Dziedziniec, Który Mieszkańcy Domu Zwali Backyard
"Dziedziniec, Który Mieszkańcy Domu Zwali Backyard"
gatunek: sny/czas wolny/koleżeństwo/surrealizm
Subtropikalne Miasto Ogrodów I Plaż. Lato 2008.
W wolnostojącym, jednorodzinnym, parterowym domu średniej wielkości, na sielankowych przedmieściach, mieszkało trzech kolegów, czyli Hipis, Rastaman oraz Plażowicz i trzy koleżanki, czyli Hipiska, Rastawoman oraz Plażowiczka. Mieli po około dwadzieścia osiem lat. Każde z nich lubiło wspólne spędzanie czasu wolnego, wypoczywanie, imprezy, rozwijanie talentów, podróże i przygody.
Ich ówczesny dom posiadał piękny dziedziniec, który był przez mieszkańców i mieszkanki nazywany czasami "Courtyard", ale czasami: "Backyard". Ci ludzie, nazwijmy ich na przykład "courtyardową szóstką", jednego ciepłego, słonecznego, letniego dnia postanowili wybrać się na spacer po mieście. Najpierw zwiedzili sielankowe przedmieścia, pełne dwukondygnacyjnych i trzykondygnacyjnych, drewniano-murowanych, wolnostojących domów jednorodzinnych w jasnych, pastelowych kolorach.
Następnie zaszli do centrum miasta. Gdy znaleźli się już na miejscu, to postanowili odwiedzić dziwne, międzywymiarowe sklepy z tajemniczymi przedmiotami i wywarami, mieszczące się zarówno w kamienicach, jak i istniejące w postaci magicznych wozów-straganów, pojawiających się w różnych zakątkach środkowej części miasta, najczęściej na centralnym placu i w pobliskich parkach. W dzielnicy handlowej, zajętej w znacznej większości przez zabytkowe kamienice i deptaki, zwiedzili wnętrza sklepów oraz podziwiali stoiska z różnymi tajemniczymi, magicznymi bibelotami, zbiorami opowiadań i wierszy oraz powieściami.
Część przedmieść, jak i gwarnego centrum, była poprzecinana siecią kanałów, niczym to słynne, legendarne wręcz miasto, Wenecja. Hipis, Hipiska, Rastaman, Rastawoman, Plażowicz i Plażowiczka przespacerowali się po bardzo starych mostach, przyozdobionych doniczkami, z których wyrastały pelargonie, bergenie, petunie, surfinie, oleandry oraz fatsje, często odwiedzane przez owady prostoskrzydłe, straszyki, chrząszcze i ćmy. Sześcioro podróżnych przyjaciół zaszło do klimatycznej, tajemniczej dzielnicy, rozciągającej się od centrum do dalekich przedmieść, gdzie stało dużo jednorodzinnych domów otoczonych ogrodami, a także rozległych łąk, zamieszkiwanych przez drobne płazy i gady oraz mnóstwo różnorodnych, niewielkich bezkręgowców.
Krocząc pośród wysokich traw, natknęli się na zastanawiającą, dziwną Wieżę Imprez I Surrealizmu, porośniętą winobluszczem. W wnętrza było słychać zabawną, przebojową muzykę rozrywkową z lat 2003-2007. Nie mogli dostać się do środka. Drzwi były zamknięte.
— Wracamy do domu? — zaproponował Plażowicz.
— Wiesz, co ludzie w domu robią. Raczej znasz to powiedzenie — stwierdził Hipis.
— Myślę, że mimo wszystko będzie lepiej, jak wrócimy — stwierdziła Plażowiczka.
— No i co będziemy tam robić? Chyba nie... — Hipis próbował zniechęcić pozostałych.
— Coś ciekawego na pewno się wymyśli. Przecież zawsze coś ciekawego wymyślamy — pocieszał Rastaman.
— No to co? Wracamy? — spytała Rastawoman.
— Myślę, że wracamy — odparła Plażowiczka.
Po skończeniu tej rozmowy, wrócili do domu. Na miejscu znaleźli kilka ciekawych zajęć. Najpierw zorganizowali pod tarasem imprezę, podczas której bawili się świetnie. Potem wykąpali się w basenie na świeżym powietrzu. Następnie wyszli do dziedzińca, a wtedy nastąpiło nagłe załamanie pogody. Szybko wrócili więc do wnętrza domu, gdzie przeczekali opady deszczu, potem gradu, a na końcu... śniegu!. Wkrótce kilka milimetrów białego, zimnego puchu pokryło całą okolicę zupełnie tak, jakby to był środek zimy. Po upływie niedługiego czasu, cała okolica była aż po horyzont zasypana. Ludzie z bardzo wielkim zdziwieniem oraz niepokojem patrzyli na przybierający na sile, nietypowy dla tej pory roku opad.
Ale wtedy nagle nadeszła natychmiastowa poprawa pogody i śnieg zniknął tak samo szybko, jak się pojawił. Kwiaty mniejszych i większych roślin ponownie rozkwitły, znów zachęcając do odwiedzin owady, takie jak motyle, ważki oraz różnorodne błonkówki. Zza chmur znowu wyjrzało wyluzowane, roześmiane słońce, a z radości na jego widok grupka mieszkańców i mieszkanek zagrała na mniej oraz bardziej egzotycznych i zaskakujących instrumentach muzycznych, wesoło zatańczyła oraz radośnie zaśpiewała piosenkę o otoczonym zimozielonym ogrodem domu jednorodzinnym, skrywającym piękny dziedziniec, mający nawet imię, i to nie jedno, bo aż dwa: "Courtyard" oraz "Backyard".
Koniec.
Komentarze (4)
Dziękuję i pozdrawiam ☺️
Dziękuję i pozdrawiam ☺️
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania