Dusza
Kiedy nadchodzi noc, świat cichnie.
Ciało, zmęczone hałaśliwym dniem, codziennymi troskami, ciężką pracą i zgiełkiem, wreszcie znajduje spokój. Mięśnie się rozluźniają, oddech staje się równy, a myśli — przejrzyste jak poranna mgła. Człowiek zasypia, ale nie w całości.
Bo właśnie wtedy, gdy ciało śpi, dusza rozpościera skrzydła. Cicho oddziela się od swojego ziemskiego schronienia i unosi tam, gdzie nie ma zegarów, bólu ani ograniczeń. Tam, gdzie czas płynie inaczej — albo wcale nie płynie. Każdej nocy wyrusza w podróż do światów, których nie widzi żadne ludzkie oko. Tam, pośród lśniących mgławic i cieni minionych żyć, dusza spotyka tych, których ciało dawno zapomniało. Widzi miasta zbudowane z myśli i lasy wyrastające ze wspomnień. I za każdym razem, wracając o świcie do swojego śpiącego ciała, przynosi ze sobą odrobinę wieczności — wspomnienie, które człowiek nazwa snem.
A kiedy się budzimy, czasem nie potrafimy zrozumieć, dlaczego w sercu czujemy lekkość i spokój, a czasem — niepokój, smutek czy bezpodstawny gniew. Ale wszystko to nie dzieje się przypadkowo. Nasz nastrój po śnie — to echo nocnej podróży duszy.
Jeśli leciała w świetliste przestrzenie, gdzie panuje harmonia, budzimy się z poczuciem radości, inspiracji i wdzięczności za życie. A gdy jej droga wiodła przez cienie przeszłości, bolesne wspomnienia lub niedokończone historie — na duszę kładzie się mgła smutku lub gniewu. Bo sny to nie tylko obrazy w świadomości.
To ślady podróży duszy, która co noc wyrusza tam, gdzie ciało nie może postawić kroku.
Gdyby dusza nas słuchała… Ale nie — żyje według własnych praw, niezależnych od woli człowieka. Możemy przekonywać siebie, że nią kierujemy, że trzymamy ją w granicach rozumu czy moralności, ale dusza — jest wolna. Nie podporządkowuje się rozkazom, nie ulega strachowi, nie uznaje ograniczeń. Czasem ucieka od nas w chwilach, gdy próbujemy wszystko kontrolować. Czasem milknie, gdy błagalnie szukamy odpowiedzi. A bywa też odwrotnie — mówi tak głośno, że serce zaczyna bić szybciej i już nie możemy udawać, że jej nie słyszymy. Dusza — to żagiel, który nie podporządkowuje się sternikowi, bo ma własną drogę i własne morze. My jesteśmy jedynie pasażerami, którzy obserwują jej podróże w snach, wspomnieniach i uczuciach. Tak pewnej nocy, gdy Margarita położyła się do łóżka po długim dniu, świat wokół powoli rozpuszczał się w miękkich cieniach. Wiatr delikatnie kołysał firanki, księżyc rysował srebrne wzory na jej twarzy, a gdzieś za oknem szumiały liście, cykał świerszcz, jakby szeptał kołysankę. Z każdym oddechem sen otulał ją coraz głębiej — słodki, ciepły, spokojny. I gdy ciało wreszcie oddało się odpoczynkowi, dusza Margarity z radością rozpostarła skrzydła. Unosiła się lekko, niczym ptak, który długo czekał na wolność. Opuszczając ziemską powłokę, dusza wznosiła się wysoko — tam, gdzie nocne niebo tchnie tajemnicami, a gwiazdy świecą nie tylko światłem, lecz także wspomnieniami. Latając tam, tak wysoko, dusza Margarity czuła niezwykłą lekkość — jakby już nic z ziemskich trosk jej nie trzymało. Pośród nieograniczonej przestrzeni, gdzie czas zanika, a cisza brzmi jak muzyka, spotykała inne dusze — swoje przyjaciółki, znajome jeszcze z dawnych, może nawet zapomnianych żyć.тPrzelatywały obok — jasne, przezroczyste, przypominające migoczące światełka. Nie było czasu na rozmowy, pytania czy wspomnienia.
Każda dusza miała swój cel: jedna spieszyła, by pokazać komuś drogę, inna — ostrzec człowieka przed błędem, a jeszcze inna — po prostu ofiarować promień ciepła temu, kto cierpiał. Jaka powłoka — taka dusza. Każda miała swoją formę, swoje światło, swój ślad ziemskiego życia. Niektóre dusze świeciły delikatnym złotem, ciepłym i miękkim jak promień porannego słońca. Inne migotały zimnym srebrem — spokojne, powściągliwe, jak zahartowane doświadczeniem i bólem. A były też takie, które drżały w ciemności, niczym zagubione iskry, szukające drogi do światła. Każda dusza nosiła na sobie ślad swojej powłoki — ludzkiego serca, myśli, czynów.
Bo ciało jest tylko tymczasowym schronieniem, ale zostawia odcisk w duszy, jak odcisk dłoni na piasku. Margarita nie wierzyła w cuda. Nauczyła się uśmiechać, gdy ktoś mówił o losie czy cudzie — ale w środku tylko cicho wzdychała. Nie wierzyła też w prawdziwą miłość.
Kiedyś te słowa brzmiały dla niej jak muzyka, jak obietnica ciepła… ale z czasem stały się pustymi słowami, echem obojętności, przypomnieniem o bólu. Każde „kocham cię” pozostawiało w przeszłości bliznę, która nie goi się nawet z upływem czasu.
Dlatego, słysząc o cudzie czy miłości, Margarita odwracała wzrok: nie chciała ponownie otwierać serca, bo wiedziała — ból zawsze czeka tuż za progiem wiary.
Dusza pamiętała wszystko.
Pamiętała łzy, drżenie, straty i rany — nawet te pozostawione we śnie. I nawet w bezkresnej przestrzeni nocy, gdy dusza unosi się pośród świateł i cieni, te chwile strachu i bólu pozostawały z nią, cicho przypominając o przeszłości. Nie po raz pierwszy dusza przynosiła Margaricie do snów fale radości, uczucia lekkości i nadziei, które świeciły niczym ciepłe błyski światła w ciemności. We śnie latała, śmiała się, czuła, że życie może być inne — pełne marzeń, ciepła i szczęścia. Ale co rano, budząc się i widząc za oknem ten sam pejzaż, znajomy i zimny, Margarita odczuwała, jak rzeczywistość ponownie ogranicza jej wolność.
Starała się nie myśleć, nie marzyć, ostrożnie chowając w sercu chwile radości, które dusza przynosiła jej we snach. Bo dusza proponowała lot — lekki, jasny, nieograniczony — a rzeczywistość znowu zrywała skrzydła. Pewnego dnia, siedząc w parku, Margarita obserwowała ludzi: jak spieszą się krokami, śmieją, kłócą, zakochują. I w jej myślach pojawiało się pytanie: jak to możliwe? Dlaczego niektórym łatwo latać w życiu, a jej nawet marzyć wydaje się niebezpieczne?
Dusza to czuła i krzyczała — cicho, niemal szeptem, a jednocześnie tak mocno, że echo jej głosu mogło rozdzielić ziemię. Kiedy nastała noc, dusza postanowiła działać. Wzbiła się, unosząc wśród ciemności i cieni, szukając sposobu, by napełnić serce Margarity miłością, zapomnianą lub zgubioną przez czas, strach i rozczarowanie. Każdy ruch, każdy błysk światła był skierowany tylko na jedno — znaleźć drogę do Margarity, przebudzić emocje, które dawno zasnęły, i rozpalić w jej sercu światło nadziei. I choć strach ściskał jej skrzydła, rządziła determinacja. Każdy podmuch duszy stawał się walką o istnienie, o prawo, by nie zniknąć w pustce, lecz odnaleźć drogę powrotną. Wreszcie, przechodząc przez ostatnią przeszkodę, dusza połączyła się z ciałem Margarity.
Poczuła ciepło, lekkość, drżenie — ciało obudziło się, ale dusza już wiedziała: teraz są znów razem, gotowe latać w sobie nawzajem i odnajdywać światło, które na początku wydawało się zagubione. Po przespanej i przeżytej tak długiej, pełnej snów nocy, Margarita wreszcie zrozumiała: jest potrzebna tutaj, w tym świecie, właśnie tu i teraz.
Potrzebna, by kochać, odczuwać, tworzyć i dostrzegać piękno tam, gdzie inni nie zauważają światła. By dzielić się ciepłem, leczyć rany, ofiarować uwagę i delikatność tym, którzy jej potrzebują. Każdy jej krok, każdy oddech, każdy uśmiech — część wielkiej mozaiki, którą tworzy swoim życiem.
I teraz Margarita wiedziała: jej dusza powróciła nie tylko po to, by istnieć, lecz po to, by światło jej serca rozbłysło pośród ciemności, inspirowało i ogrzewało innych.

Komentarze (2)
Dzisiaj po wyjściu z kościoła ,pewna kobieta powiedziała do mnie ,,śniłaś mi się"" po czym odeszła widząc że zajęta jestem inną osobą która bardzo upadła na duchu z racji przebytej choroby nowotworowej .Już z korytarzu ta osobą powiedziała mi ,,no tak będzie dobrze ale chyba już tylko po drugiej stronie " więc musiałam chwilę poświęcić jej swojej uwagi.Zdążylam tylko powiedzieć tamtej ,,porozmawiamy o tym później " Byłam ciekawa co się jej śniło.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania