Duchowa wyżerka

Przegrzebując się przez chaszcze publicystycznych artykułów, dotarłem do sedna dzisiejszego dylematu z wiarogodnością. Dla mnie termin ów oznacza pewnik, a nie założenie lub spekulację; słoń jest słoniem i ani trochę nie przypomina mrówki na wrotkach, las, to las: rzadki lub gęsty, nigdy zaś samotny patyk wetknięty w słowo na literę „d”.

 

Żeby jednak rozpocząć niekończącą się dumkę o wiarogodności, trzeba choć nieco powiedzieć o tym słówku i napomknąć, że nie istnieje prawda alternatywna, potencjalna, względna czy domniemana, bo albowiem ponieważ prawdy częściowo słuszne są nieprawdami w całości.

 

*

Męczy mnie a-skuteczność reakcji na masową produkcję sztuki dla intelektualnych dresiarzy, zastanawiam się więc, czy warto poświęcać czas na szperanie w nieczystościach. Gazety kulturalne i mniej niż więcej kulturalne, co rusz nagłaśniają kolejne skandale. Niepotrzebnie, bo gdyby je pominęły milczeniem i nie trąbiły o nich na prawo i lewo, już po kilku dniach nikt by nie pamiętał o tych wydarzeniach. A tak, wciąż mamy nieustający Festiwal Imienia Obywatela Pudelka.

 

Nie trzeba czekać na pojawienie się hucpiarskich naśladowców ośmieszających wartość „sztuki’. W odróżnieniu od twórczości serwowanej przez artystów tej miary, co Strindberg lub Krasiński, produkcje artystycznych kurdupli wdzierają się do teatru, pchają na wystawy z obrazami i instalacjami, zdobywając poklask gawiedzi czkającej z zachwytu.

 

Schlebianie marnym gustom konsumentom kultury rozpoczęło się od momentu obalenia toksycznego systemu PRL. Zapanowała wówczas alergiczna moda na likwidację wszystkich zjawisk mających korzenie w tamtym ustroju. Nawet dobtych. Przypominało to raczej wylewanie dziecka razem z kąpielą, aniżeli racjonalne kroki.

 

W celu dźwignięcia społeczeństwa na wyższy poziom, w trosce o lepsze wykształcenie obywateli, nie uczyniliśmy nic oprócz obniżki komuszych standardów.

Bezkrytyczne uleganie obskuranckim nawykom rozpoczęło się dużo wcześniej, niż wydostanie się PiS-u na powierzchnię obecnych zdarzeń; do teraźniejszego stanu narodowej mentalności przyłożyły rękę wszystkie partie rządzące po PZPR.

*

Odkąd kultura sięgnęła bruku i zatarła się granica pomiędzy niską a wysoką, od kiedy nie idzie się połapać, co oglądamy, czy popisy jarmarcznych kuglarzy, lub czy bierzemy udział w ozdrowieńczym przeżywaniu inspirujących dzieł zmuszających do refleksji, dzieł zapadających w naszą pamięć i wtaczających w fotel - reżyserzy poczęli zalecać się do niewybrednej publiki. Wyczyniać z tymi dziełami nie to, co stanowiło sens ich stworzenia, ale to, co zgadzało się z upodobaniami przeważającej części audytorium.

 

Przestali zwracać uwagę na niewielką część widzów, a zaczęli adresować produkty swoich spracowanych głów - do zabiletowanych koneserów szmiry i tandety, do miłośników artystycznych zadym i spektakularnych bubli zwolnionych z obyczaju dobrego zachowania.

 

A probierzem tych wzbudzających niesmak „dzieł” był masowy aplauz widzów żądnych uczestnictwa w hecy, traktujących teatralny spektakl niczym pobyt w oberży. Teatr, kino, galeria z obrazami, stały się dzięki temu świątyniami sztuki drugiej kategorii. Miejscami, do których można wtarabanić się w szałowych gaciach, do którego można wtargnąć z hałaśliwym telefonem i torbą do wykwintnego ciamkania popcornu.

*

Rzetelne operowanie faktami jest atoli nieatrakcyjne i aby prawda nadawała się do medialnej konsumpcji, a także „zabezpieczyła” oglądalność, należy ją podretuszować kapką fałszu. Podretuszować domysłami, niejasnym podtekstem, mętniacką aluzyjnością. Zasugerować, że coś jest na rzeczy, czyli posłużyć się powiedzeniem nie wprost; stworzyć wrażenie, iż wysmarkało się prawdziwą prawdę.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Józef Kemilk 10.11.2020
    Rozumiem, że boli upadek kultury. Mogę jedynie przytoczyć zasadę kopernikowską "lepszy pieniądz, wypiera gorszy" Zasada tyczy się też kultury. Jednocześnie nie można wykluczyć, że gdzieś w samotności wykluły się i dalej wykluwają doskonałe dzieła.
  • Poncki dwa lata temu
    Za stan obecnej kultury konsumpcyjnej osobiście obwinię, jak zwykle, współczesną "tolerancję" oraz mamonę.

    Fakt, że z miejsca przyzwyczajonego do kultury, nie da się wywalić głośnego oszołoma, pikietujacego swą odmienność, ba, nawet zwrócenie mu uwagi zadziała jak oliwa, powoduje, że miejsca te degradują. Dokładnie tak jak to opisałeś.
    Kiedyś jak w kinie zaszurał papierek po cukierku to pół sali się obracało z pretensją. Dzisiaj przed wejściem sprzedają Cole i Chipsy. Piniądz się musi zgadzać. Z kolei, żeby kto czasem szelestu nie usłyszał, puszczają dźwięk na wszystkie głośniki. Wychodzisz z kina spasiony, głuchy i orżnięty ordynarnie.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania