Duedovicesimus - Imperator część 1 - rozdział 1 część 2

Warszawa, pałac królewski, sierpień A.D. 1750

 

- Witam szlachetnego pana, jak tam zdrowie? Krowy dojne? Chłopi pracowici? To dobrze, miło słyszeć… Co u mnie? Ano nic, złoto wpływa, złoto wypływa, interes się kręci. W mieście życie płynie szybciej…o! Nie mogę uwierzyć własnym oczom! Czyżby to sam Jarosław Bojarski nas zaszczycił? I to w jakimże znamienitym towarzystwie! Powitać, drogi Andrzeju.

Andrzej Czartoryski odpowiedział uśmiechem i mocnym uściskiem dłoni. Wraz ze swoim towarzyszem właśnie wszedł do głównej sali bankietowej, na której to król urządzał przyjęcie. Wszędzie wokół rozmawiali szlachetni panowie i damy dworu, tworząc uciążliwy szum. Gdzieś w oddali przygrywała orkiestra, a całość wydarzenia sprawiała chaotyczne pierwsze wrażenie.

- Jak zdrowie, drodzy rodacy? – przywitał się. – Widzę i pana Zamoyskiego, jak tam na wschodzie? Turcy wciąż się naprzykrzają?

- A tam Turcy… - Machnął ręką starszy mężczyzna nazwany Zamoyskim. – To daleko od stolicy, więc nic nas to na szczęście nie musi obchodzić.

- Nie powiesz wszakże, przyjacielu, że masz problemy z tymi hultajami? – Zwrócił się do niego towarzysz Czartoryskiego.

Jarosław Bojarski jak każdy wokół miał na sobie bogato zdobiony żupan i szablę przy pasie. Był lekko po czterdziestce, więc wiekiem dorównywał większości swoich rozmówców, a lekki brzuszek tym bardziej czynił go podobnym do tej grupy. Tym, czym się wyróżniał z tłumu, był fakt, że swoją przyjazną aparycją przyciągał uwagę innych i sprawiał, że to wokół niego koncentrowała się uwaga innych ludzi.

- Takie tam problemy, nieistotne. – Machnął ręką Zamoyski. – Jestem teraz w stolicy, niech więc prowincja martwi się sama sobą. Bawmy się!

- Słusznie prawisz – przytaknął mu. – Bawmy się!

Poszli całą grupę w stronę stołu z drogimi trunkami, jedynie Andrzej został przy wejściu do ogrodu, jakby na coś czekając. Zamienił parę słów z pobliskimi osobami, aż po kilku minutach odrzwia się uchyliły i do pomieszczenia wszedł król Rzeczypospolitej, August III Sas, wraz ze swoimi przybocznymi dworzanami. Czartoryski pośpieszył się przywitać.

- Andrzeju, cieszę się, że odpowiedziałeś na moje zaproszenie. – Uśmiechnął się, ściskając mu dłoń. – Dawno się to nie zdarzyło. Jak ci się podoba bal?

- Wspaniały, wasza wysokość – odparł szczerze. – Widzę, że wasza wysokość skończyła już spacer i wraca dotrzymać towarzystwa swoim podwładnym na sali bankietowej?

- Przyszedłem popatrzeć na piękne damy, nie dotrzymać towarzystwa. – Zaśmiał się rubasznie. – Zawsze uwielbiałem taniec, zwłaszcza gdy mogę go podziwiać w trakcie konsumpcji nowych przysmaków, przybyłych zza oceanu.

Czartoryski pokiwał w zrozumieniu głową, szybko lustrując otaczających go dworzan. Żadnego szermierza – zauważył.

- A gdzie są gwardziści waszej wysokości? – zapytał.

- Odprawiłem – odparł wyniośle król. – Ich widok przeszkadzał mi w miłym spędzaniu czasu. Niech też się chłopaki pobawią.

- Ale niech robią to gdzie indziej, prawda? – mruknął. – Z ich facjatami i wyczuciem idealnego faux pas…

- Ha! – krzyknął król. – Dokładnie! Za to cię lubię Andrzeju, za to cię lubię.

- Pomimo mojego ciągłego zawracania głowy waszej wysokości sprawami wagi państwowej? – zdziwił się.

- Pomimo – uspokoił go władca. – Twoje wyrafinowane poczucie humoru na szczęście przyćmiewa przebłyski twojej nadmiernej odpowiedzialności i patriotyzmu.

- Za to, korzystnie dla kraju, u waszej wysokości te cechy są na równie wysokim poziomie.

August III roześmiał się w głos i odszedł w stronę stołów z jedzeniem, ignorując docinek ze strony podwładnego.

Jarosław Bojarski w tym czasie zagadywał dalej Zamoyskiego i resztę znajomych szlachciców o ich zapatrywania na sytuację polityczną i gospodarczą w kraju. Posunął się nawet do ostrożnego wybadania uczuć względem króla. I tak jak pierwsze jego zapytania były zbywane, a on sam był wręcz wyśmiewany, to gdy dochodziło do pytań o władcę, kompani się ożywiali. Jedni lekko podpici wychwalali nad niebo wielkopańskość Augusta III, inni zaś wręcz przeciwnie; nazywali go zadufałym Sasem, krytykując jego nieudaczność w podejmowaniu ważnych decyzji. Praktycznie nikt jednak nie uważał, że trzeba coś z tym zrobić:

- Sami wybraliśmy takiego króla, to teraz mamy – mówili nawet najzagorzalsi rzekomi przeciwnicy Augusta. – Zawsze mogło być gorzej. Bawmy się, nie tracąc czasu na bzdety!

I bawili się, a Jarosław bawił się z nimi. Po jakimś czasie jednak po cichu opuścił towarzystwo i spotkał się przy odosobnionym stole z Czartoryskim.

- I jak nastrój króla, Andrzeju? – zapytał. – Bo szlachta jak to szlachta – westchnął – cały czas tylko by imprezowała.

- Nic z nich nie będzie? – Spojrzał na niego uważnie, upijając łyk słabego wina.

- Sami na pewno nic nie zrobią – odparł. – Paru z nich ewentualnie poprze jakieś działania, ale samemu ich nie rozpocznie.

- To też dobrze. – Pochylił się do przodu. – Takimi ludźmi najłatwiej się steruje. A do wykonywania działań wykorzystamy oczywiście klasę średnią.

- A nie plebs? – zdziwił się.

- Plebs też, ale nie do istotnych i delikatnych działań, które są najważniejsze. Wszystko ci muszę tłumaczyć?

- Ależ oczywiście że tak, inaczej nie miałbym przyjemności słuchania twojego anielskiego głosu – odrzekł zupełnie poważnie.

- Działamy zgodnie z planem – kontynuował Czartoryski, nie zważając na zaczepkę ze strony szlachcica. – Ja zostanę tu, a ty pojedziesz do Moskwy. I wykonasz wszystko, co chcemy, by zostało wykonane.

- Nie mam pojęcia o czym mówisz. – Spojrzał mu prosto w oczy wzrokiem wyrażającym jednocześnie niepokój i zainteresowanie.

- I dobrze. – Andrzej utrzymał kontakt wzrokowy, dodając do swojego twardego spojrzenia drwiący uśmiech. – Bo bezmyślnymi podwładnymi łatwiej się kieruje.

- Na szczęście nie jestem ani bezmyślny, ani twoim podwładnym – roześmiał się Bojarski.

- Tak sobie wmawiaj – zadrwił. – Wykonujesz każdą moją najdrobniejszą zachciankę.

- A ty beze mnie jesteś nikim i nie masz żadnych możliwości realizacji swoich jakże podłych planów – odegrał się.

- Już już – uspokoił go. – Kończmy to, bo ludzie gotowi są pomyśleć, że my tak na serio. – Podał mu zapieczętowaną kopertę. – Tu masz wiadomość dla rosyjskich bojarów. Podpisana przez króla, tak jak ustalaliśmy. Król królem a ty rób swoje.

Skinął głową w zgodzie. Schował list za pazuchę i wstał od stołu.

- I pamiętaj – zatrzymał go Czartoryski. – Dla chwały Rzeczypospolitej.

- Dla chwały Rzeczypospolitej.

Odchodząc, każdy z nich niósł ze sobą podobne emocje. Obaj byli lekko zasmuceni zubożeniem wartości wśród szlachty i króla, jednak dawało im to duże możliwości działania, z czego się cieszyli. Czartoryski był także zadowolony ze wszystkich umiejętności Jarosława – sam go przecież zwerbował – oraz z jego oddania sprawie. Bojarski za to odchodził z pałacu z poczuciem dobrze pełnionego obowiązku.

Zwerbujmy Rosjan – mówił w myślach. – A trzeba będzie, to zmienimy króla.

 

***

Dołącz do Duedovicesimus i odkryj arkana tego tajemniczego świata! Linki mediów społecznościowych oraz materiałów do gry poniżej! W razie pytań pisz śmiało, z chęcią odpowiem!

Nasz serwer na DC:

https://discord.gg/zqjkR8VUsG

Historia alchemika na wattpadzie (publikowana też na tutaj):

https://www.wattpad.com/story/389101011-duedovicesimus-imperator-część-1

Pozostałe media społecznościowe:

https://youtube.com/@goodgamesgivers?si=ix-LpaKvQFSvxA4z

https://www.tiktok.com/@goodgamesgivers?is_from_webapp=1...

https://www.instagram.com/goodgamesgivers/

https://www.facebook.com/profile.php?id=61571487340339

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • AngeIa 8 miesięcy temu
    Witaj panie

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania