Dziedzic smoczego serca. Koncepcja buntu.

Kolejny dzień w Jarzącej Grocie miał rozpocząć się od posiłku upolowanego przeze mnie. Skradałam się bezszelestnie pomiędzy drzewami na terenie ludzi, tylko po to, żeby zdobyć dzika, na którego czaję się od piętnastu minut. Pierwsza strzała poleciała ze świstem. Ugodziła zwierzę w lewe udo, zaraz po tym leżał martwy. Trucizny robione przez moją rasę były skuteczne, ale nieszkodliwe dla ludzi i dziedziców smoczego serca. Pewnie zastanawiacie się kto to jest dziedzic smoczego serca. Jest to starożytna rasa, rządząca światem przed ludźmi. Jesteśmy smokami uwięzionymi w człekokształtnych formach. Co jest najzabawniejsze? Sami zesłaliśmy na siebie taki los. Nieudany eksperyment pod nazwą Całkowicie Zależny Łowiecko Obronny Wytwór Inteligentnej Egzystencji Kosmicznej w skrócie C.Z.Ł.O.W.I.E.K wymknął się spod kontroli i przejął funkcje rasy naczelnej poprzez wybicie większości moich rodaków. Średniowiecze było decydujące. Teraz żerujemy na ich terenach łowieckich, ale spokojnie jeszcze wrócimy do dawnej świetności.

 

- Akma! Pośpiesz się bo eksperyment nas zauważy.- skarcił mój czas reakcji Nirvana.

 

- Nirvana na jasny Smoczy Płomień przestań na mnie krzyczeć tylko mi pomóż.- wypomniałam mu jego nieróbstwo i patrzenie jak kobieta targa za sobą martwe truchło.

 

Zanim się obejrzałam, chwycił za przednią i tylną nogę, machnął kilka razy i zarzucił go sobie na barki. Szłam parę kroków przed nim, żeby pozbywać się wszelkich krzaków stojących nam na drodze. Słyszałam za sobą ciche pomrukiwanie. Nirvana był zboczony, więc nie umiał ukryć, że jestem atrakcyjna i mu to odpowiada. Szliśmy w kierunku wioski, kiedy usłyszałam wystrzał. Nie rozumiem po co eksperymentom głośna broń palna, łuk jest tak samo skuteczny i robi mniej hałasu. Dobiegliśmy do ogrodzenia. Ja przeszłam bez problemu, ale Nirvana musiał najpierw przerzucić dzika, a potem sam przejść co w skutku przyniosło ranę na prawej łydce mężczyzny. Wzięłam zwierzę, a Nirvana kuśtykał za mną. Wlecieliśmy jak pocisk do jaskini.

 

Weszliśmy w głąb. Od razu usłyszałam głosy, krzyki i śpiewy. Dzień Rodziciela obchodzimy bardzo hucznie.

 

- Akma! Mamo!- krzyki mojego synka, a właściwie przygarniętego przeze mnie chłopca, który stracił rodziców, kiedy był jeszcze niemowlęciem, było słychać w całej jaskini.

 

- Iven!- położyłam dzika przy kobietach przygotowujących jedzenie i poszłam przytulić synka.- Byłeś grzeczny?- niestety lubił łobuzować.

 

- Emmmm.- starał się coś wymyślić.- Tak byłem.- odpowiedział z uśmiechem i pobiegł do bawiących się kośćmi zwierząt dzieci.

 

Co ja mam z nim zrobić. Spędza tak dużo czasu z Nirvaną, że przejął jego łobuzerski charakterek. Nirvana nie jest moim partnerem, ale wiele mi pomógł w wychowywaniu Ivena.

 

- Akma pomóż Jinke i Harki przy oskórowaniu tego dzika.- nawet nie zauważyłam, kiedy podeszła do mnie jeden z członków wielkiej rady.

 

- Tak, tak już pomagam.- odpowiedziałam zapatrzona na Ivena.

 

Usiadłam przy truchle i wzięłam do mojej błoniastej dłoni, ręcznie zrobiony nóż. Raz po razie oddzielałam skórę od mięsa, ale przez chwilę spojrzałam na Nirvanę bawiącego się z Ivenem. Zrobiło mi się tak ciepło i mimowolnie się uśmiechnęłam. Chłopacy musieli to zauważyć, ponieważ Nirvana się do mnie szeroko uśmiechnął, a Iven mi pomachał. Z mojej nieuwagi wynikło tyle, ze się poważnie zacięłam. Czemu poważnie? Ponieważ zrobiłam sobie dosyć głębokie cięcie, które biegło od małego palca do kciuka. Nirvana momentalnie zjawił obok mnie i chwycił nic nie mówiąc za przed ramię, prowadząc wgłąb jaskini. Zanurzył moją dłoń w małym strumieniu, a sam poszedł po liście. Namoczył je w tej samej wodzie i obwinął mi rękę.

 

- Powinnaś uważać.- powiedział i pocałował mnie w czoło.

 

Zawsze był taki miły i troskliwy, pomimo jego brudnych myśli. Wstałam i podałam mu zdrowa dłoń tylko po to, żeby pomóc mu wstać z skalnej podłogi. Chwycił ją i pociągnął mnie w dół przez co wylądowałam w strumieniu. Zdenerwowana wstałam i odwróciłam się na pięcie tak gwałtownie, że śmignęłam Nirvane w twarz z końcówki mojego ogona. Cała naburmuszona poszłam z powrotem do jaskini.

 

- Nie złość się tak bo Ci lat ubędzie!- usłyszałam na odchodne.

 

Nie jestem stara... Mam tylko 1894 lata, co w przeliczeniu na ludzkie wynosi osiemnaście, prawie dziewiętnaście lat. Ten głupi przesąd, ze od złości lat ubywa mnie denerwuje. Skoro ubywa lat to ja jestem na poziomie przed wylęgowym. Usiadłam przy ognisku i z prędkością światła Przywódczyni Matka wcisnęła mi do ręki mięso i powiedziała mi, że marnie wyglądam. Ona jest stara. Legenda głosi, że przed naszą rasą był smok. On miał w posiadaniu złote jajo, którego użył do stworzenia identycznych sobie. Tak powstaliśmy my. Niestety było mu mało i stworzył eksperyment. Ludzie okazali się zachłanni i ukradli złote jajo, dzięki któremu stali się naczelnymi. Z obawy przed smokami chcieli na zniszczyć, ale jajo nie zniszczy czegoś co stworzyło. Zmieniło nas w smoki człekokształtne, a eksperyment zesłał nas do Jarzącej Groty, po za ogrodzenia. Szybko zaczęło brakować nam jedzenia i populacja się zmniejszyła. Tym pierwszym smokiem była właśnie Matka. Opowiadała nam przy ognisku tą legendę tyle razy, tylko po to, żeby każde pokolenie ją znało i pamiętało.

 

Po skończonym żerowaniu, wszyscy ulokowali się w ubytkach skalnych, aby wypocząć po dniu monotonii. Jako jedyna nie spałam, wsłuchując się w spokojny oddech Ivena, który leżał na mojej klatce piersiowej i pogrążył się w głębokim śnie. Rozmyślałam co zrobić, żeby odzyskać wolność i nie być odcięta od świata tym przeklętym, metalowym ogrodzeniem. Jest nas mało, ale mamy tylko jedną szansę, żeby się wyzwolić. Masowy bunt. Szansę są niewielkie i potrzebna jest nam większa siła niż nasza broń, ale możemy oswoić bestię z lasu i wykorzystać ją przeciwko eksperymentowi. Tak to jest moja szansa. Wyszłam po cichu z jaskini i ruszyłam ciemnym lasem.

 

-Akma co ty wyprawiasz?- usłyszałam za sobą szept Nirvany i pojękiwanie zmęczonego Ivena.

 

- Po co poszliście za mną? Stanie wam się krzywda.- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

 

- Nie zmieniaj tematu i mów gdzie idziesz.- zdenerwował się mężczyzna.

 

- Idę do bestii, tylko ona może nam pomóc. Nie chcę dłużej żyć w jaskini. Mamy szansę się wyswobodzić, ale potrzebna jest nam bestia.- odpowiedziałam pokornie, krzyżując ręce na piersiach.

 

- Zwariowałaś do reszty...- stwierdził- No chodź, bo jeszcze nas całe plemię znajdzie.- wziął Ivena na barki i ruszył przed siebie.

 

- Ale ja to? Przecież Iven jest za mały na taką podróż.- starałam się dogonić chłopaków.

 

- Tak, lecz nie poradzi sobie sam w jaskini, a w szczególności bez ciebie.

 

Nie mogłam już z nim dyskutować. Ruszyliśmy dale w las. Patrzyłam cały czas na chłopców z wyrzutem. Czemu nie mogli zostać w jaskini? Czemu poszli za mną? Jak zauważyli, że mnie nie ma i jak mnie znaleźli? Pewnie nigdy nie dostanę odpowiedzi na to pytanie. Nirvana potrafił walczyć, ale to ja byłam wyszkolona. W naszym plemieniu kobiety pełniły funkcje obronne i łowieckie, a mężczyźni pilnowali groty przed wszelkimi zagrożeniami, których było zacznie mniej. Z tego faktu stało się tak, że kobiety mają większe szanse w starciu z bestią, ale nie dam rady uratować ich obu, gdyby zaszła taka potrzeba. Czasem mam wrażenie, ze mężczyźni po wykluciu się zostają na tym poziomie umysłowym do końca życia.

 

- Mamo nad czym myślisz?- zapytał mnie Iven spoglądając w moją stronę.

 

- Nad czymś bardzo istotnym, ale teraz mało ważnym.- odpowiedziałam spokojnie.

 

Przebijaliśmy się przez chaszcze i liany zwisające z dziko rosnących drzew. To chyba jedyne miejsce nieprzekształcone przez ludzi. Tułaczka przez gąszcz nie należała do najłatwiejszych. Wszyscy byliśmy podrapani na całym ciele, ale w końcu dotarliśmy do miejsca, gdzie możemy odpocząć. Iven zasnął bardzo szybko, a Nirvana parę minut później. Ja nie mogłam zasnąć. Myśli nad tym jak ochronić ich dwoje i oswoić bestie jednocześnie. To, że mi się uda graniczyło z cudem, ale nie mam zamiaru zrezygnować, ponieważ chodzi o naszą wolność. O świcie ruszyliśmy w dalszą drogę. Znowu zaczęła się tułaczka przez trudny do przebycia teren. Do tego towarzyszyło nam lekkie dyszenie Nirvany pomimo tego, że zmienialiśmy się w noszeniu Ivena, a czasem sam szedł i marudzenie młodego dziedzica smoczego serca, ale cóż zrobić jest młody i nie przyzwyczajony do długiej wędrówki, ponieważ całe życie był w jaskini z starszyzną. Długa wędrówka się opłaciła. Na horyzoncie było widać jaskinie, w której czaiła się bestia. Kazałam Ivenowi przestać jęczeć i razem z Nirvaną schować sie w pobocznych krzakach.

 

- Do dzieła.- szepnęłam sama do siebie, żeby dodać otuchy, lecz to nie pomogło.

 

Chwiejnym i ostrożnym krokiem ruszyłam w głąb ciemnej jaskini. Było słychać mój oddech i kapanie wody. Weszłam w głąb i usłyszałam straszne posapywanie i niemiły dla moich wrażliwych nozdrzy odór. Byłam pewna, ze bestia jest tuż za zakrętem. Zerknęłam i ujrzałam białego stwora. Był wielkości słonia, białe futro było poplamione czerwoną krwią zwierząt. Czarne futro, które szło od głowy przez grzbiet, aż do ogona sprawiało wrażenie krzyżówki wielkiego psa z jeżem. Chciałam podejść bliżej, lecz zrobiłam niefortunny krok i mały kamień spadł w przepaść, robiąc przy tym hałas. Bestia otworzyła oczy. Para niebieskich ślepi skupiła się na mnie, a źrenice pomniejszyły od napływu światła. Labra, bo tak nazywało bestie moje plemię, dźwignęła się na wielkich łapach, uzbrojonych w ogromne i ostre pazury. Przełknęłam ślinę niespokojnie i ruszyła w kierunku wyjścia. Słyszałam warczenie i czułam ciepły oddech bestii na karku. Po całej jaskini rozległ się dźwięk ciężkiego stawiania kroków.

 

Wybiegłam z ciemnej jaskini jak poparzona. Na otwartym terenie miałam większe szanse niż w ciemnej i i do tego ciasnej skalnej grocie. Wspięłam się na pobliskie drzewo i czekałam. Po kilku sekundach wybiegła z jazgotem Labra. Dopiero teraz zauważyłam ostry rząd zębów. Mimowolnie się wzdrygnęłam, ale chwilę po tym siedziałam na grzbiecie bestii. Zaczęła się szamotanina. Musiałam wygrać ta walkę, żeby zdominować wielkiego potwora. Skierowałam go na jedno z pobliskich drzew. Przeciwnik uderzył tak mocno głową, że roślina runęła na ziemie. Niestety to oszołomiło ją tylko na kilka minut. Postanowiłam, że skieruję ją na skały z odpowiedniego rozpędu. Wierzgała tak mocno i nie zdążyłam wcielić planu w życie. Spadłam na ziemie i teraz to ja byłam oszołomiona. Labra przygniotła mnie swoja wielka łapą na tyle mocno, że nie mogłam oddychać.

 

- Zostaw ją!- usłyszałam krzyk Ivena, który rzucił bestie kamieniem.

 

Odwróciła wzrok i ruszyła w stronę mojego syna. Zaczęłam łapać oddech.

 

- Nirvana zabierz go!- ty dałam radę wykrzyczeć.

 

Nirvana spełnił moja prośbę. Wziął Ivena na ręce, wdrapał się na najwyższe drzewo, a sam wrócił, żeby mi pomóc.

 

W końcu odzyskałam panowanie nad oddechem. Nirvana zaczął odciągać bestie od drzewa, na którym siedział młody dziedzic smoczego serca. Wskoczyłam na jej grzbiet z bojowym okrzykiem. Zacisnęłam ręce i wplątałam palce w sierść. Zaczęła wierzgać jeszcze bardziej niż poprzednio, ale tym razem to ja mam wygrać. Skierowałam ją w stronę skał i ruszyła. Uderzyła głową i tym razem była na tyle skołowana, żeby uznać siebie za przegranego. Uległa całkowicie mojej woli.

 

- Gratulacje.- powiedział i poklepał mnie po ramieniu strasznie zziajany Nirvana.

 

Pomimo tego, że często walczył i chodził ze mną na polowania miał słabą kondycje. Iven zszedł z drzewa i rzucił się mi w ramiona z łzami płynącymi po policzkach. To było dla niego straszne przeżycie. Labra podniosła się z ziemi i otrząsnęła. Złożyła mi głęboki pokłon, na co ja odpowiedziała skinieniem głowy. Było ciemno i niebezpiecznie, lecz ruszyliśmy w drogę powrotną. Bestia szła za nami krok w krok...

 

Posapywanie bestii, jęczenie Ivena i głupie pomysły, które rodziły się w głowie Nirvany, a ja ich musiałam słuchać doprowadzały mnie do szału

 

Posapywanie bestii, jęczenie Ivena i głupie pomysły, które rodziły się w głowie Nirvany, a ja ich musiałam słuchać doprowadzały mnie do szału. Kto by pomyślał, że uda mi się oswoić Labrę z takimi kompanami u boku.

 

- Mamo mam już dość. Chce odpocząć.- jęczał bez przerwy Iven, szurając szponiastymi stopami po ziemi.

 

Niby smok, a jednak mamy dużo cech ludzkich. Kiedyś byliśmy bezwzględną rasą, do której każde stworzenie czuło respekt. Niewiarygodne jak na przełomie kilku tysięcy, a nawet milionów lat role mogą się odwrócić i teraz to my jesteśmy na wymarciu.

 

- Iven chcesz pojechać do Jarzącej groty na Labrze?- spytał Nirvana.

 

- Nawet mowy nie mam! Może i bestia jest oswojona, ale nadal może zrobić krzywdę, a Iven to jeszcze dziecko.- protestowałam na tyle stanowczo, żeby mu ten kolejny głupi pomysł wybić z głowy. Nie udało mi się.

 

- Akma nie bądź taka drętwa. Spójrz na Labre. Jest spokojna i cicha jak żaba w krzakach. Nic mu nie będzie.- Nirvana nie dawał za wygraną, co skutkowało tym, że Iven w ułamku sekundy znajdował się na grzbiecie przerośniętego psa.

 

Szłam obok nich cała w nerwach, ponieważ mój instynkt nie dawał mi się uspokoić ani na chwilę. Młody dziedzic smoczego serca wydawał się być zachwycony podróżą i śmiał się w najlepsze kiedy nim lekko zachwiało. Potwór szedł spokojnie i powolnym krokiem. Nirvana szedł przede mną nucąc jakąś piosenkę mojego plemienia. Troszkę ją znałam, ponieważ mama zanim umarła śpiewała mi ją, kiedy nie mogłam zasnąć.

 

ŁUUP

 

Podskoczyłam i zwróciłam głowę w stronę dźwięku. Mój syn leżał w kałuży, bo zsunął się ze grzbietu. Nigdy nie potrafił się na czymś długo utrzymać. Uśmiechnął się głupkowato. Spojrzałam na mojego starszego towarzysza podróży i na jego twarzy górował ten sam głupkowaty uśmiech, który doprowadzał mnie do zniesmaczenia. Mieli taką różnicę wieku, a byli tak podobni, jakby Nirvana był jego ojcem. Przy nich czułam się, jakbym była starsza od samej Matki.

 

- Mamo spokojnie nic mi nie jest.- teraz dopiero zerknęłam na moje zaciśnięte w pieści dłonie.

 

Jestem bardzo nerwowa, jeżeli chodzi o krzywdę moich bliskich. Mordercze spojrzenie skierowałam ku Labrze, która podkuliła ogon i ruszyła powolnym krokiem do przodu.

 

- Skończcie się wydurniać i ruszajmy dalej.- oznajmiłam przez zaciśnięte zęby.

 

- Tak jest kapitanie!- odpowiedzieli chórem.

 

- I nie pozabijajcie się pod droga. Będziecie mi potrzebni do wzniecenia rewolucji w Jarzącej Grocie.

 

Obaj przewrócili oczyma i ruszyli za mną. Droga strasznie mi się dłużyła przez napięcie pomiędzy nami, które spowodowałam ja. Ile ja bym teraz dała za widniejący dom na horyzoncie. Oberwałam liściem w twarz co wywołało napad śmiechu u chłopaków. Odegrałam się na nich, rzucając w ich roześmiane twarze błotem. Wyglądali, jakby wpadli do śmierdzącego bagna. Zaczęła się gonitwa przez las. Wsiadłam na Labre i ruszyłam przez gąszcz. Jechałam tak spory kawałek, ale usłyszałam krzyk w oddali. Zawróciłam czym prędzej. Moim oczom ukazał się klęczący Nirvana nad ciałem Ivena. Wiedziałam, że nie powinnam go zabierać ze sobą ani zostawiać i ruszyć na bestii przed siebie. Wtedy coś we mnie pękło. Ta stanowcza Akma, która nigdy nie płakała i cieszyła się każdą chwila spędzoną z Ivenam, rozpłynęła się w powietrzu. Szlochała, krzyczałam i wyrywałam się trzymającemu mnie Nirvanie. w tamtym momencie miałam myśli samobójcze. Pojękując zsunęłam się na kolana, zalewając się gorzkimi łzami, które przerywał mi czasem duszący kaszel. Mój mały synek nie żyje, a ja nie mogłam nic zrobić, nie wiem jak to się stało i czy zostało mi coś jeszcze w życiu.

 

Parę godzin później uspokoiłam się, ale nadal leżałam przy jego ciele. Odniosłam głowę.

 

- Jak to się stało?- spytałam zachrypniętym głosem, w którym dało się słyszeć ból.

 

Nirvana spojrzał na mnie pełnym współczucia wzrokiem i otworzył usta. Nie zdążył nic powiedzieć, ponieważ rozległo się wycie wilków. Labra mogłaby sobie z nimi poradzić, ale ja nie miałam siły na walkę z całą watahą. Poczułam szarpnięcie i chwilę potem jechałam na przerośniętym psie. Ta wbiegła na pobliskie wzgórze. Na moje nieszczęście ze wzgórza było widać miejsce jeszcze przed chwilą leżącego tam ciała Ivena. Teraz spoglądałam na rozrywane szczątki i czerwoną ciecz, która przyozdobiła trawę i pobliskie krzaki. Tak trudno jest łapać mi kolejny oddech. Ciepła, słona ciecz spływała swobodnie po moich policzkach, szyli i biuście. Jestem pewna, że Iven nie chciałby, żebym teraz ubolewała nad jego losem.

 

- Nirvana jak to się stało?- spytałam spokojnie.

 

- Nie mogliśmy ciebie dogonić z racji tego, że wsiadłaś na Labrę. Ruszyliśmy w troszkę odmiennym kierunku. Myślałem, że to dobry pomysł, żeby zaatakować Cię z zaskoczenia. Pomyliłem się... Wtedy usłyszałem świst. Iven jęknął i upadł na kolana. Strzała, która przebiła mu się przez ramię była zatruta. Z krzaków wybiegły eksperymenty. Broniłem go ile tylko mogłem, ale to nic nie dało. Ludzie pouciekali, a Iven zmarł podczas gdy ja byłem zajęty bronieniem go. Podszedłem do niego i wyjąłem strzałę. Po sekundzie pojawiłaś się ty i dalej wiesz co się działo.- skończył opowiadać zrezygnowany.

 

- To nie twoja wina, a moja. Gdybym nie postanowiła uciec wam na kilka minut to by się nie stało.- spojrzałam mu w oczy.- Odegramy się i pomścimy Ivena.

 

Stało się. Przejęłam stery nad bestią i ruszyliśmy do domu. Na miejscu byliśmy znacznie szybciej niż wcześniej zakładałam. Z bojową miną wjechałam do Jarzącej Groty. Miny przerażonych rodaków nie robiły na mnie wrażenia. Zeskoczyłam z łoskotem z grzbietu i ruszyłam ku starszyźnie. Przejechałam zimnym wzrokiem po ich bladych od strachu twarzach.

 

- Starszyzno, rado, moi bracia i wychowankowie...- Zaczęłam monolog.- Czy nie macie dosyć ciągłego przebywania poza ziemia, która należy do nas?! Czy chcecie, żebyśmy byli hodowani w klatce jak zwierzęta?!- Odwróciłam się w stronę reszty plemienia.- Czy wy chcecie, żeby wasze dzieci nigdy nie poznały świata, który powstał dla nas?!- Myśl o Ivenie lekko mną wstrząsnęła, a po jaskini rozległy się szepty.

 

- Jaki jest twój powód, żeby wszczynać rewolucje?- Usłyszałam za sobą głos Matki.- Czemu chcesz rozpoczynać wojnę?

 

- Matko... Ja uważam, że dosyć już siedzieliśmy w zamknięciu. Czas odzyskać to co nasze i pokazać, że C.Z.Ł.O.W.I.E.K nigdy nie był naszym panem! Z Labrą, potężną bestią, która żyłą w puszczy i udało mi się ją oswoić, będzie naszą przepustką do wolności. To jest nasza jedyna szansa...- spojrzałam jej w oczy, a ona wyczytała z moich, że przeżyłam bardzo wiele podczas tej wyprawy.

 

- Akma ma racje!- raz po raz słyszałam krzyki dziedziców smoczego serca.

 

Matka nie miała wyboru. Umyła ręce nad moją rewolucją. Wszyscy chcieli, abym nimi dowodziła, a moim zastępcą został Nirvana. Czas bitwy jest bliski. Zaczęła się żmudna praca nad większa i bardziej drastyczną bronią. Trucizna została zmodyfikowana, tak żeby powalić sześciu mężczyzn rasy ludzkiej. Każdy łucznik był trenowany pod moim czujnym okiem. Walkę wręcz wszyscy mieli dopracowana prawie do perfekcji. Wszyscy gotowi czekaliśmy na sygnał z zbrojowni.

 

- Wojnę czas zacząć.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania