Dzięcioł

Do kawalerki wpadło poranne światło. Promyki musnęły włoski na paprotce, namalowały cieniem kształt okna na stole i zalały pokój ciepłym blaskiem. Kilka z nich odbiło się od tarczy zegarka na stoliku i trafiło w twarz mężczyzny śpiącego na ciemnej kanapie. Usiadł i sięgnął po szklankę wody stojącą koło zegarka, wypił, chwilę pomyślał i wstał.

Gdy wyszedł z łazienki, słońce było już trochę wyżej, wziął zegarek ze stolika i poszedł do kuchni. Wracając, już z kawą w ręku, chwycił kamizelkę i usiadł na oknie. Myślał o dziewczynie, którą ostatnio poznał. Przypominał sobie jej twarz skrytą między bujnymi kasztanowymi włosami, było w niej coś, co sprawiało, że na długo zapadała w pamięć. Oczy miała intensywnie niebieskie, jak jakiś szlachetny kamień. Na jej głowie prawie zawsze spoczywał czerwony beret, często nosiła też biały sweterek i długi grafitowy płaszcz. W sumie to Elizę znał już długo, ale ostatnio dopiero zaczął dostrzegać jaka ona jest piękna, z wyglądu, ale i z charakteru. To jak patrzyła na świat, sugerowało, że ma duszę artystki. Może to właśnie to sprawiło, że nagle się nią zainteresował?

Odstawił kubek do zlewu i opuścił mieszkanie. Słychać było dwa chrupnięcia klucza w drzwiach, a potem zapadła cisza przerywana tylko tykaniem zegara na ścianie.

Później do zegara przyłączyły się dzwony kościoła, wybijały godzinę czwartą po południu. Drzwi się otworzyły i mieszkaniec wrócił. Zawiesił kamizelkę tam, gdzie ją rano znalazł i po paru krokach znalazł się w kuchni by ugotować sobie coś na obiad. Kuchnia nie była zbyt duża, nawet dość ciasna, ale mu to nawet odpowiadało, w takim pomieszczeniu w pojedynkę gotowało się wygodnie i ciągle można było zerkać na świat przez kuchenne okno. Obiad zjadł przy stole w głównym pomieszczeniu, który służył mu za stół jadalny, biurko a czasem nawet jako tymczasowy regał na książki.

Po posiłku wyjął z kieszeni kamizelki paczkę papierosów i udał się na parapet zapalić. parapet był na tyle szeroki, że gdy okno było otwarte, i tak dało się po drugiej stronie usiąść i obserwować ulicę. Na zewnątrz było już szaro, wszystko wydawało się lekko niebieskie. Widział spacerujących ludzi w pośpiechu załatwiających swoje sprawy, ale najbardziej zwracał uwagę na tych, którzy spokojnie spacerowali, jakby bez celu, ale według niego to właśnie oni byli najbardziej zajęci. Podświadomie szukał kogoś, kto miał podobną kurtkę bądź podobny kolor włosów jak Ona, gdy się na tym złapał, uśmiechnął się.

– Czemu się uśmiechasz? – spytała go Eliza.

– Pomyślałem o tobie.

Dziewczyna zarumieniła się i zachichotała

– Przecież jestem koło ciebie głuptasie.

– I tak pomyślałem i i tak się uśmiechnąłem.

Eliza przytuliła go mocno i pocałowała w policzek.

– Też często o tobie myślę, ale raczej jak się z tobą nie spotykam.

– Pewnie myślisz, że to dziwne.

– Trochę tak, ale to mi się podoba.

Siedzieli tak dłuższą chwilę, aż nadszedł czas na pożegnanie się.

– Bardzo mi się podobało dzisiaj, spotkajmy się niedługo znowu – powiedziała,

tuląc go.

– Dobrze, zadzwonię. Pa pa!

– Paa!

Pewne słowa aż prosiły się o wypowiedzenie. Widział też to na jej twarzy, ale było jeszcze za wcześnie.

Podniósł się z parapetu i zaczął szykować do spania, było już późno.

 

Budzik zawył i wyrwał mieszkańca z głębokiego snu. Przetarł oczy, spojrzał na zegarek i zerwał się z materaca. Praktycznie pobiegł do łazienki i wyszedł z niej tak samo szybko. Nie miał czasu dziś się rano myć. Wypił rozpuszczalną kawę i wziął sobie wafelka. Ubrał się i wyszedł, bo bardzo się spieszył. Znowu zamek się obrócił i zegar był jedynym co przerywało ciszę.

Po południu wszedł, rozebrał się i runął zmęczony na kanapę. Gdy obudził się po drzemce, wyciągnął z szuflady kasetę i przypomniał sobie swój sen.

W swoim śnie też spał, właściwie to się budził. Rozejrzał się i zobaczył swoje mieszkanie, tylko było bardziej kolorowe, wystrojone, wisiało dużo obrazów. Firanki i pościel były czerwone, a co najdziwniejsze, koło niego pod kołdrą leżała Eliza. Nie wiedział jeszcze wtedy czy to sen czy prawda. Nie wiedział co powinien zrobić, objąć ją czy lepiej nie. Nie wiedział też czemu tam była, czy mieszkała z nim? Po cichu wstał i poszedł do łazienki. Obejrzał się dokładnie w lustrze, wyglądało jakby był prawdziwy, ale czy ona była? Wyszedł i zajrzał do pokoju jeszcze raz. Tak, ona na pewno tam leżała. Poszedł do salonu, był zmieszany, zestresowany, zapalił papierosa. Dziewczyna przyszła do niego, ubrana w jego szlafrok. Pocałowała go i sama zapaliła. Nie mówiła nic, tylko wpatrywała się w niego uśmiechnięta. Nie wiedział, co ten sen może znaczyć, ale wiedział, że był ważny.

Skończył przewijać taśmę i puścił ją. Pokój wypełniło łagodne brzmienie gitar, przyjemny rytm perkusji i kojący głos wokalisty, śpiewającego starą piosenkę o miłości. Wsłuchując się w muzykę czuł, że wszystko było na swoim miejscu, całe jego ciało rozluźniło się, ale jednocześnie przez głowę przepływał strumień przyjemnych myśli. Miał ochotę się uśmiechnąć, chciał, by jutrzejszy dzień już nadszedł, był zakochany. Siedział z zamkniętymi oczami i rozmyślał, póki kaseta się nie skończyła. Wyłączył magnetofon i spojrzał na zegar. Miał nadzieję, że już jest późno i może pójść spać, czas mu się strasznie dłużył. Wstał i posprzątał całe mieszkanie, na wypadek gdyby jutro po spotkaniu tu z nią trafił.

Po sprzątaniu uznał, że przed położeniem się spać, zapali jeszcze jednego papierosa. Zajął swoje miejsce przy oknie i przez nie wyjrzał. Spojrzał w przestrzeń między blokami i gdzieś daleko zobaczył ogłoszenie: “Letnie rejsy po wiśle, zarezerwuj już teraz”.

– Nie mogę się doczekać, aż zrobi się znowu ciepło – powiedziała, zapinając się pod szyję. – Uwielbiam lato, mam już dość tych kurtek, szalików i stukania zębami na mrozie.

– Też czekam, w lecie jest jakoś weselej – odparł siedzący przy niej na ławce mężczyzna.

– Ja lubię, gdy mogę się opalać, położyć się na plaży z czymś dobrym do picia, poczuć promienie słońca na twarzy i cieplutki piasek pod stopami.

– O, też to lubię i lubię ochłodzić się potem w rzece czy w jeziorze.

– Mhm, kocham to uczucie.

Powiedziała “kocham”, co prawda nie było to do niego ani o nim, ale zobaczenie, jak jej wargi układają się, by to powiedzieć sprawiło, że zrobiło mu się ciepło i przeszedł go dreszcz.

– Słuchaj, gdy będzie już ciepło, chciałbym zabrać cię na rejs. Spędzimy parę godzin na łódce, a potem pojedziemy na plażę i do zachodu sobie poleżymy.

Eliza uśmiechnęła się i oczy jej błysnęły.

– Chciałabym tego, chciałabym bardzo.

Wcisnął niedopałek do popielniczki i poszedł pościelić łóżko. Długo leżał i nie mógł zasnąć, wreszcie odpłynął, nie wie o której.

 

Zbudziło go słońce świecące mu w twarz. Przeciągnął się i z dziecinnym uśmiechem zaczął się przygotowywać. Umył się, ładnie uczesał i zjadł śniadanie. Ubrał koszulę w paski i z niecierpliwością czekał na czas wyjścia. Puścił tą samą kasetę co wczoraj, niecierpliwie czekał i tupał nogą. Godzinę później wziął łyka wody stojącej na stole, przejrzał się po raz ostatni w lustrze, włożył buty i wyszedł na korytarz.

Zamknął drzwi na klucz i zaczął schodzić po schodach na dół. Na ulicy przed blokiem spotkał tylko starego dozorcę, który rzucił w jego stronę zmęczone spojrzenie. Idąc, zachwycał się wszystkim, co widział: kamieniami na drodze, bluszczami na ścianach kamienic, obłokami na niebie. Z przyjemnością słuchał też odgłosów miasta i patrzył na twarze mijanych ludzi. Spojrzał na zegarek, raczej zdąży, został kwadrans do południa. Umówili się przed pobliską kawiarnią, on zaproponował to miejsce, artystyczny nastrój tam panujący pasował mu do niej. Oparł się o cegły budynku i rozglądał się za czerwonym beretem, w którym był pewien, że ukochana przyjdzie, było to jej ulubione nakrycie głowy. Usłyszał ciche bicie dzwonów a jej dalej nie było, przyglądał się wszystkim, którzy go mijali, ale jej nigdzie nie widział.

– Hej, sorry, że się spóźniłam – usłyszał głos Elizy, strona z której dobiegał go zaskoczyła.

– Cześć, nic się nie stało, długo nie czekałem – szybko odparł i podszedł, by ją uścisnąć. Wyglądała pięknie, ale beretu na jej głowie nie było, mężczyzna się zdziwił. Nie mówiła mu w sumie w czym przyjdzie, ale nie wyobrażał sobie innej opcji. Otworzył jej drzwi i udali się do lady. Zamówili sobie po jednej kawie i usiedli przy stoliku w głębi pomieszczenia, pod kolorowym obrazem dzięcioła. Przez krótką chwilę, która strasznie mu się dłużyła, nic nie mówili, mieszali tylko kawę i zerkali raz na siebie, raz na resztę pomieszczenia.

– Nie rozumiem, jak możesz słodzić kawę – zwróciła mu uwagę.

– Czemu nie? Lubię tak.

– Zabijasz jej smak, lepiej zamów sobie do niej ciasteczko.

– Co to za różnica czy słodycz mam w kawie, czy na talerzyku obok, poza tym, myślałem, że lubisz słodkie napoje.

– Nie, raczej piję tylko wodę. Czasem czarną kawę – powiedziała, podnosząc filiżankę i biorąc łyk najciemniejszej i najzwyklejszej pozycji w menu. Jej towarzysz z kolei wybrał duże, beżowe od śmietanki latte posłodzone czubatą łyżeczką cukru, zupełne przeciwieństwo.

– Podoba ci się ta kawiarnia? – spytał.

– Może być, ale według mnie jest tu trochę zbyt dużo rzeczy, jakiś obrazów i innych badziewi.

Mężczyzna się zdziwił, był pewien, że jej się spodoba, nie wiedział jak zareagować.

– No, trochę – w końcu zgodził się z nią na siłę.

Wypili kawę i wyszli. Ruszyli w stronę pięknego okolicznego parku. Rozmawiali trochę, starając się poznać. Chciał patrzeć jej w oczy, ale rzadko dawała mu w nie spojrzeć.

– Chcesz? – zaproponował, wyciągając papierosy.

– Nie, nie palę.

Zmieszała go ta odpowiedź. Oczywiście nie uważał, że wszyscy muszą palić, sam chętnie by rzucił, ale myślał, że Eliza pali. Chwilę niezręcznie trzymał paczkę w ręku, potem zdecydował, że po prostu ją schowa.

– Lubisz muzykę?

– Lubię.

– A czego ostatnio słuchałaś?

– Nic konkretnego, co akurat się trafi.

– A masz jakieś gatunki, które szczególnie lubisz?

– Nie za bardzo, po prostu słucham tego, co wszyscy.

Ciężko było mu nawiązać z nią rozmowę na jakiś temat. Wydawało się jakby nic jej nie interesowało, ona sama rzadko coś mówiła, może się stresowała.

Spacerując po parku chciał złapać ją za rękę, ale nie mógł znaleźć dobrego momentu, ciągle wydawało mu się, jakby ona tego nie chciała, zachowywała się dość zimno. Okrążyli park i usiedli na ławce.

– Czekam na lato – powiedział, strzepując śnieg z ławki.

– Ja czekam, aż się zima skończy, ale lato mnie jakoś specjalnie nie ekscytuje. Jest za ciepło, wszyscy chodzą spoceni.

– Nie chciałabyś poleżeć na plaży?

– Nigdy mnie to nie interesowało, za bardzo mi się tam nudzi.

Patrzył w dal i zastanawiał się, co powiedzieć. W końcu nie powiedział nic. Ona też wyczuwała tą niezręczność.

– Słuchaj – powiedziała poważnie. – Nawet mi się podobały nasze spotkania i uważam, że jesteś naprawdę fajnym facetem, ale nie wiem czy mamy ze sobą coś wspólnego, nie wiem czy to zadziała. Chciałam z tobą wyjść, bo mi się spodobałeś, ale teraz nie czuję niczego specjalnego. Nie wiem też, czy chciałabym teraz wchodzić w jakąś bliższą relację.

Te słowa uderzyły w niego jak piorun. Patrzył na nią i nic nie mówił. Nie czuł wielkiego smutku, czuł tylko pustkę. Było cicho, bardzo cicho.

– Rozumiem – odpowiedział jej miło, mimo zawodu akceptował jej decyzję. – Też jesteś wspaniała, liczyłem, że coś z tego będzie.

Ona już się nie odezwała. Pożegnali się, wstał i odszedł szybkim krokiem. Wyglądało to dość sztywno. Dziewczyna nadal siedziała, patrzyła jak jej adorator odchodzi i nie wiadomo o czym rozmyślała, może sama nie wiedziała. Gdy kawaler wreszcie zniknął za budynkiem wzdychnęła i powoli odeszła. On zaczął powoli włóczyć nogami. Czuł, jakby ziemia się pod nim zapadała a głowa rozpadała na kawałki. Dziwne uczucie przegranej, chociaż nie grał w żadną grę. Nie wiedział, co ze sobą zrobić, było wcześnie, wiedział, że dzień będzie mu się strasznie dłużył. Stanął w bocznej uliczce i zapalił papierosa.

Emocje powoli ustępowały wyraźnym myślom, zaczynał godzić się z tym, co się stało. Gdy myślał o tym racjonalnie, zgadzał się z nią. Nie pasowali do siebie, wydawała mu się strasznie pusta. Serce mówiło mu co innego, że stracił kogoś, kogo kochał. Ale nie była to miłość, co najwyżej zauroczenie przesolone wyobrażeniami i marzeniami. Poszedł w stronę domu.

Przed wejściem znowu zobaczył dozorcę, patrzył tym samym zmęczonym, poddanym spojrzeniem. Wydawało się, że już gdy mężczyzna wychodził, wiedział jaki będzie przebieg spotkania. Wszedł do mieszkania i rzucił kurtkę na krzesło. Położył się na kanapie i pusto patrzył w przestrzeń, rozmyślając.

Po paru godzinach cichego płaczu przetarł oczy i wstał. Wyjął z szuflady plik kartek i pióro, poszedł na parapet kochać. Kochać to, co widział za oknem i nadal kochać swoje myśli i marzenia, ale nie kochać Elizy, która dla niego była jak z drewna. Był jak dzięcioł z obrazu z kawiarni, dla którego domem nie jest wcale drzewo, tylko dziupla którą sam sobie wykuł.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania