Dziady wielkopolskie

Matka wstała wcześniej niż zwykle. Bez słowa wyszła z chałupy, aby równie pospiesznie oprzątnąć co do niej należy. To początek kwietnia, a było zawsze rano mroźne. Całą Wielkanoc tak nocami mróz zaciskał, aby zaraz ze słońcem przegrać pojedynek. Pośpiech Matki był niezwykły, ale zawsze wszystko sama, nie zawoła mnie do pomocy, przecież mogłem choć wypuścić kury czy w piecu rozpalić, zaraz by w izbie cieplej się zrobiło. Ale chyba zawsze będę dla niej małym Jaśkiem i chuchać i dmuchać. A człowiek już w sile i ojcu w orce pomagam i na dworze w żniwach i sianach i do kowala chodzę pomagać. Może nie chce co bym takie kobiece roboty miał na głowie.

- Dobrze, drobiazg ogarnęłam, siana dałam, wydoiłam, jak wrócę to się mlekiem zajmę i obiad zacznę – zrelacjonowała szeptem Zofia. Weszła do kuchni, rozejrzała się dookoła trochę nieobecnym wzrokiem, raczej nie szukając nim nic konkretnego.

Otarła bose stopy o derkę u progu izby i poszła do komórki. A już po chwili wyszła z koszykiem z zawiniątkami.

- no dobrze, zobaczymy co się ze święconki ostało – położyła kosz na wielkim stole kuchennym, wyjęła zawiniątka i pieczołowicie rozłożyła je jeden obok drugiego. Rozwinęła lniane serwetki po kolei. W jednej był kołacz, w drugim kawałek sera, w kolejnym połowa jajka gotowanego…- Chyba jest wszystko co trzeba, jeszcze tylko gorzałka, czarka i możemy iść – potakując kiwnęła głową nad rozłożonymi symbolami święconki wielkanocnej. Zawinęła je w białą płócienną serwetę.

Teraz dopiero zrozumiałem skąd ten pośpiech i skupienie matki. Dziś przecież 4 dzień o świętach. To przecież Dziady… Trzeba złożyć życzenia na mogiłach. Zapomniałem całkiem.

Matka wsunęła tobołek pod pachę i wyszła z chaty. Już zaczynało mocno świtać, więc i wieś budziła się do życia. Spod każdej strzechy wychyliła się jakaś postać, każdy miał kogoś do odwidzenia w mogile pod brzózkami.

Bez żadnego słowa, sąsiadki kiwały sobie tylko głowami na dzień dobry i jedna z drugą, każda z tobołkiem pod pachą szły zza wieś, tam, gdzie chowamy najbliższych.

Wieś ma może z 15 chałup, a cmentarz nie mały. W nieładzie, bez wyraźnych mogił. Te świeże jeszcze z całymi kopczykami, z prostym krzyżem. Starsze czas rękami deszczu, śniegu i wiatru wygładził prawie całkiem, nawet nie zachował krzyży. Kobiety rozeszły się pomiędzy brzozami, szukać swoich nieoznaczonych mogił, szukać swoich bliskich. Matka też już przystanęła, uklękła na kolanach, a poprawiwszy mogiłę, rozłożyła białą serwetę. To powtarzało się na każdej z mogił gdzie przyszedł ktoś w odwiedziny. Po chwili brzeziniak rozbielił się dziesiątkami serwet rozłożonymi równo po cmentarzu. Przy każdej klęczała kobieta.

Matka rozłożyła na chuście dary jakie przyniosła.

-Przyniosłam Ci kochanie kawałek chleba od święconki – wyszeptała do mogiły, krusząc go na kawałki dzieliła się nim – to nasze ziarno, z naszego pola, to naszymi rękami siane i zebrane ziarno. Pamiętasz? To ziarno we młynie zmieliliśmy, a przed świętami wypiekłam wspaniały kołacz. Pamiętasz jakie to było gorące lato. We dworze gadali, że takiego lata to nikt nie pamięta i że plony będą słabe. Ale nam się poszczęściło, pamiętasz jak nam sypało ziarno w stodole. To wszystko nasze – łzy spływały jej po policzkach. Na Każdej mogile toczy się podobna rozmowa. Każda z kobiet dzieląc się chlebem, opowiada jak wiele w nim miłości i tęsknoty.

- To nasz ser, od Kachny, sporo siana udało się nagromadzić, toteż zobacz jak dobre mleko daje nawet na przedwiośniu. – pokruszyła i ser, rozrzucił tak jak i chleb – A to jajka od naszego drobiazgu, już od tygodni na trawie skubią. Choć nocami mroźnie, ale ze świtem je wypuszczam a te grzebiuchy w ogrodzie już sobie coś wyszukają…. – już da się słyszeć szlochy przy każdym grobie. Wzruszenie, żal i smutek, przywołane wspomnienia zabolały na nowo.

-Przyniosłam też gorzałki – już mówiąc głośniej, otworzyła flaszeczkę i nalała do czarki- Za bardzo żeś tego nie lubił, no ale zwyczaj nam karze, abyśmy na koniec tej gościny przypili o zdrowie nas tu pozostałych. Ku tu wszystkim spoczywającym – po mogiłach rozniósł się woń spirytusu, rozległy się ożywione i „rozmowy” – wypiję za Ciebie, abyś to w spokoju mógł odpocząć, niczym się nie martwił- wypiła drugą nalaną czarkę, wstrząsnęło ją, nie była zwyczajna pić gorzałki. – I to już będzie na tym moje Kochanie. Bardzo tęsknimy to z ojcem za Tobą, byłeś naszym jedynym skarbem, Jaśku nasz kochany.

Matka przeżegnała się, złożyła białą serwetę. Wstała, otrzepała spódnicę z okruchów.

- A teraz Synku mi już czas wracać do domu, jeszcze Cię tu będę odwiedzał – obróciła się odeszła. W powrotnej drodze kobiety wracały już razem, rozmawiając, śmiejąc się i planując resztę dnia. Odprowadziły tych co odeszli, pozostali w swoich mogiłach.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • befana_di_campi 14.04.2020
    Temat dobry, gorzej z zapisem, a przede wszystkim z narracją. Autorowi mylą się końcówki oraz czasy [w sensie poprawności gramatycznej]. Radzę dopracowanie tekstu, wtedy zobaczymy [i przeczytamy] niezły kawałek prozy :)

    Życzliwie :)
  • MaciejBarton 15.04.2020
    Dziękuję :) Ćwiczę
  • Bożena Joanna 15.04.2020
    Nie słyszałam o takiej tradycji, dziady kojarzą mi się z Litwą i Mickiewiczem. Jak widać jest jeszcze wiele zwyczajów, o których nie wiemy na Mazowwszu.

    będę odwiedzał - będę odwiedzała
    Na końcu przed pozostali dodałabym i.
    Serdecznie pozdrawiam!
  • MaciejBarton 15.04.2020
    dziękuję za uwagi :). a tradycji takich jest naprawdę sporo. Pięknie zebrał to Oskar Kolberg, 50 lat spisując od tradycji, śpiewu, stroju. Wspaniała skarbnica w formie 50 tomów :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania