Duedovicesimus - Imperator część 1 - rozdział 2 część 2

Wiedeń, wrzesień A.D. 1750

Ibergez wziął głęboki oddech.

- To jest nasz najlepszy specyfik i zapewniam panią, że zawsze działa – powiedział. – Zabije wszystkie mrówki w promieniu całej kamienicy i jeszcze w mieszkaniach obok.

- Ale ja nie chcę pomagać moim sąsiadom – oburzyła się starsza mieszczanka, od kilkunastu minut szperająca po sklepie i zadająca coraz to bardziej wkurzające pytania. – Niech też płacą, darmozjady.

Cecchino spojrzał na nią z wyraźną niechęcią i westchnął ciężko. Zastanawiał się, co odpowiedzieć, gdy kobieta nagle stwierdziła:

- Skoro nie ma nic lepszego i przede wszystkim tańszego – podkreśliła to słowo – to wezmę ten Formicamorten. – Wyjęła z sakwy dwadzieścia krajcarów i podała alchemikowi.

Ibergez skinął głową w pożegnaniu i zwrócił się w stronę następnego klienta.

- Dwa środki lecznicze – powiedział dobrze znany mu mężczyzna. – Najlepiej jak najmocniejsze.

Był to wynajęty przez Cecchino najemnik, przywódca grupy działającej w dokach przy Dunaju.

- Coś się stało? – zapytał cicho alchemik.

Apteka była punktem kontaktowym, bazą wypadową i centrum dowodzenia jednocześnie, ale podejrzani podwładni Ibergeza przychodzili zazwyczaj wieczorem lub nocą, a nie w środku dnia roboczego. Musiało wydarzyć się coś tak istotnego, że najemnicy uznali za niezbędne poinformować szefa natychmiast.

- Dwóch naszych zmasakrowano w porcie – odparł szeptem najemnik, udając, że analizuje skład lekarstwa. Najprawdopodobniej w ogóle nie umiał czytać. – Jeszcze żyją i jak podam im te środki, to na pewno przeżyją. Ale przez kilka miesięcy nie będzie z nich żadnego pożytku. Ręce i nogi połamane, psychika zniszczona…

- Dobrze – przerwał mu. – Nie muszę znać szczegółów. Interesuje mnie jedno: kto to zrobił? – Sięgnął w stronę zaplecza, po czym podał rzekomemu klientowi jeszcze dwa bandaże. Na szczęście w aptece poza nimi i asystentem alchemika była tylko jeszcze jedna kobieta, która chodziła między półkami, wyraźnie czegoś szukając i nie przejmując się przydługą rozmową przy ladzie – dlatego mogli na spokojnie konwersować.

- To byli Austriaccy Mściciele – wyszeptał ze strachem najemnik. – Wdepnęliśmy po uszy w gówno.

- Demonizujesz – zbagatelizował Cecchino. – Skąd pewność że to oni?

- Bo wszystkich wielkich mistrzów działających w dokach zastraszyliśmy albo przekonaliśmy do współpracy. Od tygodnia to była najbezpieczniejsza dzielnica w Wiedniu dla naszych ludzi. A teraz boją się tam chodzić. Wycofałem wszystkie patrole stamtąd tutaj i nie wiem co dalej robić.

- Nie odpowiedziałeś na pytanie.

- Zostawili znaki, jakie zawsze zostawiają Austriaccy Mściciele, gdy chcą poinformować, że to ich robota. Znałem jednego człowieka, który po robocie podrobił ich symbol. Później znalazłem tylko fragment jego palca i czapkę. Pod nakryciem głowy była kartka papieru z krótką radą: Nie róbcie tego więcej.

Ibergez zanotował w głowie, że akurat ten jego najemnik umiał czytać.

- Nie taki diabeł straszny jak go malują – stwierdził. – Poślij tych ludzi z powrotem do doków, a samemu zostań w aptece.

Podwładny skinął głową i wyszedł ze sklepu. Alchemik obrócił się w stronę swojego asystenta.

- Hans! – zawołał półgłosem.

Pomocnik podszedł i stanął przed nim.

- Wychodzę, przejmujesz tutaj pełnię władzy. – Rzucił mu klucze. – Zaraz wróci ten facet co ze mną rozmawiał, będzie ci pomagał. Jakby ktoś przyszedł do mnie nie w sprawie jakiegoś lekarstwa lub środku farmaceutycznego, to niech rozmawia z nim. Jasne?

- Tak – odparł Hans.

Ibergez udał się na zewnątrz i będąc już na ulicy, kątem oka dostrzegł, że niezdecydowana kobieta w końcu podeszła do lady i zagadała do asystenta.

- Ludzie w drodze – przechodząc obok zameldował mu najemnik.

Cecchino przyśpieszył kroku, kierując się w stronę doków. Idąc, sprawdził, czy całe niezbędne wyposażenie jest na swoim miejscu. Dotykał poszczególnych rzeczy pod swoim czarnym płaszczem. Pistolet. Eliksiry lecznicze. Rune polvere magico do zwiększania mocy run chwilowych i tych pisanych w powietrzu. Nóż. Papierowe ładunki do broni palnej.

Muszę dokupić sobie drugi pistolet – pomyślał. – Najlepiej dwulufowy.

Doszedł już prawie do portu, gdyż od apteki do Dunaju było niespełna trzysta metrów. Stanął i rozejrzał się. Wokół rozchodził się zapach ryb, świeżych, smażonych i zdechłych. Wszędzie było pełno ludzi, każdy jak zawsze zajęty swoimi sprawami. Wśród nich na pewno było paru jego podwładnych, jednak on ich nie rozpoznawał – ważne, że oni znali jego. Przeszedł kilkanaście metrów i skręcił w boczną uliczkę. Chwilę nią szedł, po czym znowu skręcił i się rozejrzał. Nie zobaczył nikogo więc przypadł do ziemi i magicznym proszkiem narysował na ziemi skomplikowane symbole. Potem szybko ukrył się za rogiem kamienicy, a runy powoli przestawały być widoczne.

Po krótkim czasie w uliczce zabrzmiały bardzo ciche, prawie bezgłośne kroki. Niespodziewanie ucichły. Cecchino, trzymając już pistolet w dłoni, wyłonił się zza węgła. Ujrzał sparaliżowaną, lecz przytomną kobietę, stojącą nad miejscem, w którym napisał runy. Uśmiechnął się pod nosem, gdyż była to ta sama kobieta, którą widział niedawno w aptece. Podszedł do niej na odległość paru metrów i odezwał się:

- Mógłbym cię teraz zabić – zaczął. – Albo zrobić ci to, co wyście zrobili moim najemnikom. Ale nie o to mi chodzi. Przekaż swojemu dowództwu, że jeśli chcą grać ze mną w swoje gierki, to niech grają. Tylko że ja też gram, a gram lepiej od nich. Jeśli więc na przykład zamiast mnie zabijać najpierw zechcecie ze mną porozmawiać, wiecie gdzie mnie szukać. – Odwrócił się i już się wydawało, że odejdzie, gdy sparaliżowana wycharczała:

- Zadzierając z nami, Austriackimi Mścicielami, zadzierasz z samą Marią Teresą, cesarzową Austrii.

- Tak? – udał zdziwienie, ponownie zbliżając się do niej. – Nieprawdopodobne. A czy ty wiesz, komu się przeciwstawiasz, walcząc ze mną? Nie? To masz około dziesięciu minut na zastanowienie. Po tym czasie puszczą runy, które cię trzymają i skomląco pobiegniesz do swoich dowódców. – Szybkim krokiem przeszedł obok niej i zniknął z jej pola widzenia.

Zaczęło się – myślał, kierując się w stronę tawerny. – Minął miesiąc i już jestem jednym z ich wrogów numer jeden. Teraz muszę nie dać się zabić i grać dalej, a ten szalony plan ma szanse się powieść.

Wszedł do karczmy, zamówił piwo i usiadł w najciemniejszym rogu. Chciał wsłuchać się w głosy zwykłych ludzi, może dowiedzieć się czegoś o tajemniczej kobiecie, spotkanej przypadkowo dwa tygodnie temu. Posiadała niezwykłe magiczne moce, mogła się przydać – a z ustaleń Ibergeza wynikało, że musi przebywać w tej dzielnicy. Nie było mu jednak dane odpocząć i poszpiegować. Gdy tylko usiadł, podszedł do niego nieznajomy człowiek i powiedział jedno zdanie:

- Do apteki przyjechał posłaniec, chce się z panem pilnie zobaczyć. Mówi, że przybył z Warszawy.

 

***

Dołącz do Duedovicesimus i odkryj arkana tego tajemniczego świata! Linki mediów społecznościowych oraz materiałów do gry poniżej! W razie pytań pisz śmiało, z chęcią odpowiem!

Nasz serwer na DC:

https://discord.gg/zqjkR8VUsG

Historia alchemika na wattpadzie (publikowana też na tutaj):

https://www.wattpad.com/story/389101011-duedovicesimus-imperator-część-1

Pozostałe media społecznościowe:

https://youtube.com/@goodgamesgivers?si=ix-LpaKvQFSvxA4z

https://www.tiktok.com/@goodgamesgivers?is_from_webapp=1...

https://www.instagram.com/goodgamesgivers/

https://www.facebook.com/profile.php?id=61571487340339

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania