Dwudziesty października/Ranpoe

Dla sprostowania: jest to fanfik z anime bungou stray dogs, gdzie bohaterowie są inspirowani na prawdziwych autorach;) Dlatego proszę nie odbierać tego jako fanfik o prawdziwym Edgarze Allanie Poe i Edogawie Ranpo

 

Wyciągnięcie Edgara z domu nie było zwykle łatwym zadaniem. Mężczyzna potrafił całymi dniami przesiadywać w swym bezpiecznym kącie, i nawet nie chciał słyszeć o tym, by wychylić z niego nosa. Jaskrawe światło niezwykle go drażniło, huk życia zewnętrznego stresował, a ludzie zawieszający na nim zniesmaczone spojrzenia, przyprawiali go o dreszcze. Zdecydowanie wolał przebywanie w swoim pokoju, do którego rzadko dochodziły promienie słońca, a głosy głuchły w szczelnych oknach, zza których nie sposób było dojrzeć jakichkolwiek krzywych par oczu.

 

Sytuacja nieco zmieniła się, gdy bliżej zapoznał się z Ranpo. Młodszy czasami wyciągał go na krótkie, niewinne spacery albo zapraszał na popołudniowy podwieczorek. Zdarzało się, iż ten chciał, by Allan wpadł do agencji, a z miarą rozwoju ich relacji, zapraszał go nawet do swego domu. Jednakże, nieważne ile czasu się znali, ile godzin sobie poświęcili, ile Edogawa okazywał mu wsparcia; zawsze kwestia spotkań pośród innych ludzi napawała starszego przerażeniem oraz wiążącym się z nim wstydem.

 

Edgar nie mógł przeboleć wielu rzeczy, ale najbardziej doskwierała mu jego inność. To był lęk i kompleks odkryty dość niedawno. Mieszkając w Ameryce nie myślał o tym aż tak bardzo, ponieważ tam był taki sam jak każdy. Nikt nie zawieszał na nim wzroku, nikt nie silił się, by zrobić mu zdjęcie z ukrycia. Jedyną rzeczą jaką się wyróżniał, był szop siedzący na jego barku, ale i to nie zwracało na niego niezdrowej uwagi. W Japonii zaś sprawy miały się nieco inaczej. Nieczęsto na ulicach Yokohamy spotykało się białą osobę, szczególnie w okresie nieturystycznym. Jego wygląd nie był już społeczną normą, coraz częściej zaczął borykać się z przypadkowymi komplementami, ale i błyskami światełek oraz niemiłymi prowokacjami. Dodatkowo jego amerykański akcent stanowił pewną barierę, jaką bał się przekroczyć. Obawiał się, że na twarzach osób, do których przemawiał, pojawi się złośliwy uśmiech, a co gorsza, bał się, iż wprawi ich w rozbawienie. Swoją mowę ograniczał więc do minimum, a w sytuacjach kryzysowych używał języka angielskiego.

 

Ranpo lęki swojego chłopaka traktował niezmiernie poważnie. Świętością dla niego było, by ten odczuwał komfort, więc starał się robić wszystko, aby go uspokoić. W miejscach publicznych zawsze był blisko, ale nie na tyle, by inni dostrzegli, że łączy ich coś więcej niż braterska przyjaźń. Podczas ataków paniki Edgara, wytężał wzrok by znaleźć osamotnione miejsce i szybko go tam zaciągnąć. Dzielił się z nim nawet swymi słodyczami, co nie należało do codziennych zjawisk. Edogawa jednak był człowiekiem; jak każda istota czasami tracił cierpliwość. I choć był wyrozumiały jak tylko potrafił; nie mógł pogodzić się z myślą, że jego chłopak nie chce z nim spędzić urodzinowego pikniku.

 

- Ale jak to 'nie masz ochoty'? - Ranpo postawił słoik z czekoladą na stole. Zrobił to toć zbyt agresywnie, ale w tym momencie było to jego najmniejsze zmartwienie - To są moje urodziny, a ty jesteś moim partnerem. Chcę ten dzień spędzić z moimi wszystkimi najbliższymi osobami. A w nie, stety lub niestety, wliczasz się również i ty. - posłał mu pretensjonalne spojrzenie. Nie planował zapraszać tłumów. Na jego liście gości znajdowało się tylko dziesięć osób, wliczając w to jego, jak i Edgara.

 

- Ranpo ... - Poe zawahał się na chwilę. Czuł, że źle wyraził swoją poprzednią myśl - To nie tak, że nie chcę tego dnia spędzić z tobą - tym razem ostrożniej dobierał każde słowo. Był humanistą, światowej sławy pisarzem. De facto pracował słowem, ale mimo to, dalej nie potrafił posługiwać się nim w komunikacji. - Po prostu, nie czuje się najlepiej w ostatnim czasie. Nie mam siły nawet wejść pod prysznic, a co dopiero wyjść na dwór - upił łyk gorącej czekolady, którą przygotował mu chłopak. - No i nie odnajduję się w towarzystwie twoich znajomych. Myślałem, że o tym rozmawialiśmy i się zrozumieliśmy. - dodał nieco ostrzejszym tonem, zaciskając ręce na czerwonym kubku.

 

- No przepraszam bardzo, Edgarze, ale ty nie czujesz się dobrze w niczyim towarzystwie - głos Ranpo przybrał taki sam, zimny, ton. - Mógłbyś chociaż raz przestać, naprawdę. Co jest do cholery trudnego w wyjściu z domu?! - krzyknął. Czuł, że powoli tracił nad sobą kontrolę, ale w ostatnim czasie choroba Allana coraz bardziej mu się naprzykrzała. Musiał na kimś rozładować te wszystkie negatywne emocje. - Ostatnio mam cię już serdecznie dość. Ciągle tylko leżysz, marudzisz i śpisz. Ciągle cię muszę pilnować, sprawdzać, czy cokolwiek jesz albo bierzesz te cholerne lekarstwa. Czuje się jakbym był twoją matką! - zaakcentował ostatnie słowo bardzo wyraźnie.

 

Brunet nic nie odpowiedział. Dalej trzymał w dłoniach czekoladę, która powoli traciła swoją temperaturę, ale nie miał ochoty na jej dalsze picie. Odstawił ją na blat, po czym utkwił wzrok w Ranpo. Jego włosy były potargane. Ubrany był w jego białą koszulkę z nadrukiem jakiegoś zespołu oraz dresowe spodnie. Niedawno wstali i zamierzali zjeść śniadanie w typowej, miłej atmosferze, ale jak na razie, nic nie wyglądało na to, by spożyli jakikolwiek posiłek razem. Twarz Edogawy była lekko czerwona. Zawsze tak miewał, gdy złość brała nad nim górę.

 

- Przecież wiesz, że nie robię tego specjalnie - powiedział, dając nacisk na ostatnie słowo. - Gdybym miał wybór, wybrałbym bycie zdrowym, bezproblematycznym i szczęśliwym - wstał od stołu. Zacisnął dłonie w pięści. - Zresztą, doskonale wiedziałeś na co się piszesz. Zrobiłem ci o tym dwugodzinny wykład. Jeżeli sobie nie radzisz i wiesz, że jestem zbyt dużym ciężarem, to po prostu to powiedz. Nie będę ci robił wyrzutów jeśli postanowisz ze mną przez to zerwać, Ranpo.

 

Odszedł, głośno trzaskając drzwiami.

 

***

 

Słońce chyliło się ku ziemi. Było dość wcześnie, nie dochodziła nawet osiemnasta, gdy Edgar wyszedł na krótki spacer po swoim ogrodzie. Jesienne wieczory miały swój urok. Był dwudziesty październik, wiał lekki wiatr, a na niebie nie widniała żadna chmura. Poe powoli przechadzał się po krzewach rosnących za jego domem. U jego boku dumnie tuptał Karl, który co jakiś czas chował się w pożółkłych liściach. Allan uraczył go krótkim spojrzeniem, uśmiechnął się na widok białoszarej sierści mieniącej się w złotym świetle. Zwierzak uratował go wiele razy, był jego najlepszym, jak i jedynym, przyjacielem. Wiedział, że nigdy właściwie mu się nie odwdzięczy.

 

Zatrzymał się na chwilę i wyjął z kieszeni małe zawiniątko. Przywołał do siebie szopa, po czym ukląkł i wystawił dłoń przed siebie. Zwierzak ochoczo potrząsł ogonem i podbiegł do właściciela, by skonsumować zawartość na ręce. Poe podrapał go po pyszczku i podniósł się z ziemi. Kontynuował swój spacer; pośród martwej zieleni czuł się komfortowo. Szum liści powodował, że jego głowa na chwilę się zamykała, a natrętne myśli nie zaprzątały jego zepsutej głowy.

 

Zawiał mocniejszy wiatr. Edgar wsunął ręce do kieszeni, ślepo odnajdując tam dwa skrawki papieru. Uniósł wzrok ku słońcu, które znikało za horyzontem.

 

"Dzisiejszy zachód będzie naprawdę piękny." Pomyślał, wspinając się na mały pagórek.

 

Nie rozmawiali ze sobą już od tygodnia. Ani Edgar ani Ranpo nie chcieli jako piersi wystawiać do siebie dłoni. Każdy z nich uważał, że wina leży po stronie drugiego. I choć nieobecność partnera zaczynała coraz bardziej im doskwierać; wybrali drogę milczenia.

 

***

 

- Po pierwsze, nie rozumiem dlaczego mówisz mi o tym dopiero po tygodniu. A po drugie, uważam, iż nie powinieneś go do niczego zmuszać - Yosano upiła łyk czerwonego wina, które ukradła z szafki swojej partnerki. Edogawa tydzień temu zapukał do drzwi jej mieszkania i ze swoim niewinnym, ale bystrym, uśmiechem poinformował ją, że chwilowo się wprowadza. Nie kryła swojego zdziwienia i lekkiej dezaprobaty, gdy usłyszała całą historię z ust okularnika. - A w szczególności, nie powinieneś na niego tak naskakiwać. - Ranpo niepewnie poruszył się na żółtej kanapie, bardziej naciągając na siebie koc.

 

- Tak, wiem, teraz zrobiłbym inaczej - powiedział, patrząc na fioletowy materiał. Jeszcze raz odtworzył ich rozmowę w głowie. W ciągu tygodnia zdążył zrobić to już tysiące razy. Zawinił, ale nie tylko on był tu bez winy. - Ale on też mógł raz się na coś zgodzić. Nie prosiłem go o nie wiadomo co, tylko o piknik z tobą, Fukuzawą i resztą z agencji.

 

Yosano zamyśliła się. Dokończyła pić kieliszek i postawiła go na szklanym stoliku. Analizując opowieść przyjaciela, doszła do wniosku, że kłótni mogli uniknąć, gdyby oboje umieli dobrze się wyrażać. Byli od niej starsi, ale o ile głupsi.

 

- Nie zamierzam kwestionować tego, że wina leży po stronię obu z was. - poprawiła się na fotelu. - I nie będę rozważać tego, czy Edgar przesadza, czy też nie czuję się w naszym towarzystwie komfortowo - zastanowiła się, po czym dodała - choć nie zdziwiłabym się, gdyby ta druga opcja była prawidłowa. Wszyscy jesteśmy dość głośni, a Dazai z Kunikidą to już w ogóle - uśmiechnęła się, gdy przywołała zabawne wspomnienie.

 

Ranpo zaczął bawić się kocem. Rozmowa z przyjaciółką trochę mu pomogła, ale dalej nie rozwiała jego wątpliwości. Kochał Edgara, ale skłamałby mówiąc, że nie męczy się w ich relacji. Choć może męczy to zbyt duże wyrażenie? Z pewnością nie oddaje tego, co czuje.

 

- Niestety przyznam ci rację - westchnął, chwytając swój kubek z herbatą. Gorąca czekolada nie kojarzyła mu się już tak radośnie. - No cóż, najwyżej zaproszę tylko ciebie i Fukuzawę. Wy jesteście mi najbliżsi - upił łyk napoju, stukając w niego palcami. - Zresztą, was chyba toleruje. Taką mam przynajmniej nadzieję.

 

Yosano zaśmiała się na uwagę przyjaciela. Wzięła butelkę wina i dolała go trochę do swojego pustego kieliszka. Otworzyła usta, by dodać coś jeszcze. Skomentować wyraz twarzy chłopaka, który pozostawiał niesamowicie wiele wątpliwości. Ale wtem po mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi, który skutecznie zamknął jej usta.

 

-To ja się już będę zbierać - powiedział Ranpo, gdy różowowłosa kobieta zagościła miejsca w salonie. - Tydzień to i tak wystarczająco za długo - posłał przyjaciółce zmęczony uśmiech i przytulił ją na pożegnanie. - Dziękuję za gościnę, kochana.

 

- Przecież wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Gdyby coś się działo to od razu dzwoń. - krzyknęła, zamykając drzwi za wchodzącym do windy brunetem.

 

***

 

Gdy dotarł do ich domu, słońce już dawno schowało się za drzewami. W drodze powrotnej uważnie śledził sposób, w jaki biała kula przemierzała niebo. Dziki pomarańcz powoli mieszał się z różem, którego odcień nosiły herbaciane róże; ten zaś jeszcze żmudniej zostawał pożerany przez granatową poświatę, szybko zamieniającą się w beztroską ciemność.

 

To właśnie w tym mroku Edogawa stał przed drzwiami ich wspólnego domu, nieśmiało pukając. Jesienne noce bywały chłodne, a on, kompletnie nieprzygotowany, miał na sobie zarzuconą jedynie lekką kurtkę. Zniecierpliwiony zaczął uderzać w drewno trochę mocniej, cicho przeklinał się, że nie zakupił dzwonka. Wyjął telefon z kieszeni spodni. Było ledwo po dwudziestej; zbyt dobrze znał Allana, by uwierzył, że już pogrążony jest we śnie.

 

Wybrał numer bruneta, licząc na to, że pofatyguje się go odebrać. Zwykle wziąłby swoje klucze, ale ostatnio zbyt gwałtownie wybiegł z mieszkania. Oprócz telefonu i portfela nie zabrał ze sobą zupełnie nic. Stukał w czarny tył urządzenia, ale gdy nie usłyszał nawet sygnału zaczął się martwić. Spróbował złapać z nim kontakt jeszcze parę razy, zanim zdecydował się wejść do domu tylnymi drzwiami. One nigdy nie były zamknięte.

 

Z perspektywy kierowców kierujących autami, Ranpo z pewnością wyglądał na włamywacza. Chude ciało dwudziestodziewięciolatka zgrabnie przeskoczyło czarny płot. Lądując, podeptał świeżo obcięty trawnik, ale nie było to jego największe zmartwienie. W słabym świetle latarni, dostrzegł szopa, który samopas przemierzał opustoszałe pola.

 

***

 

Edogawa wspiął się na małe wzgórze, na którym zwykł przebywać wraz z mężczyzną. Karl otarł się o jego nogę, cicho płacząc, wołając o uwagę. Brunet go jednak ignorował. W amoku truchtał dalej przed siebie, niszcząc przy tym oschłe krzewy roślin. Gałązki wbijały się w jego ubrania, drąc je, zostawiając czerwone ślady na skórze. Niebawem całe jego ręce zabarwiły się na szkarłatny kolor, a nowo zakupiona bluza popruła się w paru miejscach. W ciemności trudno mu było coś zobaczyć. W głębi ogrodu nie mieli dobrego oświetlenia. Latarnie uliczne rzucały na to miejsce jedynie szare cienie.

 

Edogawa powoli tracił siły. Miał ochotę paść na kolana, pośród tych wszystkich drewien zacząć głośno i bezdusznie płakać. Gdy zobaczył zagubionego szopa, leżącego na dworze, od razu wywnioskował, że coś było nie tak. Nie musiał się dwa razy zastanawiać, udał się tam, gdzie podpowiadała mu intuicja.

 

Przeszedł jeszcze parę metrów, gdy dostrzegł wiszącą na jednym z krzaków białą chustę. Trząsł się niemiłosiernie, jego serce niebezpiecznie kołatało, gdy zbliżał się do zakrętu, za którym kryło się ich bezpieczne miejsce. Zerwał materiał i obejrzał go dokładnie; był wilgotny. Nie dostrzegł jednak na nim żadnej plamki, nie licząc tych, które znalazły się tam przez jego dłonie. Zbrudził materiał krwią, w panice chciał ją zetrzeć, ale ostatki zdrowego rozsądku pozwoliły mu schować pamiątkę do kieszeni spodni.

 

Niedługo potem skręcił w lewo.

 

***

 

Krzyk.

 

To nieliczna z rzeczy, którą pamiętał z tej okropnej nocy.

 

Miał też białą chustę, zachlapaną jego własną krwiom. Przypominała mu o tym wszystkim. Choć wszyscy radzili mu ją wyrzucić, on i tak zawsze trzymał ją przy sobie, pozwalając ocierać w nią swoje łzy.

 

Zapamiętał również jego sylwetkę, linę na której wisiał i emocje jakie w nim wtedy panowały.

 

Za to nie pamiętał do kogo zadzwonił, jak znalazł się w ciepłym mieszkaniu, ani tego, w jaki sposób odbył się jego pogrzeb.

 

Edogawa wyparł z pamięci wszystkie negatywne wspomnienia, które wydarzyły się po dwudziestym października.

 

Psycholog mówił mu, że to normalne. Każdy ma inny system obronny. Organizm Ranpo wybrał akurat ten, dość nietypowy sposób. Problem polegał na tym, że Edogawa chciał to pamiętać.

 

Chciał przywołać każdy najmniejszy szczegół, móc odwzorować cały tamtejszy wieczór. Pragnął katować się tymi wspomnieniami, chciał chociaż trochę poczuć się tak, jak Edgar tamtej fatalnej nocy.

 

Za oknem sypał śnieg. Siedział na parapecie okna, oglądając zamazany obraz Jokohamy. Mieszkanie Yosano było dość przyjemne. Nie było ono za duże, ale wystarczające, by pomieścić ich trójkę. Na jego kolanach wygrzewał się Karl, który co jakiś czas lizał Ranpo w jego zadrapane ręce.

 

Uśmiechnął się nieco, odkładając szopa na podłogę. Powoli wstał z zimnego siedziska i podszedł do drewnianego biurka. Leżała na nim brązowa koperta. Dotknął jej palcami, delikatnie badając jej fakturę. Przymknął oczy; w mieszkaniu był sam, dwudziestego piątego grudnia, każda para świetnie bawiła się na randce. Akiko wraz z kochanką nie była wyjątkiem. Usiadł na żółtym krześle, nie odrywając dłoni od papieru. Wzbraniał się przed otworzeniem tego w październiku, migał się od tego w listopadzie, aż w końcu pod koniec grudnia pragnął uchylić ten rąbek tajemnicy. Czuł, że do pełnego spokoju, potrzebuje przeczytać to, co Edgar pragnął mu przekazać tuż przed samobójstwem.

 

Podarł część, która sklejona była taśmą. Uważnie pilnował, by przy tym nie uszkodzić części znajdującej się w środku. Przechylił opakowanie otworem do biurka, wysypując przy tym całą zawartość. Na drewniany blat wyleciało parę pomiętych, pożółkłych kartek, czarnobiałe zdjęcie i dwa uschnięte liście.

 

Mężczyzna wziął do rąk fotografię, na której znajdowały się dwie osoby. Pamiętał moment, w którym je zrobiono. Ranpo przejechał palcem po twarzy Edgara, który nosił wtedy jeszcze swoją starą fryzurę. Jego przydługie włosy zasłaniały kasztanowe oczy i lekko opadały na barki. Stali naprzeciwko małego pensjonatu, do którego wybrali się by uczcić kolejne zwycięstwo agencji. Było do ponad trzy lata temu, ale wciąż pamiętał euforię, która unosiła się w powietrzu. Po twarzy Edogawy spłynęło kilka pojedynczych łez. Nie silił się na to, by otrzeć je rękawem swetra i pozwolił im umoczyć jego uśmiechniętą twarz na zdjęciu. Odłożył przedmiot i sięgnął po kolejną rzecz, która wypadła z koperty.

 

Liście wyglądały jak te, które rosły na krzewach w ich ogrodzie. Były już uschnięte, straciły swój dawny kolor, a jeden z nich zdążył się już ukruszyć. Mimo, że była to najmniej interesująca zawartość, Ranpo obracał w dłoniach rośliny parę minut. Może próbował doszukiwać się w nich ukrytego znaczenia, a może uciekał od powinności przeczytania ostatniego dzieła Edgara? Edogawa powoli wypuścił powietrze z ust i równie powoli odłożył liście. Spojrzał w kierunku zapisanych kartek i drżącymi dłońmi chwycił dwie z nich. Naliczył, że było ich cztery.

 

Drogi Ranpo...

 

Wiem, że będziesz czytać to dopiero po mojej śmierci. Domyślam się też, że otworzenie mojej skromnej koperty zajęło ci parę miesięcy; choć liczę na to, że wyrobisz się toć szybciej. Jednakże, mniejsza o to, nie przyszedłeś tu przecież, by czytać o moich teoriach na temat twojego przyszłego bycia. Myślę, że nie na tym polegają 'samobójcze listy'.

 

Zdaję sobie sprawę, że to co popełniłem, było niezmiernie egoistyczne z mojej strony. Sam zresztą, jak dobrze pamiętam, zaręczałem, iż osoby odbierające sobie życie to egoiści. Zapominałem przy tym, że każdy medal ma dwie strony, a w świecie istnieją cienie i blaski. Nie rozumiałem samobójców dopóki sam się nim nie stałem.

 

Nawet teraz, w momencie, w którym to piszę, a obok mnie wisi lina; nie pojmuję czym właściwie się kieruje. Zapewne to wina alkoholu zmieszanego z moimi lekami. Od naszej kłótni biorę je nieregularnie; zastąpiłem je trunkami procentowymi, by minimalnie odgonić te myśli. Jednak dzisiaj wziąłem ich trochę 'na odwagę'. To nieodpowiedzialne, ale raczej nie będę musiał się tym martwić, prawda?

 

Zastanawiam się czy będziesz się o to obwiniać. Chwilę się nad tym wahałem, myślałem i analizowałem. W końcu jesteś najmądrzejszym mężczyzną jakiego znam; to niemożliwe żeby tak inteligentny facet robił tak banalną rzecz, prawda kochanie? Ale potem przypomniałem sobie, że nawet najcudowniejszy, najmądrzejszy mężczyzna czasami potrafi stać się najgłupszą, najbardziej absurdalną istotą na świecie. Także pozwolę sobie na zmarnowanie trochę miejsca na papierze, by przekazać ci, iż nie jesteś powodem, dla którego odebrałem sobie życie. Znam Cię jednak na tyle, by zgadnąć twoją reakcję na tę banalną sentencję. Pewnie zaśmiałeś się teraz pod nosem i ani trochę nie zmieniłem twego stanowiska. Jeżeli tak było, to przepraszam Edogawa, ale jesteś skończonym idiotą.

 

Przyznam Ci rację i nie okłamię, mówiąc, że gdyby nie nasza kłótnia nie posunąłbym się do tego jeszcze teraz. Muszę Ci jednak wyznać, że ostatnio miałem gorszy okres(co z pewnością zauważyłeś). Podczas niego miałem coraz więcej myśli, coraz więcej przykrych, ciągle nawracających się sytuacji, które nie pozwalały mi spokojnie spać w nocy.

 

Nie mówiłem Ci o tym z dość prostego powodu. Widziałem irytacje oraz zmęczenie na twojej twarzy za każdym razem, gdy wybudzałem się z koszmaru, nie miałem siły wstać z łóżka, czy znowu musiałeś pilnować moich lekarstw. Starałeś się tego nie okazywać, ale ostatnio niezdarnie Ci to wychodziło. Dlatego łatwo domyśliłem się, że coś jest nie tak.

 

Powiedziałem Ci, że nie będę zły jeżeli mnie zostawisz ze względu na moją chorobę. Była to prawda, faktycznie; nie byłbym w żadnym stopniu tym zdziwiony, wścieknięty, trudno powiedzieć, ale może bym i się ucieszył. Zapewne zdziwiła Cię ostatnia kwestia. To nie tak, że Ciebie nie kocham Ranpo. Zareagowałbym tak tylko dlatego, gdyż darzę Cię właśnie tym destrukcyjnym uczuciem, a wiem, że życie z takim kimś jak ja, nie jest proste. Wiem, że beze mnie byłbyś, może nie o wiele szczęśliwszy( wierzę, że w końcu tą emocję odnajdziesz), ale na pewno zdrowszy i bardziej wypoczęty. Mam wrażenie, że to sprostowanie było Tobie lekko potrzebne; jednak każdy wie, że czasem i ja się mylę. Mimo wszystko wolałem to uwzględnić, gdyby tak absurdalny pomysł, jakim jest kwestionowanie mojej miłości do Ciebie, kiedykolwiek wpadł do Twojej głowy.

 

Przepraszam Cię jeżeli mój list wydaje się dość niezgrabny, Zrozumieć jednak powinieneś mnie z dwóch powodów; jestem lekko pod wpływem, a pragnę przekazać Tobie jak najwięcej. Moje pismo zapewne również pozostawia wiele do życzenia, ale ja nie chciałbym teraz o nim mówić.

 

Zastanawiałem się, którą kwestię najpierw poruszyć. De facto; to mój pierwszy list samobójczy, w którym tak obszernie planuję się rozpisać. Nie chcesz pewnie wysłuchiwać kolejnych drobnostek o mojej chorobie, więc pozwolę sobie to pominąć bądź wrócić do tego na samym końcu.

 

Kluczowym powodem, dla którego posuwam się do tego czynu jest miejsce zamieszkania. Japonia zdecydowanie nie jest moim krajem. Po prawie czterech latach pomieszkiwania tu, dalej miewam problemy z językiem, co przekłada się na to, jak stereotypowo postrzegają mnie inni ludzie. Wasza kultura również do mnie nie do końca przemawia. Chociaż jedzenia macie naprawdę dobre. To co napisałem może wybrzmieć banalnie, jednakże bycie kimś obcym w innym kraju nie jest kolorowe. W szczególności, gdy odstajesz od normy na tyle, że ludzie potrafią w twarz rzucać dość nieprzyjemne uwagi. Pewnie mnie zrozumiesz, sam w Ameryce mierzyłeś się z czymś identycznym, a nawet gorszym. Nie jestem jednak tak silny jak ty. Całe życie żyłem w kraju, gdzie każdy raczej traktował mnie jak powietrze. Zderzenie z takim czymś, jest za dużym zjawiskiem dla mnie.

 

Przejeżdżam dłońmi po biurku i zastanawiam się, co mógłbym jeszcze napisać. Moja wena odeszła zaraz po spisaniu listów do moich rodziców. Jeden jest zaadresowany do tych adopcyjnych, drugi zaś przeznaczony jest do tych biologicznych. Zdobyłem ich adres po wielu latach poszukiwań i chociaż tak chcę się z nimi skontaktować. Proszę Cię więc, byś spełnił moją ostatnią wolę i nadał listy do przypisanych osób.

 

Dalej do końca nie rozliczyłem się z Tobą z powodów, dla których to zrobię, zrobiłem. Reszta to jednak tylko duchy przeszłości, których nie chcę przywoływać, ponieważ samo ich spisanie, mogłoby być moją kolejną powieścią.

 

Jeżeli już o książkach mówimy. Mam dla Ciebie kolejne zadanie mój Drogi. W zamkniętym pokoju, tuż obok wejścia na strych, znajduję się książka. Właściwie to jej manuskrypt. Po mojej śmierci zdolność nie będzie już miała mocy, dlatego prosiłbym Cię o jej przeczytanie. W liście nie zdołam przekonać Cię o tym, że wina nie leży po Twojej stronie, nie zdołam przekazać tyle, ile powinienem. Tę książkę spisałem jednak po to, by w chwili mojej śmierci móc podarować Ci na tacy moje wszystkie tajemnicę. Zbrodnie jakie popełniłem, czyny jakie dokonałem, sytuację jakie przeszedłem oraz te, które nagminnie nawiedzają mnie nocami. W tej książce, w jej symbolice, ukryte jest całe moje życie.

 

Nie dbam o to, co zrobisz z księgą, jak ją przeczytasz. Możesz zachować ją dla siebie, ale i oddać ją światu.Ta powieść, to prawda, jest dla mnie bardzo intymna, ale jest na tyle zakodowana, iż nawet najlepsi naukowcy, nie zdołają odkryć jej prawdziwego przesłania. Pracowałem nad tą powieścią od maleńkiego. Dobrze by się sprzedawała, nie musiałbyś pracować już do końca życia.

 

Mój sposób na zakończenie życia - to Cię pewnie interesuje. Cóż, odbyłem zadziwiająco wiele rozmów z Twoim przyjacielem Dazaiem Osamu. Zapamiętałem z Jego wywodów, iż powieszenie się, jest niesamowicie męczącą i bolesną śmiercią. Czuję, że takie coś idealnie odwzorowuje moją osobę. Przed jednak zdecydowaniem się, na ten wybór, przeczytałem wiele artykułów, dokładnie je analizując. Niektóre badanie twierdzą, że samobójcy, którzy wybierają zawiśnięcie chcą odpokutować swoje grzechy. To jednak nie moja motywacja, drogi Ranpo. Powiesiłem się, ponieważ wiedziałem, że czynem tym popełniam grzech - grzech śmiertelny, który splami moją nieśmiertelną duszę, wyrzucając ją na zawsze poza granicę nieskończonego miłosierdzia. Tak więc, moją motywacją jest fakt pewności, że wyląduje w miejscu, dla ludzi takich jak my, Edogawa. Miejscu, gdzie nie docierają promyki jasnego światła.

 

Chyba nie mam więcej próśb do zrealizowania, czy kolejnych pseudo filozoficznych myśli. Skoro powiedziałem Ci o moim sekrecie, spokojnie mogę kończyć mój dość długi(nie tak długi jak myślałem) wywód. Za nieskładnie z góry przepraszam, ale emocje; emocje potrafią zabić każdą możliwą mądrość.

 

Na sam koniec powiem parę słów otuchy. Taki jest przynajmniej mój zamysł.

 

Ranpo, zakochałem się w Tobie, gdy po raz pierwszy okazałeś zainteresowanie mi, a nie mojej pracy. Była to całkiem przyjemna odmiana, po prawie dwudziestu dziewięciu latach życia w cieniu mego talentu. Byłeś jedną z nielicznych osób, które okazały większe zainteresowanie mi, niż jemu. I za to wdzięczny Ci będę do końca moich dni. Dałeś mi dom, spokój, którego pragnąłem, i choć ostatni okres był burzliwy, nigdy nie zapomnę tego, że to TY mnie uratowałeś. Ty tylko dzięki Tobie mogłem przeżyć te parę lat więcej na Ziemi.

 

Mam nadzieję, że się nie poddasz i dalej będziesz tym pozytywnym najlepszym detektywem na świecie. Pamiętaj, że zawsze będę na Ciebie skądś patrzył. Nie ważne skąd, zrobię wszystko, by móc oglądać jak radzisz sobie beze mnie.

 

Piecz czasem nasze ulubione ciastka i przynoś je na mój nagrobek. Zabieraj również ze sobą Karla. Boże, mam nadzieję, że mój zwierzak jakoś sobie radzi.

 

Przekaż Louisie, że była dla mnie najlepszą przyjaciółką, jaką mógłbym sobie wymarzyć. Niestety nie przygotuję dla niej osobnego listu(już brak mi sił, przekaż jej, że niezmiernie przepraszam). Ale daj jej przeczytać książkę. Może to jej to zrekompensuję.

 

Kocham Cię, do widzenia Ranpo. Pamiętaj, że zawsze będę obok Ciebie.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • LBnDrabble 13.03.2022
    Zapraszamy do wzięcia udziału w zabawie zec "Stusłówkami" ?
    Liczymy Na Ciebie!!!
    Tematy to:
    1. Czarno-białe
    2. Świst
    Możesz pisać na pierwszy lub drugi, albo powiązać obydwa.

    Drabble piszemy do 20.03.2022 do godziny 23:59
    Więcej na naszym profilu:
    https://www.opowi.pl/profil/lbndrabble/
    lub w wątku konkursowym:
    https://www.opowi.pl/konkursy/

    Z życzeniami owocnych literackich chwil
    Literkowa

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania