Dwa litry helu (naloduwce SZALUPA)
To nie był taki zwykły balonik kupiony za kilkanaście groszy w kiosku, wypełniony nieświeżym powietrzem z płuc i odrobiną śliny, który sam nigdy nie oderwie się od ziemi. Ten był z tych lepszych, jakie trzeba trzymać na sznurkach przywiązanych do nadgarstków małych chłopców i dziewczynek, bo inaczej odlecą. Taki, który kupuje się tylko na specjalne okazje, w dużych skupiskach ludzi, żeby mówił innym: "patrzcie, bawię się z moim dzieckiem", chociaż takim balonikiem wcale nie da się bawić, zwłaszcza z kimś, trzeba go tylko trzymać. Zawsze chciałam mieć taki balonik, ale nikt nie wierzył, że dam radę go upilnować i w duchu przyznawałam im racje. Kiedyś, na jakimś miejskim festynie widziałam taki nieupilnowany, uwieziony miedzy gałęziami. Wtedy tylko tych kilka metrów dzieliło mnie od szczęśliwego dzieciństwa. Ale wtedy byłam za mała, żeby go dosięgnąć, a teraz jestem za duża, żeby kupować sobie baloniki.
Komentarze (4)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania