Dusze świtem rozdzielone
Śnił mi się śnieg na biało ślicznie malowany
I śniło mi się słońce nad światem zimowe
Rzeźbione czyimiś pewnymi, wprawnymi palcami
W pierzyny wróblich skrzydeł ciepło otulone
Śniła mi się ścieżka wśród domów biegnąca
I czyjeś kroki w śniegu na chwilę zastygłe
A wszystko tak prawdziwe i takie bez końca
I było pięknie mroźne, lecz nie było zimne
Idąc tymi śladami, drogą, słońcem, śniegiem
Idąc i czując życie w niezwykłym powietrzu
Byłam pewna że wszystko naprawdę istnieje
Wtedy zaczął zapadać piękny, cichy wieczór
Coraz szybciej szłam drogą, biegłam chyba prawie
Wiatr mnie ściskał za rękę i szeptał coś miło
Lód jak setki wróżek osiadał na trawie
Ciche światło księżyca drogę posrebrzyło
Zza zakrętu postać się wyłania wreszcie
Twarz ma jakby pełną zdziwienia, zmieszania
Chłopiec, który ślady zostawiał na ścieżce
Niewypowiedziane zadaje pytania
Nagle - wszystko jasne, nic nie trzeba więcej
A więc wpadamy sobie nawzajem w ramiona
Tak to się spotkały dwie dusze braterskie
I jedna była z drugą na zawsze złączona
Chcieliśmy już zawsze, w szczęściu i w beztrosce
W oczach swych wzajemne odnajdywać lustra
Trwać przez wieczność razem na srebrzystej łące
By się w nieskończoność wypełniała pustka
Śniło mi się miasto śniegiem malowane
Śniła mi się droga, ślady i powietrze
I w tym śnie na zawsze ze mną pozostaniesz
Mojej duszy lustro pośród mroźnych westchnień
Komentarze (7)
Tym razem tajemniczo utwór mniej jasny, wolę pisane przez Ciebie jaśniej:)
Lubię proste, może po mnie tego nie widać:)
Wiersz dobry, jednak masz tyle, że mogę pomarudzic:)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania