Dziecię miasta
"Grzędy kominów stworzone, by poznał je jeden;
Płomień, który oczyszcza, kiedy oczy liże;
Ściana światłem zbełtana, jak pustynny eden;
Ważne, by umieć z łyżką porwać się na ciszę"
Co na górze, to ludziom już służyć nie musi;
Ptaki mają krajobraz, jaki zawsze śniły...
Jeden gołąb, ten biały, znajdzie perły w duszy –
To dla niego ten komin. Źródło wielkiej siły.
Można prać rozmaicie. Azbest w ogniu piorą;
Trzeba oczy mieć boga, aby to przetrwały;
Oczyszczone z osadów przez języków gorąc
Wreszcie ujrzą zdumione to, co zawsze chciały.
Dajmy na to, że ścianę. Ona kipi bielą.
Kiedy na nią wyruszysz, miej cienia dostatek,
I nie zatoń. Nie pytaj, bo ci nie udzielą
Odpowiedzi istoty, co nie miały matek.
W ciszy pojmij ziarnistej, zbratany z gołębiem,
I podejmij jej ziarno, i skosztuj tę kaszę:
Ile stracić potrafisz, żeby zyskać głębie?
Spiesz się, bo czas jest prędki. Czy zdążysz przed czasem?
"Miasto słońcem spiętrzone nazwało mnie dzieckiem,
Po tym, jak mu kolację złożyłem w ofierze;
Spaliłem, i na wiatr dałem lepkie myśli świeckie –
Człowiek znika, zostanie tylko bóg i zwierzę"
Komentarze (6)
Ten mój wiersz akurat powstał w dwóch etapach oddzielonych chyba dwoma latami, to co w cudzysłowie było najpierw.
Pozdrawiam ?
Pozdrawiam !!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania