Dzierżawcy Atlantydy

przez drżącą wodę przychodzi tajnopis. że ciągle są,

nie dało się ich wytracić. pod niedozłoconymi

kopułami pałaców, w szkieletach ogołoconych

ze szkła wieżowców, w nadkruszonych lepiankach

nadal się istnieje.

 

święta tam, wielodniowe i bez okazji,

trwające ponad tydzień Tentegesualia, podczas

których płynie się aż pod krawędź tafli,

chwyta rozdygotane i mętne, widziane przez litry

wody słońce, już-już bierze w dłonie ten rozmiękły,

przejrzały owoc. i wraca się, jak zawsze, z niczym,

okrąża wysepkę śpiewając w myślach

czystymi bąbelkami, bez zdań, bez słów.

 

gwar w tej ciszy, bulgotliwy śmiech. żarzą się

oczka zielonoskórych dziewczyn, w kominkach

sal balowych płoną namoknięte szczapy.

 

jest uroczyście, choć pozostaje się w ukryciu,

zewsząd przebija prosektoryjność,

klimat skalpela i płótna. światło jest mokre,

z żelaza, to znowu nie ma go wcale.

 

jesteśmy tak odlegli od tego miejsca. niby próbujemy

nawiązać kontakt, mrużąc oczy, mozolnie żłobimy

listy na żwirze (złośliwość rzeczy martwych: większe

kamienie nie trafią do adresatów, nurt

niesie je aż do morza). jednak zanikają w nas,

bardziej i głębiej.

 

na powierzchni - czas teraźniejszy, tak pięknie niestały

i dziki (zwierzę nie do oswojenia!), u nich - echo,

nie tyle trwanie w wiecznej przeszłości, co pogłos,

szmer powodujący zakłócenia,

gdy próbuje się przywołać z pamięci

choć jeden statyczny obraz.

 

leżymy na poczesnym miejscu. w stołecznej wsi

Adwencin trwają wybory sołtysa. obsypane pudrem

kartki lądują w wiadrze.

głos na ciebie, głos na mnie.

 

u tamtych – jeden cwaniak obwołał się królem.

ogłosił plan wynurzenia, powrotu. popukano się

w głowy. raczej wynaturzenia, durniu.

 

mijają lata. kompletnie zapominamy o nich.

i wtedy – cud! – na brzegu jeziorka,

co zatraciło pierwotną nazwę,

o którym mówi się brak, głębia, nieprzeniknione,

ktoś znajduje muszlę w kształcie karabinu.

 

masz władzę (płytkie zwycięstwo, różnica

zaledwie dwóch głosów).

rozkazującym tonem każesz wyrzucić.

niech wraca, nigdy się nie pojawia.

niech – dalej od nas, niech – won!

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania