Dziękuję

Dzień, w którym zgodziłaś się jechać ze mną nad morze.

 

Pamiętasz ten dzień, kiedy spytałem Cię, czy nie chciałabyś jechać ze mną nad morze? No, nie tylko ze mną oczywiście, także z moimi znajomymi. Tym bardziej się dziwiłem i dziwię do dziś, dlaczego się właściwie zgodziłaś. Sami ledwo się znaliśmy, praktycznie same obce osoby w aucie.. Ta krępacja była kompletnie niepotrzebna.

-

Po raz pierwszy od roku odezwał się do mnie kumpel, i jak to on, od razu z grubej rury - NAD MORZE. Był środek września. Dzień ten prognozowany był raczej chłodnawo, zwłaszcza tam, gdzie właśnie się wybieraliśmy. Humor mi dopisywał już jakoś drugi tydzień.. No tak, a dzięki komu niby, hm? Nie wiem, co sobie myślałem proponując Ci tę wyprawę. Po prostu, kiedy padł ten pomysł, jakoś w pierwszej kolejności pomyślałem właśnie o Tobie. I zaryzykowałem, a uwierz, nie przyszło mi to z łatwością. Byłaś pierwszą od naprawdę bardzo dawna, do której odważyłem się napisać jako pierwszy. Pamiętam, jak drżały mi ręce kiedy do Ciebie dzwoniłem.. I wiesz co? Miałaś rację z tym, że na początek może lepszy byłby jakiś spacer. Jasne, że by był, no bo czego może oczekiwać dziewczyna po dwóch tygodniach znajomości? Na pewno wspólnej wyprawy nad morze.. Kiedy się w końcu zgodziłaś, byłem lekko skołowany. No dobra, trochę bardziej, niż lekko.. Chwile jeszcze dochodziłem do siebie. Potem już tylko skakałem z radości. Nie mogłem pozbierać myśli w sensowną całość, a czas gonił. Wypadałoby się chyba jakoś przygotować: który plecak - mniejszy, większy? Który KOC - mniejszy, WIĘKSZY? No i oczywiście nie mogło zabraknąć tego, co było nam niezbędne do rozwiązania Twojego problemu, o którym opowiedziałaś mi ostatnio w pracy.

-

Na początku tego tygodnia jakoś tak wyszło, że mieliśmy wspólne zmiany, a dokładniej - drugie. Kiedy tylko wszedłem do budynku, na samym już prawie końcu korytarza, w końcu Cię zobaczyłem. Uśmiechnęłaś się do mnie.. i pierwsza się przywitałaś. Do dziś nie jestem pewien, czy słyszałaś to moje cichutkie “hej” w odpowiedzi.

“Jezu, Ona jest jeszcze piękniejsza, niż na zdjęciach.”

Tak sobie wtedy pomyślałem, i to zdanie podtrzymuję do dziś, bo to zwyczajnie najszczersza prawda. Na tamten moment miałem kompletną pustkę w głowie, a z pewnością nie myślałem jeszcze, że kiedykolwiek przyjdzie mi z Tobą wymienić coś więcej, niż “cześć”. Nawet nie układałem takich planów, bo podobne do nich zwyczajnie zawsze nie wypalały. Jedyne, co mnie ucieszyło to fakt, że chociaż przez dwa tygodnie będę widywał Cię w pracy. Chociaż te parę razy będę mógł na Ciebie popatrzeć, przechodząc przez Twój dział. Jakież było moje zdziwienie, kiedy to od dnia następnego zaczęli Cię do mnie wysyłać.. Kryzys w firmie jak i fakt, że byłaś pierwsza do zwolnienia, oczywiście bardzo mnie zmotywował do zapewnienia Ci jakiegoś sensownego zajęcia, przynajmniej na tak długo, jak tylko to będzie możliwe. I myślę, że nie najgorzej się z tego wywiązywałem, tym bardziej, że miałem w tym i swój malutki, ukryty cel. Nie masz pojęcia jak bardzo ucieszył mnie fakt, że będę u Twego boku spędzał jeszcze więcej czasu, niż pierwotnie zakładałem. Najczęściej zajęciem tym było czyszczenie palet z pustymi pojemnikami. Któregoś razu spytałaś mnie, gdzie możesz wylać wodę z jednego z takich pojemników, który najpewniej jej nabrał po jakimś deszczu. Sporo padało w tym wrześniu. Cóż, chcąc zabłysnąć palnąłem, że najlepiej na dworze, CHYBA, że bardzo chce Ci się pić.. Do dziś mi za to wstyd, ALE, kiedy wracałaś już z tego dworu zagadałem, czy nie mógłbym Ci pomóc. Chyba pierwszy raz się do Ciebie wtedy odezwałem. To właśnie wtedy podzieliłaś się ze mną swoim problemem, a był nim dylemat, czy jechać na wesele kuzynki, tym samym już na 100% tracąc posadę, czy może jednak nie. To pytanie zaprzątało mi myśli przez każdy kolejny dzień, i wiesz co? Naprawdę się tym przejąłem. Naprawdę chciałem Ci jakoś sensownie doradzić. Tamtej głupoty, którą zaproponowałem na dzień następny, oczywiście możemy w to nie wliczać. Choć właściwie, jak już do tego wracam.. może jeszcze nie na tamten moment, ale dzisiaj bez wahania bym z Tobą pojechał, odciążając choć z części wydatków. Sam chętnie pobawiłbym się na jakimś weselu.

-

Kiedy nadszedł czas zapytałem Cię, czy przed samym wyjazdem widzimy się jeszcze wcześniej. No, oczywiście że tak, a niby jak inaczej? Wybacz to moje roztargnienie. Choć cały byłem w skowronkach, wciąż zżerał mnie stres. Kiedy jednak spytałem gdzie mam po Ciebie iść, odparłaś..

“Tam, gdzie wczoraj mnie zostawiles.”

Celowo nie użyłem tu polskich znaków. Nigdy Ci o tym nie mówiłem, ale uwielbiam Twój akcent. Dzięki niemu zawsze miałem jakieś dziwne wrażenie, że każde Twoje słowo jest przeznaczone tylko i wyłącznie dla mnie. To była pierwsza wiadomość głosowa, jaką od Ciebie otrzymałem. Na zawsze mi utknęła w pamięci, a brzmiałaś tak spokojnie, że wręcz Cię za to opanowanie podziwiałem. Zdawałaś się być pewna w 110% tego, że chcesz ze mną jechać, co tylko dodało mi więcej pewności siebie. W końcu wyszedłem z domu, z samym parasolem, bo coś feralnego dnia wcześniej kropiło. Finalnie się nie przydał, ale nic straconego. Kiedy wyłoniłaś się w końcu z tunelu.. oniemiałem. Zawsze miałaś świetny styl, sam się nim inspiruję do dziś, ale wtedy jednak czułem się przy Tobie jak zwykły menel. Wręcz obawiałem się, że będziesz się wstydzić gdzieś ze mną pokazać. Za dużo podczas tej drogi nie rozmawialiśmy, fakt, ale pamiętasz, co Ci wtedy powiedziałem? Chcąc dodać Ci nieco otuchy wyznałem, że sam będę się czuł tam obco. Nie widziałem swoich znajomych od roku, co choć częściowo stawiało mnie w takiej sytuacji, w jakiej się aktualnie znajdowałaś. Było mi trochę głupio kiedy się okazało, że dla nich sprawy praktycznie nie było. Nie było między nami żadnej niezręczności, czego się właśnie spodziewałem.. Jednak nie byliśmy w podobnej sytuacji, co nie zmienia faktu, że chciałem umilić Ci tę podróż, jak tylko się da. Ja wiem, że nie lubisz tak wędrować z miejsca na miejsce, a wtedy wsiedliśmy w jedno auto, po chwili przesiadając do następnego.. Potem jeszcze do mnie po bagaże, za chwilę po kolejnego uczestnika wyprawy.. Nic Ci tego dnia nie zrekompensuje, ale jedno wiem na pewno - następnym razem byłoby zupełnie inaczej, a miałem to w głowie już tamtego dnia. Już wtedy byłem skłonny Ci obiecać, że kolejna wyprawa będzie wyglądać tak, jak Ty sobie zamarzysz, a już z pewnością W OGÓLE będzie jakoś zaplanowana. Musisz jednak przyznać, że początek drogi nie był jeszcze taki najgorszy, a za to, że organizatorzy tego wyjazdu nie omieszkali i Tobie umilić podróży, wypytując o gusta muzyczne, jestem wdzięczny do dziś. Może to Tobie chcieli wtedy sprawić przyjemność, tak jednocześnie sprawili ją również i mi. Nie pominę też faktu, że całą drogę lała się wódka, i choć u nas było znacznie spokojniej, niż u reszty, tak tą Twoją ledwo ruszoną, cytrynową setkę, przywiozłem z powrotem do domu. Wcale Ci się nie dziwię, bo zauważyłem to także przy innych okazjach, że kiedy nie czujesz się komfortowo, zwyczajnie nie lubisz pić alkoholu. Podczas postoju w połowie drogi zaś, zalano mnie całą masą pytań. No co? Poznałem dziewczynę, sami zaproponowaliście ten wypad, więc oto i jesteśmy. Po prawdzie nie wracaliśmy tyle czasu do auta, bo wszyscy jeszcze paliliśmy. Już od samego początku naszej znajomości ukrywałem przed Tobą swój nałóg. Nie miałem pojęcia jaki masz do tego stosunek, choć zresztą jak ktokolwiek może lubić od kogoś czuć ten smród? Kiedy zajechaliśmy w końcu na miejsce, w pierwszej kolejności wszyscy poszliśmy prosto na plażę. Nie wiem, czy to pamiętasz, ale tak cholernie wtedy wiało.. Dobrze, że miałem na sobie jeszcze kurtkę, żeby móc Ci ją oddać. Zaszliśmy tak do mola, kiedy to sobie uświadomiłem, że przecież cały czas brakuje nam jednego, istotnego elementu, potrzebnego do zrealizowania mojej wizji dzisiejszego wieczoru, a mowa tu oczywiście o butelce wina. Skąd miałem wiedzieć, że ani jeden sklep nie będzie otwarty o 1 w nocy? No któż by się mógł tego spodziewać. Naturalnie nie poddaliśmy się bez walki, ruszając na poszukiwania. Przynajmniej mieliśmy chwilę, żeby pogadać.. No właśnie. Ja wiem, że mało towarzyski ze mnie człowiek, naprawdę nie wiem, co bym bez Ciebie zrobił. Ty zawsze potrafiłaś odezwać się za nas oboje. Tak było i w tamtym momencie, bo w końcu przerwałaś ciszę oznajmiając, że już podjęłaś decyzję w sprawie wesela kuzynki. W takich chwilach zawsze się rozluźniałem, a w tamtym przypadku wręcz mnie natchnęło, żeby zadać Ci pewne pytanie. No bo dlaczego właściwie zgodziłaś się jechać? Pamiętasz, co wtedy odpowiedziałaś?

“A Ty dlaczego to zaproponowales?”

No tak, sam byłem Ci winny wyjaśnienia.. a pamiętam bardzo dobrze powód, dla którego to właśnie Tobie to zaproponowałem. Po prostu miło wspominałem te chwile na parkiecie. Nie wiem czego więcej mógłby chcieć usłyszeć taki szary człowiek, jak ja, a odpowiedziałaś, że to podobnie jak Ty. Szkoda, że moja metoda ZA i PRZECIW finalnie się nie przydała, bo jakoś cały czas miałem w głowie właśnie ten moment, jak nad tym siedzimy, tak po krótce zacząłem się zastanawiać, czy byłoby nam zwyczajnie wygodnie. Raczej potrzebowaliśmy jakiegoś światła, tak pierwotny zamysł “usiąść do tego na samej plaży”, raczej by nie wypalił. Głównie ze względu na pogodę, bo jednak strasznie wiało, a i jedno z nas musiało by ciągle trzymać latarkę. Ewentualnie moglibyśmy z tym usiąść w aucie, ale w końcu nie przyjechaliśmy tu, żeby w nim siedzieć. Wiem, że żałowałaś pochopnie podjętej decyzji, sama zresztą niejednokrotnie powtarzałaś, że są rzeczy ważniejsze niż praca. Cały czas jednak myślę, że jakbyśmy do tego razem usiedli, tak na pewno wynaleźlibyśmy jakiś półśrodek. Niestety czasu już nie cofniemy, ale kto wie, może uda się tak rozwiązać jeszcze kiedyś inny dylemat? I jeszcze ten klub.. To znaczy, CHYBA klub. Pamiętasz to miejsce, gdzie było pełno ludzi? Jakaś muzyka też się zeń wydobywała. Może to była niepowtarzalna okazja, żeby znowu potańczyć, ale chyba żadne z nas nie chciało wtedy skręcać w ten tunel. Finalnie musieliśmy się wracać na najbliższą stację, gdzie w końcu dowiedziałem się w jakich winach gustujesz. Po powrocie na plażę i ujściu ledwie paru metrów, szybko zaczęłaś się trząść, i to mimo dwóch kurtek na sobie. Kiedy tylko się odłączyliśmy od reszty, starałem się okryć nas wspólnie kocem. Tak, wiem, że był za mały.. większy nie zmieściłby się do plecaka. Tylko bardziej mnie to speszyło. Nawet rozkładając już śpiwór w wybranym przez Ciebie miejscu, cały czas się stresowałem.

“A niby skąd pomysł, że Ona tego właśnie oczekuje?”

Nie wiedziałem tego, fakt, i choć pewnie KOMPLETNIE nie tego się spodziewałaś, do dziś jestem w szoku, że nie zraziłem Cię tym do reszty. Co ja sobie niby myślałem, że po dwóch tygodniach znajomości taka dziewczyna z klasą oczekuje właśnie tego? Romantycznego wieczoru na plaży, siedząc pod kocem akurat ZE MNĄ i butelką wina? Chciałbym kiedyś poznać Twoje myśli na ten temat. Nie zrozum mnie źle - za nic nie cofnąłbym czasu, żeby to zmienić. Nie myśl sobie, że żałuję tej wyprawy, po prostu jestem Ci wdzięczny, że mimo wszystko, całej tej krępacji w podróży jak i niezręcznych chwil milczenia, spędziłaś tę noc ze mną, w tym właśnie miejscu. Byłem szczęśliwy, i w życiu nie zamieniłbym tych wspomnień na żadne inne.

-

Pamiętam, kiedy zdjęłaś buty, zarzekając się, że wcale nie jest Ci zimno. Taki kit u mnie niestety nie przejdzie. Dziś też wydaje mi się już śmiesznym fakt, że chciałem Ci oddać swoje skarpety, jak i wcale nie dziwię się, czemu odmówiłaś. Co mi więc pozostało? Okryć Ci stopy kocem, na którym finalnie siedzieliśmy, bo do okrycia nas okazał się zwyczajnie za mały. Jego rolę w tym - świetnie zresztą - objął śpiwór, który po pewnym czasie nawet spiąłem na końcach agrafką, którą miałem wpiętą w spodnie. Robiła tylko za ozdobę, dlatego fakt, że FAKTYCZNIE się na coś przydała, jakoś szczególnie zapadł mi w pamięć. Nie dało się tego zapomnieć z jeszcze jednego powodu, bo dopiero wtedy tak naprawdę mieliśmy wolne ręce, więc w końcu miałem okazję ośmielić się, żeby Cię objąć.

Pamiętam ten problem z otwarciem wina, w którym finalnie korek został wbity do środka. Nie wspomnę już, czego do tego celu użyłem.. Gdyby jednak nie ono, nie wiem, czy wydusiłbym z siebie choć jedno słowo. Całkiem przeciwnie do Ciebie - Ty nigdy nie miałaś żadnych oporów przed rozpoczęciem każdego kolejnego zdania, jak i w ogóle rozpoczynania nowych tematów. Wiem, że powiedziałem wtedy, że milczenie też jest czasem dobre, jeżeli się milczy z odpowiednią osobą, tak wiem, że ja niestety taką osobą zwyczajnie na ten moment jeszcze nie byłem.

“No to co, Twoje zdrowie.”

Pamiętam, jak wyglądało niebo. Dziwne, co? Przecież było kompletnie ciemno. Czasem jednak kompletna, bezkresna czerń zapada w pamięć bardziej, niż oświetlona księżycem tafla wody. Mijały minuty, godziny.. Nawet nie zauważyłem momentu, kiedy zaczęło świtać. Chyba na chwilę przysnąłem. Zresztą nie dało się tam nie zmrużyć oka choćby na chwilę, bo w pewnym momencie oparłaś mi na ramieniu głowę.

Pamiętam zapach Twoich włosów. Do dziś zwracam na to uwagę, bo jest dla mnie bardzo charakterystyczny. Wiesz, że przesiąkła nim nawet moja kurtka, którą cały czas miałaś na sobie? Przez najbliższy tydzień zapach ten nań się utrzymywał.

Pamiętam, że kiedy komary zaczęły już kąsać, coraz więcej ludzi przechadzało się wzdłuż brzegu. Nawet pan śmieciarz nas zagadał, zdziwiony, że tak długo się im opieramy.

-

Kiedy przyszedł czas ruszyć się z miejsca, zostawiłem Cię na chwilę samą. Niby tylko za potrzebą, a jednak.. w pierwszej kolejności zadzwoniłem do znajomych. Nie zrozum mnie źle, ale już wtedy odniosłem wrażenie, że chyba nie tutaj chciałabyś być w tym momencie. Przerażony myślą, że spaprałem wszystko, zanim się jeszcze dobrze nie zaczęło, poszedłem się zwyczajnie poradzić. No i dostałem wskazówkę..

“Być sobą.”

Budujące, co? No, i jak mi wyszło? Jak już wspominałem, do dziś zastanawia mnie, dlaczego po tym dniu dalej chciałaś się ze mną spotykać. Kiedy tylko do Ciebie wróciłem, Ty stałaś już opatulona śpiworem, więc zacząłem się zastanawiać, czy to zwyczajnie koniec naszej wyprawy. Okej, nic nie trwa wiecznie, a uwierz, ciężko mi było z myślą, że przecież ten dzień i tak kiedyś dobiegnie końca. Do końca jednak jeszcze daleko, a następnym punktem naszej wędrówki było molo. Niektórzy spacerowali tam chwiejnym już krokiem.. co dziwne, bo butelka wina dalej nie była pusta. W pewnym momencie postanowiłem skorzystać z otrzymanej niedawno rady - to właśnie wtedy wyjąłem słuchawki, prosząc Cię o wybranie jednej. A pamiętasz, jaką piosenkę sobie zażyczyłaś? A “Królową” - taki ostatni tytuł mnie zastał na telefonie następnego dnia. Za długo się chyba i tak nie nacieszyłaś ulubioną nutą, bo słuchawka co chwilę wypadała Ci z ucha. Może i z tym pomysłem nie wyszło, ale dobry humor dopisywał mi aż na sam koniec mola. Nawet aż za bardzo - najwyraźniej zanim tam dotarliśmy, butelka była już pusta. Długo po tym wydarzeniu dopiero mi przypomniałaś, co wtedy odwaliłem.. Naturalnie, że było o wiele za wcześnie na takie rzeczy, co nie zmienia faktu, że do dziś mi się marzy kiedyś, pewnego pięknego dnia, właśnie z Tobą przypiąć taką kłódkę w podobnym miejscu. To, co natomiast pamiętam z tego miejsca to metalowy, szeroki słup, oddalony o jakieś 1,5 metra od barierki. Pełno na nim było drobniaków. Nie wiem, jakoś w takich sytuacjach działam instynktownie, bo zanim choć o tym pomyślałem, już miałem otwarty portfel. Szkoda, że ani Ty, ani ja nie trafiliśmy, a ostatni rzut był jeszcze pięciozłotówką. Ten powrót, jak i sam postój na placu zabaw też dobrze pamiętam, a zwłaszcza to, jaka byłaś już wtedy zmęczona. Może nie jesteś świadoma, ale wytrzymałaś ze mną całe 20 godzin, od samego wyjścia z domu, do ponownego weń wejścia. Sam ze sobą tyle dziennie nie wytrzymuję. Sama droga powrotna była bardzo kontrowersyjna, a kiedy pożegnawszy się ze wszystkimi wysiedliśmy z auta.. Chyba po prostu za dużo sobie wyobrażałem. Zdecydowanie od zawsze byłem lepszy w wyobrażaniu, niż realizowaniu.

Wiem, ile wyrzeczeń Cię to kosztowało, ile godzin stresu, krępacji, zmęczenia i głodu podjęłaś się tego dnia, żeby tylko tu ze mną przyjechać. Nigdy więcej bym Ci tego nie zrobił. Następnym razem z pewnością pojechalibyśmy sami. Zero stresów, krępacji, zmęczenia czy głodu. Same przyjemne rzeczy. Sam uśmiech na twarzy.

 

Dzień, który powinien być tym pierwszym.

 

Pamiętasz ten dzień, kiedy wybraliśmy się na zwyczajny spacer, a wylądowaliśmy ponownie na “plaży”, z butelką wina i - tym razem z pełną kulturą - kieliszkami? Nic mnie najwyraźniej ostatnia wyprawa nie nauczyła, i choć zapewniałaś niejednokrotnie, że wcale nie było tak źle i niczego nie żałujesz, tak sam muszę przyznać, że było wtedy zdecydowanie przyjemniej. Chodzi mi tu o całokształt - plaża + wino. Tym razem wcale nie było tej krępacji, ani nawet najmniejszej ciszy. Tym razem wyglądało to właśnie tak, jak wyglądać powinno nasze pierwsze spotkanie.

-

Początek tygodnia zapowiadał się dość kontrowersyjnie. Dzień w dzień jednak ze mną jeździłaś do pracy, a zmiany tym razem mieliśmy pierwsze. Dzień w dzień wysyłałem Ci wiadomości, niby tylko oznajmiając swoje przybycie, a jednak po cichu licząc na jakiś odzew, chociażby po powrocie do domu. Mimo, że w aucie cisza już nie gościła, tak dalej dzień w dzień czekałem.. Celowo zasypiałem z otwartym messengerem w nadziei na jakąkolwiek, nawet najkrótszą i niezobowiązującą odpowiedź. Pierwszy dzień po weekendzie jakoś najbardziej zapadł mi w pamięć, bo znów Cię wysłali do mnie. A czemu akurat ten? Pamiętasz, jak pewien mój współpracownik zarzucił Ci, że nie umiesz tańczyć? Oczywiście po pracy nie mogłem o tym nie wspomnieć. Pomijając już fakt, że nawet z nim nigdy nie tańczyłaś, tak jeszcze jedna rzecz się tego dnia wydarzyła, a konkretnie na parkingu. Ktoś za Tobą krzyknął, a Ty się obróciłaś. Już któryś raz z rzędu słyszałem, jak tak Cię nazywają. Cóż, sam mam w dowodzie inaczej, niż na mnie wołają. Nie powiem, miałem małą zagwozdkę. Kolejny dzień był równie pamiętny, a wiesz dlaczego? Bo był to dzień Twoich urodzin. Nigdy Ci o tym nie wspominałem, ale naprawdę chciałem Ci dać coś lepszego niż to, co finalnie dostałaś. Myślałem o takim pudełeczku na biżuterie z pozytywką oraz baletnicą. Nawet jedno znalazłem, i nawet fakt, że kolor sukienki się nie zgadzał - bo zawsze można było ją przemalować - tak niestety trzeba by na nie czekać co najmniej miesiąc. Wysyłka zza granicy..

“Hej, od kogo ten kwiatek? No nie, teraz jestem zazdrosny.”

Mam nadzieję, że choć trochę udało mi się umilić Ci ten wyjątkowy dzień.

-

Koniec tygodnia był całkiem odwrotny, niż jego początek. W ostatni dzień przed weekendem się zagadaliśmy, przez co nie zdążyłem Cię jeszcze zapytać, czy masz nań jakieś plany. No nic, przecież jutro też jest dzień.. a coś się pod koniec tego dnia jeszcze wydarzyło. Pamiętasz tego “lajka przez przypadek”? Bo ja pamiętam go aż za dobrze. Po raz kolejny dałaś mi do zrozumienia, że wcale się nie narzucam. Nie wiem czemu nawet dziś bardzo często odnoszę takie wrażenie, bo w końcu niejednokrotnie mnie zapewniałaś, że wcale tak nie jest.

“No wlasnie, Ty nawet przypadkowo nic nie napiszesz.”

Miałaś rację, nie wiem, na co czekałem. Nie tak zachowuje się prawdziwy facet, i choć nigdy nie twierdziłem, że nim jestem, tak znowu muszę Ci podziękować za wykonanie tego pierwszego kroku. Dzięki temu miałem odwagę w końcu zaproponować Ci kolejne spotkanie.

-

Może zabrzmi to trochę dziwnie, ale do dziś jak tamtędy spaceruję, w głowie mam właśnie ten dzień - a wyglądać miał, paradoksalnie, zupełnie inaczej. Ponownie myślałem o kocu i butelce wina. No wiem, romantyk się znalazł.. Może to słabe pocieszenie, ale dziś widzę jasno i wyraźnie, jak bardzo się wtedy spieszyłem. Była końcówka września, a jednak wciąż pogoda dopisywała - spacer brzmiał idealnie. Zrobiliśmy ze 3 kółka wokół stawu. Co chwilę musiałaś mnie upominać, żebym zwolnił.. kiedy to w końcu padła alkoholowa propozycja. I wiesz co? Gdyby nie to, nie spotkalibyśmy tych dwóch słodziaków w drodze powrotnej po odstawieniu auta. Nie muszę chyba tłumaczyć że uwielbiam koty, ale Ty, dziewczyno, bijesz mnie w tym na głowę.

“KOTEK.”

“O, DWA KOTKI.”

Wyjęły nam dobre 10 minut z życia, zanim ruszyliśmy dalej.

-

Pamiętasz to miejsce? Znowu piasek.. Koniec końców, przynajmniej według mnie było tam całkiem przyjemnie i klimatycznie. Oczywiście do czasu, aż nie przyszedł ten facet i nam wszystkiego nie zepsuł, zapalając lampiony rozwieszone nad całą tą ich “plażą”.

Pamiętasz, jak się nazywało to wino? “Fragolino”. Długo później sobie przypominaliśmy tę nazwę, a w zasadzie tylko Ty, bo ja nawet nie zwróciłem na to uwagi. Nie powiem, przyjemniej je było tym razem pić z kieliszków - taka, miła odmiana. Mogliśmy się przynajmniej stuknąć przy toaście.

Pamiętasz tę rozweseloną i dość głośną grupkę imprezującą obok? Z początku trochę mnie krępowali, ale finalnie chyba zrobili nam większość klimatu. Może tego nie wiesz, ale puszczali same polskie klasyki.

Pamiętasz, kiedy mi powiedziałaś, że Ci zimno i co wtedy zrobiłem?

-

Znów przyszedł ten gość zza lady.

“Za 15 minut zamykamy.”

Kiedy to usłyszałem, poczułem się jakbym dostał w pysk. Nie raz już tak było, a nigdy Ci o tym nie mówiłem, bo to dość intymne wyznanie - nieważne ile wspólnych godzin spędziliśmy, tak zawsze, kiedy przychodził koniec spotkania, czułem straszny niedosyt. Odkąd Cię znam, jeszcze nigdy nie miałem Cię dość, nawet na najmniejszą chwilę. Nie było więc rady - godzina taka, a nie inna, a na najbliższą stację po kolejną butelkę - za daleko. Miło było Cię jednak obejmować całą drogę powrotną do domu. Każdy taki moment przepełniał mnie ogromną dumą.

 

Dzień, w którym szukaliśmy Biaszka.

 

Pamiętasz ten dzień, kiedy pojechaliśmy szukać kotka Twojej koleżanki? Jak Ona go mogła zgubić ledwie parę dni po przeprowadzce? Dobrze, że w miarę szybko zareagowałaś, ogłaszając akcję poszukiwawczą. Może i mieliśmy do pokonania kawałek drogi, ale bardzo przyjemnie mi się tam z Tobą jechało, zwłaszcza, że całą podróż odkrywałem nowe utwory. Nie wiem czy wiesz, ale to właśnie tamtego dnia zostałaś oficjalnym DJ’em w tym aucie. To był pierwszy dzień października. Wciąż utrzymywał się ciepły klimat, tak i odzienie nadal obowiązywało lekkie, a Twoje, tamtego dnia, jakoś szczególnie zapadło mi w pamięć. Miałaś na sobie tę blado-różową bluzę i białe, dresowe spodnie. Sam nie wiem, dlaczego.. Po prostu pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. Wiem, że miałem się zająć tym ogłoszeniem troszeczkę wcześniej.. jak zwykle wszystko na ostatnią chwilę. Na szczęście i tak długo mi to nie zajęło, bo może z godzinkę? Byłem na trochę gorszej pozycji, bo sama już miałaś od 6 rano wolne, a ja do domu wróciłem dopiero po 16. Dobrze, że kolorowego tuszu starczyło chociaż na te 50 sztuk. Nie wiem czemu, ale jakoś wyobrażałem sobie to rozwieszanie w świetle dziennym.. co nie znaczy, że nie wyszło nawet lepiej. Miało to swój urok i klimat, bo w końcu kiedy, jak nie przy świetle księżyca, mielibyśmy ratować świat? A przez “ratowanie świata” mam oczywiście na myśli podtrzymywanie tych tradycyjnych metod rozpowszechniania informacji, bo w końcu kto dzisiaj może się pochwalić tym, że rozwieszał ostatnio papierowe ogłoszenia po mieście? No, ja, oczywiście.. i do dziś robię to z dumą. Tamtego dnia ewidentnie odzyskałem jakąś od dawna gasnącą już nadzieję w ludzkość. Zanim jeszcze padło w który tam dzień jedziemy, nie powiem, przeszło mi przez myśl, że będziemy je rozdawać przechodniom. Nie wiem, jak ja to sobie wyobrażałem. Jak już wspominałem, w głowie każdy plan wygląda u mnie zupełnie inaczej. A ten dzień, chyba nie mógł się lepiej potoczyć. Kiedy zajechaliśmy na miejsce, byłem w szoku - straszny wygwizdów - ani żywej duszy, prawie żadnego auta na poboczu, a i tak nie było gdzie zaparkować. Choć mieliśmy tylko połowę z tej kupki, i to chyba nawet trochę mniejszą od drugiej, co dawało może 20 ogłoszeń, i tak miałem wrażenie, że obkleiliśmy prawie każde drzewo i latarnię na tej ulicy, a tego, że napotkaliśmy również ten “specjalny” na takie ogłoszenia słup, chyba wręcz nie można nazwać zbiegiem okoliczności.

Pamiętasz, kiedy przykleiliśmy pierwszy egzemplarz na najbliższym słupie? Wyglądało to trochę komicznie. Do dziś się dziwię, że jakoś to wytrzymało do momentu, aż nie wróciliśmy tam na koniec, żeby troszeczkę poprawić.

Pamiętasz, gdzie mieliśmy jeszcze przywiesić ostatnią kartkę? Nie wiem, jakim cudem tam nie trafiliśmy, przecież jechaliśmy tą samą drogą, co wcześniej. Może chociaż ta pamiątka Ci czasem umila gorszy dzień.

Pamiętasz, kiedy na koniec weszłaś jeszcze na chwilę do koleżanki? Bo ja natomiast nie mogę zapomnieć momentu, kiedy już od niej wychodziłaś. Kiedy Cię wtedy zobaczyłem, zacząłem zachodzić w głowę, gdzie ja niby znajdę drugą taką uroczą i pełną wdzięku dziewczynę.

Pamiętasz, co mi powiedziałaś już w drodze powrotnej, cały czas memłając w rękach swoją pamiątkę?

“I tak raczej wątpię, żeby przez tyle czasu sie jeszcze znalazl.”

Nie powiem, i mnie przeszło przez myśl, że raczej nikłe są na to szanse. Całą jednak drogę powrotną byłaś strasznie przybita, a ja nigdy nie mogłem znieść tego widoku. Wcale Ci się nie dziwiłem, ale wiesz co?

“Dopóki choć jedna osoba wciąż walczy, żadna sprawa nie jest do końca przegrana.”

Tym bardziej, że nasza misja finalnie została zakończona sukcesem. Ciężko mi nawet opisać jak bardzo byłem zaskoczony, kiedy tylko oznajmiłaś, że Biaszek się znalazł. Oczywiście, że mnie to ucieszyło, ale jednak prawdziwe szczęście dała mi myśl, że udało mi się tym uszczęśliwić Ciebie. To był bez wątpienia najmilszy poranek w moim życiu.

 

Dzień, który spędziliśmy nad jeziorem.

 

Pamiętasz ten dzień, kiedy pojechaliśmy karmić łabędzie? Było piękne, słoneczne, niedzielne popołudnie, aż szkoda je było zmarnować. Pamiętasz to miejsce? Długi, drewniany pomost, ciągnący się przez co najmniej 100 metrów slalomem aż do mola, na którego to końcu usiedliśmy. Choć Ty może i nie tak od razu.. Pewnie, że szkoda było tej Twojej spódniczki. Jakoś podejrzanie niski był poziom wody, bo nogi mieliśmy na równi z taflą wody, a przynajmniej Ty, bo mi tam czubki butów już pływały. Zadzwoniłaś do tej koleżanki od kotka, na wideo-czacie, więc w końcu miałem okazję go zobaczyć. Szkoda, że niedługo po tym znowu się zgubił.. Naprawdę liczyłem, że pojedziemy go kiedyś odwiedzić. Nie wiem jak Tobie, ale mi czas płynął tam nad wyraz powoli. Pamiętasz, o czym rozmawialiśmy? Czułem się wtedy dość.. naturalnie. Po prostu, wiedziałem, że jestem dokładnie w tym miejscu, w którym powinienem teraz być. Miałem nawet wrażenie, że już kiedyś tę rozmowę odbyliśmy.. a przynajmniej, że właśnie TERAZ odbywam ją z odpowiednią osobą. Co chwilę mijali nas jacyś spacerowicze, co nawet o dziwo żadne z nas nie spłoszyło. To jakieś nastolatki, to jakiś starszy rybak, który nas nawet zagadał, ale najbardziej zapamiętałem tę całkiem sporą rodzinkę. Nie dało się tego zapomnieć, a wiesz dlaczego? Była tam taka dwójka dzieci - chłopak i dziewczynka, na oko 3-4 lata. W pewnym momencie dziewczynka się wywróciła i zaczęła płakać. Co zrobił chłopiec? Pomógł jej wstać. Jakoś szczególnie zapadło mi w pamięć to wydarzenie, bo nie dalej jak tydzień wstecz byłem świadkiem podobnej sytuacji. Podobnej, a jednak.. całkiem odwrotnej. Pomijając okoliczności, też była tam parka dzieci, w podobnym chyba nawet wieku. Wtedy jednak to chłopiec się wywrócił i zaczął płakać. Wiesz, co zrobiła dziewczynka? Zaczęła się z niego śmiać. Chyba w tamtym momencie zmieniłem zdanie co do płci tego mojego jedynego potomka, którego od zawsze gdzieś tam miałem, i dalej mam w planach. Zresztą, już nie jedynego.. bo miałaś rację:

“Musi byc parka, żeby wlasnie chłopczyk mógl się opiekowac swoją siostrzyczką.”

Taka, mała konkluzja, bo mając na uwadze to, w którą stronę się ta rodzinka udała, kiedy już tyłki nam trochę zdrętwiały, postanowiliśmy przejść się tą samą trasą. Kolejny dzień, który to żałowałem, że zbyt wcześnie się skończył. To ile lat w końcu żyją te łabędzie?

 

Dzień, który skończyliśmy dopiero nad ranem.

 

Pamiętasz ten dzień, kiedy po raz pierwszy byłaś u mnie w domu? To był koniec października. Początek dnia nie zapowiadał się optymistycznie, i choć dzień ten miałem bardzo szczegółowo zaplanowany, jak zwykle wyszło całkiem inaczej. Odniosłem nawet wrażenie, że z jakiegoś powodu moje plany ostatnio udają się zrealizować tylko w połowie. Zapowiadało się już, że spędzę ten dzień w pojedynkę, bo jak sama wyznałaś, chcesz od wszystkich odpocząć i pobyć trochę samej. Tym bardziej byłem zaskoczony, kiedy się odezwałaś wieczorem. Byłem właśnie u kumpla. Sam do mnie zagadał, kiedy go w końcu odwiedzę. Fakt, parapetówka mnie ominęła, a że z dzisiejszych planów raczej nici.. Choć i tak nie miałem zamiaru długo u niego zabawić, tak chwilę przed tym, jak miałem się zbierać, w końcu napisałaś. Pamiętasz okoliczności? Miałem tylko zawieźć rodziców na imprezę, wolny byłem dopiero po 20. Już prawie mi poszłaś spać.. Dziękuję, że jednak jeszcze troszeczkę wytrzymałaś. Tego dnia po raz pierwszy piliśmy Martini. Nigdy jakoś nie byłem przekonany do tego trunku, tak finalnie pijam go do dziś. Nie powiem, wyobrażałem sobie to tak, że ugotujemy coś wspólnie, po czym obejrzymy jakiś film. Może i nic z kuchennych rewolucji nie wyszło, a może zwyczajnie było za wcześnie na takie wybryki, tak lepiej tego dnia nie mogłem sobie wymarzyć. A z tej naszej rozmowy z kuchni najlepiej zapamiętałem Twoje słowa..

“Masz rację, odległosc to żadna przeszkoda.”

Coś w tym musiało być.. coś, co mnie ostatecznie natchnęło do wręczenia Ci tego, co ode mnie wtedy dostałaś. Po prostu uznałem, że to właściwy moment - los tak zadecydował, więc niech i tak będzie. Dzień zapowiadał się samotnie, a skończyłem go zasypiając w objęciach najpiękniejszej dziewczyny na świecie. Wiem, że to Rosso szybko nam uderzyło do głów, i choć Ty prawie od razu zasnęłaś, tak ja po prostu nie mogłem. Cały czas myślałem o Twoich problemach z oddychaniem. Naprawdę się cieszę, że w końcu poszłaś do tego lekarza. Wiesz, jak słodko zdarza Ci się czasem chrapnąć? Leżałem u Twego boku, wyczekując każdego kolejnego wdechu. Udało mi się zasnąć dopiero nad ranem, może na jakieś 2 godziny. Kiedy się przebudziłem, obracając na drugi bok, sama automatycznie się weń rytm obróciłaś, obejmując mnie zza pleców, przy okazji splatając nasze palce. Ten budzik zadzwonił zdecydowanie za wcześnie. Drogi powrotnej, kiedy to odprowadzałem Cię do domu, także nie mogłem zapomnieć. Pamiętasz tę grupkę, snującą się kawałek przed nami, która ewidentnie wracała z jakiejś imprezy?

“Heej! Zrobicie nam zdjęcie?”

Jasne, nie ma problemu. Nie powiem, sam miałem lekkiego kaca, i choć rześkie, poranne powietrze mi sprzyjało, tak po tej sesji zdjęciowej sobie pomyślałem, że jednak jakiś tam problem i owszem, był. Po raz pierwszy szliśmy wtedy za rękę.. Byłem wręcz zły, że przez nich musiałem choć na chwilę ją puścić.

 

Dzień, w którym pojechaliśmy do Parku Szczytnickiego.

 

- Ej, dziwna sprawa. Musisz mi coś doradzić.

- ?

- Bo od wczoraj jak wchodzę do toalety, to się na mnie jakiś przystojniak gapi.

- ?????

- Jak mu grzecznie wytłumaczyć, że wolę dziewczyny xd

- No nie wiem, wiesz co, może nie musisz tak często się patrzyc w lustro, to wtedy.. po problemie.

-

Pamiętasz ten piękny, niedzielny dzień? Coś w tym było, że pod koniec października właśnie te dni były najsłoneczniejsze. Byłem świeżo po fryzjerze. No ale w końcu obiecałem, że do niego pójdę, nie? Sam byłem podekscytowany nową fryzurą, a rację w słuszności tej decyzji przyznawał mi dosłownie każdy. Jedyny z tego wniosek był taki, że czasem warto posłuchać kogoś mądrzejszego. A kto mnie przez tyle czasu do tego namawiał? Naprawdę nie wiem, co bym bez Ciebie zrobił, tak w kwestii fryzury, jak i celu dzisiejszej podróży, a padło na Park Szczytnicki. Jak mam być szczery, od razu ten pomysł mi się spodobał. Wielogodzinny spacer z Tobą u boku? Nie musisz mnie nawet pytać.

“Możesz też zawolac tego swojego przystojniaka, żeby z nami jechał.”

Ta, jego długo namawiać nie trzeba. Nawet nie musiałem tego robić, i tak wszędzie za mną łaził.

-

Mimo, że zebraliśmy się dość wcześnie - bo chwilę przed 14 - tak naturalnie nie obeszło się bez korków, przez co na miejscu byliśmy dopiero po zmroku. Może to i nawet lepiej? Wieczorne spacery też mają swój urok, chociaż jednak ta pierwsza część parku była kompletnie nieoświetlona.. Co by w dzisiejszych czasach zrobili ludzie bez latarek w telefonach? Zanim doszliśmy do tej właściwej części parku, mieliśmy za sobą ponad godzinny błądzenia w ciemnościach spacer. Wychodziliśmy się chyba za wszystkie czasy, a i tak wciąż było mi mało. Nie masz pojęcia, jak wiele dla mnie znaczył każdy jeden raz, kiedy to było mi dane kroczyć z Tobą za rękę w nieznane. Każden jeden raz przepełniał mnie ogromną dumą. Pamiętasz nasz pierwszy przystanek? To było przy wejściu do tego słynnego ogródka japońskiego, zaraz przed ogromną, kamienną antresolą. Nawet nie zdziwiło mnie to, że akurat DZISIAJ, i to na GODZINĘ przed zamknięciem po raz ostatni w tym roku była okazja go zwiedzić. Znając moje szczęście, tylko takich sytuacji należy się spodziewać u mego boku.

“Ponowne otwarcie w marcu.”

Cóż, przynajmniej wiedziałem, kiedy tu z Tobą wrócę. A ile tam było atrakcji.. Nawet nie wiedziałem, w którą stronę udać się najpierw. Na szczęście miałem u boku kogoś rozgarniętego.

-

Pamiętam ten wielki plac z ogrodzoną fontanną pośrodku. Dookoła, wzdłuż tej strasznie szerokiej ścieżki, co kilka metrów stały ławeczki. Kiedy usiedliśmy na jednej z nich, pierwszym co rzuciło nam się w oczy była taka śmieszna, mała skrzyneczka, w której okazało się być pełno książek. Że tego nikt jeszcze nie rozkradł.. Po raz pierwszy odzyskałem zalążek nadziei w to miasto.

Pamiętam przechadzkę tam i z powrotem wzdłuż tej kamiennej antresoli. Każdą mijaną osobę przedrzeźniałem w myślach:

“Tak, to właśnie MNIE trzyma za rękę ta piękna dziewczyna.”

Pamiętam, kiedy ruszyliśmy w kolejną, niezbadaną część parku, na końcu której trafiliśmy ten zabytkowy kościół. Bez dwóch zdań była to jakaś bardziej jego cywilizowana dzielnica, bo w końcu w pełni oświetlona. Ta dotykowa tablica informacyjna przy samym obiekcie też mnie nie lada zdziwiła. Przyszłość faktycznie jest bliżej, niż wszyscy myślą.

Pamiętam ten drewniany mostek, na którym było pełno poprzypinanych kłódek. Tak sobie teraz pomyślałem, że każda jedna z nich zasługuje na brawa. To zapewne miłe uczucie przypiąć takową, a raczej nie robi się tego z byle kim. Każda z nich oznacza coś pięknego, szczęśliwego i z pewnością prawdziwego. Coś, czego nie każdy na świecie ma przyjemność doświadczyć.

-

Wiesz, że tego dnia zrobiliśmy ponad 9 kilometrów? Zabawne, że w dzisiejszych czasach każdy kto ma smartfona może to sobie sprawdzić. A ta wyprawa do Maca zamiast KFC była kolejnym już tego dnia Twoim świetnym pomysłem. Nigdy Ci o tym nie mówiłem, ale uwielbiam być przez Ciebie karmionym.

 

Dzień, w którym zwiedzaliśmy wyspę Tamka.

 

Pamiętasz ten dzień, kiedy pojechaliśmy na wyspę Tamka? Jezu, ile się najeździliśmy, zanim w końcu udało się zaparkować, a i nawet po tym mieliśmy niezły spacer. Jak mam być szczery, kompletnie inaczej sobie to miejsce wyobrażałem.. a wyobrażałem sobie to jakoś bardziej “cywilizowanie”. Straszna ruina - budynek się prawie sypał, a my mieliśmy jeszcze znaleźć nań kamerę z monitoringu. Trochę kiepska pora roku na takie wyprawy, bo o której byśmy nie wyjechali, i tak docieraliśmy do celu po zmroku. Ciężko coś znaleźć po omacku, ale co zrobić, czas gonił.

-

Minął zaledwie tydzień, od kiedy mi opowiedziałaś historię tego zaginionego chłopaka. Minęło 1,5 roku, więc raczej marne szanse, że znajdzie się jeszcze żywy. Chociaż, kto wie? Sprawa wciąż nie jest zamknięta, a i w końcu my dołożyliśmy po cegiełce od siebie. Pamiętasz, jak nawet przy mnie pisałaś do tych wszystkich, bardziej lub mniej wpływowych, osób w tym kraju? Ja natomiast się zajmowałem wyszukiwaniem na YouTube kanałów zajmujących się podobną tematyką. Zabawne, że w większości takie kanały są prowadzone przez kobiety. Napisałem do łącznie 6 osób, a treść wiadomości zawsze brzmiała tak samo:

“Hej :) Wraz z koleżanką mielibyśmy propozycję na film. Może i mało ciekawy temat, ale sprawa ma już 1,5 roku, i dalej nie wiadomo co z zaginionym. My osobiście nie wykluczamy żadnej wersji, od utonięcia po handel ludźmi. Słyszałaś może o historii Vlada Schura? Mało jest materiałów na ten temat, a najrzetelniejszy to właśnie ten:… Jakby Cię to zainteresowało na tyle, że postanowiłabyś prześledzić sprawę i ewentualnie nagrać film, chętnie byśmy go obejrzeli :) Zwłaszcza, że nic jeszcze o tym nie ma na YouTube. No i zawsze istnieje jakaś szansa, że ktoś z widzów coś wie.. Dodam, że rozmawialiśmy z matką chłopaka, więc mamy też kilka rzetelniejszych informacji, niż te bzdury które wypisywali w wyborczej. PS, Po kliknięciu w link niech Cię nie zrażą ruskie znaki, niżej jest także polska wersja :) Trzymaj się ciepło i z góry dzięki, niezależnie od decyzji :)”

Z dwóch kanałów nawet się odezwali. Jedna pani raczej nie wykazywała większego zainteresowania, dziękując tylko za propozycję i zapewniając, że w wolnej chwili prześledzi sprawę. Druga natomiast już trochę bardziej dopytywała - obiecała odezwać się po nowym roku, ale cóż, dalej cisza.

-

Plan na ten dzień był taki - jechać na miejsce, w którym widziano go po raz ostatni i dokładnie rozejrzeć się po okolicy, żeby mieć chociaż jakiekolwiek wyobrażenie tego miejsca. Nie wiem jak Tobie, ale mi ta wycieczka sporo rozjaśniła w umyśle. Z pewnością to był dobry pomysł, żeby tu przyjechać. A czyj on w końcu był, hm? Fakt, że było cholernie zimno.. Nie byłem w stanie utrzymać telefonu dłużej, niż przez minutę. Ten mroźny wiatr i tak nie pozwalał na myślenie o niczym innym, jak tylko już o powrocie do ciepła i napełnieniu do syta brzuchów.

-

Pamiętasz, na co padło? Na SUSHI. Dawno już nie jadłem sushi, oj dawno.. Miło było sobie przypomnieć, jak smakuje. No nic. Dzisiaj wyszło, jak wyszło, ale wiesz co? Mówiłem poważnie, żeby tu wrócić wiosną.

Pamiętasz, co zaproponowałaś już w drodze powrotnej na parking?

- To będzie srednia latte i kawa z owocami i bitą smietaną.

- Tylko ta latte to bez cukru.

- Wszystkie podajemy bez cukru.

- Mhm.. to okej.

Dobrze wiedzieć. Ale nie powiem, miło było z Tobą spacerować z tym kubkiem w dłoni, zwłaszcza, że palce mi już zamarzały. Najbardziej mnie jednak ciekawi czy pamiętasz, jak się ten mroźny wieczór skończył? Poszliśmy do mnie. Pierwszy raz, kiedy ktoś jeszcze był w domu. Poznałaś moją matkę.. To była dla mnie naprawdę ważna chwila.

 

Dzień, w którym wybraliśmy się na jarmark.

 

Pamiętasz, jak pod koniec grudnia pojechaliśmy w końcu na ten jarmark? Miałaś rację mówiąc, że niektóre rzeczy warto wcześniej zaplanować, a ten dzień wyjątkowo planowaliśmy chyba już od tygodnia. To znaczy, Ty planowałaś.. Ja niestety nie miewam tak dobrych pomysłów na miłe spędzenie wspólnego czasu. Co ja bym bez Ciebie zrobił..

Ile tych stopni było na minusie, z 10?

“Między stoiskami na pewno będzie cieplej.”

No, było.. Oczywiście jak zwykle nie wzięłaś rękawiczek. Ja wiem, że te paznokcie wręcz trzeba pokazać światu, ale zawsze na pierwszym miejscu powinnaś mieć jednak swój komfort. Nie powiem, że sam robię lepiej, w końcu przez czapkę fryzura by ucierpiała.. A pro po nakrycia głowy nie myśl, że i o Twoim zapomniałem. Pomijając fakt, że szyję przez to miałaś całkiem odsłoniętą, tak po raz kolejny Ci muszę przyznać, że masz świetny styl, i to na każdą porę roku. Tym razem udało się zaparkować znacznie bliżej rynku, a po drodze mieliśmy przecież tę ogromną, oświetloną choinkę z prezentami. Szkoda, że jednak nie chciałaś tego zdjęcia. A sam jarmark - brak słów - dosłownie, zapierający dech widok. Nigdy nie byłem na podobnym wydarzeniu, była to dla mnie bardzo miła odskocznia od tej nudnej, szarej rzeczywistości, tym bardziej, a nawet ZWŁASZCZA, że miałem u boku Ciebie.

-

Pamiętasz ten wielki, trzypiętrowy, drewniany domek? Weszliśmy nań tylko po to, żeby się dowiedzieć, że nie serwują tam kawy. Chociaż.. myślę, że dla samych widoków było warto.

Pamiętasz, co Ci wpadło w oko, kiedy przechadzaliśmy się między stoiskami? I całe szczęście, bo kolejny tydzień zwiastował jedynie po 8 godzin dziennie spędzonych w strasznym mrozie.

Pamiętasz, jak po raz kolejny zabrałaś mnie na kawę? Tym razem do kawiarni, więc mogliśmy się trochę zagrzać. I jeszcze wypatrzyłaś to przytulne, zaciszne miejsce.. Chciałbym mieć więcej w życiu okazji, żeby pomóc Ci ściągnąć, jak i na koniec powtórnie włożyć płaszcz.

Szkoda, że jednak nie serwowali tam gofrów. Sam bym takiego nie odmówił.

Szkoda, że dopiero w drodze powrotnej do auta się ośmieliłem, żeby Cię objąć..

 

Dziękuję.

Za to, że zgodziłaś się wtedy jechać ze mną nad morze. Twoją odwagę podziwiam po dziś dzień, bo nie raz udowodniłaś, że jesteś o wiele bardziej odważna ode mnie.

Za tę przecudną noc pod śpiworem i z butelką wina na plaży, jak i za poranek na molu, gdzie trochę już śmielszy stwierdziłem, że pora pokazać moje prawdziwe “ja”. Pewnie tylko Cię tym zniechęciłem, zwłaszcza tą propozycją przypięcia już wtedy kłódki. To wino za bardzo i zdecydowanie za szybko mi uderzyło do głowy.

Za ten wieczór w świetle lampionów, wśród roztańczonych imprezowiczów, ponownie na “plaży” z butelką wina. Tego dnia nie zapomnę do końca życia, bo choć pewnie dla Ciebie to nic wielkiego, tak dla mnie był to ten pierwszy, “właściwy raz”. Właśnie tak powinniśmy spędzić nasze pierwsze spotkanie - tak, jak od razu mówiłaś.

Za ten dzień, kiedy pojechaliśmy rozwieszać ogłoszenia o zaginięciu Biaszka. Nigdy Ci o tym nie mówiłem, ale bardzo miło to wspominam, ponieważ nigdy czegoś takiego jeszcze nie robiłem, ani sam, ani tym bardziej z kimś, a to właśnie z Tobą przyszło mi uratować tę resztkę ludzkości. Ten dzień zapamiętałem szczególnie, ale jednak najbardziej za to, że pierwszy raz określiłem Cię wtedy w głowie mianem idealnej.

Za ten dzień, kiedy pojechaliśmy na spacer do parku Szczytnickiego, kiedy to po raz pierwszy z dumą szedłem u Twego boku, trzymając Cię za rękę. Nie masz pojęcia jaki czułem niedosyt kiedy się okazało, że dziś po raz ostatni w tym roku był otwarty ten ogródek japoński, ale i jak bardzo się nastawiłem na to, że wrócimy tam w marcu, zaraz po jego ponownym otwarciu. Mam nadzieję, że wciąż jesteś zainteresowana.

Za ten dzień, kiedy po raz pierwszy przyszłaś do mnie do domu. Może i było to w nietypowych okolicznościach, ale tej nocy spędzonej w Twoich objęciach, nie mam zamiaru nigdy zapomnieć.

Za te wszystkie wieczory spędzone w aucie na tylnej kanapie, podczas oglądania filmu.. Od zawsze mnie zastanawiało, jak taka elegancka dziewczyna może się zadowolić czymś takim, i po cichu nawet wierzyłem, że to właśnie wszystko, czego Ci do szczęścia potrzeba. Nie zmienia to faktu, że oczywiście chciałem dla Ciebie czegoś lepszego.

Za ten dzień, kiedy pojechaliśmy na wyspę Tamka. Jeszcze nigdy nie byłem z dziewczyną na kawie, zwłaszcza w takich okolicznościach, że to Ona stawiała, jak i w tak niesamowitej scenerii, bo czułem się jak na planie jakiegoś amerykańskiego filmu.

Za ten dzień, kiedy pojechaliśmy razem na jarmark. Z pewnością było to dla mnie coś nowego i pozytywnego, bo w końcu to mi dane było pokazać się tam u boku pięknej dziewczyny. Kogo nie mijaliśmy, każdego myśli wręcz kuły mnie w głowie słowami: “ale szczęściarz”.

Za Twój uśmiech, który jest lekarstwem na wszystko, bo kiedy tylko się uśmiechasz, wszystko staje się nieważne. Wszystko się resetuje, pozostaje tylko ta chwila. W dodatku potrafisz się nim dzielić nawet na odległość.. Jestem w stanie go wyczuć nawet w zwykłej wiadomości głosowej. Jesteś po prostu niesamowita - masz w sobie tyle wdzięku, jak żadna inna dziewczyna. Twój uśmiech był wart każdej chwili, tak złej, jak i dobrej, której z Tobą przeżyłem. Przepraszam za każden jeden raz, kiedy z mojej winy ten uśmiech znikał z Twojej buzi.

Za te wszystkie momenty, kiedy mogłem Cię objąć, kiedy układałaś mi głowę na piersi, kiedy mogłem spleść z Tobą palce, poczuć ciepło Twojej dłoni, kiedy rozczesywałem Ci włosy nad uchem, za każdą możliwość pocałowania Cię w rękę, w policzek..

Za to, że na koniec prawie każdego spotkania mogłem Cię jeszcze na pożegnanie przytulić.

-

Dałaś mi tyle wiary w siebie, nieustannie o tym przypominając. Pamiętasz, kiedy miałem egzamin na wózki widłowe? To dzięki Twojej wierze go zdałem, i to jeszcze najlepiej z grupy. Tak samo jak i mnie zmotywowałaś, żebym rzucił palenie, a nie palę już od końcówki grudnia. Każdy, nawet najmniejszy zalążek Twojej wiary potrafi zdziałać cuda. Miło, kiedy ktoś daje Ci do zrozumienia, że w Ciebie wierzy.

Od kiedy Cię znam, czułem się przy Tobie szczęśliwy, i o to szczęście będę walczył tak długo, jak tylko słońce będzie wschodzić na wschodzie. Nie było dnia, żebym żałował, że się z Tobą zobaczyłem, nawet na te 10 minut w drodze do pracy. Twój widok od zawsze napawa mnie optymizmem, pomaga przetrwać najgorsze dni i sprawia, że w ogóle chce się żyć. To właśnie na Ciebie chciałbym patrzeć codziennie, do końca swych dni.

Od samego początku naszej znajomości potrafiłaś mnie zaskoczyć w najmniej oczekiwanym momencie. Jesteś tak pełna natchnienia, które wręcz z Ciebie emanuje na wszystkie strony, a w moją już zwłaszcza. Od zawsze byłaś dla mnie głównym źródłem inspiracji - to pewnie dlatego serce mi podpowiada, że nie spotkam już drugiej takiej, jak Ty.

-

“Nie ma milosci po miesiącu.”

No, może i nie ma, a przynajmniej faktycznie, nie powinno jej być. Jeżeli los naprawdę ma wobec nas jakieś plany, to zgaduję, że wszystko samo potoczy się właściwymi torami. Jednego jestem pewien - już dziś ciężko mi przetrwać choćby najkrótszą z Tobą rozłąkę, ale mam zamiar czekać na Ciebie tyle, ile tylko będzie trzeba. W końcu każda rozłąka ma swój kres, po którym przychodzi wielkie szczęście, jakim jest ponowne spotkanie.

-

Dziękuję Ci za te wszystkie piękne chwile, za każde magiczne wspomnienie.. Każde z nich gościć będzie w moim sercu dopóty, dopóki będzie ono bić, po sam kres swych dni. Prawda, że czasem nie panuję nad uczuciami, ale prawdą jest także fakt, że tamtego właśnie dnia, kiedy to się poznaliśmy, w końcu odzyskałem nieco pewności siebie.

-

Był początek września, a dokładnie 04.09. Jak gdyby nigdy nic poszedłem na imprezę zakładową, nie podejrzewając jeszcze, co mnie tam czeka. Na parkiecie ktoś do mnie dołączył.. Bez większych oporów złapała mnie za ręce, i tak tańczyliśmy w najlepsze do prawie białego rana. To była piękna, młoda dziewczyna.. Wzrostem mi prawie dorównywała, co tylko mnie niepotrzebnie zmartwiło, bo niby co się zakłada do pary z sukienką?

Nawet nie miałem pojęcia, jak się wymawia Twoje imię.. a zagadać w przerwach od tańca, nie miałem odwagi. Nawet Ci nie podziękowałem.. Czasu już nie cofnę, ale robię to właśnie teraz.

Wiesz, że nigdy nie lubiłem tańczyć, jak i tego zwyczajnie nie robiłem? W tym dniu bez wątpienia było coś magicznego. Coś kazało mi właśnie dzisiaj ten taniec polubić. Za każdym razem, kiedy wracałem na parkiet, w głowie już miałem tylko moment, kiedy ponownie do mnie dołączasz. Sam nigdy nie odważyłbym się prosić Cię do tańca, dlatego fakt, że taka laska się zainteresowała kimś takim, jak ja, po prostu dodał mi skrzydeł.

To właśnie taką Cię zapamiętałem najlepiej - piękną, uśmiechniętą dziewczynę, w ślicznej, czerwonej sukience i falowanych włosach, i taką już na zawsze Cię zapamiętam, bo to właśnie wtedy, w ten dzień, odzyskałem wiarę we własne szczęście.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania