Dziady

To był zimny, listopadowy dzień. Wiatr wiał, gwiżdżąc pomiędzy deskami starej kaplicy, stojącej na środku zapomnianego już dzisiaj cmentarza. Wewnątrz znajdowało się kilkadziesiąt osób, w różnym wieku i różnie ubranych. Część z nich miała na sobie garnitury, inni ubrali się w ciepłe, puchowe kurtki.

Ołtarz zastawiony był jedzeniem, każdy z przybyłych musiał coś przynieść. Za nim stał stary mężczyzna z długą, bujną brodą. Był ubrany inaczej niż reszta. Miał na sobie brązową szatę, sięgającą do kostek, a w rękach trzymał czaszkę kozła. Spojrzał na młodzieńca stojącego obok i skinął na niego głową. Ten podszedł do dwóch kadzi wypełnionych wódką i podpalił je.

Szmer, który dotychczas towarzyszył tłumowi, ucichł całkowicie. Zaczęli oni nucić w kółko:

- Ciemno wszędzie, głucho wszędzie. Co to będzie, co to będzie? – Wśród tych ludzi byli sprzedawcy, lekarze, prawnicy, kierowcy autobusów. Wszyscy równi między sobą.

- Zamknijcie drzwi od kaplicy i stańcie dokoła truny. Żadnej lampy, żadnej świecy, w oknach zawieście całuny. Niech księżyca jasność blada szczelinami tu nie wpada. Tylko żwawo, tylko śmiało. – Guślarz zaczął obrzęd Dziadów od tradycyjnej formułki.

- Jak kazałeś, tak się stało – odpowiedział mu młody pomocnik, po zasłonięciu ostatniej zasłony.

- Ciemno wszędzie, głucho wszędzie. Co to będzie, co to będzie? – Śpiewał tłum, podczas, kiedy każdy podchodził, żeby zrobić kilka głębokich wdechów nad kadzią palącej się wódki.

- Czyscowe duszeczki! W jakiejkolwiek świata stronie, czyli która w smole płonie, czyli marznie na dnie rzeczki. Czyli dla dotkliwszej kary, w surowym wszczepiona drewnie, gdy ją w piecu gryzą żary i piszczy i płacze rzewnie. Każda spieszcie do gromady, gromada niech się tu zbierze! Oto obchodzimy Dziady! Zstępujcie w święty przybytek, jest jałmużna i pacierze i jedzenie i napitek. – Guślarz kontynuował obrzędy.

Później wziął kądziel i podpalił ją. Kiedy dym uniósł się, tłum zaczął w niego dmuchać, rozprowadzając po całej kaplicy.

- Ciemno wszędzie, głucho wszędzie. Co to będzie, co to będzie?

- Naprzód wy z lekkimi duchy, coście śród tego padołu, ciemnoty i zawieruchy, nędzy płaczu i mozołu, zabłysnęli i spłonęli, jako ta garstka kądzieli. Kto z was wietrznym błądzi szlakiem, w niebieskie nie wzleciał bramy, tego lekkim, jasnym znakiem, przyzywamy, zaklinamy.

- Mówcie, komu czego braknie. Kto z was pragnie, kto z was łaknie.

Wtedy nad tłumem pojawiło się niewyraźne na początku światło, które z czasem stawało się coraz mocniejsze. Opary palącej się wódki sprawiały, że zdawało się ono falować.

- Patrzcie! Tam! – zawołał jakiś kobiecy głos.

- Co to jest?! Kto?! – krzyknął ktoś inny.

- Cisza! Ludzie, cisza! – Do porządku doprowadził ich Guślarz. – Kim jesteś?

- Jestem dzieckiem, któremu nigdy nie było dane opuścić łona matki. Nie chciała mnie i kazała się pozbyć ze swojego ciała. Nie zostałem ochrzczony i nie mogę wrócić do nieba, błąkam się tylko koło Bram Niebieskich, lecz przekroczyć ich nie będzie mi dane, albowiem kto nie przyjął chrztu na ziemi, ten nie zazna słodyczy ze świętemi. – Głos ducha był jakby niematerialny, niepochodzący z tego świata. Światełko latało nad głowami zebranych. – Moja mama. Jest tutaj.

Wtedy jedna z kobiet zaczęła płakać. Padła na kolana i zakryła twarz dłońmi.

- Musisz wziąć ją do rąk i utulić jak dziecko – powiedział Guślarz, podchodząc do niej. Kobieta wciąż płakała, ale skinęła głową. Uniosła ręce tak, jak do trzymania dziecka i zastygła bez ruchu. Nikt z tłumu nie ważył się powiedzieć ani słowa.

Minęła chwila, kiedy światełko wylądowało wreszcie w oczekujących rękach matki. Guślarz wyciągnął wcześniej przygotowane kropidło i poświęcił dziecko.

- Ja ciebie chrzczę! W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego! – krzyknął.

- Czy ono… - zaczęła matka, lecz Guślarz jej przerwał.

- A kto prośby nie wysłucha, w imię Ojca, Syna, Ducha, widzicie Pański krzyż? Nie chcesz jadła, napoju, zostawże nas w spokoju. A kysz, a kysz!

Kiedy duch dziecka odszedł od zebranych, młody pomocnik Guślarza podpalił jeszcze dwa kotły z wódką.

- Ciemno wszędzie, głucho wszędzie. Co to będzie, co to będzie?

- Dalej wy z najcięższym duchem, coście do tego padołu, przykuci zbrodni łańcuchem z ciałem i duszą pospołu. Choć zgon lepiankę rozkruszy, choć was anioł śmieci woła, żywot z cielesnej katuszy dotąd wydrzeć się nie zdoła. – To mówiąc Guślarz podpalił zamoczony w smole pęk łuczywa.

Kiedy Guślarz skończył formułkę przywołania duchów potępionych, wiatr na zewnątrz wzmógł się jeszcze bardziej. Grad zaczął stukać o dach kaplicy, a ludzi skulili się i zbili ciasno w gromadę. Za oknem rozległ się przeraźliwy, nieludzki wrzask.

- Zostawcie mnie do cholery! Zostawcie wreszcie!

- Patrzcie! Patrzcie, tam za oknem! Biegnie w pięknym garniturze trup ze zgniłą cerą. Zaraz stanie tutaj wśród nas, zrobić miejsce! Prędko! – zawołał Guślarz.

Trup w garniturze wbiegł na środek kaplicy, a za nim chmara szkieletów, duchów i diabłów.

- To ja! Wasz prezydent! Zostawcie mnie wy, przeklęci! Zostawcie mnie w spokoju! – krzyczał, kiedy goniące go zjawy, nachylając się nad jego głową, szeptały niesłyszalne dla żywych ludzi oskarżenia. – Tak, rządziłem! Tak, bogaciłem się na najbiedniejszych! Prowadziłem się ponad stan, to prawda! Zostawcie mnie już!

- A czegóż trzeba duszy, żeby uniknąć katuszy? – zapytał Guślarz, po uciszeniu Trupa krzyżem.

- Chleba! Dajcie chleba, żebym mógł się z kimś przełamać i poprosić o wybaczenie! – zaryczał.

- Darmo żebrze, darmo płacze. My na to nie zezwolimy, choć mijają lata, zimy – rzekły spokojnie duchy otaczające postać prezydenta. – Kto wykorzystywał władzę dla siebie, ten nie zasmakuje rozkoszy w niebie.

- Gdy nic tobie nie pomoże, idże sobie precz, nieboże. A kto prośby nie posłucha, w imię Ojca, Syna, Ducha, czy widzisz Pański krzyż? Nie bierzesz jadła, napoju? Zostawże nas w pokoju! A kysz, a kysz!

- Ciemno wszędzie, głucho wszędzie. Co to będzie, co to będzie?

Lecz już nic nie było. Nad kaplicą zaczęło wschodzić słońce, przepędzając wszystkie duchy i upiory, które zleciały się na ucztę dla zmarłych. Ludzie jeszcze przez jakiś czas stali, modląc się i śpiewając pieśni dla zmarłych, po czym wyszli. Wrócili do swojego codziennego życia, rozważając mądrości wezwanych duchów.

 

• Wszystkie teksty rytuału Dziadów oczywiście są zapożyczone z ,,Dziadów” Adama Mickiewicza.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (13)

  • Vampircia 13.12.2015
    Fanfik do Dziadów? To się nazywa rozpierdolenie systemuXD
  • Oooołłłłł jeeeeeee :D
  • ausek 13.12.2015
    Ciekawe podejście :) 5 Swoją drogą lubię takie klimaty.:D
  • Dziękuję bardzo! :)
  • Missisipi 14.12.2015
    Kto by pomyślał, ze powstaną fanfiki so "Dziadów"... :D
    Super, zostawie 5 jak będę na komputerze. Xd
  • Ant 14.12.2015
    Mickiewiczowi się nie śniło
  • Dziękuję bardzo :)
  • Rasia 14.12.2015
    "Szmer, który dotychczas towarzyszył tłumowi ucichł całkowicie. Zaczęli oni nucić w kółko:" - przecinek po "tłumowi" i Zaczął on*, bo tłum :)
    "Niech księżyca jasność blada szczelinami to nie wpada" - ręki sobie nie dam uciąć, ale czy aby zamiast "to" nie było w zamyśle "tu"? :(
    "po społu" - pospołu*
    "goniące go zjawy, nachylając się nad jego głową szeptały" - przecinek po "głową"
    Wielkie dla mnie zaskoczenie, ta Twoja inspiracja. Przyznam jednak, że ta unowocześniona wersja wyszła Ci bardzo dobrze :) Zostawiam 5, fajny pomysł, choć z początku nie zapowiadało się na żadne niespodzianki :)
  • Dziękuję bardzo! Za ocenę i wypisanie błędów, które już poprawiam. :)
  • Numizmat 15.12.2015
    Nigdy nie przepadałem z Dziadami, ale ta współczesna wersja mnie urzekła. Cudo. Porusza ważne problemy. Poza tym znakomicie idzie Ci prowadzenie tak trudnego i wymagającego tekstu. Szacun ;) 5/5
  • Dziękuję bardzo! :)
  • Anonim 23.12.2015
    "jest jałmużna i pacierze(przecinek) i jedzenie(przecinek) i napitek"

    Nie wiem jak opisac ten tekst, z jednej strony jest mocny, z drugiej zaś dużo zapożyczasz z Dziadów - w nawiasie jednym z moich ulubionych utworów w liceum, które musiałam przeczytać. Nie wiem też czy twoja wersja mi się podoba bardziej od oryginału, mimo wszystko mam do niego jakiś sentyment, twoja interpretacja i wykorzystanie tekstu jest interesujące i intrygujące, troszkę zabawne i dramatyczno-komiczne. Napisane troszkę poważnym, ale i kpiącym tonem - takie mam wrażenie :D oczywiście nie do samych dziadów, ale do sytuacji, jakie przedstawiasz. Niemniej tekst na pięć
  • Twoje wrażenie było właściwe, tak właśnie starałem się stworzyć ten tekst :) Dziękuję bardzo :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania