Duet na Skałce

Kiedy dwie istoty tej samej płci mają się ku sobie, nie mogą liczyć na wyrozumiałość. Ale czy tylko o to chodzi?

Kazimierz Odnowiciel i Dobroniega nigdy swego pierworodnego nie przytulali, nie mówili, że jest dla nich ważny. Wręcz przeciwnie. Odpychali na każdym kroku, głośno dawali do zrozumienia, że to raczej Herman powinien być następcą tronu - taki przystojny, taki sprytny - nie to, co ta glista. Księżna Dobroniega często gęsto zwykła powtarzać, iż zmarnowała sobie życie dla chodzącej porażki: dwa lata karmiła piersią takie brzydactwo jako Bolesław Śmiały, a on nie dość, że straszy mordą, to jeszcze ma krowi placek zamiast mózgu. Od najmłodszych lat słyszał, że dla rodziców, dla wszystkich wokół, jest utrapieniem, które mężnie znoszą, poniżeniem, z którym nie mogą sobie poradzić, problemem, który należy rozwiązać.

Rycerz Marcin ze Szczepanowa i jego żona Bogna traktowali każdego człowieka, każdą grupę odniesienia, ba, nawet przyrodę, jak ciemiężyciela, którego należy przechytrzyć pochlebstwem. Toteż kiedy urodził się Stanisław, dołożyli oboje wszelkich starań, by uczynić go raczej inwestycją niż człowiekiem. Stasieńku, powiedz tej pani wiersz po łacinie, w końcu ona jest żoną komesa grodowego, z nim, a właściwie z nią, Piastowie bardzo się liczą (Bogna i Marcin, gdyby mogli, utopiliby ród Piastów w łyżce wody, oczywiście z miodem). Stasieńku, pokaż temu panu kilka sztuczek, coś je podpatrzył u kuglarzy, wszak ten pan jest z otoczenia cesarza. A potem spadaj, idź do siebie, nie jesteś już nam potrzebny, boś niedźwiedź. Żyjesz o tyle, o ile trwa twój występ. Zwłaszcza Bogna umiała obrzydzić każdą chwilę. Z jednej strony wychowywała człowieka-motyla, z drugiej celowo wyrywała mu skrzydła i zmieniała w robaka. Z jednej strony kształtowała człowieka-triadę, z drugiej - pilnowała, by owa triada czuła się śmieciem. Innymi słowy: przekonywała, że Stanisław powinien być idealny, a przy tym robiła wszystko, by pozbawić go pewności siebie.

Marcin ze Szczepanowa wydawał się łagodniejszy od żony. Odczuwał wszakże sadystyczną radość na myśl o tym, że syn zostanie biskupem krakowskim. Wiedział, że kobiety będą żałowały. Błędy życiowe? Błędy to sobie mogą popełniać inni, a nie taki przystojny, dobrze wytresowany chłopak jak Stanisław. Rycerz zachwycał się synem, który nawet swą odmienność od najmłodszych lat okazywał w odmienny sposób. Inni chłopcy płatali figle, biegali, przeszkadzali starszym bądź popadali w drugą skrajność, zamykali się w sobie i/lub robili z siebie fajtłapy. Stasieńku, jesteś jedyny w swoim rodzaju: zawsze spokojny i towarzyski, łagodny i skupiony na obowiązkach. Obowiązek był dla starego Marcina hasłem dnia.

Jak to się zaczęło? Kiedy Ryksa, stryjeczna siostra Bolesława Śmiałego, zdradzająca męża z rycerzami i dwórkami, postanowiła zniszczyć kuzyna (mąż Ryksy, książę Mściwój, przed własną hańbą uciekał w alkohol i sproszkowany kwiat paproci), zaszedł wypadek, o którym długo miano opowiadać nie tylko w Polsce. Otóż zmarł biskup krakowski Lambert Suła i należało wybrać następcę.

-Ojczulku, tak mi wstyd -rozległo się za plecami Marcina.

-Stasieńku, TOBIE miałoby być wstyd?

-Że człowiek nie mógłby zaradzić wszystkiemu. Że nie dałoby się nakarmić wszystkich głodnych, przygarnąć wszystkich bezdomnych, opłacić wszystkich skromnych wesel i uleczyć każdej choroby. Wciąż mam wrażenie, że robię za mało.

Coś poruszyło się w krzakach, ojciec i syn nie zwrócili na to uwagi.

"Nie wiedziałem, że motyle potrafią mówić" - szepnęło coś za ich plecami.

-Na tom dwa lata brzydala piersią własną karmiła, żeby ta wywłoka ze Szczepanowa miała na niego wpływ! - Dobroniega błyskała ślepiami przy wieczerzy.

-Oczywiście, dostojny mój kuzyn to tylko ma na celu, li i jedynie, żeby lud krakowski dostał godnego pasterza - szydziła Ryksa- Z torbami naród pójdzie przy tym draniu!

-Zawsze byłaś żmiją - syknął następca tronu. Przypomniał sobie, że gdy miał siedem lat, a kuzynka osiem, nauczyła go piosenki, która zaczynała się mniej więcej tak:

Jedna myszka drugiej myszce deptała po kiszce

-Deptała po kiszce! Patrzcie ich! - wrzasnęła Dobroniega-Co im po łbach chodzi! Na dwór spieprzać, bawić się, młodością cieszyć, ja i bez nich mam dosyć zgryzoty!

-Stryjno najdroższa, to Bolek mnie nauczył - skłamała Ryksa- Wiadomo, jaki on jest.

-Wiadomo mi lepiej niż innym! Dwa lata karmiłam go piersią na moją zgubę!

Ryksa Piastówna niszczyła, kogo się dało i kogo się nie dało. Nadszedł dzień, w którym należało wskazać następcę Lamberta Suły.

Bolesław Śmiały siedział dość obojętnie, w pewnym momencie wyrwało mu się po prostu:

-A czy ksiądz z miedzianą grzywką mógłby tak od siebie?

-Powiedzieć coś... o teologii? - Stanisław naprawdę wyglądał teraz jak motyl. Był drobny, kruchy, ot, eteryczny facet, który lada chwila może ulecieć; piękna, okrągła, rumiana twarz jaśniała nieznaną słodyczą i spokojem, duże, modre oczy lśniły jak gwiazdy, całość uginała się pod ciężarem bujnych, miedzianych włosów, takich właśnie, z jakich wiele wieków później słynęła rodzina Borejków.

-Gdzie tam o teologii. Chodzi o to, żeby coś zaśpiewać. Dla mnie zaśpiewać.

-Ależ nieboszczka matka zawsze powtarzała, że okropnie fałszuję. Aż uszy puchną.

-Twój ojciec mówił nam co innego.

Było to powiedziane tonem tak łagodnym, tak w łagodności swej błagalnym, że wszyscy obecni mimochodem zwrócili się w stronę "glisty". Bolesław Śmiały wyglądał jak gorsza wersja Janusza Pyziaka. Teraz kilkakrotnie poruszył ciemnymi wąsami, które zdawały się prawie czarne.

-Słuchamy, słuchamy - Dobroniega przebierała nogami, spodziewając się jodłowania i śmieszności.

Tymczasem:

Płynie Warta płynie po polskiej krainie...

-Stasieńku, masz piękny głos. Gdy ty śpiewasz, rozchodzi się światło. Ale nawet nie musisz śpiewać, w tobie i tak wszystko jest pieśnią.

-Skąd wasza książęca mość zna moje imię?

-Dostojny Suła mi mówił... - tak naprawdę informatorzy byli też inni.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania