Dwie opcje w życiu

Odkąd świadomie i z pełną odpowiedzialnością zaczęłam kreować swój świat, wszystko się wali.

Żadnych związków, głębszych od setki wypitej w parku, gdzieś na obrzeżach mieściny nieistniejącej na mapie.

Żenująca kariera zawodowa w agrarnej korporacji - skąd te wielkie słowa w opisie szklarni?. Wiecznie odkładane studia na kolejny semestr albo czas międzysemestralny.

Mistrzostwo kreacji wręcz oczy kale. Więc je zamykam, myśląc, że skoro zamknę to zniknę a wraz ze mną cudownie niedoskonały świat którego jestem twórcą.

Ale nie znikam tylko wyję. Tyle, że po cichu i do wewnątrz. Bo powodów do wycia jak na lekarstwo, odkąd przychodnie zamknięta i nie ma kto wypisać recepty.

Zanoszę się tym wyciem w przestworza ku sinemu niebu, bo mimo boskości własnej, tam boga szukam. Drugi raz użyję słowa żenada, wprawdzie w innej formie i w odniesieniu do czegoś zgoła innego, ale żenada sobą pozostaje zawsze do końca.

Rozważam dwie opcje w życiu – opcję życia i opcję życia naprawdę- „ale naprawdę nie dzieje się nic”- więc raczej pozostanę przy tej pierwszej, skoro raczej druga się nie sprawdza.

No to jak na początku i jako na górze – cokolwiek byle ocalić coś skoro już decyzja podjęta i odpowiedzialność wdziała koronę. Jak bowiem coś ma być piękne skoro jest brzydkie? Jak mam kreować skoro nawet nie wiem kto kreuje? Może jak powiem sobie „tworzę” będzie jaśniej, bardziej ludzko tak swojsko trochę, jak chleb ze smalcem w restauracji z gwiazdkami Michelina?

Opcja życia w wytworzonym - bo ciągle za maluczka jednak dla siebie jestem by powiedzieć stworzonym – świecie, zupełnie własnoręcznie i zupełnie z kąta, wydaje się ciągle kusząca swoją nijakością.

Gdyby udało mi się pojąć, że świat jest taki dokładnie jak ja albo inaczej jeszcze -byle nie zapędzić się w dzikie trawy - zanucić sobie pieśń najpiękniejszą, która rozbłyska promieniami przebłyskującymi między twoimi, moimi rzęsami, gdyby udało mi się to pojąć a potem to odrzucić, bez żalu zatapiając się we wszystkim i niczym jednocześnie, może wtedy przez ułamek sekundy na granicy snu i jawy jawy i bezkresu Postawić kropkę . Odetchnąć. Zmienić rytm bicia serca, stać się sercem. Stać się prawdą we wszystkim. I dopiero wtedy kreować, tworzyć, stwarzać. Tyle, że wiadomo, że „wtedy” nigdy nie nadejdzie, ja to wiem. „Wtedy” jest już, tak jak „kiedyś” i „potem”. Więc może skoro się wszystko wali to walić się ma? Może świadome walenie z pełną odpowiedzialnością jest tym, czego wszyscy tak naprawdę potrzebujemy?

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania