Duedovicesimus - Imperator część 1 - rozdział 2 część 1

Wenecja, wrzesień A.D. 1750

 

Signum Arma przetoczył się po ziemi, po czym podskoczył w górę, składając palce w znak ognia. Kula płomieni poleciała przed niego, a on już był parę metrów dalej, zadając pchnięcia rapierem. Wypad. Przeciwszósta. Zbicie. Passata sotto. Znak światła, straszenie i rzut ze zwodzonym sztychem. Lewak do drugiej ręki i finta, zakończona bezbłędnym, finalnym trafieniem.

Młody mężczyzna oparł się o ścianę i starał się opanować oddech. Stał na podwórzu karczmy, w której się zatrzymał i podziwiał skutki swojej sesji treningowej.

Fireball to chyba była już lekka przesada – pomyślał, patrząc na zniszczony wychodek. – Trudno, oddam karczmarzowi. Jeśli jeszcze mam z czego.

Pracował jako łowca; potworów bądź nagród, zależnie od tego, co się akurat trafiło. Ostatnio jednak cierpiał na całkowity brak zleceń – a życie w Wenecji kosztowało. Był już prawie bez grosza i zastanawiał się, czy nie będzie musiał opuścić miasta i poszukać chociażby najlichszego zarobku na gościńcu.

- Pan Arma, powitać!

Odwrócił się i w drzwiach do budynku zobaczył uśmiechniętego karczmarza. Jednak im dłużej oberżysta patrzył na zaplecze swojej własności, tym bardziej uśmiech znikał z jego twarzy.

- Oddam za to – powiedział szybko Signum, wskazując na wychodek.

Pogrzebał w kieszeni i rzucił karczmarzowi sakiewkę z kilkunastoma krajcarami.

- Wystarczy? – zapytał.

Oberżysta nawet nie zerknął do środka – jako że był doświadczony w swoim zawodzie, wartość pieniędzy odczytywał po samej ich wadze.

- Ależ oczywiście. – Uśmiech powrócił na jego oblicze. – A nie przeszkadzam przypadkiem w ćwiczeniach?

- Nie, już skończyłem – odparł łowca.

- A to dobrze – powiedział. – Bo przyszedłem z wiadomością, która może pana zainteresować.

- Jakąż to wiadomością? – Schował rapier i lewak do pochew, po czym podszedł do oberżysty.

- A bo zorientowałem się, że jest pan jakiegoś rodzaju łowcą czy czymś, znaczy kimś podobnym – ciągle tylko pan trenuje i trenuje… - zaczął. – Ale do rzeczy. słyszałem jak pan mówił, że za niedługo będzie pan musiał stąd wyjechać, gdyż nie ma zleceń i przez to sakwa zaczyna świecić pustką.

- Yhym – potwierdził mruknięciem.

- No a ja bardzo nie chciałbym żeby pan opuszczał mój przybytek – kontynuował, intensywnie gestykulując. – I przed chwilą doszły mnie wieści o tym, że jeden z wykładowców na Weneckim Uniwersytecie Magii Wszelakiej wystawił zlecenie. Myślę, że to może być pańska szansa.

- Ktoś z samego WUMW-u wystawił zlecenie? – zdziwił się Arma. – Brzmi ciekawie. Czyli jednocześnie bardzo niebezpiecznie, lecz też dobrze płatnie.

- Tak tak, tylko na pana miejscu bym się pośpieszył – za parę godzin będzie tam co najmniej kilkunastu takich jak pan – a teraz ma pan szansę być tam pierwszy i zgarnąć nagrodę dla siebie.

- W takim razie ruszam na uczelnię – odparł Signum i podszedł do wyjścia na ulicę.

- Życzę powodzenia – krzyknął za nim karczmarz.

Arma wyszedł na ulicę i jak zawsze już po paru krokach zachłysnął się miejskim gwarem. Wszędzie ktoś do kogoś krzyczał: ktoś próbował coś komuś sprzedać, ktoś inny się targował. Jeszcze inny się przepychał, któryś próbował coś komuś ukraść, drugi starał się nie zostać okradzionym. Życie toczyło się szybko i barwnie.

Żeby dotrzeć do WUMW-u, łowca musiał przejść ponad połowę Wenecji. Drogę na uczelnię postarał się wykorzystać jak najowocniej: zapamiętał lokalizacje każdej porządnie wyglądającej kuźni oraz sklepu z bronią i osprzętem, który w najbliższym czasie mógł mu się przydać.

Po kilkudziesięciu minutach stanął przed zdobną w runy bramą i poinformował zamożnie odzianych strażników, że przyszedł w sprawie zlecenia. Wpuścili go do środka i kazali zaczekać na zleceniodawcę. Signum usiadł w wyznaczonym miejscu i nie marnując czasu zaczął lustrować otoczenie.

Znajdował się w dużym holu, który miał symbolizować potęgę i przepych najlepszej szkoły magii na świecie. Na środku pomieszczenia mieściła się fontanna, w centrum której stały cztery mityczne stworzenia: Arma rozróżnił meduzę, cyklopa, minotaura i satyra. Każdy z tych potworów był zwrócony w inną stronę świata, a z ust każdego tryskała zmieniająca kolory woda. Posadzka holu została wyłożona małymi kamyczkami, opisanymi drobnymi runami; przez co zarządcy WUMW-u mogli zmienić barwę każdego drobnego elementu podłogi i pokazać dowolny obraz na posadzce. Za to marmurowe ściany były puste, zrobione na styl starożytny; jedynie nad każdym łukowatym wyjściem z holu znajdowała się sentencja któregoś z wielkich magów.

Łowca siedział na wygodnym fotelu pod jedną ze ścian – miejsce to było przeznaczone właśnie do czekania. Podziwiał otaczające go piękno i dziwił się, że przy wejściu nikt nie kazał mu odłożyć broni. Ale nie narzekał, tylko się dziwił. Po kilkunastu minutach podszedł do niego mężczyzna w średnim wieku i skłonił głowę. Ubrany był normalnie: nie w przewiewne szaty, jak Signum wyobrażał sobie magów z WUMW-u, ale jak każdy inny bogaty człowiek w Wenecji.

- Łowca Signum Arma, jak mi doniesiono, prawda? – zapytał.

- Tak się przedstawiłem – odparł, wstając z fotela. – Jednak z wykształcenia jestem szermierzem.

- Szermierzem? – zainteresował się nieznajomy. – A jakiej szkoły?

- Pruskich Gwardzistów – odpowiedział. – Wcześniej także służyłem parę lat w Królewskiej Armii.

- Interesujące – powiedział, wskazując ręką, by udał się za nim. – Niemcy umieją szkolić żołnierzy.

- Najlepiej na świecie. – Skręcili w lewo i przeszli pod łukiem z przetłumaczonym na włoski cytatem z Teorii Alchemii Franciszka Pisznikowa:

Puoi far esplodere qualsiasi cosa, devi solo sapere come.

- Zmierzamy na wydział Alchemii i Transmutacji – wytłumaczył przewodnik. – Tam wykładam, tam więc przedstawię całą sprawę.

Signum zastanawiał się przez chwilę, czy przypomnieć obcemu, że ten mu się nie przestawił, ale stwierdził że nie jest to aż tak istotne. Postanowił w umyśle nazywać nieznajomego Wykładowcą i to mu całkowicie wystarczało.

Wyszli z budynku i przeszli przez wystawne patio z kolejnymi fontannami.

Jakaś mania czy co? – myślał Arma.

Dostrzegał napisy nad kolejnymi mijanymi monumentalnymi budynkami: Tworzenie Eliksirów, Stosowanie Eliksirów, Transmutacja Materii. Przeszli przez drzwi, nad którymi widniał ostatni napis. Udali się po marmurowych schodach na drugie piętro i weszli do obszernego gabinetu. Cały pokój zastawiony był fiolkami z eliksirami oraz księgami z nic nie mówiącymi łowcy nazwami.

- Będę mówił krótko i treściwie, bo nie mam za dużo czasu – zaczął Wykładowca. – Na naszym wydziale grasuje Minotaur. Najczęściej w tym budynku, a jako że jestem opiekunem kierunku Transmutacji Materii, w którego siedzibie akurat się znajdujemy, to mnie Zarząd Uniwersytetu polecił pozbycie się potwora.

- Skąd na takiej uczelni takie stworzenie? – zapytał Signum.

- Jeszcze nie wiemy, ale się dowiemy – odpowiedział zdawkowo. – To jednak nie jest twoim zadaniem – ty masz się po prostu pozbyć monstra, a my potem będziemy dochodzić kto, co, jak i dlaczego.

- Czyli sugerujecie wewnętrzny sabotaż? – zdziwił się. – A może zabawy studentów?

- Nic nie sugerujemy! – niespodziewanie podniósł głos Wykładowca. – Ty masz tylko zabić potwora, jasne?

- Tak – odparł Arma.

- Super – żachnął się. – A więc do rzeczy. Minotaur pojawia się w nocy i grasuje w tym budynku, czasem wychodzi na patio. Widziały go dwie osoby, mężczyzna i młoda kobieta. Ten mężczyzna jest pierwszą i jak na razie jedyną śmiertelną ofiarą monstrum. Kobieta przeżyła i to ona opowiedziała nam o potworze.

- Były jeszcze jakieś straty, że tak powiem, nie w ludziach?

- Tak. Zniszczona została Druga Sala Eksperymentalna, a w niektórych miejscach na ścianach korytarzy można dostrzec ślady rogów.

- Wiadomo, gdzie potwór chowa się w trakcie dnia?

- Nie, i ze względu na ogrom naszej uczelni jest to nie do ustalenia.

- Czyli czeka mnie polowanie nocą – powiedział sam do siebie. – A dlaczego akurat w tym budynku?

Wykładowca w odpowiedzi posłał mu ostre spojrzenie, tak że Signum zrozumiał, że nie powinien zadawać tego pytania.

- W takim razie ostatnia kwestia, zanim podejmę się przygotowań do polowania. Ile?

- Dwadzieścia guldenów, po robocie.

- Piętnaście po, pięć przed. Muszę mieć za co kupić niezbędny osprzęt.

- Dobrze, to teraz ja zadam jedno pytanie – zamyślił się mag. – Czy to ty zabiłeś tego wilkołaka grasującego w pobliskich lasach? Tak ze trzy tygodnie temu?

- Tak, to byłem ja. Pokazać trofeum?

- Nie trzeba, wierzę na słowo.

Podszedł do biurka i wyciągnął z niej sakiewkę. Dobył z niej pięć złotych reńskich i podał łowcy.

- Oto twoja zaliczka, tak jak prosiłeś.

Arma przyjął i schował monety.

- Najdalej za trzy dni będziecie biedniejsi o kolejne piętnaście guldenów – powiedział.

- Miło mi to słyszeć – odparł Wykładowca. – W takim razie odwołam ogłoszenie.

Signum skierował się do drzwi. Przechodząc obok regału z książkami ujrzał napis na grzbiecie jednej z nich: Tezeusz i Ariadna.

Będzie ciekawie – pomyślał.

 

***

Dołącz do Duedovicesimus i odkryj arkana tego tajemniczego świata! Linki mediów społecznościowych oraz materiałów do gry poniżej! W razie pytań pisz śmiało, z chęcią odpowiem!

Nasz serwer na DC:

https://discord.gg/zqjkR8VUsG

Historia alchemika na wattpadzie (publikowana też na tutaj):

https://www.wattpad.com/story/389101011-duedovicesimus-imperator-część-1

Pozostałe media społecznościowe:

https://youtube.com/@goodgamesgivers?si=ix-LpaKvQFSvxA4z

https://www.tiktok.com/@goodgamesgivers?is_from_webapp=1...

https://www.instagram.com/goodgamesgivers/

https://www.facebook.com/profile.php?id=61571487340339

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • WDKarawela 7 miesięcy temu
    Puoi far esplodere qualsiasi cosa, devi solo sapere come.

    Można wysadzić w powietrze wszystko, trzeba tylko wiedzieć jak.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania