Dziennik myśliciela

28.01.2021 r. - czwartek

 

W zeszłym tygodniu wyrzucili mnie ze studiów. Jaki był tego powód? Jak mawia stare polskie porzekadło: „jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze”, i tym razem tak było.

Tęsknię za zajęciami, za przygotowywaniem się na nie, chociaż przy zdalnym nauczaniu „przygotowywanie się na zajęcia”, jest przekoloryzowaniem. To już nie to samo studiowanie. Nie na taką naukę pisałam się ja, wraz z wieloma innymi studentami, ale jakiż mieliśmy na to wpływ?

Tęsknię za zajęciami, ale czy brakuje mi nauki samej w sobie, czy po prostu czegoś, co wypełniało mi czas spędzany w domu? Wiele osób powiedziałoby, że można uczyć się samemu bez pomocy profesorów. Jednak czy można zdobywać wiedzę, bez kogoś, kto nami pokieruje? Bez kogoś, kto złapie za rękę i przeprowadzi nas przez ulicę wiedzy? Cóż, osobiście wydaje mi się to niemożliwe. Gdyby założyć prawdziwość tej teorii, niepotrzebni byliby nam także lekarze, prawnicy czy naukowcy. Skoro mielibyśmy oprzeć się wiedzy zawartej w książkach (którą ktoś wcześniej musiał zgromadzić i spisać, prowadząc żmudne badania), to na co nam uczeni i wykształceni ludzie, skoro mamy dostęp do obszernej literatury, nie mówiąc już o internecie? Można byłoby nad tym deliberować bez końca.

Czy ja tak naprawdę chciałam studiować? Może chciałam jedynie udowodnić sobie, rodzicom, braciom, że potrafię osiągnąć coś innego, niż oni. To zabawne, jak sama siebie przekonałam do tego, że wyższe wykształcenie jest mi niezmiernie potrzebne do szczęścia. Może jest, a może i nie jest. Prawda jest taka, że czułam się szczęśliwa i wyjątkowa, przechodząc pod czymś w rodzaju bramy, wchodząc na teren kampusu uczelni. Ta atmosfera miasteczka akademickiego, fontanna, lasek obok oraz ilość ciekawych i tak różnych ode mnie ludzi mogła wprawić w zachwyt jak i w zakłopotanie. Z dumą przechadzałam się po wydziale od zajęć do zajęć. Z podniesioną głową wracałam do pokoju, z pierwszą, wypożyczoną książką. To właśnie wtedy obiecałam sobie, że zostanę najlepszą studentką.

I jak to się skończyło? Siedzę w zawieszeniu, niczym Sokół Millenium, czekający na swojego Hana Solo. Czekam głównie na odpowiedzi w sprawie pracy. Zbijam czas oglądając na zmianę „Ranczo” i nadrabiając książki Stephen’a King. Jeszcze za czasów szkoły średniej, taki stan rzeczy w ogóle by mi nie przeszkadzał. Mogłabym siedzieć zamknięta w pokoju, z internetem i książkami, całe tygodnie. Co się zmieniło? Czy posmakowanie innego życia sprawiło, że aż zapieram się rękami i nogami, żeby tylko nie wrócić do starego?

Wiele się wydarzyło przez ostatnie, blisko 3 lata mojego studiowania. Kiedy o tym myślę, jestem przekonana, że negatywne osądy moich najbliższych w kwestii mojego stopnia dorosłości i dojrzałości, były mocno przesadzone. Z drugiej strony, czy mówiąc człowiekowi, wchodzącemu w stan dorosłości, że nie jest gotowy do samodzielnego życia, nie obraża się samego siebie jako rodzica? Czyż wychowanie i przygotowanie dziecka do życia, to nie obowiązek matki i ojca? Cytując Kusego z „Ranczo”: „...żeby głupi samochód prowadzić, trzeba mieć prawo jazdy. A żeby opiekować się takim bezbronnym dzieckiem, żadne pozwolenie nie jest potrzebne”.

Mam dopiero 24 lata...prawie. Przede mną jeszcze przynajmniej 2 takie moje życia i już teraz mam mieć wykształcenie, pracę, a co później? Biorąc po uwagę to, że mogłabym dożyć 70-tego roku życia, wybieranie ścieżki życia na etapie 20 lat, to dość wcześnie. Co to jest 20 lat? Człowiek dopiero co nauczył się chodzić, a już ma iść sam, naprzeciw całemu światu? Sama Polska ma objętość ok 313 000 km2, nie mówiąc o reszcie globu. Mając 20 lat często nie jesteś w stanie utrzymać porządku we własnym pokoju czy ugotować sobie codziennie przynajmniej 3 posiłki. Czy nie powinno się tego jakoś weryfikować? Kto jest zdolny do samodzielności, a kto jeszcze nie?

Dorosłości nie zawsze idzie w parze z dojrzałością oraz odpowiedzialnością, i to nie jest powód do wstydu. Wszak każdy człowiek rozwija się we własnym tempie, czyż nie? Mając 17 lat, jesteś sobie beztroskim, młodym człowiekiem, często nie myślącym o konsekwencjach swoich czynów. Przychodzić dzień Twoich 18-stych urodzin i nagle zaczyna się od Ciebie wymagać rzeczy, o których nie miałeś pojęcia. Póki uczysz się w szkole średniej, może jeszcze troszkę przeciągać swoją dorosłość, ale kiedy ją skończysz? Okazuje się, że krasnoludki nie prały Twoich ubrań, pieniądze nie rosnąć na drzewach, a posiłków nie gotowała dobra wróżka. Ilu młodych ludzi jest tak naprawdę przygotowanych do dorosłego życia? Tylko Ci, których nauczyli tego rodzice, a co z tymi, którym rodzice nie poświęcali czasu? Nie mają szansy na sukces?

Milton Friedman kiedyś napisał, że każdy się rodzi z jednakowymi szansami. No cóż...polemizowałabym z tym zdaniem, stawiając obok siebie dwa skrajne przypadki:

- Warszawiak; syn prawników

- mieszkaniec malutkiej wioseczki, gdzie nie dochodzi nawet internet; dziecko mające tylko matką

Równe szanse? Może nie do końca. Oczywiście, może się okazać, że Warszawiak się stoczy, zacznie brać narkotyki i skończy pod mostem, a mieszkaniec wioseczki będzie dostawał stypendium naukowe, dzięki czemu dostanie się na studia do renomowanej uczelni. Ale czy na starcie mają oni równe szanse? Czy ten chłopczyk z wioseczki, ma równe szanse, na osiągnięcie sukcesu, jak jego koledzy z klasy, którzy mają chociaż oboje rodziców? W porównaniu do nich, on już stoi w gorszej pozycji. Nie jest do końca przegrany, ale to nie są równe szanse.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Marian 30.01.2021
    "pieniądze nie rosnąć na drzewach" -> "pieniądze nie rosną na drzewach"
    Ciekawy tekst, chociaż ma jakąś wewnętrzną sprzeczność. Niby masz dwadzieścia cztery lata, a analizujesz życie jak osoba z wielkim doświadczeniem. Czuję tu jakiś dysonans. No i ten Milton Friedman.
    I jeszcze jedna uwaga techniczna: W tekstach literackich powinno się unikać cyfr.
  • P.A.M 30.01.2021
    Panie Marianie, co do uwag technicznych zgadzam się z Panem. Nie mogę jednak poprzeć stwierdzenia, że tekst jest wewnętrznie sprzeczny. Dla mnie jest on intymny, skrywa przemyślenia, stawia pytania, a także przedstawia niepewność młodego człowieka, który boryka się z codziennymi problemami. Czyż nie takie są dzienniki? Poza tym moim osobistym zdaniem niektórzy dwudziestolatkowie mogą mieć dużo większe doświadczenie życiowe niż trzydziestolatkowie itd. Wszystko zależy od tego, co ich w życiu spotkało - a życie niejednokrotnie pokazuje, że nie jest łaskawe, a przynajmniej nie dla wszystkich :) Zaprezentowany przez autora strumień myślenia do mnie przemawia. Faktycznie, jest kilka potknięć, ale to da się wyćwiczyć, wystarczy troszeczkę zwrócić na to uwagę :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania