”. Liczyła ona 6 osób, bardzo zżytych ludzi, traktujących się jak rodzina. Oprócz Anki z dziewczyn była tam Monika, z którą również nadawałam na tych samych falach. Okazało się również, że jest ona córką przyjaciółki mojej cioci, siostry taty. Coraz więcej czasu spędzałam z nowymi ludźmi, przyjęli mnie do swojej paczki. Zaczęłam dostrzegać patologie swojego związku, bo miałam w końcu z kim porozmawiać. Próbowałam zrywać z Jankiem jednak było to awykonalne. Nie chciał mi na to pozwolić, czasami nawet siłą. Potrafił stać pod moim domem po kilka godzin w oczekiwaniu aż zmienię zdanie. Zawsze udawało mu się mnie złamać i wybłagać powrót. Pewnego dnia zorganizowałam w domu imprezę. Był to pierwszy raz, kiedy połączyłam ludzi z różnych środowisk- ekipy Anki i Pawła i ekipy Janka. Wszystko szło świetnie dopóki Janek się na mnie nie zdenerwował. O co? O jakąś błahostkę, której nie pamiętam. Nie chciał mnie wypuścić z pokoju. Postawił warunek, że zrobi to tylko jeśli wyproszę wszystkich obecnych, tak żebyśmy zostali sami. Chciał mną dalej kontrolować. Przystałam na jego, jednak tylko po to aby otrzymać klucz od pokoju. Gdy tylko zeszłam na dół powiedziałam nowym znajomym co się stało. Nie musiałam długo czekać na ich reakcję, nie minął kwadrans a przez drzwi wejściowe Janek został mniej lub bardziej kulturalnie wyproszony. Za nim wyleciały jego torby. Po tym incydencie impreza trwała w najlepsze. Następnego dnia wszyscy byli w wielkim szoku, ponieważ okazało się, że Janek czekał całą noc pod moim domem w oczekiwaniu aż zostanę sama. Jednak nie wpuściłam go do domu ani więcej do swojego życia. W mojej decyzji wspierali mnie nowi przyjaciele. I tak zakończył się mój pierwszy poważny, niedorzeczny związek. Myślałam, że już gorzej być nie może jednak się myliłam.

2.

Z nowymi przyjaciółmi spędziłam piękne chwile. Ja po związku z Jankiem zaprzestałam spożywania jakichkolwiek narkotyków. My jeszcze na studiach, bez dorosłego życia spotykaliśmy się często na piwo, jeździliśmy na domek. Z czasem z jednym z nich zaczęło mnie coś łączyć. Pomogła mi w tym Anka. Długo nie trwało a zaczęłam być z Damianem. Mieliśmy wspólne zainteresowania, słuchaliśmy tej samej muzyki, potrafiliśmy spędzać godziny na wspólnych rozmowach. Byliśmy na tyle zgrani, że nie musieliśmy się w ogóle docierać. Po poprzednim związku, o którym dokładnie wiedział, miałam problem z zaufaniem. Jednak i ten test Damian przeszedł pozytywnie. Skończyłam studia z dietetyki jednak nie mogłam znaleźć pracy w zawodzie. Nieopodal domu rodzinnego wybudowała swoją siedzibę firma outsourcingowa z zakresu archiwalnego, czyli po prostu zewnętrzne archiwum. Mama bardzo mnie namawiała, żebym złożyła tam aplikację a że akurat szukali pracowników, poszłam za jej namową. Niestety nie uzyskałam odzewu na swoje CV, jednak się nie poddawałam. Dopiero za trzecim razem zadzwonili z zaproszeniem na rozmowę kwalifikacyjną. Bardzo się cieszyłam, ponieważ minął już rok związku z Damianem i myśleliśmy o wspólnym zamieszkaniu. On pracował, ja potrzebowałam do tego jakiegoś stałego dochodu. Gdy udałam się na rozmowę zostałam od razu przyjęta do pracy na stanowisko archiwistki. Oczywiście do nauki zawodu. Trafiłam pod dobre skrzydła doświadczonych, chętnych do przekazania wiedzy osób, którzy mnie wszystkiego nauczyli. Dzięki nim zdobyłam dużą wiedzę z zakresu archiwistyki. Niedługo po tym wyprowadziliśmy się z Damianem na swoje własne M4. Może nie tyle własne, bo mieszkanie należało do moich rodziców, ale na swoje. Z czasem dostałam umowę o pracę, żyliśmy sobie spokojnie w tygodniu pracując, w weekendy szalejąc. Monika zaczęła pracę w pobliskim pubie, gdzie często spotykaliśmy się w weekendy na piwo i imprezy. Poznaliśmy też jej współpracowników, którzy okazali się bardzo fajnymi ludźmi.

Nadszedł czas, kiedy spadła na mnie masa obowiązków w pracy. Byłam zawsze pracowitą osobą, dlatego pomimo wszystko chciałam jak najlepiej wykonywać swoją pracę, nawet, gdy wiązało się to z zabieraniem pracy do domu. Żyłam w ciągłym stresie spowodowanym dotrzymywaniem terminów. Niestety stres jest zabójczy przy Crohnie w związku z czym jelita stwierdziły, że czas na bunt. Bóle stawały się nie do zniesienia a sen luksusem nie do osiągnięcia. Trafiłam na SOR do Szpitala Wojewódzkiego. Powinnam była zostać przyjęta na oddział, jednak zostałam tylko przebadana i wypisana do domu z zaleceniem udania się do gastroenterologa. Sytuacja powtórzyła się w przeciągu kilku najbliższych dni. Za trzecim razem byłam już w takim stanie, że nie było mowy o wypisie. Nieżyt żołądka, odwodnienie, niedożywienie, niedrożność jelit. Konieczna była operacja, po której długo dochodziłam do siebie. Damian był przy mnie, wspierał mnie i pomagał w codziennych trudnościach. Okres rekonwalestencji trwał około pół roku, jednak warto było się przemęczyć, ponieważ objawy ze strony jelit ustały. Wróciłam do pracy do archiwum z zamiarem oddania części obowiązków. Damian coraz więcej opowiadał o nowym kierowcy, który został zatrudniony u niego w firmie. Miał on na imię Darek. Z czasem odebrałam wrażenie, że się zżyli, z racji coraz większej ilości opowieści o nim. Darek był starszy, po ostatnim swoim związku został „bezdomny” w związku z czym zamieszkał w camperze. Z racji, że ja posiadałam swoich odrębnych nie-paczkowych znajomych cieszyłam się, że Damian tez kogoś poznał. Wielokrotnie proponowałam mu, żeby umówił się z Darkiem na piwo, że mogę go nawet zawieźć i odebrać, jednak do tego nie doszło. W między czasie namówiłam Damiana na studia z zakresu zawodu, który wykonywał i zmianę pracy na lepiej płatną. Ja również otrzymałam ofertę zmiany pracy na lepszym stanowisku. Kierownik z mojej firmy został nagle zwolniony, w odwecie założył swoją firmę oferującą archiwizację dokumentacji, jednym słowem konkurencję. Zadzwonił do mnie z propozycją spotkania, podczas którego zaoferował lepiej płatne warunki pracy jak i możliwość rozwoju, mianowicie docelowo posadę kierownika archiwistów. Nie musiałam długo się zastanawiać zwłaszcza, że mój wniosek o podwyżkę w obecnej wtedy pracy został odrzucony. I tak zaczęłam nową pracę. Z dużych pozytywów tego związku pamiętam, że zawsze bardzo chciałam jechać na Woodstock. Było to moje małe prywatne marzenie, które udało nam się zrealizować. Woodstock, impreza, o której zdania wśród ludzi są bardzo podzielone. Jednak uważam, że warto tam pojechać i choć raz w życiu to przeżyć. Atmosfera, która tam panuje jest nie możliwa do opisania słowami. To miejsce żyje własnym życiem. A wspomnienia z tej wyprawy będą mi towarzyszyły do końca życia.

Damian nie tolerował narkotyków, dlatego żyłam w abstynencji nawet od marihuany. Nie przeszkadzało mi to, jednak jedna impreza, jeden popełniony błąd i historia wkroczyła wielkimi krokami z powrotem do mojego życia. Po ok 2 latach związku zostałam zaproszona na imprezę gdzie były dragi. Pojechałam tam sama, niestety już lekko nietrzeźwa. Byłam tam z Moniką, byli to jej znajomi z pracy. Okazało się, że poza alkoholem lubią się też bardziej zabawić. Została mi włożona do buzi pigułka, po której poczułam się niesamowicie. To był początek. Potem poszła w ruch jeszcze jedna pigułka, jakaś amfetamina… Siedzieliśmy aż do 11 nad ranem. Po powrocie do domu nie przyznałam się Damianowi do zażycia jakichkolwiek substancji, utrzymywałam tylko picie alkoholu. Od tego czasu raz na jakiś czas wyskakiwałam z Moniką na takie imprezy. Spowodowało to kłótnie z Damianem, zwłaszcza, że w końcu po którejś imprezie przyznałam się do zażywania narkotyków. Zaczęło się między nami psuć, z czasem przestałam go kochać. Nie wiem dlaczego dalej tkwiłam w tym związku. Była między nami bardzo duża przyjaźń, mogłam na niego liczyć, przyzwyczajenie poszło górą. Po każdej kłótni stwierdzaliśmy, że będziemy to ratować, że jest co… Doszło do tego, że w takim stanie rzeczy wzięliśmy psa ze schroniska. Czemu? Po co? Może myśleliśmy, że to nas z powrotem zbliży.

3.

Szef Damiana ze starej pracy brał ślub, na który dostaliśmy zaproszenie. Pamiętam, że bardzo nie chciałam tam jechać. Z natury bywałam nieśmiała a wizja wspólnego wieczoru wśród obcych ludzi budziła we mnie lęk. Damian już nie pracował w tej firmie jednak zdecydowaliśmy się jechać. Dojechaliśmy prawie spóźnieni, przez co w biegu przebieraliśmy się w sukienkę i garnitur. Gdy wyszliśmy z domu gdzie był nasz nocleg podeszliśmy do grupki Damiana znajomych. I tak poznałam Darka. Wysokiego, szczupłego, przystojnego, z brodą, o brązowych oczach i nieziemskim uśmiechu. Na weselu były okrągłe stoły rozstawione na wielkiej balowej sali. Tak się złożyło, że siedzieliśmy z Darkiem przy jednym stole. Taras graniczył z jeziorem, a obok znajdowała się mała plaża. Wesele było huczne i przepiękne. Zabawa trwała, dużo czasu rozmawialiśmy we trójkę. Tak los chciał, że już późną nocą, nieźle zawiani, wylądowaliśmy z Darkiem sami na papierosie i od słowa do słowa stwierdziliśmy, że mamy się ku sobie. On pierwszy zagaił w tym temacie, mówiąc, że mam niesamowite oczy i że cała jestem niesamowita. Z Damianem nam się nie układało, więc dałam się łatwo, jak to się kolokwialnie mówi, zbajerować. Z racji, że Damian gdzieś zniknął, resztę wesela przebawiliśmy się już wspólnie. Następnego dnia były poprawiny, które przegadaliśmy. Okazało się, że jest on starszy o 10 lat, jednak byłam tak zauroczona, że mi to nie przeszkadzało. Grał w kapeli, jeździł motocyklem, miał tatuaże, coś w głowie, ideał. Interesował się jak ja motoryzacją. Tak jak wspominał Damian nie potoczyło mu się w życiu i w tamtej chwili mieszkał przejściowo w starym camperze. Niezależność i wolność. To również przypadło mi do gustu. Zapisał sobie mój numer, lecz z niego nie skorzystał. Ja dalej żyłam z Damianem. Jednak tak tęskniłam za Darkiem, że zdecydowałam się wziąć sprawy w swoje ręce i sama odnalazłam do niego kontakt. Znalazłam go na facebook’u, nie było to trudne, i napisałam. Zaczęliśmy od czasu do czasu ze sobą pisać. Damian nic o tym nie wiedział, nic nie podejrzewał. Ja zatracałam się w Darku. Kiedy pojechaliśmy z Damianem na dłuższy weekend na działkę moich rodziców, ten nic nie świadomy zaprosił Darka. Spędziliśmy czas we trójkę, dużo czasu na rozmowach, tym sposobem poznałam go jeszcze bardziej. W swoim związku zaczęłam emocjonalnie uciekać. Tydzień po wspólnym weekendzie był koncert kapeli Darka w Gdyni, na który oczywiście pojechaliśmy. Spowodowało to jeszcze większe zauroczenie z mojej strony. Darek również twierdził, że „zakochał się we mnie od pierwszego wejrzenia”. Niestety w moim życiu dalej pojawiały się narkotyki. Damian zaczął ze mną o to walczyć. Wydawało mi się, że przy Darku będzie inaczej, że będę mogła być bardziej swobodna w tym zakresie. Tym bardziej mi się podoba perspektywa bycia z nim. Mieliśmy zaplanowany wyjazd na domek ze znajomymi, na który został zaproszony również Darek. Damian zaczął często wprowadzać go w nasze życie. Parę dni przed wyjazdem znajomi zorganizowali imprezę, na której byłam z Damianem, a po alkoholu napisałam do Darka co poskutkowało tym, że cały spędzony tam czas przepisaliśmy. On był akurat na wyjeździe z kapelą. Gdy tylko opuściliśmy dom znajomych pokłóciliśmy się z Damianem. Miałam dość ratowania czegoś co i tak nie miało już dla mnie sensu. Jednak następnego dnia, kiedy wraz z alkoholem zeszły emocje, za namową Damiana, zdecydowaliśmy się próbować dalej. Umówiłam się z Darkiem na kolejny dzień na spacer. Tak wiem. Nie świadczy to o mnie najlepiej, nie jestem z siebie dumna, ale tak zrobiłam. Gdy tylko spotkaliśmy się w umówionym miejscu pojawił się tam Damian z bratem. Powiedział, że przeczytał wiadomości na moim facebook’u z laptopa, który miałam zostawiony w domu. Stąd wiedział o spotkaniu. Oznajmił, nie dziwota, że to koniec naszego związku. Zostałam na parkingu sama z Darkiem, zdecydowaliśmy się pójść na umówiony spacer. Namawiał mnie jeszcze żebym zadzwoniła do Damiana, żeby porozmawiać, może jednak wrócić do siebie. Wtedy jego zachowanie wcale nie wydawało mi się podejrzane ani nie widziałam w tym nic dziwnego. Nic sobie nie obiecywaliśmy a on nie chciał być powodem naszego rozstania z Damianem. Gdy wróciłam do domu czekała mnie kłótnia. Damian oznajmił, że jak pojadę na domek to on się wyprowadzi. Powiedział również, że nie ja pierwsza ani ostatnia w życiu Darka. Widziałam jak bardzo cierpi w związku z czym mi też pękło serce. Powiedziałam, żeby przemyślał sprawę i że może jednak jeszcze spróbujemy (czemu?). Pojechałam na wyjazd ze znajomymi mając jednocześnie cały czas kontakt z Darkiem i będąc po części z czekającym w domu Damianem. Masakra… Wtedy nie rozumiałam, dlaczego nie jestem w stanie podjąć jakiejś konkretnej decyzji. Na wyjeździe niestety pojawiły się narkotyki, które wcale nie pomogły mojemu emocjonalnego rozchwianiu. Kompletnie nie wiedziałam co robić. Rozum wołał Damian, a serce Darek. Po powrocie przyznałam się Damianowi do rozmów z Darkiem, kazał mi urwać z nim kontakt jeśli mamy próbować ratować to co nam zostało. Tak tez zrobiłam. Jednak nie minął miesiąc a nasz związek doszczętnie upadł. Nie potrafiłam w nim być, będąc zakochana w kimś innym. Damian wyprowadził się a ja pozostałam sama. Sama z naszym psem, sama ze znajomymi i narkotykami na imprezach. Stwierdziłam, że czas się ogarnąć i zaprzestałam braniu narkotyków. Miałam plan. Doprowadzić się do ładu i odezwać się do Darka. Tak tez zrobiłam.

4.

Pewnego dnia wyszłam ze znajomymi na piwo jednak byli oni zainteresowani narkotykami, ja nie. Mając już kontakt z Darkiem odezwałam się do niego czy nie chce się spotkać na piwo. Mieszkał w swoim camperze za miastem, gdzie trudno było o złapanie taksówki w dzień a co dopiero nocą, w związku z czym powiedział, że jak najbardziej ale to ja bym musiała przyjechać do niego. Niewiele myśląc wsiadłam w taksówkę i pojechałam. Piliśmy piwo, rozmawialiśmy, poszliśmy nad niedalekie jezioro. Skończyło się na tym, że o 3 w nocy się w nim kąpaliśmy a następnego dnia byliśmy już parą. Spędziliśmy masę godzin na rozmowach. Następnego dnia byłam już umówiona z jednym ze znajomych, nota bene bratem Damiana, że jedziemy jego autem na Woodstock. Darek nie był zainteresowany jechaniem ze mną jednocześnie nie miał nic przeciwko żebym ja jechała. Nie chciał tylko żebym brała jakieś narkotyki. Okazało się że jest on bardzo przeciwny. Sam kiedyś brał, uciekło to spod kontroli, po czym stwierdził, że nie chce żeby jego życie tak wyglądało. Niestety brat Damiana jeszcze pierwszego dnia namówił mnie na amfetaminę, co nie skończyło się dobrze. Od 8 rano telefonowałam do Darka, żeby dał sobie ze mną spokój. Ten po pracy wsiadł w auto i po mnie przyjechał. Wtedy myślałam, że jest taki kochany. Wróciliśmy do Gdańska. Dzień później po raz pierwszy w życiu jechałam motocyklem. Akurat tak się złożyło, że na światłach spotkaliśmy idącego Damiana z Julią. Julia była naszą sąsiadką, z którą Damian zaczął być dosłownie dwa tygodnie po naszym rozstaniu. Damian tylko kiwnął głową. Wtedy myślałam, że było to apropo naszego związku z Darkiem. Po przejażdżce pojechaliśmy jego camperem do Borska. Swoją drogą piękne miejsce nad Jeziorem Wdzydzkim. Miałam urlop wzięty na Woodstock, więc spędziliśmy tam kilka dni w miłej atmosferze. Była tylko jedna nieprzyjemna sytuacja pierwszego wieczoru, kiedy to dostałam na facebooku wiadomość od jakiejś Kamili. Gratulowała mi nowego chłopaka, więc zapytałam Darka czy ją zna i okazało się, że to jego była. Długo od wiadomości nie trzeba było czekać a zaczęła do niego wydzwaniać. W końcu pod wpływem alkoholu ja odebrałam telefon i usłyszałam, ze rzekomo tydzień wcześniej mówił jej, że ją kocha. To mnie przerosło i oddałam słuchawkę Darkowi. Tłumaczył się później, że to nie prawda, że ona kłamie. Byli ze sobą 8 lat po czym się rozstali przez jej zdradę. Rzekomo ostatnimi czasy się spotykali ale jako znajomi, Kamila myślała, że wrócą do siebie. Napisała jeszcze do mnie ze przeprasza za ta całą szopkę, że ona spowodowała rozpad ich związku i że nie mogę sobie wyobrazić lepszego faceta niż on. Natomiast oni pokłócili się do takiego stopnia, że Darek zablokował ją na wszelkie możliwe sposoby. Wtedy wydawało mi się że jestem niesamowitą szczęściarą mając takiego zakochanego we mnie faceta. I tak zaczęliśmy żyć wspólnie, po miesiącu zamieszkaliśmy razem. Bardzo na to nalegał, a ja pod wpływem emocji się zgodziłam. Początkowo bardzo walczyliśmy ze sobą. Nie chciałam usunąć z życia ludzi powiązanych z narkotykami pomimo, że sama nie chciałam już brać. Ci ludzie wydawali mi się moimi przyjaciółmi. Ufałam im do takiego stopnia, że jak jedna dziewczyna poprosiła mnie o wypisanie umowy inblanco, głupia, zrobiłam to. Ta umowa miała być na sprzedaż telefonu czy coś w tym stylu. Do czego została wykorzystana? Nie wiem i aż się boję pomyśleć.

Pół roku zajęło nam wzajemne dotarcie się. Urwałam kontakt z osobami od narkotyków, spędzaliśmy aktywnie czas, dużo jeździliśmy, dużo zwiedzaliśmy. Byłam totalnie bezgranicznie zakochana. Nie zwracałam uwagi na jego niepojące pytania lub zachowania. Na przykład chęć wyrabiania mi zdolności kredytowej. Czy też stwierdzenie, że łatwo kogoś wrobić. Pasowaliśmy do siebie idealnie. A raczej on pasował do mnie idealnie. Byliśmy spontaniczni, potrafiliśmy usiąść w poniedziałek i stwierdzić, że w piątek po pracy jedziemy na weekend w góry i do Pragi. Okazało się również, że mieliśmy wspólne zainteresowanie tzw urban exploration, czyli zwiedzanie opuszczonych miejsc. Z racji braku czasu na wyszkolenie psa i namową Darka zdecydowałam się oddać go do mamy, która nie pracowała i miała czas i chęci. Gdy tata wyjeżdżał była sama w domu, więc włochaty towarzysz nie małych gabarytów był dla niej wskazany.

Na majówkę wyremontowaliśmy jego campera z 1981 r. i pojechaliśmy nim w góry. Niesamowita wycieczka, 6 dni, codziennie w innym miejscu. Na początku wakacji podjęłam decyzję o kupnie dla siebie motocykla o pojemności 125. Oczywiście pieniądze na niego dostałam od rodziców. Zamiar był taki, że miałam pouczyć się jeździć natomiast w kolejnym roku, zrobić prawo jazdy kat. A. Na urlop pojechaliśmy motorami na Mazury. Przepiękna wycieczka wśród polnych krajobrazów. Słuchał on hardcore punk’a, rodzaju muzyki, który był mi obcy. Jednak szybko ją polubiłam, przez co jeździliśmy wspólnie na koncerty, czy to blisko czy daleko. Jak już wspomniałam grał w kapeli, w związku z czym pojechałam z nim na kilka jego gigów. Jednak zrezygnował z grania, rzekomo ze względu na mnie. Zaprzestałam braniu narkotyków całkowicie. Darek zmienił mój pogląd co do nich, stałam się wręcz przeciwna. Czułam autentyczne szczęście z życia. Darek był cudowny, kochany, troszczył się o mnie, dbał, wszystko było dla mnie i podemnie. Lepszego faceta nie mogłam sobie wymarzyć.

Zaczęłam studia w Toruniu z zakresu archiwistyki i zarządzania dokumentacją. Wiązało się to z moimi codwutygodniowymi weekendowymi wyjazdami. Cieszyłam się, że Darek nie należy do grupy facetów, którzy wychodzą sami na imprezy i wracają dnia następnego. Również nigdy nie mogłam narzekać, że obraca się za innymi dziewczynami. Dzięki temu nie musiałam się o nic martwić. Myślałam, że facet idealny.

W grudniu niestety moje jelita odmówiły mi posłuszeństwa i stwierdziły, że to czas na kolejny bunt. W styczniu trafiłam do szpitala, całe szczęście pod dobre skrzydła, dzięki którym uniknęłam operacji. Niestety nie udało się ominąć sterydoterapii, przez którą miałam problemy emocjonalne. Dodatkowo otrzymałam specjalistyczne leki immunosupresyjne w ampułkostrzykawkach na podtrzymanie remisji. Bardzo źle je znosiłam. Raz w tygodniu musiałam robić sobie zastrzyk, po którym miałam silne nudności, wymioty i ogólne złe samopoczucie. Darek jednak w dalszym ciągu był czuły i kochany, otaczał mnie troską. Jak to się mówi, „dawał radę”. W lutym zamieszkaliśmy na działce rodziców w lesie. Układało nam się dobrze. Czas leciał, przyszła do nas pandemia. Darek pracował zawsze w ciągu dnia jednak z racji pandemii oraz mnie, z grupy ryzyka, postanowił zmienić tryb pracy na nocny, żeby nie widywać się ze współpracownikami. Dodatkowo miał pracować od niedzieli do czwartku a nie od poniedziałku do piątku. Miał taką możliwość, nie sprzeczałam się ponieważ uważałam, że to dobry pomysł. Ja siedziałam w domu najpierw na zwolnieniu po szpitalnym a następnie właśnie z racji, że należałam do grupy ryzyka. Umówiliśmy się, że jak wrócę do pracy to wróci do starego trybu.

Kończyłam spokojnie w domu studia, które przeszły na tryb zdalny, Darek pracował. Myślałam o zmianie pracy, a konkretnie firmy. Znalazłam nawet fajną ofertę w policji w Gdyni. Jednak Darek bardzo mi odradzał składania tam CV. Wtedy myślałam, że jest to spowodowane jego poglądami. Kompletnie nie zwróciłam uwagi, że odizolowałam się od większości znajomych. Tak naprawdę miałam tylko kontakt z Anką, Moniką i Pawłem. To z nimi się spotykaliśmy raz na jakiś czas. Odizolowałam się również po części od rodziców. Nie akceptowali oni mojego związku z Darkiem, ja zakochana, w związku z czym ograniczyłam z nimi kontakt do minimum. Początkowo po szpitalu układało się wszystko jak zawsze. Planowaliśmy nawet ślub. W zasadzie bardzo dużo rozmawialiśmy w ciągu naszego związku o ślubie, o tym jakby miał wyglądać, gdzie by się odbył. Rozmawialiśmy o wspólnej przyszłości, kupnie domu. Jednak pierścionka się nie doczekałam. Dziwiło mnie, że od początku związku powtarzał, że nie wytrzymamy nawet dwóch lat razem. Dlaczego skoro układało nam się bajecznie?

5.

Przyszedł kwiecień a wraz z nim, małymi kroczkami, zaczęło się moje prywatne piekło. Darek stawał się coraz to bardziej obcy, wycofany, coraz bardziej nie było go w związku. Przestał się interesować zarówno mną jak i co u mnie. Doszło nawet do tego, że zaczął być dla mnie chamski, przez co poczułam się beznadziejnie i beznadziejna. Ze Słonka stałam się „Jolą” albo „Andrzejem”. I w tamtym momencie powinnam była od niego uciec jak najdalej, jednak nie myślałam trzeźwo. Czułam coraz to większy chaos w sobie, jeszcze wtedy nie wiedziałam czym on był spowodowany. Historia zaczęła się od alkoholu. Brzmi niewinnie. W trakcie trwania związku zdarzały nam się kłótnie o jego picie. Niestety należał do grupy osób, które nie widzą problemu w piciu nawet codziennie dwóch- trzech piwek. Ja byłam przeciwna, stąd pojawiały się między nami o to zgrzyty. Przez swoją pracę na nocki praktycznie zawsze wracał do domu jak już spałam. Coś mi intuicyjnie przestało grać. Robiliśmy duże zakupy raz na dwa tygodnie, w tym piwo, które woził w aucie, żeby nie przynosić wszystkiego do domu. Zdarzyło się, że parę razy wydawało mi się, że jakiś brakuje. Jednak on wypierał się picia po pracy poza domem. Jednej nocy wrócił o takiej porze, że jeszcze nie spałam i ewidentnie czułam od niego alkohol, ale usłyszałam, że to mój wymysł. Od tego czasu z dnia na dzień utwierdzałam się coraz bardziej w tym, że jednak mnie okłamuje i jednak popija. Jednego dnia wstawałam wcześniej od niego, bo jechałam zająć się synem siostry. Jego auto stało akurat w garażu więc poszłam sprawdzić czy nie ma tam żadnego piwa. Byliśmy przed zrobieniem zakupów dlatego nie powinno go tam być. I oczywiście było, jedno z czteropaku. Dodatkowo zaniepokojona jego potencjalnymi kłamstwami przeszukałam mieszkanie i znalazłam 10K schowane, jak w dobrym żarcie, w skarpecie. Mieliśmy wspólne pieniądze i oszczędności, więc było do dziwne. W dokumentacji była również umowa kupna jego motocykla, gdzie okazało się, że był on zakupiony na nikogo innego jak Kamilę, w miesiącu, w którym się poznaliśmy. O czym oczywiście mi nie wspomniał, wręcz okłamał, bo powiedział, że był on kupiony na jego przyjaciela. Miał on długi z tego względu nie brał nic na siebie, jednak nie robi się takich rzeczy tylko na koleżankę, prawda? Długo nie potrafiłam czekać na konfrontację, tego samego dnia postanowiłam porozmawiać z Darkiem. Picia się wyparł, tłumacząc, że zostało po jakiejś imprezie. Jednak czułam, że to kłamstwo. No bo skąd w aucie piwo po imprezie na osiedlu? Pamiętałam, że kluczyki od auta zostały wtedy w domu na szafce a on wziął sześciopak a nie czteropak. O pieniądzach usłyszałam kilka wersji, że niby miał już przed związkiem, że niby odkładał. Nic klarownego i jednoznacznego. Usłyszałam jeszcze, że ma również odłożone pieniądze na pierścionek zaręczynowy. Ale, że nie będą już potrzebne. Cios. Natomiast do sytuacji z motocyklem przyznał się do kłamstwa tłumacząc, że to był drażliwy dla mnie temat dlatego zdecydował minąć się z prawdą. Po całej rozmowie zaczął się pakować mówiąc, że ma dość i wynosi się na jakiś czas. I to był kolejny moment, w którym powinnam dać mu się wynieść i nawet pomóc w pakowaniu. Jednak oczywiście nie, bo czemu. Lepiej siedzieć w kolejnym gównie. Intuicja wręcz wołała, że to jest stek bzdur i kłamstw. Jednak zakochana zaczęłam błagać, żeby został, że wszystko się ułoży. No i został. Później już wiedziałam dlaczego, wtedy myślałam, że to taka wielka miłość. Jakże się myliłam…

Po „wielkiej konfrontacji” pojechaliśmy na trzy dni w góry, był to początek miesiąca, chęć naprawy związku. Muszę przyznać, że czas był spędzony bardzo przyjemnie, na wędrówkach po górach, wspólnych rozmowach. Jednak wewnętrznie czułam, że coś jest nie tak. Zaczęłam dostrzegać jego częste siedzenie w telefonie, zmienił też hasło, żebym nie miała dostępu do jego telefonu. Jednak starałam się tłamsić uczucie niepokoju, no bo przecież jest wszystko dobrze. Po powrocie w dalszym ciągu przebywałam na zwolnieniu ze względu na grupę ryzyka. Zostały mi 2 tygodnie zwolnienia więc postanowiliśmy przeprowadzić się na nie do lasu na działkę moich rodziców. Darek pił już wtedy oficjalnie. Nawet nie krył się z piwkiem, dwoma czy siedmioma… Ciąg trwał naście dni. Wszelkie rozmowy kończyły się argumentem, że to jest jego urlop a jak wrócimy do domu to przestanie. Warto zaznaczyć, że to wcale nie był urlop, bo jeździł normalnie, a raczej nie normalnie- na nocki, do pracy. Poza piciem zaczęłam dostrzegać książkowe oznaki zdrady. Darek zaczął bardziej dbać o siebie, nowe ciuchy, nowa fryzura, nowy kask czy rękawice na moto. Dodatkowo zmieniło się jego zachowanie. To były błahostki, które naprowadziły mnie na myśl, że mnie po prostu zdradza. Wtedy jeszcze byłam nieświadoma, że to czysta manipulacja. Dzień leciał za dniem, codziennie działo się „coś”. Na działkę przyjechaliśmy jednym autem. Z powodu mojego powrotu do pracy musiałam odwiedzić medycynę pracy, pojawił się problem jak to zrobić, gdyż potrzebował on auta na dojazd do pracy a ja na dojazd do Gdańska. Darek bardzo szybko wymyślił pomysł, żebym zawiozła go do pracy a on weźmie sobie motocykl. Zrobił to w taki sposób, że wyglądało jakby mu bardzo zależało na oddzielnym środku transportu. Namawiał jeszcze żebym zmieniła auto na swoje, argumentując, że lepiej mi się go prowadzi. Wtedy nie widziałam w tym nic dziwnego. Jednego razu wrócił po pracy po 4 godzinach, przy czym normalnie pracował po 8-10 godzin. Dziwnym trafem w dzień idealny pogodowo na moto, z niedomkniętą stopką dla pasażera. Innego razu prosił, żebym już spała jak wróci. Dziwna prośba. Był to dzień zastrzyku, po którym czasami brałam leki nasenne, żeby w ogóle móc zasnąć. Gdy byłam w Gdańsku koniecznie przypominał mi o zabraniu z domu tych leków. Jednak wzięłam je zbyt późno, żeby zdążyć zasnąć przed jego powrotem. Gdy wrócił podjechał pod domek, jednak odjechał na chwilę i dopiero po chwili wrócił. Z racji, że byłam u góry w pokoju myślałam, że mi się wydawało. Po powrocie otworzył sobie piwko i siedział w telefonie. Zadawał dziwne pytania, np. gdzie chodzę na spacer, jak daleko, jakby miał coś do ukrycia w lesie? Moje myśli były coraz dziwniejsze, ponieważ jego zachowanie też takie było. Innego dnia wypił wieczorem więcej piw i po przyjściu do łóżka zwrócił się do mnie jak do byłej. Wiedział, że zwrócę na to uwagę. Uciekał ode mnie emocjonalnie, już w trybie natychmiastowym. Ja szalałam, siedziałam codziennie z siostrą na telefonie rozkminiając jego zachowanie i szukając jakiś odpowiedzi. Stała mi się przyjaciółką. Z racji pandemii kontakty z innymi ograniczyły się do jednego telefonu raz na jakiś czas, dlatego tkwiłam w tym praktycznie sama.

Jednego dnia mój szwagier wziął wolne i pojechał sprawdzić czy Darek faktycznie pojechał do pracy. Oczywiście pojechał. Jednak cała sytuacja była dziwna. Wyjazd do pracy bardzo przeciągał. A to jeszcze kawa, a to kupa, a to coś tam, sprawdzanie zegarka co chwilę… Jakby był umówiony z kimś na daną godzinę. Wpadła mi myśl, że może dojechał do pracy ale był umówiony na późniejszą godzinę dlatego zdecydowałam się pojechać to sprawdzić. Namówiła mnie do tego siostra. Gdy zajechałam pod firmę okazało się, że był.

Przy rozmowach telefonicznych zaczął daleko odchodzić żebym nie słyszała z kim i o czym rozmawia. Innego razu pakując pranie zauważyłam, że miał brudne majtki jak po seksie. My przestaliśmy uprawiać seks, więc było to bardzo niepokojące. Następnego dnia przyjechał z majtkami założonymi na drugą stronę. Próbowałam z nim porozmawiać co się dzieje, jednak odbijałam się od ściany a jego „nic” było aż bolesne. Znalazłam wyciągi z jego wypłat. Pracował na czarno, swoją wypłatę wypłacał z konta firmowego. Wyciągi, które znalazłam pokazywały, że wypłacił więcej gotówki niż mi powiedział. Pomimo, że miałam na to twardy dowód nie przyznał się. Raz mówił, że to firmowe pieniądze, raz ,że nie wypłacał więcej. Miałam myśli, że zarabia więcej niż mówi stąd te odłożone 10K. Nie było dla mnie tylko logiczne ukrywanie przez niego tego faktu. W dniu powrotu do Gdańska moje myśli już kłębiły się kompletnie wokół tego, że mnie zdradza i okłamuje, że koniecznie potrzebuję prawdy. Zaczęłam się zachowywać irracjonalnie. Zamiast jak normalny człowiek powiedzieć „sorry no nie pykło. To koniec” musiałam w tym tkwić bo uparłam się, że zdemaskuje jego kłamstwa. Myślałam nawet o wynajęciu detektywa. No przecież głupota… Odradziła mi ten pomysł siostra. Co istotne o wszystkim z nią rozmawiałam, o dosłownie każdej myśli czy podejrzeniu.

Mój telefon niestety odmówił posłuszeństwa, więc byliśmy zmuszeni kupić mi nowy. To Darek zamówił i konfigurował mi nowy telefon. Mieliśmy wspólne konto Google, zaczęłam podejrzewać, że dzięki temu czyta moje wiadomości z siostrą. Stąd dowiedział się o szwagrze i mojej wycieczce pod firmę czy też ogólnych podejrzeniach. W przeddzień powrotu zrobiłam dla Darka grilla, przy którym stwierdził, że chce wykorzystać te odłożone 10K i kupić samochód. Nie miało to dla mnie sensu skoro specjalnie odkładał na „wszelki wypadek” czy działkę, a kolejne auto było nam zbędne. W dniu powrotu Darek cały poranek przesiedział wpatrzony w pole, widać było, że intensywnie nad czymś myśli. Doszło między nami do kolejnej konfrontacji, próbowałam porozmawiać co się dzieje, czy to już koniec czy o co chodzi, jednak rozmowa została przez niego zmanipulowana w taki sposób, że cała wina spadła na mnie. I w takim nastroju powróciliśmy do Gdańska.

Ja coraz bardziej się miotałam, nie wiedziałam co robić, tkwiłam w tym bez sensu. Do tej pory rozmawiałam tylko z siostrą. Anka miała swoje problemy, kupno mieszkania na głowie, remont, nie chciałam jej zawracać gitary. Po powrocie z działki było tylko jeszcze gorzej. Z dnia na dzień zatracałam się coraz bardziej. Coraz bardziej szukałam, coraz bardziej zaniedbywałam siebie. Moimi posiłkami w ciągu dnia stały się kawa i papierosy. Chudłam. Moje myśli przewalały się, jedna goniła drugą. Zamiast odejść czekałam i szukałam. Dwa dni po tym jak wróciliśmy do domu pojechałam do fryzjera. Od leków strasznie wypadały mi włosy, dlatego za namową siostry ścięłam swoje długie włosy do ramion. Po powrocie oznajmił mi, że kupuje samochód. Dużego vana, żeby można było gdzieś jechać i spać w nim. Camper niestety został zjedzony przez grzyb, więc nie nadawał się już do wycieczek. Pomysł super, gdyby nie zakończenie rozmowy, że będzie miał ewentualnie gdzie mieszkać jak go wyrzucę z domu. No i pojechaliśmy aż za Warszawę po tego jego, a przepraszam… „naszego” vana. Miałam podejrzenia, że wcale nie jest on przeznaczony dla nas tylko, że szykuje się na rozstanie i kupuje go, żeby faktycznie mieć gdzie mieszkać. Z dnia na dzień było coraz gorzej. Jego nie było, zaczął więcej czasu spędzać w pracy, gdzie rzekomo remontował jeszcze auta. Praktycznie ze sobą nie rozmawialiśmy. Zamówiłam z internetu lokalizator GPS, stwierdziłam, że podłożę mu go do motocykla, którym wtedy jeździł. Przykleję od spodu plastików i albo odpadnie i mozamiatane albo coś z tego wyjdzie. Miałam podejrzenia, że w niedziele w ogóle nie pracuje tylko z kimś się spotyka. Prosiłam go wielokrotnie, żeby wrócił do dziennego trybu pracy oraz od poniedziałku do piątku a nie od niedzieli do czwartku. Jednak bezskutecznie. Zawsze miał jakieś wytłumaczenie i ewidentnie nie chciał. Powiedziałam o swoim podejrzeniu siostrze i nagle zaczął on się zachowywać w sposób utwierdzający mnie w tym przekonaniu. W niedziele przed pracą potrafił z kimś ostentacyjnie pisać lub wychodzić na taras i rozmawiać tak, żebym nie słyszała rozmowy. W niedzielę, kiedy miałam podłożyć lokalizator do motoru oznajmił, że ten mu się popsuł i że koniecznie potrzebuje auta. Tego dnia mieliśmy jeszcze sprzątać u niego pod firmą nowego vana. Wieczorem miała być burza dlatego miałam podejrzenia, że auto jest mu potrzebne ponieważ nie weźmie potencjalnej „jej” motocyklem. Podłożyłam go do starego auta jednak Darek zachowywał się jakby o tym wiedział, jakby szykował sobie nowego vana do przejażdżki. Czyścił i szorował auto, sprawdzał czy tapicerka nie śmierdzi. Kiedy go zostawiłam pod firmą, byłam święcie przekonana, że lokalizator coś pokaże, ponieważ tapicerka w nowym vanie była tak mokra, że nie nadawała się do jazdy. Jednak się myliłam.. Po raz kolejny nic. Jakby Darek był za każdym razem o krok przed tym co ja zrobię. Powiedziałam mu o lokalizatorze, nawet się nie zdenerwował, jakby wiedział…

Doszło do tego, że przez dwa dni zostawiłam w domu włączony dyktafon jak poszłam do pracy. Moje zachowania były bardzo irracjonalne. Na jednym z nagrań usłyszałam, że mówił sam do siebie, że się zakatuje, że jedna…druga… Co mnie tylko utwierdziło w przekonaniu, że jest inna. Z kolei na drugim słychać było jak zabiera telefon z ładowarki i wychodzi na papierosa po czym po powrocie ewidentnie szuka dyktafonu zostawionego przeze mnie i mówi znowu do siebie jak to w to nie wierzy. To natomiast utwierdziło mnie w przekonaniu, że czyta moje wiadomości ponieważ siedząc w pracy akurat pisałam z siostrą o dyktafonie.

Jednego dnia poprosiłam o pomoc Monikę. Spotkałyśmy się w czasie kiedy Darek miał być w pracy. Opowiedziałam o wszystkim i poprosiłam, żebyśmy pojechały do niego pod firmę zobaczyć czy faktycznie tam jest. Nie musiałam jej prosić dwa razy, wsiadłyśmy w jej auto i pojechałyśmy. Auta nie było ale po powrocie do domu Darek powiedział, że reperował je w środku na hali. Również bez żadnego komentarza z mojej strony. Zaczęłam rozmawiać o sytuacji z coraz to większą liczbą osób. Do tego grona weszła Monika, Paweł i moja mama. Rozmawiałam z nimi o swoich podejrzeniach a te rzeczy zaczynały się dziać. Miałam podejrzenie, że Darek wychodzi gdzieś w nocy. Zaczął często sypiać na kanapie w dużym pokoju zamiast ze mną w łóżku. Nagle zaczął robić jakieś „dziwne manewry”, których nigdy dotąd nie robił. Na przykład zostawiał przed snem skarpetki w łazience jakby miały być na nocne wyjście, długo się kręcił w nocy, chował kluczyki do auta w kurtce, udawał, że śpi, czekał z pójściem spać aż zasnę… Sytuacja pogorszyła się po moim powrocie do pracy. Nie mieliśmy wtedy już praktycznie żadnego kontaktu. Pomimo moich wielokrotnych próśb, nie mógł wrócić do poprzedniego trybu pracy, żebyśmy mieli czas dla siebie. Zawsze znajdował jakiś argument. Tak więc ja wychodziłam rano do pracy, do 15/16-stej natomiast on wychodził o 13/14-stej i wracał po nocach. Najdziwniejsze dla mnie stało się to, że co mówiłam lub pisałam nagle on wiedział, robił lub mówił mi. Wtedy nie myślałam racjonalnie, zamiast uciec tkwiłam w tym i tylko się dziwiłam. Wpadłam na „trop” pewnej dziewczyny na Instagramie. Zaczęło mi świtać, że to może być dziewczyna, z którą mnie zdradza Darek. Zapytałam się go o nią jednak usłyszałam, że się mylę, że to dawna znajoma z Tindera i znajoma żony jego szefa.

Pewnego razu byłam u Moniki, ponieważ znalazłam jakąś dziwna aplikację na telefonie, myślałam, że szpiegowską. Miała ona kolegę, który znał się na rzeczy, okazało się, że się mylę co do apki. Wracając przejeżdżałam obok centrum handlowego gdzie podejrzewałam, że pracuje ta dziewczyna podejrzana o zdrady Darka, coś mi wewnętrznie powiedziało, żebym spojrzała pod wejście. To trwało ułamek sekundy, kiedy przejechałam obok i wydawało mi się, że zobaczyłam go palącego papierosa. Po powrocie do domu zadzwoniłam do Moniki i zaśmiałam się, że jeśli będzie wcześniej niż mówił to znaczy, że to był on i mnie widział. No i oczywiście wrócił wcześniej. Wszedł niepewnie, nazwał mnie pełnym imieniem… No niepokojące.

W tym wszystkim udałam się do psychologa, którego poleciła mi Anka. Darek o wszystko mnie obwiniał, bywał naprawdę nieprzyjemny, imputował nawet chorobę psychiczną. Psycholog po kilku spotkaniach stwierdziła, że Darek mną manipuluje oraz, że ma elementy osobowości psychopatycznej. Tym bardziej byłam zaniepokojona całokształtem sytuacji. Ale czemu w tym tkwiłam?

Miałam myśli, że podłożył mi lokalizator, który wyciągnął od siebie z auta. Nie chciał mi go oddać, rzekomo wyrzucił. Była w nim karta SIM zarejestrowana na mnie, której też nie chciał mi oddać, ponieważ stwierdził, że będzie jej używał do internetu. O potencjalnym podłożeniu mi lokalizatora mówiłam w mieszkaniu, przez telefon, na którym myślałam, że mam jednak aplikację szpiegowską. Pewnego razu zapytałam się co z nim zrobił, odparł z przekąsem, że mi podłożył do samochodu. Po części uwierzyłam w to. Pomyślałam, że dlatego miałam zamienić auta jak mieszkaliśmy w lesie, żeby wiedział jak będę gdzieś jechała. Zwłaszcza, że tamtego dnia, gdy pojechałam pod jego firmę sprawdzić czy jest, nie był tym faktem kompletnie zdziwiony. Jakby wiedział, że jadę.

W przedostatni weekend naszego związku praktycznie ze sobą nie rozmawialiśmy. Piątki miał w dalszym ciągu wolne, pomimo, że ustalaliśmy po moim powrocie do pracy jego powrót do poprzedniego systemu pracy. W piątek wróciłam wcześniej, on spał. Gdy wstał wyglądał na wykończonego psychicznie i fizycznie, co tylko utwierdziło mnie w jego nocnych wyjściach. Zwłaszcza, że próbował zmanipulować rozmowę tak żebym z nim zerwała. Oznajmił, że jedzie do firmy. Ja w tym czasie umówiłam się na wieczór z Moniką no bo i tak nie mieliśmy wspólnych planów. Miała być o 18.30. Centralnie przed tą godziną Darek napisał czy chcę coś ze sklepu. Odpisałam mu, że jestem umówiona czym bardzo się zirytował. W momencie, gdy wchodziłyśmy do mieszkania on podjechał z piskiem opon, wpadł do niego razem z nami i oznajmił, że jedzie na noc do Borska. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że na moich oczach zaczął się przebierać w czyste ciuchy, psikać perfumem a biorąc śpiwór zapytał czy na pewno prany… Dziwne zachowanie jak na wyjazd w samotności do lasu. Wrócił następnego dnia. Myślałam, że zerwać, jednak on wcale nie miał zamiaru tego robić. Nie taki był plan… A ja dalej w tym tkwiłam. Wszyscy zaczęli mnie namawiać, abym z nim zerwała. Sama nie wiedziałam co robić, co się dzieje, co się dzieje ze mną. Zadawał on coraz to bezsensowne pytania, czy mój kierownik ma dzieci, w jakim banku moi rodzice mają konta, czy mam do nich upoważnienie, o której dokładnie chodzę spać…

W ostatni weekend naszego związku pojechaliśmy w piątek do Borska. Jego znajomi mieli tam domek i to rzekomo tam był w ubiekły weekend, kiedy byłam umówiona z Moniką. Pojechaliśmy nowym vanem, w którym usunął tylne siedzenia i zakupił materac do spania. Wieczorem były szanty w pobliskiej knajpie. Bardzo nalegał, żeby tam iść pomimo, że ja wolałam zrobić ognisko. Dziwnym trafem spotkaliśmy tam jego znajomych, była nawet rezerwacja stolika. Gdy się zapytałam czy byli umówieni usłyszałam, że nie. Z rozmowy podsłuchałam, że faktycznie widzieli się w ubiegłym tygodniu i zrozumiałam tak jakby on nagadywał na mnie, że zachowuję się jak szurnięta. Jednak przy nich był zupełnie inny w stosunku do mnie. Czuły, troskliwy, nawet zaprosił do tańca, nawet oddał do torebki swój telefon, którego tak pilnował ostatnimi czasy. Oczywiście wszystko uległo zmianie w momencie, kiedy zostaliśmy sami. Wróciło do normalnego trybu pt. „nie chcę Cię”. W sobotę wróciliśmy do domu się przebrać i pojechaliśmy do Kątów Rybackich również na noc, również vanem. Jadąc puszczał niepodobną do niego muzykę. Dopiero co mówiłam siostrze, że chyba zaciągnął muzykę od tej dziewczyny, bo dziwnym trafem puszcza co innego niż zawsze słuchał. I proszę, długo na to nie musiałam czekać. Miałam coraz to silniejsze podejrzenia, że w jakiś sposób czyta moje wiadomości lub podsłuchuje rozmowy. W Kątach Rybackich byliśmy sami stąd też jego zachowanie było w dalszym ciągu w trybie z Borska. Wieczorem doszło między nami do kłótni, po której w niemiłej atmosferze poszliśmy spać. Pomimo, że mu nie mówiłam wiedział, że byłam w tygodniu u Moniki. W odpowiedzi na pytanie skąd to wie usłyszałam tylko, że wie dużo różnych rzeczy, co było dla mnie znowu bardzo niepokojące. Zapytałam się go o aplikację, wyparł się, że coś o niej wie jednocześnie odradzając formatowania telefonu. Z rana zachowywał się jak gdyby nigdy nic. Zauważyłam, że chował się z telefonem za autem tak jakby ukrywał się, że z kimś pisze. Miałam już powoli tego wszystkiego dość.

6.

Poniedziałek. Coś mi nadal nie pasuje w telefonie. Rozgryzam aplikację i zauważam jej możliwości, a mianowicie czytanie wiadomości, nagrywanie otoczenia czy też rozmów, wgląd w pliki znajdujące się na telefonie, wgląd w lokalizację telefonu. Dziwna aplikacja na telefonie, który synchronizował mi Darek plus jego zbyt duża wiedza na temat moich rozmów z bliskimi. Przy okazji przeglądam również swojego laptopa jednak nic nie rozumiem z plików systemowych. Zakładam hasło.

Wtorek. Wracam po pracy do domu. Widzę jakieś kolejne dane wysyłane w odnalezionej aplikacji w newralgicznych dla mojego życia momentach takich jak poranny dojazd do pracy czy czas po pracy. Pomimo negacji znajomego Moniki siostra z mamą twierdzą, że aplikacja musi być szpiegowska. Przypomina mi się jak w okresie oskarżeń o picie Darek pewnego dnia po pracy wrócił do domu jednocześnie ze mną o północy. Ja byłam u siostry, ten wrócił z pracy. Weszłam do mieszkania centralnie po nim stanął wryty, że jeżdżę o takich porach, w ręku dzierżąc piwo, przekonany, że śpię. Dlatego też zaczęłam mieć podejrzenia, że w jakiś sposób sprawdza mnie, żebyśmy się na siebie nie natknęli w niedogodnym dla niego miejscu czy czasie. Już nie w kwestii picia a zdrad. Biorę laptopa z zamiarem sprawdzenia plików aplikacji jednak okazuje się, że hasło, które założyłam dzień wcześniej nie działa. Laptop leżał cały dzień w domu a miałam świadomość, że dla Darka zmiana hasła to bułka z masłem. Przerażona sytuacją stwierdziłam, że powiem, że zapomniałam hasła i poproszę go o jego zmianę, ponieważ na laptopie miałam bardzo ważne dane włącznie z pracą dyplomową. Przypomniało mi się również jego pytanie z dnia poprzedniego czy mam w pracy informatyków. Nie miałam. Stojąc na tarasie rozmawiam jeszcze z siostrą, która każe mi go spakować. Widzę, że przyjechał nowym vanem, więc kończę rozmowę. Jednak on nie przychodzi od mieszkania, wraca dopiero po pół godzinie ubrany w ciuchy motocyklowe. Co jest grane? Mówiłam siostrze, że jak wraca motorem to pewnie w nocy nigdzie nie wychodzi bo po cichu by mu się nie udało. O swoich podejrzeniach, że jak ma auto to wychodzi. W końcu chował ostatnio kluczyki w kurtce zamiast normalnie położyć na szafce. Wpada myśl, że udaje powrót motocyklem a na osiedlu ma też samochód.

Gdy wraca jak gdyby nigdy nic robię obiad. Jak zobaczył, że laptop był ruszony pyta od razu jak idzie mi pisanie pracy. Gram swoją rolę jednak ten mówi, że nie potrafi zrobić tego, o co proszę. Dopiero łzy skutkują. Podczas hakowania mojego laptopa pyta się dość wyraźnie czy jestem świadoma, że będzie w posiadaniu wszystkich moich haseł, włącznie z hasłem do profilu zaufanego. Jestem tak roztargniona i przerażona sytuacją, że się godzę byleby tylko odblokował mi dostęp do mojego laptopa. No i robi to bez problemu. Za pomocą penddrive’a którego miał ze sobą w plecaku…

Środa. Wracam po pracy do domu. W czasie dnia otrzymałam od Darka smsa, że będzie później bo znowu siedzi przy naprawie aut. Ja już powoli mam dość, myślę o sytuacji z dnia poprzedniego. O tym, że Darek wie o wszystkim co mówię lub piszę. Pojawiają się nawet myśli, że mam w domu jakiś podsłuch albo kamerkę, bo ilość informacji, które posiada jest aż niemożliwa. Zbieg okoliczności to zdecydowanie nie może być. Ściągam na telefon aplikację do szukania podsłuchów i szukam po mieszkaniu jednak bezskutecznie. Puszczam w między czasie film, żeby leciało coś w tle. O godzinie 22 dzwoni Darek, w zasadzie wygląda to tak jakby dzwonił tylko po to aby zapytać się jaki mam plan dnia na czwartek. Z racji wizyty u gastroenterologa musiałam wziąć wolne, stąd jego pytania, o której wstaje, o której jadę, o której wracam. Mam już tego dość. Szala przeważa się w momencie, kiedy po raz kolejny wraca po północy. Pomimo ustaleń, że po moim powrocie do pracy będzie wracał wcześniej. W momencie, kiedy wraca do domu oznajmiam mu, że to koniec, że mam dość. Ten przystaje na moje i zaczyna się pakować manipulując abym żałowała tej decyzji. Przeciąga wyprowadzkę mówiąc jak to się mylę, jak to będę żałowała, pozostawia w mieszkaniu rzeczy, które ma świadomość, że będą mnie bolały np. bluzę, którą mu uszyłam. Zabiera wszystkie rzeczy i wyprowadza się o godzinie 1.30 by mieszkać w vanie.

7.

Następne dni płynęły szybko, Darek się nie odzywał, ja trochę tęskniłam, ale uważałam, że to była dobra decyzja. W piątek wyszłam z dziewczynami na piwo, w końcu udało się Ance wygospodarować trochę czasu. Monika miała za niecały miesiąc wyjazd pracowniczy z warsztatami shibari. Ochoczo namawiała mnie, żebym pojechała razem z nią. Wyrwała się, poznała nowych ludzi. W zasadzie stwierdziłam, że to nie głupi pomysł. Warsztaty warsztatami nie muszę uczestniczyć, ale pojechać mogę. Cały weekend spędziłam na przejażdżkach motorem, w sobotę zjeżdżam na noc do siostry. W niedzielę dzwoni Darek. Chce usłyszeć całą prawdę co robiłam, kiedy go okłamywałam. Czyli co robiłam aby go zdemaskować. Mówię, że nie ma problemu możemy się spotkać i dla swojego czystego sumienia wszystko mu powiedziałam. Jakże byłam naiwna… On oczywiście wyparł się czytania moich wiadomości a na praktycznie każde oskarżenie miał jakieś wytłumaczenie. Jedno sensowne, drugie nie.

Kolejny tydzień przeleciał na kłótniach przez kogo rozpadł się związek. Oczywiście najwięcej winy było rzekomo po mojej stronie. Nie wiem po co to ciągnęłam, przecież to nie miało najmniejszego sensu. W pracy zaczęłam coraz więcej myśleć o swoim życiu prywatnym zamiast skupiać się na wykonywanych czynnościach. Zaczęłam zdecydowanie więcej palić, dalej nie jadłam, dużo piłam wody. Na ilość spożywanych płynów zwracał mi już uwagę Darek. Nie widziałam wtedy w tym nic złego ani niepokojącego. Część wykupionej diety pudełkowej lądowała w koszu. 1200 kcal a nie zjadałam całości, ciekawe… Pomimo dobrego humoru zaczęłam tęsknić. Przyzwyczajenie dawało górą. Darek poprosił mnie o szansę i zdecydowałam się mu ją dać. Nie myślałam racjonalnie. Jednocześnie się go bałam i coś mnie do niego ciągnęło. Sprawa nie była dla mnie zakończona. Spędziliśmy razem tydzień, przychodził do mnie, nocował. Nadal był dziwny. Wyglądało to tak jakby czegoś zapomniał, czegoś nie zdążył. Jakbym go zaskoczyła rozstaniem. W poniedziałek przed wpuszczeniem go z powrotem do swojego życia zadzwoniła do mnie z rana mama, że miała okrutny koszmar przez który aż krzyczała w nocy.

Najgorsze wydarzyło się w połowie tego tygodnia, kiedy to na wspólnej przejażdżce moto miałam wypadek. Darek ewidentnie nie chciał, żebym jeździła sama motorem, odradzał mi to wielokrotnie z przekąsem. Nabyłam już sporo doświadczenia poprzez wspólne wycieczki, dlatego nie bałam się jeździć samej. Nie ukrywam miałam podejrzenia, że celowo wybrał trasę, na której wiedział, że mogę popełnić błąd. Najpierw jechaliśmy przez miasto a potem na Letnicę gdzie właśnie doszło do wypadku. Pogoda była kiepska, zaskoczył mnie krawężnik. Po wypadku zapewne przez emocje i adrenalinę zaczęła się kłótnia, w której on również zaczął płakać jak to mnie kocha. Jednak w jego reakcji i zachowaniu było coś dziwnego, coś sztucznego. Podjechał na stację po opatrunki i zadzwonił po karetkę ale obrażenia były na tyle małe, że nie było potrzeby jechać do szpitala. Okazało się, że w motorze nie działa tylko lampka od hamulca, dlatego zdecydowałam, że na nim wrócę do domu. Darek miał jechać za mną żeby kierowcy widzieli światło hamowania. Oczywiście Darek namawiał, żebym wróciła taksówką a on ogarnie mój motocykl i zawiezie go do siebie pod firmę. Po co pod firmę skoro mógłby mi go przywieźć pod blok? Po co pod firmę skoro nie chciał mi go naprawić pomimo, że potrafił? W pierwszej kolejności po wypadku kazał mi dzwonić do Moniki, żeby po mnie przyjechała, jednak ta nie mogła prowadzić. Spisał sobie jej numer, rzekomo żeby do niej zadzwonić. Z racji możliwego wystąpienia zawrotów głowy lub innych objawów został ze mną na noc. Pomógł opatrzeć obdarcia.

Nie wiem dlaczego, nie umiem tego racjonalnie wytłumaczyć, w weekend pojechaliśmy jeszcze do Borska. Zwłaszcza, że z każdym dniem utwierdzałam się w myśli, że coś w nim jest złego, coś przerażającego. Po naszym rozstaniu Darek zakupił SUPa, więc spędziliśmy czas na pływaniu po jeziorze. Nadal był dziwny, pomimo, że chciał za wszelką cenę przekonywać mnie jak to chce żebyśmy wrócili do siebie. Nawet bez pierścionka oświadczył mi się. Pytał nagminnie o moje plany na przyszły weekend, kiedy to miałam jechać z Moniką na wyjazd. Ja celowo z początku nie mówiłam mu o tych planach, jednak on zachowywał się jakby o nich wiedział, tylko chciał to usłyszeć ode mnie. W końcu po którymś piwie wyciągnął ze mnie tą informacje. Wtedy nie zwróciłam uwagi, że pił on celowo wolniej ode mnie. Mieliśmy iść na dyskotekę jednak stwierdził, że chce się przejść ,więc poszliśmy. Powiedziałam mu, że mam opcję jechania z Moniką i jej znajomymi na co on oczywiście się zdenerwował, ponieważ chciał, żebym spędziła ten weekend z nim. Poszłam w swoją stronę kończąc rozmowę, że nic z tego nie będzie. Jednak po jakiejś pół godzinie zadzwoniłam czy mnie przenocuje. Była godzina 23 a do domu daleko. Jak podeszłam do auta oznajmił, że nie jest zdenerwowany, ale rozmowa potoczyła się niezbyt przyjemnie. Usłyszałam zdania typu, że moja rodzina musi zapłacić za to, że uważałam, że mnie zdradza i że jesteśmy z siostra pojebane. Dodatkowo oznajmił, że Monika nie jest wcale moją przyjaciółką, co wydawało mi się niedorzeczne zważywszy na ilość przegadanych godzin ostatnimi czasy i wsparcie z jej strony. Ciągle pytał o moje urodziny, jakie mam na nie plany, gdzie je spędzę, gdzie je wyprawiam. Nie rozumiałam tych pytań, ponieważ do moich urodzin było jeszcze trochę czasu. Następnego dnia miałam podjąć decyzję czy wracamy czy zostajemy. Stwierdziłam, że jest piękna pogoda, między nami gorzej już być nie może więc zostaliśmy popływać na SUPie. Miałam już wtedy podejrzenia, że może chce on wziąć na mnie chwilówki i po to ta cała szopka. Że potrzebował jeszcze czegoś z mieszkania na przykład moich jakiś danych. Rozmawiałam o tym z siostrą, mamą i Moniką. W drodze powrotnej zaniepokoił mnie stwierdzeniem, że ma moje dane i może je sprzedać. Że takie rzeczy się zdarzają jak wyciek danych z banków. Po powrocie już sama nie wiedziałam co myśleć. Zaczęłam się go poważnie bać. Jedna myśl goniła drugą. W przeddzień wyjazdu z Moniką przyjechał namawiać mnie abym nie jechała, cytując „z ćpunami i dziwkami” tylko pojechała z nim na Mazury. Postawił mi również ultimatum, że jeśli pojadę to koniec z nami (jakimi nami ja się pytam?). Owszem, Monika pracuje w branży erotycznej jednak „dziwki” to nie są. Miałam już dość stawiania przez niego warunków i jego mrocznej w tamtym momencie osoby, dlatego podjęłam decyzję, że pojadę z Moniką. Po rozmowie z nim, jego dziwnym zachowaniu byłam już totalnie zaniepokojona o swoje dane. Przyszła mi myśl, która zakotwiczyła się we mnie na dłużej, że doszło przez niego do kradzieży mojej tożsamości. Sprawdziłam BIKa, w którym zobaczyłam dziwne zapytania ze strony banku, z którego korzystaliśmy. Dziwnym trafem nakładały się one na nowe zakupy Darka, typu zegarek, kask, smartwatch, SUP. Dodatkowo moja zdolność kredytowa była bardzo wysoka. Podjęłam decyzję o unieważnieniu swojego dowodu osobistego i od razu wybrałam numer do rodziców. Akurat ich nie było w Gdańsku, mieszkali w domku w lesie. Poprosiłam mamę aby również unieważniła swój dowód osobisty z racji, że jej dane wraz z podpisem znajdowały się u mnie w mieszkaniu i bez problemu Darek miał do nich dostęp. Moja intuicja wołała, kazała uciekać od Darka. Coś nie grało i to na poważnie tylko nie miałam świadomości co.

Wszystko potoczyło się momentalnie. Z dnia na dzień miałam coraz to poważniejsze obawy, że związek był ukantowany, że chodziło o kredyty. Doszło do gonitwy myśli. Zaczęłam kojarzyć fakty, przypominać sobie sytuacje czy też zdania wypowiedziane przez Darka. Dzień po unieważnieniu dowodu osobistego podjechałam do banku w celu uzyskania informacji o te dziwne zapytania. Jednak z powodu braku dowodu niczego się nie dowiedziałam. Pracownik banku był bardzo zdziwiony widząc mnie po raz kolejny, ponieważ dopiero co dzień wcześniej byłam usunąć Darka upoważnienie do swojego konta. Dziwnym dla mnie był fakt, że musiał przyjść zrobić to sam dyrektor banku. Zablokowałam również kartę SIM, której mi nie oddał. Zorientowałam się w pierwszej lepszej chwilówce, jakie dokumenty należy przedłożyć, aby uzyskać pieniądze. Okazało się, że wystarczy tylko skan dowodu osobistego oraz wyciąg z ostatniego miesiąca. Przypomniało mi się, że w ubiegłym miesiącu Darek narobił bardzo duży obrót na naszym koncie. Dodatkowo wyjazd w góry przełożył z końca miesiąca na początek co wiadomo, że pochłonęło dodatkowe fundusze. Większy obrót dał również nowy samochód, który trzeba było opłacić, czy też ubezpieczenie mojego motocykla. W tym wszystkim przypomniało mi się również, że jak byliśmy raz przez przypadek w hotelu MSWiA to Darek był zdenerwowany i niechętnie pokazał dowód do zameldowania. Dodatkowo był przecież w posiadaniu moich loginów i haseł do kont bankowych i profilu zaufanego. W tym wszystkim przypomniały mi się słowa Damiana, że nie ja pierwsza ani ostatnia. O tym również, że jeździł na dziewczyny do klubów a mi mówił, że tego nie robił. Podobno też z początku związku powiedział, że jestem dziewczyną do poruchania. Czego się wyparł, ale jednak może to była prawda? Rachunek był prosty. Nie patrząc na logikę byłam już święcie przekonana, że weźmie on na mnie i moja rodzinę chwilówki.

Monika z chłopakiem przyjechali po mnie w piątek po południu. Pocieszali mnie, że w chwilówkach wcale nie da się nabrać aż tak dużych kwot. Ludzie na wyjeździe byli bardzo mili, w warsztatach uczestniczyłam połowicznie bo to nie był mój klimat. Zjawił się tam dziwny koleś, który nie chciał uczestniczyć w zajęciach pomimo, że przyjechał celowo na warsztaty. Przyjechał w sobotę, dzień zaczął od szklanki wódki, nie rozmawiał z nikim, grał sam w piłkę i słuchał głośno swojej muzyki na głośniku. Intuicja wołała mi, że coś z nim jest nie tak. Nie powinno go tam być, bo pytałam Moniki czy będą tylko ludzie z jej pracy, na co odpowiadała z początku, że tak. Dopiero później pojawił się jakiś random. Narkotyki były tam na poziomie dziennym. Ilość marihuany, którą wypalili była niesamowita. Zamiast papierosów palili skręty, pierwszego wieczoru zapodali sobie herbatkę z grzybów, kolejnego część towarzystwa piguły. Ja trzymałam się twardo swoich zasad i nic nie brałam tylko piłam piwo i paliłam papierosy. Darek próbował się do mnie dobijać jednak całe szczęście nie było tam zasięgu. Ja myślami żyłam wśród chwilówek i ewentualnych strat pieniężnych z mojego związku. Myśli były coraz to dziwniejsze jednak ja to czułam i nie widziałam w nich niczego złego. Rozmawiałam o tym z rodzicami, pocieszali, że gdyby faktycznie wyszły jakieś pożyczki to mama ma dużą ilość znajomych ze światka prawniczego, że damy radę. Przy powrocie intuicja zaskoczyła mnie sama, kiedy to na ułamek sekundy podsunęła, że Monika i jej chłopak również robią coś przeciwko mnie. Zbeształam sama siebie za tą myśl, ponieważ wydawała mi się niedorzeczna.

Po powrocie byłam już nastawiona, że nie chcę mieć kontaktu z Darkiem. Jednak, jakie było moje zaskoczenie jak okazało się, że czeka na mnie pod blokiem. Chciał koniecznie ratować ten związek, chciał kolejnej szansy. Jednak jego zachowanie, stosunek do mnie wydawał mi się fałszywy. O czym mu powiedziałam. Dawał mi jakiś kamyk w kształcie serca, żebym mogła go sobie położyć w ogródku. Idiotyzm. Nie byłam nim zainteresowana jak i całym Darkiem i jego słowami. Na koniec rozmowy podziękowałam za te dobre chwile w związku, przeprosiłam za to, co złe i przytuliłam go. Zaskoczony tą sytuacją z początku nie wiedział co ma zrobić. Chyba bał się, że jeszcze mu dam tą szansę a przecież nie taki był plan. Odwzajemnił dopiero uścisk w momencie, kiedy powiedziałam, że niektórych rzeczy nie da się naprawić. Odwróciłam się i poszłam do domu. Na odchodnym zapytał się jeszcze czy jestem sama. Rzucił też pytaniem jak podobał mi się film. Jaki? Ten co oglądałam podczas szukania kamer w domu. Tym bardziej uświadczył mnie w przekonaniu, że w domu mogły być kamery. Zaczęłam się go autentycznie bać. Wróciłam do domu zrobiłam jeszcze pranie i poszłam spać, ponieważ następnego dnia szłam do pracy.

 

8.

Dni mijały, moje myśli były coraz to gorsze. Byłam już święcie przekonana, że związek był fejkiem a na mnie i mojej rodzinie spocznie płacenie czyiś kredytów. Cała rodzina bardzo mnie wspierała. Podtrzymywali pomysł z chwilówkami, również się ich obawiali. Przedzwoniłam z mamą kilkadziesiąt chwilówek w celu uzyskania informacji czy może na moje dane nie zostały zaciągnięte pożyczki, jednak bez skutku. Nic. A ja dalej szalałam coraz bardziej i bardziej. Wszystko składało się w całość. Jego chęć wyrabiania mi zdolności kredytowej podczas związku, pytania o konta bankowe rodziców, pytania o wartość nieruchomości rodziców, pytania o moją kolekcję 2 zł, stwierdzenia apropo wycieku moich danych, groźby. Znaleźliśmy dodatkowo informację, że Kamila, była Darka, pracowała jeszcze niedawno w banku. Wpadliśmy z rodzicami na pomysł, że mogli założyć w nim konto na moje dane. Jednak po zadzwonieniu uzyskałam informację, że nie ma prowadzonego na mnie żadnego rachunku. Mama sama mówiła, że Darek musiał mieć u nas w domu jakiś podsłuch bo nie możliwością była ilość posiadanych przez niego informacji z naszych rozmów. Zaczęłam zaniedbywać pracę, dużo czasu spędzałam na telefonach z Moniką i siostrą. Z Darkiem nie chciałam mieć kontaktu, pomimo, że co jakiś czas do mnie pisał lub dzwonił. Podjęłam decyzję, po namowach siostry i rodziców, abym na jakiś czas przeprowadziła się do nich. Bałam się Darka, dlatego ten pomysł przypadł mi do gustu. Ciągle słyszałam od rodziny, że musimy się trzymać razem. Że nie mogę mieć kontaktu z Darkiem bo później będziemy mieli problem. Byłam nawet na policji zgłosić możliwość kradzieży tożsamości. Początkowo chciałam złożyć zawiadomienie u dzielnicowego w miejscu zameldowania, jednak mój szwagier poszedł dowiedzieć się co mamy robić i dowiedział się, że musi to zostać zgłoszone dzielnicowemu w miejscu gdzie się zadziało zdarzenie. Cała wizyta na policji wydawała mi się niepokojąca. W momencie składania zeznań byliśmy sami w pokoju, policjant wydawał się niezainteresowany, nie zapisał nawet danych gdzie się wydarzyło całe zdarzenie, a na koniec zadał ze smutkiem pytanie czy mam dzieci. Sprawdził również Darka w rejestrze, okazało się, że jest czysty. Skwitował to stwierdzeniem, że właśnie takie osoby wykorzystuje się do podstawiania ofiar. Nie potrafiłam tego wyjaśnić, ale intuicja wołała mi, że coś jest nie halo. Już od początku próbował mnie zbyć. Ale rodzina uspokajała mnie, że to nic dziwnego, że mi się wydaje… Wierzyłam, no bo jak nie wierzyć tak bliskim osobom? Przypomniało mi się, że jeszcze niedawno byliśmy z Darkiem zobaczyć działkę dziadków, która miała być przepisana na mnie i siostrę. Miałam myśli, że wartość chwilówek będzie wynosiła wartość nieruchomości rodziców, czyli nie małą sumę zważywszy na ich duży dom, moje mieszkanie, działki. Siostra poprosiła mnie o wszystkie dane Darka jakie mam, adres, pesel, cokolwiek. Powiedziała, że ma szemrane znajomości i poprosi o pomoc. Dałam, co miałam.

Na nagraniu z dyktafonu usłyszałam jak Darek nazwał mnie „drzewem”. Próbowałam to zrozumieć. W pierwszej chwili myślałam, że po prostu, mówiąc wprost, ostatnimi czasy miałam kija w dupie. W momencie, kiedy weszły do mojej głowy sprawy finansowe próbowałam rozkminić to w kontekście drzewa finansowego na którego trop naprowadziła mnie mama. Jakże się myliłam…

9.

Nawet nie wiem, kiedy pojawiły mi się w głowie myśli związane z mafią i wrobieniem mnie w morderstwo. Konkretnie morderstwo dziewczyny, o której podejrzewałam zdrady Darka. Moja intuicja szalała. Ja cała szalałam. Nie widziałam tylko sensu we wrobieniu mnie. Jedyne co wpadało mi do głowy to fakt nabrania na mnie chwilówek a mnie wpakowania do więzienia, może nawet sfingowania mojej śmierci. Tylko po co?

Życie toczyło się dalej. Ja miotałam się w nim coraz to bardziej i bardziej. Żyłam już tylko chwilówkami i potencjalnym morderstwem. Mama w jednej z rozmów stwierdziła, że Darek faktycznie z zachowania posiada elementy osobowości psychopatycznej. Tym bardziej mówiła, żebym się z nim nie kontaktowała. Spotkałam się z Moniką i Pawłem na piwo. Pierwsze co zrobili to skręcili sobie jointa. Uświadomiłam sobie, że biorą więcej narkotyków niż mi o tym mówią. Opowiedziałam im o swoich obawach, oni stwierdzili, że to wszystko jest możliwe. Mówiłam, że jeśli bym próbowała się zabić to nie ja, a jak trafię do więzienia to żeby mnie odwiedzali. Oni w zasadzie słuchali wszystkiego raz z powagą raz z rozbawieniem. Paweł powiedział, że nie może się doczekać żeby zobaczyć co przyniesie kolejny miesiąc. Mówili, że jak coś to najwyżej mnie wskrzeszą, że mam się nie martwić. Paweł namawiał mnie do zakupu olejku CBD, żebym trochę się uspokoiła, mogła lepiej spać. Nawet wcisnął mi pod język parę kropel. W weekend miałam jechać z rodzicami na działkę i na spływ kajakowy. Mówiłam im, że mam bardzo złe przeczucia co do tego wyjazdu.

Mieszkałam z rodzicami, ciągle powtarzali, że musimy się trzymać razem. Ja miałam w głowie totalną gonitwę myśli. Pojechaliśmy na umówiony przez rodziców spływ. Ja płynęłam z mamą a tata sam, w związku z czym dostał jedynkę. Moje myśli krążyły już wokół tego, że będą nabrane na mnie chwilówki, będę wrobiona w morderstwo, a cała sytuacja jest zbyt perfekcyjna, żeby to była grupka znajomych, tak więc, że to sprawka mafii zapewne Tczewskiej skoro Darek był z Tczewa. W kajaku taty były dwa smakowe piwa, które ktoś zostawił. Było to dla mnie podejrzane, ale rodzice nalegali, żeby je wypić. Wypiłam połowę i dziwnie się poczułam, dlatego resztę wylałam. Rozmawiałam całą drogę z mamą o swoich obawach, próbowała mnie uspokoić, nawet powiedziała, że ma jakieś kontakty z półświatka mafijnego, że w razie czego mnie wyciągną. Że dowody muszą być twarde. W końcu miała na ten temat wiedzę, ponieważ pisała pracę magisterską z motywów zbrodni i zbieraniu odcisków palców. Weekend minął mi na rozmyślaniach, miałam straszną gonitwę myśli a alkohol, który ochoczo podawali mi rodzice wcale nie pomagał. Wieczorami grywaliśmy w karty. Dziwiło mnie bo tata ciągle powtarzał, że „kto nie ryzykuje ten w kryminale nie siedzi”. Nigdy wcześniej tak nie mówił…

Po powrocie zajrzałam do pudełka gdzie miałam schowane zapasowe klucze od swojego auta ale zamiast nich znalazłam tam kawałek jakiegoś materiału z wbitą igłą. Z racji, że szyję w pierwszej chwili pomyślałam, że zaplątał się tam strzępek z moich materiałów. A kluczyki przypomniało mi się, że przełożyłam przed wyjazdem. Przypomniało mi się również, że o tej skrytce powiedziałam Pawłowi i Monice. Do tego ich słowa, olejek CBD. Zaczęłam mieć myśli, że to wcale nie był olejek CBD. W końcu Paweł biegł specjalnie po niego do domu, żeby zdążyć mi go podać zanim wsiądę do taksówki. Mówił jeszcze, że mogę się po nim dziwnie czuć następnego dnia. Monika wyrzucała moje puszki po piwie, ale siedziałam tyłem więc nie wiem czy nie rzucała ich obok śmietnika. A przecież jak siedzieliśmy na ośce przyszła jakaś obca para, która została tam po nas. Przestałam im ufać. Uważałam, że Darek miał dostęp do moich rzeczy a oni do mojej głowy. Stąd wiedział o wszystkim co mówiłam i myślałam. Przypomniało mi się też jak ochoczo chcieli pakować Darka, dziwnym trafem w trakcie kiedy on sam już chyba miał dość. Pewnego poranka przed moją pracą czekał na mnie z kawą jak wstałam. Prosił, żebym już to skończyła. Nie rozumiałam, dlaczego to ja mam zerwać. Wtedy. Zaprzestałam kontaktowania się z Moniką i Pawłem.

Przyznałam się rodzicom do swojego wypadku motocyklowego. Nie byli źli. W ramach moich zbliżających się urodzin zakupili mi nowe ubrania na motocykl i namówili, żebym porozmawiała z wujkiem o naprawie swojego moto. Tak też zrobiłam. Jak tylko przyszły ubrania pojechałam zawieźć motocykl do wujka gdzie go zostawiłam do naprawy.

Mówiłam o wszystkim rodzicom. Powiedziałam, że brałam kiedyś narkotyki, o swoich obawach nie tylko co do chwilówek ale również co do morderstwa. Zaczęło mi się wszystko sklejać w całość, że to właśnie Monika wprowadziła mnie w światek narkotykowy, to właśnie z tego środowiska dziewczyna poprosiła mnie o umowę inblanco. Brałam wtedy sporo, dużo czasu spędzałam z tymi ludźmi, narkotyki miałam praktycznie za darmo. Wtedy pojawił się Darek. Rycerz na białym koniu. Był w tym światku diler, który zachowywał się jakby był we mnie zakochany. Jednak ja wolałam Darka. Może to był test na ile mi na nim zależy? Przestałam brać będąc z Darkiem, a raczej zmieniło mi się moje nastawienie co do tego. Podczas związku otrzymał on wszelkie informację na mój temat, miał dostęp do wszystkich moich danych i dokumentów. Mama przypomniała mi, że raz podrobił mój podpis na ubezpieczeniu kiedy to miałam stłuczkę i on załatwiał wszelkie formalności w moim imieniu. Znał dobrze mój tryb dnia i zachowania. Byłam przekonana, że nabrał pożyczek stąd też jego pytania o moje urodziny. Myślałam, że jego prezentem będą monity z chwilówek. Przed urwaniem kontaktu pytał się też do kiedy rodzice zostają na działce, Ci jak o tym powiedziałam, zmienili zamki. Do mojego mieszkania jednak nie zmienili, ponieważ trzeba by było wymienić całe drzwi. Miałam obawy, że jest on w posiadaniu kluczy do domu rodziców, do mojego mieszkania również. Bałam się, że jest on we współpracy z jakąś dziewczyną o podobnej posturze co do mnie. Jeśli miał klucze to miał również dostęp do moich ubrań w związku z czym bałam się że będzie ukantowane morderstwo. Szalałam. Nie wiedziałam co się dzieje, czułam się coraz gorzej, spałam coraz mniej. Bałam się bardzo o rodzinę, tata miał zaraz wyjeżdżać na statek, mama zostać sama w momencie kiedy ja jestem w pracy. Miałam bardzo duże obawy, że policja mnie zaraz złapie a mamę będą chcieli zabić, ponieważ jest to jedyna osoba, która dzięki swoim znajomościom mogłaby wyciągnąć mnie z aresztu i wybronić moją niewinność. Ustaliliśmy, że jeśli złapie mnie policja to mama ma iść do sąsiada i dzwonić po wujka. Ani przez chwilę nie być sama. Poprosiłam, żeby mi to obiecała. Zrobiła to.

10.

Poniedziałek. Ja już totalnie szalałam. Wewnętrznie byłam kłębkiem… nie… kłębem nerwów. Byłam przekonana, że zostanę wrobiona w morderstwo. Pojechałam do pracy, gdzie na wstępie kierownik zapytał się gdzie jest laptop, na którym ostatnio pracowałam. Dałam mu go z myślą, że chce go policja. Dodatkowo poprosił, żebym przekazała wszelkie informacje na temat zlecenia podczas, którego byłam w trakcie, swojej koleżance z pracy, czym mnie dodatkowo zdenerwował. Wraz ze współpracownikiem pojechaliśmy na nowe zlecenie do Gdyni. Coś było nie tak. Już sam początek był podejrzany, ponieważ osoba, która nas wprowadzała była zestresowana do takiego stopnia, że trzęsły się jej ręce. Zostały mi wskazane dokumenty, których miałam przygotować spis brakowania, czyli spis dokumentacji, której okres przechowywania minął. Po akceptacji brakowania przez zleceniodawcę można takie dokumenty zniszczyć. Wykonywałam swoje obowiązki chaotycznie, ponieważ myślami byłam przy potencjalnym wrobieniu, bałam się o swoją rodzinę. Myślałam o materiale, który znalazłam. Im więcej, tym bardziej byłam przekonana, że to nie był mój kawałek materiału. Jeszcze ta igła… A mama przecież mówiła, że na zeznaniach pytają o ubiór ofiary. Nie zwróciłam uwagi na niepokojące zachowanie mojego współpracownika, często wychodził, zadawał pytania o firmę, której wykonywaliśmy zlecenie, o jakieś angielskie nazwy. Ja z roztargnienia nie sprawdziłam dokładnie dokumentacji, z którą pracowałam. Również często wychodziłam zapalić, niestety zawsze na zleceniach zewnętrznych jak i w firmie pozostawiałam swoją torebkę samopas. A w niej wszelkie dokumenty i klucze. Po zakończonej pracy okazało się że nie mamy komu oddać kluczy do archiwum w związku z czym mamy je wziąć ze sobą. Schowałam je do swojej torby od laptopa. Wyjeżdżając szedł do budynku dość szybkim tempem jakiś koleś z gotowym obrazem, puszką farby w sprayu w ręce i wielkim aparatem zawieszonym na szyi. Mój współpracownik zaznaczył, że cały dzień kręcił się on po parkingu. Nie muszę mówić co zaczęło się dziać w mojej głowie… Jeszcze dodatkowo jak wjeżdżaliśmy już do firmy na poboczu stał samochód z przyciemnianymi szybami. Byłam już święcie przekonana, że jak tylko wyjdę z firmy złapie mnie policja. W tym wszystkim najbardziej bałam się o mamę. Naprawdę byłam przekonana, że to mafia, że na mnie nabrali chwilówek na miliony, mnie zapuszkują a moją mamę zabiją. No nonsens. Jednak wróciłam do domu i nic się nie wydarzyło. O swoich obawach na wstępie powiedziałam rodzicom jednak oni mi w dalszym ciągu nie wierzyli.

Bałam się, że tata wyjeżdża. Prosiłam go, żeby został jednak był nieugięty. Spałam mało, nie mogłam zasnąć przez gonitwę myśli. Budziłam się o godzinie 4-5 i nie mogłam już spać. Wtedy nie rozumiałam co się ze mną dzieje. Myślałam, że to stres a myśli wydawały mi się realne. Rodzice próbowali mnie uspokajać. Tata momentami się denerwował. Powiedziałam o kawałku materiału, który znalazłam w swoich rzeczach jednak rodzice mi nie uwierzyli. Ciągle powtarzali, że się mylę, że to mój wymysł. A ja byłam pewna, że to mafia, pomimo, że nie rozumiałam dlaczego tak.

Wtorek. Znowu nie mogłam spać. Z rana czułam się na tyle źle, że musiałam wziąć wolne na żądanie, które bez problemu dostałam. Mieliśmy termin na wykonanie zlecenia w Gdyni, dlatego kierownik zapytał się czy ma wysłać tam kogoś innego. Zanegowałam ten pomysł, ponieważ czasu na realizację było aż nadto. Jeden dzień w tą czy wewtą nie robił różnicy. Zaczęłam jeszcze bardziej szaleć w momencie, kiedy zobaczyłam, że do kluczy od swojego mieszkania i domu rodziców mam doczepione jakieś klucze. Po jednym do każdego z pęków. Rodzice w tej kwestii się kompletnie nie wypowiedzieli. Przesiedziałam ten dzień razem z nimi w domu. Następnego dnia tata wyjeżdżał a ja byłam zdruzgotana tym faktem. Bałam się o mamę, że pójdę do pracy a jej się coś stanie. Rodzice uważali, że pojawiła się u mnie mania. Mama stwierdziła, że trzeba iść do psychiatry zapytać się co robić, co się dzieje. Nie chciałam iść. Uważałam, że mam rację, że TO się dzieje i to nie jest mój wymysł. Pod pretekstem, że ona mi coś obiecała, poprosiła, żebym zrobiła to dla niej. Zgodziłam się. Opowiedziałam całą historię lekarzowi na co usłyszałam, że moja historia jest przerażająca ale zborna. Dała leki na wyciszenie i uspokojenie i zaproponowała zwolnienie, z czego oczywiście zrezygnowałam, ponieważ zawsze byłam bardzo obowiązkowa. Zdarzało się przecież, że stawiałam pracę ponad zdrowie. A trzeba było wziąć to zwolnienie… Wizyta u psychiatry też miała w sobie coś dziwnego. Byłyśmy ostatnie w kolejce, godzina 21 i podejrzanym trafem zmieniła się pani w rejestracji. Gdy wyszłam od lekarza w poczekalni czekał na nią jakiś pan. Ciągłe zbiegi okoliczności mnie wykańczały. Byłam przekonana, że to policja, która robi obserwację podejrzanej.

Środa. Tata rano wyjechał. Zostałam sama z mamą. W pracy pojechałam sama na zlecenie do Gdyni. Z moimi myślami było coraz gorzej, nie wiedziałam co się dzieje. Byłam przekonana, że zostanę wrobiona w morderstwo, że mojej mamie coś się stanie, że to jest mafia. Jak tylko podjechałam pod firmę, w której miałam wykonywać zlecenie zauważyłam samochód z tczewskimi blachami. Przypomniało mi się, że jak jechaliśmy do psychiatry wyjechały za nami dwa samochody również z takimi rejestracjami. Jak wchodziłam do budynku na jego końcu stały jakieś dwie osoby i obserwowały czy przyjechałam. Po chwili ich nie było. Drzwi do budynku były zamknięte a klucze posiadał tylko dyżurny i jego żona. Gdy tylko ta wprowadziła mnie do archiwum załamałam się, bo okazało się, że poprzedniego dnia było tam włamanie. Na przedmiotach były pozaznaczane sprayem kropki, które prowadziły aż do okna, przy którym stało krzesło na biurku a z alarmu był odczepiony kabel. No tak, kropki były po to, żebym podeszła do okna. Żyłam już w totalnym chaosie, wiedziałam, że dzieje się coś złego. Zadzwoniłam zgłosiłam kierownikowi, że było włamanie, że może ktoś z firmy chce tam przyjechać zobaczyć pomieszczenie. Jednak dostałam po chwili odpowiedz ze już jest zgłoszone i tyle. Praktycznie nie pracowałam tylko przewalałam pudła. Gonitwa myśli to zbyt mało powiedziane. Zaczęło mi coś świtać. Zaraz zaraz… Gonitwa myśli, wypadające włosy, Brak apetytu, duża ilość płynów, nadmierna potliwość. Narkotyki. Poleciałam do łazienki sprawdzić źrenice. Oczywiście były duże, coś podejrzanie duże. Ale zaczęłam się uspokajać, że to może światło w łazience. Przyszedł dozorca, z prośbą, że mam przestawić samochód. Czuć było od niego woń alkoholu. Zaczął coś mówić, że trzeba wystawić fotele z tego pomieszczenia gdzie pracowałam, bo to innej firmy, w zasadzie nie zrozumiałe rzeczy a na moje pytanie czyja to firma nie uzyskałam konkretnej odpowiedzi. Przestawiłam samochód, wprowadził mnie do budynku przez garaż i patrzył czy dotykam klamki. Nie zrobiłam tego co spowodowało u niego niezadowolenie. Niefortunnie skończyło mi się picie, więc musiałam pójść do najbliższego sklepu. Gdy wróciłam nie mogłam nikogo znaleźć, aby mnie wpuścił. Garaż był zamknięty, po dozorcy ani śladu. Zadzwoniłam do kierownika żeby uzyskać numer do pracownicy firmy, od niej uzyskałam numer do żony dozorcy jednak jej nie było w budynku. Podjechał akurat jakiś samochód a zaraz za nim przypadkiem motocykl taki jak mój. Kolejny zbieg okoliczności. Poprosiłam pana, który wchodził czy by mnie nie wpuścił. Zrobił to ze śmiechem. Nie muszę mówić, że wszędzie na zewnątrz były kamery? Wszystko było bardzo dziwne. Zachowanie dozorcy. Ludzie przebywający w budynku. Wszędzie pootwierane okna. Gdy oddawałam mu klucze do pomieszczenia z dokumentami zauważyłam, że miał przyczepiony do swoich kluczy pilot jak do bramy rodziców. Zaczęło mnie to wszystko przerastać. Myślałam tylko o tym, żeby jak najszybciej wrócić do domu do mamy, żeby była bezpieczna. Przecież mówiła, że trzeba się trzymać razem, żebyśmy zostały razem bo wtedy będzie bezpieczniejsza. Szybko skończyłam pracę, dzwoniłam jeszcze do mamy, prosiłam, aby poszła do sąsiada. Że coś się dzieje, że to mafia… Nie chciała mi uwierzyć. Wracając nagle zaczęła nagrywać kamerka samochodowa. Z tego co zdążyłam się zorientować była ustawiona na godzinę 13 pomimo, że była godzina koło 15. Miałam bardzo złe przeczucia, wydawało mi się, że jakiś samochód jedzie za mną. Wzięłam telefon, błagałam mamę, żeby poszła do sąsiada jednak ta była nieugięta. Zaproponowała, że przyjedzie po mnie. Zgodziłam się na to, żeby tylko wyszła z domu. Gdy przyjechałam do firmy zadziało się coś jeszcze gorszego. Byłam bardzo roztargniona, zarówno cała sytuacja jak myśli mnie przytłaczały. Byłam chaotyczna i nie myślałam racjonalnie. W przejściu w dziwnym miejscu stała deskorolka do przenoszenia dokumentów, położona do góry nogami. Później zrozumiałam, że leżała ona centralnie na kamerach. Zachowanie współpracowników było nienormalne. Poszłam policzyć pudła na magazyn, bo poprosił mnie o to jeden ze współpracowników. Tak się zdarzyło, że kierownik był na 1 piętrze, powiedział, że poda mi liczby, bo łatwiej mu będzie policzyć z góry. Tak też zrobiłam, usiadłam przy stoliku i pisałam to co dyktuje. Po chwili przyszedł współpracownik (dajmy na to Robert), który mnie poprosił o policzenie pudeł. Rozmawialiśmy we trójkę, jednak w pewnym momencie zauważyłam, że Robert dziwnie się na mnie patrzy, kierownik z pierwszego piętra coś do mnie powiedział więc naturalne było, że odpowiadając na niego spojrzałam. I wtedy zobaczyłam centralnie nad nim kamerkę. Świetnie, czyli będzie, że gadam do siebie i przeskakuje powietrze… Szybko uciekłam z pracy. Mama już czekała, poprosiłam, żeby pojechała za mną. Pojechałyśmy do domu. Gonitwa myśli trwała. Próbowałam ją przekonać, że to mafia. Opowiedziałam o sytuacji z pracy, ta stwierdziła, że lepiej będzie jak więcej tam nie pójdę, żeby bardziej się z czymś nie wkopać. Nie mogłam uwierzyć, że to wszystko się dzieje naprawdę. W tym wszystkim mama była bardzo spokojna. Dawała mi leki od psychiatry, które nic nie pomagały. Wieczorem dostałam od niej tabletkę nasenną, dostałam również smsa od Darka, że dobranoc i że mnie kocha. Akurat w momencie, kiedy szłyśmy spać…

Czwartek. Pomimo silnego leku nasennego nie przespałam ani minuty. W nocy kotłowały mi się myśli. Jakieś puzzelki wskakiwały na swoje miejsca. Zachowanie współpracowników i kierownika, byłam przekonana, że po prostu zostali zastraszeni. Przypomniało mi się, że od jakiegoś czasu niektórzy nie witali się ze mną, przychodzili pytać mnie w moim kontenerze o błache, bezsensowne rzeczy. Wcześniej nie było kamer, ale może już były? W zasadzie podpisywałam jakieś papiery, niby po szkoleniu bhp ale może jednak to była zgoda na nagrywanie? Widoczne na pewno nie były… Ostatnio przyszła jakaś duża paczka do firmy, może to właśnie kamery z 1 piętra? Koniecznie ja nie miałam odebrać tej paczki. Kotłowały mi się tej nocy również myśli wokół potencjalnego wrobienia w morderstwo. Podłożone jakieś klucze, warsztaty shibari i zachowanie Moniki, olejek CBD i Paweł, podrzucony kawałek materiału. Z rana mama stwierdziła, że nie nadaję się do pracy, w czym miała totalną rację, i że pojedziemy do firmy razem powiemy, że albo zwolnienie albo urlop bezpłatny. Ja nie mogłam uwierzyć, że przez całą noc nie zasnęłam ot tak. No bo bez przesady, można późno zasnąć ale wcale nie spać? Byłam wręcz pewna, że dostałam w czymś narkotyki. Zrobiłam test, o którego kupno poprosiłam mamę dzień wcześniej. W pierwszej chwili gdy zobaczyłam wynik zamarłam, ponieważ na wszystkim (był to multitest)- amfetamina, thx, morfina, kokaina pojawiły się 2 kreski. 2 kreski równają się zawsze pozytywnemu wynikowi. Poleciałam do mamy ona nie chciała mi uwierzyć i kazała przeczytać ulotkę. Tak też zrobiłam i okazało się, że niby 2 kreski to wynik negatywny. Uwierzyłam. Pojechałyśmy do firmy, wszyscy zachowywali się normalnie. Wyszło, że mam podjąć decyzję albo pracuję albo wypowiedzenie umowy. Poprosiłam o dzień na żądanie i czas na zastanowienie się do piątku. Co ciekawe... Kierownik stwierdził, że jego zdaniem praca jest najlepsza na wszelkie problemy. Że on przeszedł już w swoim życiu różne rzeczy, rozwody, MORDERSTWA… Podpisałam druk za urlop na żądanie za wtorek i czwartek i uciekłam stamtąd już całkowicie wszystkim przytłoczona. I wtedy czas stanął w miejscu. Mam wrażenie, że trwało to tygodnie a tak naprawdę dzień… Ale część się wyjaśniła.

Wróciłyśmy do domu i zjadłyśmy śniadanie. Brałam leki podawane przez mamę. Poszłam do swojego pokoju i zobaczyłam, że mama wydrukowała i położyła mi w pokoju fakturę za ubrania motocyklowe, które dostałam od nich. Dodatkowo tego poranka wyjątkowo dużo wiadomości przychodziło na jej telefon, który przede mną ostentacyjnie chowała. Coś mi już świtało, że jest nie tak. Intuicja szalała. Wyszłam z domu przejść się na pole na koniec ulicy i wszystko zaczęło do mnie docierać, sklejać się w całość. W trakcie związku Darek zrobił sobie tatuaż „Trust no one”, najbliżej była rodzina, Monika i Paweł śmiejący się, że jeśli umrę to mnie wskrzeszą, że ostatnimi czasy muszą być pupilkami moich rodziców, kawałek materiału podrzucony pod naszą nieobecność pomimo wymiany zamków, spokój rodziców, zmanipulowanie mnie do pójścia do psychiatry, znajomości mamy w światku prawniczym i półświatku mafijnym, ich kasa, sfałszowana ulotka testu narkotykowego… Do tego mama ciągle mówiła, że Darek jest za mały na mafię, że spotkania odbywają się na wysokim poziomie. Jakby wiedziała dokładnie, o czym mówi. Rodziców znajomi… Bogaci z furami za pół miliona. Poczułam się oszukana i wykorzystana przez wszystkich dookoła. Zaczęłam się zastanawiać czy mam siostrę bliźniaczkę, która będzie za mnie podstawiona na monitoringach czy też to kwestia możliwości XXI wieku. W końcu jestem niesamowicie podobna do mamy. Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje. Wróciłam do domu coraz bardziej chaotyczna i skonfrontowałam się z „mamą” a raczej moją rodzicielką. A ona grała. Grała swoją rolę, że to ze mną jest coś nie tak, że to mój wymysł, że jest ze mną coraz gorzej. Patrzyłam na nią i widziałam już totalnie inną osobę. Poprosiła czy możemy jechać wybrać ramkę do obrazu dla dziadków. Zgodziłam się, nie miałam już nic do stracenia chociaż podejrzewam, że ta decyzja się na mnie odbije. Jechała jak pijana, od lewej do prawej, zwalniała w nietypowych miejscach. Po wybraniu ramki pojechałyśmy jeszcze nad morze. Czułam się coraz dziwniej. Mówiąc wprost- nie zażywając świadomie żadnych narkotyków byłam naćpana jak worek. Na naszej drodze mijałyśmy niesamowitą ilość radiowozów. Spacerując w Brzeźnie w stronę mola przejeżdżał koło nas co chwilę na sygnałach duży radiowóz policyjny, mijałyśmy samochody sugerujące tajnych policjantów, ona zachowywała się jakby również była odurzona ale tylko w newralgicznych momentach. Zaczęłam obawiać się monitoringów. Poszłyśmy usiąść do knajpki nad morzem, czegoś się napić. Ludzie dziwnie się na mnie patrzyli jak z nią rozmawiałam, przechodzili koło nas ratownicy medyczni, a przecież mój szwagier nim jest. Była tam też nadmuchana zjeżdżalnia na jakiej bawiłam się w dzieciństwie, przed nami na horyzoncie kontenerowiec. Coraz bardziej czułam frustrację z obecnej sytuacji. Złapał nas deszcz, przed którym schowałyśmy się pod parasolami jednej z lodowych budek. Oczywiście tam też był monitoring. Gdy wróciłyśmy w końcu na parking zobaczyłam mase aut z rejestracjami z innych miast oraz auto po wypadku. Gdy mama płaciła za parking ostentacyjnie przesuwała palcem po zdjęciu syna mojej siostry. Skomentowała, że to jest i będzie jej jedyny wnuk. Niepokojących sygnałów było coraz więcej. Bardzo nie chciałam wracać do domu, bałam się, że jak tylko przekroczę próg to złapie mnie policja. Za co? Poza wrobieniem w morderstwo nie miałam innych pomysłów. Wracając mama zatrzymała się jeszcze przy Pachołku. Kazała mi wziąć ze sobą parasolkę pomimo, że świeciło słońce. Ja bez namysłu wykonałam jej polecenie. Gdy wchodziłyśmy na górę szła za nami dwójka mężczyzn, gdy weszłyśmy na wieżę poszli za nami. Dziwnie się zachowywali jakby obserwowali i podsłuchiwali. Miałam również wrażenie, że robili nam zdjęcia. Schodząc mama w dalszym ciągu zachowywała się nienaturalnie. Szła trzymając się barierki przez maseczkę, ściągnęła sweter rzucając plecak na ziemię. Byłam w strasznym stanie psychicznym. Przerażona, przytłoczona niewiadomą jaka mnie czeka. Akurat trwał remont na naszej ulicy, wracając zatrzymał nas jeden z robotników i ze śmiechem poprosił, aby nie wjeżdżać samochodem do garażu bo trwają akurat prace. Gdy wróciłyśmy dom wyglądał na wyczyszczony. Mama mówiła ciągle w liczbie mnogiej, zrobiła obiad, na który nie miałam kompletnie ochoty. Bałam się cokolwiek jeść czy pić od niej. Poszłam zapalić, po skończonym papierosie i wydechu poczułam zapach marihuany. Przypomniało mi się, że ona sama mówiła, że coś jest w papierosach. Normalnie wyglądające papierosy. Sama od kilku dni nie paliła, mówiła, że rzuca. Napiłam się napoju, z zamkniętej puszki. Jednak cos nie pasowało mi w jej smaku a po wypiciu poczułam się luźniej i minęła mi histeria. Chciała się położyć przespać jednak ja bałam się, że jak zasnę i się obudzę to zamiast niej będzie w domu policja. Czas zatrzymał się w miejscu. Zaczęła mówić jak to mi pomożemy, jednocześnie zachowując się jakby była albo jakby miała być wymysłem mojej wyobraźni. Zaproponowała grę w scrabble, z braku zajęcia i wszechobecnemu przerażeniu zgodziłam się. Jednak nie grałyśmy długo, ponieważ zauważyłam, że słowa, które były układane mają znaczenie. „Tczew”, „CBD”, „mafia”. Z przerażeniem powiedziałam, że nie chcę grać. Zaproponowała obejrzenie czegoś na Netflixie. Filmy, które wyświetliły się jako proponowane również nie były przypadkowe. „Napad na bank”, „kobiety mafii”. Byłam to coraz bardziej zdruzgotana sytuacja, w której się znalazłam. Wyszłyśmy razem na spacer z psem. Bałam się choć na moment zostać sama, jednocześnie mama z każdą chwilą podjudzała mnie, żebym myślała, że zaraz zniknie a mnie złapią. Gdy tylko wyszłyśmy po dwóch stronach w niewielkiej odległości od nas stały dwa samochody z przyciemnianymi szybami. Poprosiłam ją żeby zajęła się psami z myślą, że zaraz któryś z nich podjedzie i mnie złapią za… coś? Coś czego nie wiedziałam. Jednak ta przy przejeżdżającym po raz kolejny raz białym autem zaczęła mówić, czy nie wiem gdzie są jej klucze do domu, czemu ją oskarżam o ich kradzież. Dwa auta odjechały. Gdy już szłyśmy zauważyłam, że wszystkie auta sąsiadów na ulicy stoją przed garażami zamiast w, a na parkingu nieopodal również znajdują się auta z tablicami rejestracyjnymi z innych miast a nawet państw. Zachowanie mamy, zwłaszcza przy białym aucie, który ciągle krążył, sugerowało, jakby grała moją opiekunkę. Gdy wróciłyśmy ze spaceru mieszkanie po raz kolejny było posprzątane, wyglądało to jakby miało być posprzątane z jej obecności w nim. Zrobiła herbatę a ja już zmęczona całokształtem sytuacji nie wiedziałam co mam robić. Nadal czułam w sobie narkotyki. Bałam się z nią rozmawiać w obawie, że podsłuchuje nas policja i że będzie mój głos podstawiony pod jej jakbym rozmawiała sama ze sobą posiadając dwie osobowości. Gdy wyszła wstawić auto do garażu przerażona patrzyłam przez okno czy na pewno wróci czy to jest ten moment, w którym ucieknie. Wróciła. Wieczorem podała mi leki, nie wiem co to było ale nie minęło dużo czasu a poczułam się tak senna, że nie byłam w stanie ustać na własnych nogach. Zasnęłam…

Piątek. Obudziłam się koło niej w łóżku. Nie uciekła. Zostało ustalone, że idę na zwolnienie i z ta informacją zadzwoniła do mojego kierownika. Chciał się dowiedzieć czy zlecenie, z którego uciekłam zostało dokończone, pomimo, że dnia poprzedniego powiedziałam, że nie. Powiedział mi, że z podjętą decyzją mam przyjechać, nie dzwonić. Nie zrobiłam tego. Nie byłam w stanie, ponieważ po porannych lekach podanych przez mamę znowu czułam się otumaniona i nie trzeźwa. Nie myślałam racjonalnie. Dnia poprzedniego roboty, o których mówił robotnik polegały na ubiciu przed naszym domem piachu. Gdy wyszłyśmy na spacer z psem zauważyłam, że w nocy wyjeżdżało gdzieś auto z garażu. Nawet mój ubiór na spacer został przygotowany. Przy wyjściu wisiały tylko jej kurki, nie mogłam znaleźć swojej. Po wyjściu chciała iść takimi drogami żebym miała mokre buty, pomimo chęci wybrania innej trasy i tak zmokły. Usłyszałam od niej „i tak masz mokre buty”. Dom po raz kolejny został wyczyszczony pod naszą nieobecność. Gdy wróciłyśmy mama zniknęła jeszcze za domem a drogą jechały jakieś auta z przyciemnianymi szybami. „To już” pomyślałam. Stałam tam sama, zagubiona, przerażona. Jednak auta przejechały a mama, o ile można ją tak nazywać, wróciła do domu. Miałyśmy zjeść śniadanie, o wszystko w przygotowaniu go prosiła mnie. Bałam się, że znowu chodzi o to, że niby mam być sama. Nie widziałam już żadnej opcji ucieczki poza śmiercią. Od dwóch dni leżał na wierzchu mały nożyk kuchenny. Ostry. Niesamowite jak można zmanipulować drugą osobę. Autosugestia, szybka myśl, szybkie działanie. Zabrałam nożyk i uciekłam do góry, zamknęłam się w kanciapie na klucz. I podcięłam sobie żyły. A raczej chciałam. Ale to również było zaplanowane. Wielokrotnie słyszałam od szwagra, że żeby podciąć żyły tnie się wzdłuż ręki. To nie prawda. Skończyło się tylko na zawrotach głowy od straty dużej ilości krwi. Na trzeźwo w życiu bym tego nie zrobiła. Mama po dłuższej chwili przyszła, zaczęła się dobijać do mnie. Ja wyszłam, ponieważ nie widziałam już sensu siedzenia tam. Ręce miałam w strasznym stanie. Zadzwoniła po karetkę, która momentalnie przyjechała razem z policją. Mama dalej grała, mówiła coś o pocięciach na plecach i brzuchu. Ja zaczęłam się bać, że jadąc karetką najpierw wyląduję gdzieś gdzie mnie bardziej potną. Miałam się przebrać do pojechania do szpitala, ponieważ byłam cała we krwi. Mama przyniosła mi z mojego pokoju rzeczy, miałam wrażenie, że były one również odpowiednio dobrane. Miałam wrażenie… Jestem tego pewna, bo nie leżały na wierzchu. Nic nie działo się przypadkiem. Wliczając w to wszystko rolę Darka oraz moich „przyjaciół i „rodziny”. Ze spodni wyciągnęła ostentacyjnie kawałek jakiegoś papieru? folii aluminiowej? Zrobiła to w taki sposób żeby zobaczył to policjant. Niestety zaczęłam tracić przytomność więc nie byłam w stanie ani się bronić ani tego sprawdzić. Byłam wykończona. Jadąc karetka byłam podłączona do pulsometru, który miał dziwne wahania, dodatkowo co chwilę się wyłączał. Z racji obecnej tam kamery zaczęłam być przekonana, że nagranie zostanie sfałszowane i z mnie siedzącej spokojnie będę ja szalejąca. W samym szpitalu już od wejścia były dziwne sytuację. W miejscu przyjęć było pusto, tylko moje łóżko. Pielęgniarka, która mnie przyjmowała dwa razy podniosła mi oparcie łóżka, które opadało z hałasem, po tym usłyszałam, że jest zepsute. Znowu myśl, że na nagraniu z kamery obecnej w rogu sufitu będzie ze spokojnej mnie szalejąca ja. W szoku podpisałam zgodę na dostęp mamy do mojej dokumentacji medycznej. O losie… Zostałam przyjęta na sale obserwacyjną i nie musiałam długo czekać na zszycie. Samo szycie również było dziwne, pani doktor zrobiła zdjęcie przed i po szyciu lewej ręki. Co chwilę na salę wchodziły jakieś osoby, pytały się o błache rzeczy, robiły nic i wychodziły. Również naszła mnie myśl, a wręcz przekonanie, że na nagraniu z korytarza będzie wyglądało jakbym szalała podczas zszywania. Przyszła też jakaś lekarz, która stwierdziła do innych, że wezmą mnie na oddział i „leczkami trochę pofaszerują”. Hallo! Ja tam byłam i wszystko słyszałam. Na Sali obserwacyjnej był człowiek przypięty pasami. Szalał, krzyczał bzdury. Tylko niestety te bzdury pasowały do mojej osoby. Że pracuje od 8 do 15, która jest godzina, że nie wie czy już może być normalny czy nie. Zostałam tam na noc, czego kompletnie nie pamiętam. Czy nagrania faktycznie będą sfałszowane? Czy po prostu miało to zadziałać na moje myśli?

Następnego dnia przyszedł do mnie chirurg wyciągnąć sączki z lewej, gorzej poharatanej ręki. Okazało się, że wycięty został kawałek skóry, który został wszyty. Jak się znalazł z kańciapy w domu w szpitalu- nie wiem. Na pewno nie ze mną karetką. W momencie wyciągania sączków zadzwoniła do mnie siostra, a chirurg jeden z nich upuścił na ziemię. Czy to było celowe czy przypadkowe też nie wiem. Na pewno myślał, że nie zauważyłam. Przyjechała mama, pomogła mi umyć włosy z krwi. Zostałam przewieziona karetką do Kościerzyny z powodu rzekomego braku miejsc na oddziałach psychiatrycznych w bliższych szpitalach. Ratownicy medyczni wyglądali jakby urwali się z planu filmowego Vegi. Kościerzyna była dla mnie dziwnym wyborem aż do momentu jak usłyszałam, że szpital jest zamknięty dla odwiedzających z powodu Covida. Po przyjeździe na miejsce poprosiłam jednego z ratowników o papierosa, po którym poczułam się znowu otumaniona. Gdy przyszła pielęgniarka nie byłam w stanie określić kiedy zdarzyła się moja próba. Jednak ten stan nie trwał długo, bo spaliłam tylko parę buchów otrzymanego papierosa.

11.

Trafiłam na oddział psychiatryczny. Od samego progu widziałam, że coś po raz kolejny ostatnimi czasy nie gra. Oddział wyglądał jakby był przygotowany specjalnie dla mnie. Na tablicy widniał kredowy napis „przestań wątpić, zacznij wierzyć”. Podpisany moimi inicjałami. Na innej widniał napis „nie wystarczy istnieć trzeba żyć”. Taki sam napis był u mojej siostry w pokoju na starym mieszkaniu. W zabiegowym stał taki sam wieszak na kroplówki jak miałam w domu. Na ścianie wisiał zegar jak w domu i termometr jak na działce. Natomiast pacjenci wcale nie wyglądali jakby potrzebowali pobytu na tym oddziale. Oddział był z pełnym monitoringiem. Dziwnym trafem za każdym razem gdy miałam zmieniane opatrunki odbywało się to bardzo szybko, natomiast zużyte bandaże były wyrzucane do innych koszy niż reszta odpadów. Było tam patio, na którym można było palić. Jednego dnia wychodząc na papierosa usłyszałam kawałek rozmowy jednego z „pacjentów”, że mają już prawie wszystko, mają ręcznik i żółte worki (przy czym do takich były wyrzucane moje opatrunki), innego dnia podsłuchałam jak rozmawiał z kimś i powiedział, że ma być na 7. Następnego dnia zjawiła się na 7 pielęgniarka, która miała pobrać mi krew. I zrobiła to wyjątkowo nie umiejętnie zużywając do tego 3 igły. Kolejnego dnia podsłuchałam jak jedna z pielęgniarek mówiła do tego kolesia od telefonów, że rozliczy się z nim Maria. A tak ma na imię moja mama. Na oddziale był starszy pan, który ciągle za mną chodził, zagadywał, był lekko przerażający. Mówił mi dziwne rzeczy, np. że róża rosnąca na patio jest moja, że jesteśmy ubezwłasnowolnieni. Dziwnym trafem miał na nazwisko jak mój szwagier. Gdy zapytałam o to siostrę ze śmiechem powiedziała, że to pewnie rodzina. Zaczęły docierać do mnie fakty, mózg od braku narkotyków zaczął pracować normalniej, realniej myśleć. Wtedy też uświadomiłam sobie, że musiałam być już od dawna karmiona jakimiś narkotykami. Stąd wypadające włosy, gorsza cera, chaos w głowie, gonitwa myśli, nieracjonalne myślenie z prześladowaniem. Najpierw podejrzenia przeciwko Darkowi, później przyjaciołom a na końcu rodzinie. To było zaplanowane. Tylko nie rozumiałam dlaczego.

Na oddziale spędziłam dwa tygodnie. Dwa tygodnie myślenia, już bardziej racjonalnego. Wtedy, patrząc z perspektywy czasu, nie rozumiałam jak mogłam być aż tak chaotyczna. Zrozumiałam wiele. Moje życie było ustawione. Taka była smutna prawda. Drzewo. Drzewo, które rosło 27 lat w jakimś celu, które zostało zmanipulowane do działań, wykorzystane niczym narzędzie do.. właśnie. Czego. Tego nie byłam w stanie pojąć. Wtedy jeszcze nie rozumiałam, do czego miała być próba samobójcza. Dlaczego miałam tkwić na oddziale. Wiedziałam tylko jedno. Nikomu nie mogę ufać. Dotarło do mnie, że nawet co do kierunku pracy zostałam zmanipulowana. Przecież to właśnie mama mnie ukierunkowała w zawodzie namawiając do pracy w archiwum. Z kierownikiem poznaliśmy się w poprzedniej firmie, to on mnie ściągnął do nowej pracy. Każdego można kupić, wystarczy odpowiednia cena. Zaczęłam też szukać na Facebook’u tego kolesia z warsztatów shibari. Długo to nie trwało i zdruzgotana znalazłam, że jest to kuzyn mojego szwagra. Siedząc na oddziale utwierdzałam się tylko w tym, że wszystko jest ustawione. Jednego wieczoru poszłam na papierosa z chłopakiem z oddziału. W trakcie rozmowy zaczął opowiadać o swoim życiu. Kiedy doszedł do swojego udziału w kryminale utwierdził mnie tylko jeszcze bardziej w przekonaniu, że są oni podstawieni. Paczka niby-pacjentów pewnego dnia pytała się kto co chce z McDonalda. Tego dnia przyjechała do mnie siostra ze szwagrem, spóźnili się bo byli… w McDonaldzie. W paczce od nich miałam wrzucone papierosy takie jak dostała dziewczyna z mojego pokoju rzekomo od męża. Inne niż ja palę, które w dziwny sposób zniknęły po połowie dnia. Przypomniało mi się kiwnięcie głowy Damiana, wtedy na światłach. Uważam, że to wcale nie było kiwnięcie na nasz związek tylko kiwnięcie pt. „wszystko idzie zgodnie z planem”. Rozumiałam już, że jestem narzędziem mafii, drzewem, które rosło, na które przyszedł czas. Nie rozumiałam tylko po co ta cała szopka ze szpitalem.

Ze szpitala wypisałam się na własne żądanie. Otrzymałam wypis z diagnozą schizofrenii, który był niedorzeczny po spędzeniu na oddziale raptem dwóch tygodni i dwoma rozmowami z lekarzem. Jedynym warunkiem wypisu było uczestnictwo w terapii dziennej w Gdańsku. Przypomniało mi się, że w pracy miał być akurat wyjazd integracyjny dzień po moim wypisie. Dość ze śmiechem wszyscy o tym mówili. Zrozumiałam, że ludzie w pracy też byli ustawieni. Ze szpitala odebrali mnie rodzice i od razu pojechaliśmy na działkę do lasu. W poniedziałek miałam się stawić na Srebrzysku. W poniedziałek były moje urodziny. I wtedy zrozumiałam pytania Darka jakie mam plany na urodziny, gdzie je spędzam, co będę robiła. Zawsze pytał o to z radością w głosie. O ironio… Padła decyzja o uczestnictwie w terapii grupowej. Zajęcia odbywały się po parę godzin dziennie od poniedziałku do piątku. Podczas zajęć były przerabiane tematy związane ze schizofrenią. Jej objawy idealnie pasowały do tego jak zostałam pokierowana i jak się zachowywałam przed próbą samobójczą. W trakcie trwania terapii została mi postawiona diagnoza, epizod psychotyczny, schizofrenia. Wtedy zrozumiałam po co ta cała szopka. Przypomniały mi się słowa mamy, że do pokoju bez klamek trafię pod warunkiem, że będzie stwierdzona choroba przed procesem, choroba typu schizofrenia. „Niebezpieczna dla siebie i otoczenia.” Kiedy po dwóch miesiącach terapii szłam z wypisem w ręku, patrząc na napisaną dużymi literami diagnozę myślałam, że się popłaczę.

W swoje urodziny odezwałam się do Darka i poprosiłam o spotkanie. Podobno pisał do mamy jak byłam w szpitalu. Kochający cały czas, niby… Chciałam się z nim spotkać, zapytać czy choć przez chwilę naszego związku dażył mnie jakimś uczuciem. I poprosić o przejechanie się z nim motocyklem. Ten ostatni raz. Oczywiście tak jak i rodzice grał, że kocha nadal. Na przejażdżkę się zgodził pod warunkiem zgody lekarza. Nie uwierzyłam mu w miłość. Nikomu już nie ufam, ze chce cokolwiek dla mnie dobrze. To straszne uczucie zostać samemu sobie, wykiwana przez wszystkich, samotna i wykorzystana. Po pierwszym spotkaniu zaczęłam utrzymywać kontakt z Darkiem, swoim katem. Myślę, że zagrała w tym rola samotność. Wszyscy dalej zachowywali się dziwnie. Najdziwniej w miejscach gdzie były kamery. Pojechałam raz z tata na zakupy, nie zwróciłam wcześniej na to uwagi ale zrobił bardzo podejrzane zakupy, jedno opakowanie papieru toaletowego, tylko parę jogurtów… W zasadzie zakupy wyglądały jak dla jednej osoby a nie rodziny trzyosobowej. Swoim zachowaniem sugerowali swoją nieobecność, ale przecież nie można od tak zniknąć, prawda? Nie ukrywam, że miałam myśli, że w dobie Coronavirusa gdy przyjdzie do złapania mnie przez policję usłyszę, że nie żyją. Zwłaszcza, że mama kilkukrotnie powtórzyła, że będą mi pomagać dopóki będą żyli. Z drugiej strony uważam, że ich zeznania będą obciążające mnie. Im przydatne. W końcu o to może chodzić. Utrzymuję dalej kontakt z Darkiem. Bardzo mu zależy żebyśmy wrócili do siebie. Nasze spotkania są miłe, jest taki kochany jak był przed całym zdarzeniem. Pamiętam słowa Moniki, że jest naprawdę dobry w tym co robi i że nie wygram bo to jego gra. Ciągle tłumaczy mi, że to była choroba, ale on mimo wszystko chce być ze mną. No pewnie. Motyw zazdrości jak nic. Nie ufam mu jednocześnie coś mnie do niego ciągnie. Do spędzania z nim czasu. Tak jakbym była w jakimś stopniu od niego uzależniona. Może taki był plan. Nie kocham go i w obecnym stanie rzeczy wiem , że nie jestem w stanie go pokochać. Spędzamy razem czas. Robię to pomimo, że wiem że tym coraz bardziej się pogrążam. Jednak co mi pozostało do stracenia? Z mafią przecież nie wygram. Już też jest dla mnie jasne dlaczego to ja miałam z nim zerwać. Ja miałam dokonać decyzji o rozstaniu, późniejsze wydarzenia i teraz, jego ciągła miłość i niewyobrażalny mus na powrót do siebie. No ale przecież nie tylko w morderstwo będę wrobiona. Bo po co by to mieli robić. W tym musi być coś więcej. Podejrzewam, że już o to zadbali lub zadbają, żebym do końca życia spędziła katusze w samotności w izolacji. Za niewinność i ich dzieło. Zapewne dożywotnio, żebym się nie mściła jakbym wyszła z więzienia. Rodzice zachowują się jak gdyby nigdy nic. Kiedy mam gorszy dzień, gorsza depresje spowodowana obecna sytuacją wypływają ze mnie w płaczu słowa. Że dlaczego, że przecież wiem. Jednak oni grają. Wszyscy wokół mnie grają i to perfekcyjnie.

Wzięłam szczura. Jest to na chwilę obecną mój jedyny przyjaciel. Jedyny, który nie chce dla mnie źle.

Zniknęły mi z mieszkania rzeczy takie jak wypis z karetki po wypadku moto, charakterystyczny długopis z jednorożcem czy też charakterystyczna zapalniczka z czaszką… Sprawdziłam również opakowania leku, które rzekomo podała mi mama na noc w przeddzień próby samobójczej. Nie brakowało żadnej tabletki… Próbowałam o tym z nia rozmawiać jednak usłyszałam, że się mylę i tyle. Kłótnia, że oskarżam ją o działania przeciwko mnie. Po czasie okazało się, że zna ona kierownika dużej apteki… Dzieje się nadal dużo rzeczy sugerujących moje położenie. Np. ostatnio leciały w telewizji kobiety mafii, mama ze śmiechem powiedziała, że to chyba nie film dla mnie. Innego razu przy grze w Tabu stwierdziła, że trafią do piekła.

Zwróciłam uwagę, że wszyscy dookoła mnie robią sporo zdjęć dotyczących mojej osoby, mojego szczura, miejsc gdzie jestem. Szczerze mówiąc podejrzewam, że będzie jakieś konto na instagramie albo tik toku, które będzie rzekomo moje. Niepokoją mnie również zdjęcia ręki zrobione w szpitalu.

Czasami jak spotykam się z Darkiem widać po nim że wcale nie ma na to ochoty. Czasem nie kleją nam się rozmowy, jak widzimy się kilka dni pod rząd widać, że się męczy. Często chce szybko uciec.

Potencjalna ofiara wrzuca zdjęcia na swój instagram. Jest to coś co mi się nie klei. Ale przecież mogą mieć jej telefon i wrzucać zdjęcia żebym uwierzyła, że to choroba. W końcu o to im teraz chodzi, po to grają, żebym uwierzyła. Ale ja pamiętam. Wszystko pamiętam. Co momentami ich dziwi. Pewnie z racji ilości narkotyków jakie mi podawali. Dodatkowo bardzo im zależy na tym żebym brała leki. Leki, które działają otumaniająco.

Nie wiem, w co będę wrobiona, morderstwo, jakieś przemyty, nie wiem. Na pewno w coś, ponieważ po coś to wszystko się zadziało. Drzewo do ścięcia, przyszedł mój czas. Podsłuchałam pewna rozmowę mamy, w pokoju przy przymkniętych drzwiach „jeszcze tylko ręce”. Ręce mi się goją. Jeszcze chwilę zanim się wygoją i z przerażeniem myślę co wtedy się wydarzy. Wszyscy dookoła zachowują się tak żebym miała uwierzyć w chorobę. Szczerze mówiąc momentami łapię się na tym, że myślę, że to tylko zły sen. Zaraz się obudzę. Ze to wszystko jest przecież tak absurdalne, tak irracjonalne, że aż niemożliwe. Wszystko dzieje się dalej. W swoich rzeczach znalazłam dużą igłę, nie moją. Wychodzi na to, że całe swoje krótkie życie żyłam w rodzinie mafii. Jako jego narzędzie, które zostało wykorzystane w odpowiednim momencie. Pytanie do czego. Pytanie dlaczego. Nie znam odpowiedzi na te pytania. Mam nadzieję, że Wszystko będzie dobrze, dożyję spokojnej starości. Jednak moja intuicja woła, że nie… Zawsze miałam problem z podejmowaniem decyzji. Teraz już wiem, dlaczego. Ponieważ nie były one podejmowane przeze mnie. Przypominają mi się słowa Janka- „życie to więzienie”. A wraz z nimi słowa Darka, że bardzo łatwo kogoś wrobić. Czuję wielką niesprawiedliwość. Paradoksalnie chcę bardzo żyć. Chciałabym przeżyć swoje życie, założyć rodzinę. Pomimo wielu potknięć, w życiu starałam się być dobrym człowiekiem. Ludzie zawsze mogli na mnie polegać, starałam się zawsze wysłuchać, pomóc. Czuję również strach przed tym co mnie czeka. Pomimo, że nie wiem co konkretnie. Jestem pusta, pusta w środku. Tak jakbym była już martwa od środka. Nie potrafię się cieszyć. Mam wahania nastrojów. Czuję duży żal do wszystkich, momentami akceptację sytuacji, a momentami złość. Jak to powiedziała mi mama jestem dla wszystkich bardzo ważna i wartościowa. Szkoda, że tylko jako pionek.

Przykro się patrzy, że psy rodziców mają dla nich większe znaczenie niż ja, ich córka.

Uświadomiłam sobie, że Monika brała/ bierze o wiele więcej narkotyków niż zawsze mi o tym mówiła. Nawet po wszystkim określiła się mianem ćpunki. Paweł również określił się mianem narkomana. Darek przecież pytał się niejednokrotnie czy nadal biorą. Wiadomo, że narkotyki zmieniają człowieka i jego priorytety. Ale co mam się dziwić, że jestem w sytuacji w jakiej jestem skoro otoczyłam się takimi ludźmi?

Jednego razu siedzieliśmy z rodzicami i Darkiem przy obiedzie. Wywiązała się rozmowa na temat mojej cioci policjantki. Okazało się, że pracowała ona w wydziale kryminalnym, zajmowała dowodami zbrodni. Kiedy zaczęłam się nad tym zastanawiać i odpłynęłam myślami zorientowali się co zrobili i szybko zaczęli zmieniać temat próbując odciągnąć moje myśli.

Planuję wyprowadzić się od rodziców. Na razie nie chcą mnie puścić. Chcę zażyć jeszcze chociaż chwili samotności i normalności. Może dlatego też spotykam się z Darkiem. Pozwalam sobie jeszcze na chwilkę luksusu poczucia przez kogoś kochanej i normalności życia. Fałszywego ale końcowego.

Wszystko jest dla mnie już jasne. Myśli i tak zaczynają się przy związku z Damianem. To on był pierwszym etapem. Związek, w którym wyczute zostały moje zainteresowania, to co mnie kręci. Następnie pojawił się Darek, który wykorzystał tą wiedzę. Podstawiona osoba idealnie do mnie pasująca. Samo poznanie się podejrzewam, że również nie było przypadkowe. Darek wiedział, że nie układa nam się z Damianem, ten dziwnym trafem zniknął na weselu, gdzie wcześniej spędziliśmy czas na wspólnych we trójkę rozmowach. Darek perfekcyjnie odegrał swoją rolę. Idealny związek, facet marzeń. Pochodzi z rozbitej rodziny z ciężką przeszłością. Musiał poznać odpowiednich ludzi i tak trafił do kryminału. Myślę, że jest on z Kamilą. Jej telefony i wiadomości z początku związku nie były przypadkowe. Miały mi ukazać jak bardzo rzekomo Darek jest we mnie zakochany. Później związek perfekcyjny w każdym calu. Myślę, że narkotyki również nie były przypadkowe. Najpierw dostawałam je za darmo, następnie pojawił się ktoś kto mnie z tego totalnie wyciągnął. Odseparował od znajomych, nie tylko tych biorących. Następnie kiedy nadszedł czas, czyli po wspomnianych przez niego dwóch latach zostałam zmanipulowana, żebym myślała początkowo, że pije. W tym momencie specjalnie podkładał się z alkoholem wmawiając mi, że to moje urojenia. Następnie zdrada. Wiedział o wszystkich moich podejrzeniach i wykorzystywał je, robiąc po prostu to, o czym myślałam. Wiedzieli, że przypomnę sobie wszystkie zdania wypowiedziane zarówno przez Damiana jak i Darka czy przyjaciół. Miały to być moje urojenia jako objaw schizofrenii. Bezsenność, gonitwa myśli, objaw spowodowany narkotykami. Byłam przez wszystkich dookoła nakręcana. Najpierw na chwilówki, później morderstwo. Były mi sugerowane rzeczy czy też myśli. Następnie zmanipulowana próba samobójcza i diagnoza schizofrenii. Niesamowita chęć powrotu Darka. Dochodzi nawet do tego, że jeśli tylko się obrażę to wydzwania do mnie żeby załagodzić sprawę. Nie może sobie pozwolić na utratę mnie. W końcu musi być motyw. Wiem, że Darek jeździł po ludziach i mówił co robię, jak się zachowuję. Po postawionej diagnozie nawet o niej zaczął wspominać. Tylko co jeszcze? Do czego zostałam wykorzystana? Wiem jaki ma być mój smutny, straszny koniec. Tylko czym spowodowany? Szczerze podejrzewam, że w domu miałam kamery, stąd Darek tyle wiedział. Jego zdania czasami to nawet sugerowały. Monika sama powiedziała, że jest dobry w tym co robi. Pomimo, że to mój kat, sama muszę przyznać, że jest bardzo dobry. Niesamowicie dobry. Niesamowite jest też to z jaką łatwością można komuś wejść do głowy. Czekam co się wydarzy gdy ręce mi się zagoją. Chciałabym przeżyć jeszcze jedno lato. Jeszcze pożyć, pojeździć motorem. Pojechać gdzieś. Może choć na chwilę poczuć szczęście. Zrozumiałam również moją relację z siostrą. Między nami jest aż 9 lat różnicy. To nie był przypadek, że po 9 latach rodzice stwierdzili, że chcą mieć drugie dziecko. Jestem dzieckiem- narzędziem. Z siostrą zaprzyjaźniłyśmy się dopiero przy związku z Darkiem, a najbardziej gdy między nami się psuło. To z nią rozmawiałam najwięcej, to u niej spędzałam najwięcej czasu. Wszyscy mnie podkręcali. W chwilówkach najbardziej. Siostra wielokrotnie powtarzała, że uważała, że rodzice kochają mnie mocniej. Jeden wielki stek bzdur. Miałam tak myśleć. Darek karmi mnie również stekiem bzdur. Mówi, że kocha, że tęskni, obiecuje że będzie wszystko dobrze. Słucham tego ale wiem, czuję, że to kłamstwa. Dobry w tym jest. Oczywiście wszyscy dookoła na chwilę obecną aprobują mój powrót do związku z Darkiem. Nawet rodzice, którzy od początku naszej znajomości byli przeciwni. Jest on dla mnie w chwili obecnej ucieczką od rodziców, możliwościami. Pomimo fałszu czuję się minimalnie mniej samotna.

Momentami chcę wierzyć. Chcę wierzyć, że to tylko choroba. Niestety zbyt dużo pamiętam, zbyt dużej ilości faktów jestem świadoma. Drzewo. Tylko to mam w głowie. Na imieniny od Darka dostałam naszyjnik. Dwa identyczne ptaki. Przypomniało mi się jak mówił, że ptaki wyrzucają z gniazd słabsze osobniki. Dwa identyczne. Czyżbym jednak miała bliźniaczkę? Od Moniki dostałam grę „Mafia”. Żart się jej trzyma. Jednak zbyt dużo pytań. Zbyt mało odpowiedzi.

Sprawdziłam w internecie charakterystyczne cechy psychopaty. 10 z nich to brak odpowiedzialności, impulsywność, słaba kontrola zachowania, zachowania antyspołeczne w dorosłości, wczesne zaburzenia zachowania, skłonność do manipulacji i oszustwa, brak empatii i współczucia, brak wyrzutów sumienia, zawyżona i nieadekwatna samoocena oraz łatwość wypowiedzi, powierzchowny urok osobisty. W trakcie związku Darek niejednokrotnie pokazał praktycznie każdą z tych cech. Przekonałam się również, że jest perfekcyjnym manipulantem i kłamcą. Darek jest wręcz idealną osobą do zadania, które mu przydzielono. Brak wyrzutów sumienia czy też współczucia jest aż przerażający.

Przykre jest to, że w momencie kiedy pierwszy raz w życiu poczułam autentyczne szczęście zostało mi to odebrane w tak drastyczny sposób. Mama ciągle powtarzała, że prawda się zawsze obroni. Patrząc na moje położenie skwituję to prosto i po polsku- chuja tam.

Prawda jest taka, że każdego można kupić. Wystarczy odpowiednia cena. Niestety przekonałam się o tym na własnej skórze. A ja jestem czarną owcą rodziny, kozłem ofiarnym mafii. Całe życie żyłam w kłamstwie, natomiast wszyscy dookoła okazali się fałszem. Straszne uczucie pozostać kompletnie samemu, wykiwanemu przez wszystkich bliskich i znajomych.

Całe życie chodziło za mną zdanie „Niektórzy ludzie są z góry spisani na straty”. Nigdy nie wiedziałam skąd się we mnie wzięło, ale teraz mam już swoje podejrzenia…

I tak wszyscy udają, grają. A razem z nimi ja, drzewo mafii. Siedzę i czekam. Piję kolejny kubek kawy, palę kolejnego papierosa i czekam…

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Narrator 03.02.2021
    Długi tekst, ponad 18 tysięcy słów. Można by to rozbić na przynajmniej sześć części. W ten sposób dłużej będziesz przyciągać uwagę na stronie głównej. Temat ciekawy ze względu na zdawałoby się osobiste oraz dość dramatyczne przeżycia bohaterki. Ale opis raczej statyczny, nie ma dialogów, wszystko pokazywane monotonnie, z jednego dystansu, co ze względu na objętość, dla niektórych może być problemem w czytaniu.

    Zmieniłbym konstrukcję niektórych zdań, np.:
    „...spowodować, żeby tańczył jego choreografię” -> „spowodować, żeby tańczył czyjąś choreografię” lub „spowodować, żeby tańczył nie swoją choreografię”.
    „...wycieczki zagraniczne były na poziomie dziennym.” -> „wycieczki zagraniczne były na porządku dziennym.”
    „Stety byliśmy pierwszym...” -> „Na szczęście byliśmy pierwszym...”

    Unikałbym dosłowności, w niektórych miejscach zachowałbym większy dystans, żeby nadać opowiadaniu wiarygodności, wyrzuciłbym kilka wulgaryzmów, które tekst czynią tanim, jeśli nie sprowadzają go do bruku.

    Ale ogólnie, jak na debiut, wysiłek twórczy godny pochwały!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania