"Dziękuję" - Część I, Rozdział 2: Dzień w którym to się stało...

Był to dość pochmurny dzień. Na niebie widać było znaki, że deszcz niedługo będzie padać. Ojciec w takie dni, podobnie jak i sąsiedzi nie pracowali w polu, pozwalając naturze zadbać o dalszy los ich ciężkiej pracy. Kiedy spadły pierwsze krople deszczu, ziemia zaczynała z wolna uwalniać swój niezwykle charakterystyczny zapach. Dla chłopca i innych dzieci z wioski, deszcz oznaczał jeszcze więcej zabawy. Mama wołała go, by nie wybiegał na deszcz, ale chłopiec nie posłuchał się. Razem z innymi dziećmi z sąsiedztwa pobiegli na rynek, gdzie zaczęli bawić się w berka podczas deszczu. Niektórzy z domostw co jakiś czas wyglądali przez okna swoich domów, mając na twarzy uśmiech. Mama chłopca dość często mówiła mu, aby nie bawił się na deszczu, bo jeszcze się rozchoruje, lecz to nie zniechęcało go do zaprzestania wychodzenia z domu.

Ojciec będąc w stodole z najstarszym z synów, projektowali wspólnie ów miejsce, aby przerobić je na kuźnię, a zwierzęta hodowlane odsprzedać sąsiadom po dobrej cenie. Pracowali, gdy krople deszczu delikatnie stukały o dach stodoły. Najstarszy syn był niezwykle wszechstronny i był blisko, aby stać się wzorem do naśladowania. Teraz pomagał ojcu w nowym ustawianiu rzeczy, sprzątaniu jako początek ich nowego rozdziału w życiu, już nie tylko rolnicy, ale i rzemieślnicy. Jako najstarszy brat, opiekował się chłopcem gdy coś mu się przydarzyło jak chociażby zwichnąłby kostkę, lub rozchorował się. Mama chłopca w tym czasie dziergała na drutach nowy sweter razem z dwiema starszymi córkami, podczas gdy krople deszczu uderzały o szybę okrągłego okna.

Chłopiec w pewnej chwili złapał swojego kolegę i zaczął przed nim uciekać. Śmiali się, biegali, byli weseli bawiąc się na deszczu. Ich radość mogłaby się zdawać nie mieć końca.

Każdy czymś się zajmował, był to niezwykle spokojny, deszczowy początek oraz środek dnia. Kiedy dochodził wieczór, niebo zaczęło ciemnieć. Nie było to naturalne ciemnienie, coś musiało je wywołać. Zjawisko to dochodziło z lasu, co pierwszy dostrzegł najstarszy z synów ojca, kiedy ptaki zaczynały masowo odlatywać gdzieś w stronę zachodzącego Słońca. Pokazawszy na niebo, ojciec widocznie zaniepokojony tym zjawiskiem, zmarszczył brwi. Pokazał gestem dłoni, aby podał mu widły, co też syn uczynił. Podał ojcu widły po czym na jego polecenie udał się po chłopca bawiącego się w centrum wioski. Ojciec udał się do swego domu i pokazał żonie swojej na okno. Ta widząc że niebo nienaturalnie pociemniało, wstała i podeszła do okna. Jej córki również tam spojrzały i również podeszły spoglądając ku górze. Ojciec jedynie podszedł do swej żony i pocałował ją, jakby spodziewał się co może nadejść.

Dzieci w centrum, które bawiły się beztrosko, spojrzały po chwili na pociemniałe niebo przestając się bawić. Wiatr zaczynał z wolna zmagać, a deszcz padać coraz mocniej. Ludzie zaczynali spoglądać w kierunku nieba, a część mężów rodzin wyszła na zewnątrz. Chłopiec jak i inne dzieci nie wiedzieli co się dzieje. Wiatr przeradzał się w wichurę kołysząc drzewami lasu jakby to było wzburzone morze. Mieszkańcy wioski wiedzieli, że to nie jest sprawka natury. Rozległ się krzyk wzywający innych do wzięcia wideł, pochodni oraz siekier. Kiedy najstarszy brat przybiegł do chłopca i złapał go za rękę chcąc zabrać go do domu, niebo zrobiło się czarne tuż nad nimi. Zaczęto szeptać między sobą, że to zły omen. Wszyscy spoglądali ku górze, niektórzy myśleli, że strażnicy zwrócili się przeciwko wiosce, gdy błyskawica czarna jak smoła z czerwoną otoczką uderzyła niespodziewanie i z ogromnym impetem w ziemię w samo centrum tuż przy dzieciach i niektórych zebranych mieszkańcach wioski. Uderzenie było niezwykle silne, ziemia spękała pod naporem siły i gorąca, a kilka osób aż odrzuciło pod ściany domostw. Pomimo uderzenia, grom nie rozległ się tak jak zawsze towarzyszył błyskawicy. Dzieci w przerażeniu zaczęły uciekać do swoich domów. Brat chciał zabrać chłopca do domu i tak też zaczął czynić. Nie miał zamiaru lekceważyć rozkazu ojca, a po tym co się wydarzyło, narażać młodszego brata na niebezpieczeństwo. Choć chłopiec chciał zobaczyć z bliska spękaną ziemię, tak nie mógł się równać z siłą starszego brata. Mężczyźni z przygotowanym sprzętem zbliżyli się do miejsca uderzenia przez błyskawicę, lecz nic poza zniszczoną ziemią nie ujrzeli. Zapadła martwa cisza tak w wiosce jak i w lesie. Jedynie każdy w pobliżu miejsca uderzenia słyszał bicie własnego serca. Tępą stroną kija od wideł, jeden z sąsiadów zaczął stukać w ziemię. Wszyscy byli niepewni tego co się stało, lecz powoli uspokajali się, widząc, że nic się nie dzieje.

Gdy tylko odwrócili się od zniszczonej ziemi, zrobił niespełna sześć kroków, a ogromna, masywna dłoń złapała głowę jednego z mieszkańców wioski i z siłą, jednym ruchem, wciągnęła nieszczęśnika pod ziemię. Wszyscy spojrzeli w kierunku zniszczonej ziemi z przerażeniem w oczach, lecz ojciec chłopca był inny - nie bał się. On jako jedyny zdołał dostrzec zarys dłoni. Jako jedyny wiedział, że to co się teraz stało jest tylko początkiem końca ich wszystkich. Zachowując zimną krew, rozkazał kilku osobom ratować najbliższych, a kilku zostać i walczyć. Ojciec chłopca był bardzo szanowaną osobą, dlatego nie protestowano. Gdy tylko część zaczęła biec do swoich rodzin, przerażający stwór wyłonił się gwałtownie z podziemi. Jego masywne cielsko zbliżone było do terna - ogromnego przerośniętego tygrysa z kłami tnącymi jak stal i skórą niczym najtwardsza zbroja, głowa jego nienaturalnie wielka, a ogon posiadał gadzi, gdzie na końcu zdobił obraz potężne oręże bestii, żądło zdolne przebijać nawet najlepsze tarcze i zbroje. Oczy przepełnione nienawiścią w krwistym kolorze zmieszanym z czernią smoły. Jego źrenice zwężone na tle ludzkiej głowy, grzywa pokryta prochem i pyłem, a wokół istoty roztaczał się smród zgnilizny i śmierci. Na jego zwierzęcych ramionach wyrastały nienaturalnie długie i masywne ręce. Kiedy stanął na dwóch tylnych łapach, zaczerpnął powietrza, a następnie wydał z siebie przerażający donośny ryk, który niósł się kilometrami w siną dal. Był to demon, preria, zwierzę upadłych patronów spuszczone ze smyczy przez jednego z upadłych.

Chłopiec ciągnięty przez brata, został zmuszony zatkać uszy, podobnie jak każdy inny. Ryk bestii był niemożliwy do zniesienia. Ci którzy stali najbliżej demona, padli martwi od zbyt dużego natężenia dźwięku. Szyby w oknach popękały raniąc tych co znajdowali się przy oknach. Brat kazał uciekać do matki, a on sam ruszył do ojca zobaczyć co się działo. Chłopiec nie miał zamiaru się słuchać. Biegł za nim gdy czuł się nieco pewniej by ruszyć po takim powitaniu bestii. Chłopiec choć przerażony, tak ciekawski schował się za ścianą jednego z domów. Wychylił głowę, a jego oczom ukazał się ojciec wraz z bratem i innymi mieszkańcami. Stali razem z innymi sąsiadami w pierścieniu wokół prerii gotowi przystąpić do ataku. Demon nie zdawał się czuć przerażenia. Z wściekłością i pełną furią, pierwszy zaatakował gromadę ludzi. Żądło demona celnie przebiło jednego z sąsiadów, celnie oraz skutecznie zatrzymując serce ofiary już na zawsze. Bestia skoczyła na jednego z sąsiadów obok ojca chłopca, a celnym uderzeniem łapy w osobę obok, wbiła człowieka w ziemię, że nic nie można było zebrać z nieszczęśnika. Tym nieszczęśnikiem okazał się być brat, najstarszy syn ojca. Obie ręce na barkach bestii złapały kolejne ofiary. Ludzie zawzięcie zaczęli atakować demona, lecz ich broń była nieskuteczna w obliczu złowrogiego bytu. Ojciec widząc to, chciał zemścić się na bestii, lecz nim zdołał zareagować, bestia swoim ogonem, z siłą kruszenia kości odepchnęła ojca na ścianę domu tuż naprzeciwko chłopca dewastując przy tym płuca oraz żebra człowieka. Oczy chłopca drżały w przerażeniu, którego nigdy wcześniej nie było dane mu odczuć. Widok śmierci z mocy bestii na zawsze miał już zapaść w pamięci chłopca. Ojciec podnosząc wzrok oraz trzymając się miejsca żeber, ujrzał swego syna, całego stojącego w przerażeniu. Zacisnął zęby i zaczął wstawać, lecz bestia właśnie skończyła z ostatnią osobą stawiającą opór. Demon był zbyt szybki, zbyt silnym przeciwnikiem dla mieszkańców. Wolnym krokiem, preria podeszła do ojca chłopca i stanęła przed nim bokiem. Spojrzał w dół w oczy mężczyzny mając na swojej twarzy nienaturalny uśmiech, a usta wysmarowane krwią poległych. Ojciec przez chwilę spoglądał na obraz syna z pomiędzy łap oraz pod brzuchem bestii, po czym gestem dłoni, którą chłopiec widział wiele razy, jak rozsiewała nasiona na złotym polu, była teraz znakiem, aby tak jak ziarna rzucane na wietrze, chłopiec rozproszył się po ziemi, aby uciekał niesiony co sił pozwolą mu nogi. Widząc gest ojca, Chłopiec poczuł, jakby świat na chwilę zamarł. Te dłonie, które sadziły ziarna na polach i podtrzymywały życie, teraz po raz ostatni wskazywały mu drogę. W jego oczach ojciec był nadal tym niezłomnym dębem mimo, że było to pożegnanie. Bestia widząc to, zakończyła żywot ojca na oczach chłopca, przebijając jego serce swoim żądłem. Demon zbliżył swoją głowę do głowy ojca, przyglądając się jak życie ulatnia się z ciała człowieka, rozkoszując się daną mu chwilą. Mimo, że jego chwile były przesądzone, umierał stojąc, przodem do demona. Chłopiec z szeroko rozszerzonymi oczami, nie potrafił się ruszyć przez chwilę. Dopiero impuls, krzyki ginących sąsiadów od siły bestii, krzyki który w niego uderzył sprawił, że się ocknął widząc martwe ciało ojca. Bojąc się wydać jakikolwiek odgłos, wstał i tak jak pokazał ostatni raz ojciec, spełnił jego wolę. Zalany łzami nie mając żadnych szans równać się z potworem, ruszył do domu rodzinnego, aby uciec z matką oraz resztą rodzeństwa. Biegł co sił słysząc jak domy są niszczone przez ciężar i siłę zła. Kiedy wparował do domu, pobiegł od razu do kuchni, lecz to co ujrzał, sprawiło, że nie mógł trzymać w sobie krzyku. Szkło które spękało, raniło śmiertelnie matkę oraz całe jego rodzeństwo. Sprawdził dokładnie inne pomieszczenia, lecz tylko on ostał się żywym.

Wybiegłszy z domu, zatrzymał się w chwili w bezruchu, kiedy dotarł na środek drogi przed domem. Kompletna, martwa cisza i uczucie cudzego wzroku na sobie, dało chłopcu znać, że tylko on najpewniej został w wiosce żywym. Z szeroko otwartymi oczami, spojrzał w kierunku centrum wioski, a to co ujrzał na drodze, to widok demona wpatrującego się w chłopca z nienaturalnie szerokim uśmiechem, z krwią na łapach, dłoniach i ustach. Machał ogonem w tę i z powrotem. Kiedy chłopiec spojrzał w oczy demona, poczuł, jak coś w nim pęka – coś, co nigdy już nie zostanie naprawione. To, co widział nie było snem lecz koszmarem, który miał go ścigać do końca życia. Ta cisza zdawała się nie mieć końca. Chłopiec słyszał bicie własnego serca. Biło szybko, coraz szybciej, aż nie mogąc wytrzymać tego napięcia, w krzyku i przerażeniu zaczął uciekać z dala od zagrożenia.

Za plecami słyszał tylko śmiech. Był złowieszczy, niosący zgubę i szaleństwo. Śmiech demona rozdzierał ciszę niczym nóż, pozostawiając echo, które zdawało się wnikać w samo serce chłopca. Oczy, szeroko otwarte wpatrywały się w drogę przed nim, jakby próbował zrozumieć dlaczego świat, który znał legł w gruzach w tak krótkim czasie. W pewnej chwili poczuł się lżejszy, lecz nie zwrócił na to uwagi w zaistniałej sytuacji. Widoku który ujrzał, już na zawsze pozostanie mu w pamięci, aż po kres jego dni.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania