Dziesięć słów

Na moim balkonie zamieszkał pan,

skrzydła do lotu układa.

Na krótką chwilę zatrzymał się

zobaczyć grzechy sąsiada.

 

Mój sąsiad spod piętnastki jest.

Na mieście ma dzieci stada.

Swej żony nie szanuje, i

okrada innego sąsiada.

 

Ten choć wydawać mogłoby się

nic na nikogo nie gada.

To słowem ostrym niczym nóż,

zabija innego sąsiada.

 

Boga nie szanuje tym.

W niedzielę na mszy nie siada. I

miast być głową rodziny swej,

pożąda rzeczy innego sąsiada.

 

I tak to pan na balkonie mym,

co skrzydła do lotu układał,

w bezruchu na chwilę zatrzymał się.

Pomyślał o życiu sąsiada.

 

Nie po to dałem wam dziesięć słów

by każdy żył nadaremno.

Jesteście przecież narodem mym.

Pochodzicie ode mnie, i

wrócicie kiedyś ze mną.

 

Ja też nad swym życiem zamyślę się.

Czy ojca i matkę swą czciłam ?

Czy Boga kochałam wystarczająco?

Wszak dzieckiem jego byłam.

 

I myśl taka naszła do głowy mej

nie wezwę pana nadaremno.

Ja byłam całe życie z nim

teraz niech on będzie ze mną.

 

I inna myśl też w głowie jest,

że chyba warto się nawrócić.

Bo kiedy przyjdzie na mnie czas to,

od niego pochodzę i do niego chcę wrócić.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania