Dziewczynka i ognik

Dawno, dawno temu, w czasach Drugiej Ery, pewna dziewczynka zagubiła się w Seledynowym Lesie. A las ten wówczas nie był pięknym i przyjaznym miejscem, a groźną puszczą pełną złej magii. Zapytacie więc: jak się tam znalazła? Sama niestety nie znała odpowiedzi na to pytanie. Ostatnim jej wspomnieniem był spacer z rodzicami – ani jego końca ani początku jednak nie pamiętała.

Błąkała się więc, biedna dziewczynka, poszukując nie drogi powrotu, bo nie wiedziała nawet, czy ma gdzie wracać, a ratunku. Gdyby potrafiła się modlić, z pewnością modliłaby się do Pięciu Białych Duchów. Lecz ona, pozbawiona pamięci, nie znała nawet ich imion, choć jej krew, szlachetna i godna najczcigodniejszego elfa, przypominała jej o obecności naszych opiekunów. Wrażenie to, dziwne dla niej i tajemnicze, odbierała jako dobry sygnał – ilekroć coś poczuła, kierowała się w stronę, z której to uczucie mogło pochodzić. I miała rację w swojej nieświadomości – krew naszych przodków, mocniej niż nasza wskazywała miejsca, gdzie obecność Duchów była wyjątkowo silna.

Takim sposobem przedarła się przez groźny, mroczny las i trafiła na polanę skąpaną w promieniach Alnassamy – Dzienniej Gwiazdy. Było to miejsce przyjazne i spokojne – enklawa wśród złowrogich kniei Seledynowego Lasu. Nic tu nie rosło prócz niewysokiej trawy i żonkili – kwiatów Etyara, Ducha Sprawiedliwości. Dziewczynka podświadomie odczytała to jako dobry omen. Usiadła na trawie, odpoczywając po długiej wędrówce. Przez chwilę zapomniała o swoim położeniu, patrząc w błękitne niebo i chłonąc woń pobliskich kwiatów. Czuła się wtedy beztrosko – zupełnie jak na spacerze, który mocno rysował się w jej głowie jako jedyne posiadane wspomnienie. Zatraciła się w tej wizji i chwilowym spokoju i byłaby zasnęła, gdyby nie nagły szelest, który przeciął ciszę ponurego lasu.

Dziewczynka, zaniepokojona i wystraszona, momentalnie skierowała wzrok ku źródłu hałasu. Wyrwała jeden z żonkili i przycisnęła go do piersi, zupełnie tak, jakby był obronnym amuletem. Dźwięk stawał się wyraźniejszy i bliższy – coś się zbliżało, a ona, bezbronna, wyczekiwała na to spotkanie, wiedząc że jej żywot niebawem się skończy. Zamknęła oczy, szykując się na najgorsze, lecz nagle zapanowała cisza. Ostrożnie otworzyła oczy i wstała, nie dostrzegając niczego niezwykłego. Rozglądała się nerwowo we wszystkie strony, lecz nic nie dostrzegała – ni bestii ni zjawy. Pomyślała przez chwilę, że wyobraźnia splatała jej figla, lecz nie, oj nie… W końcu, chcąc raz jeszcze spojrzeć na spokojne, błękitne niebo, zobaczyła niebieskawą kulę światła osiadłą praktycznie na szczycie jej głowy. Zlękła się strasznie, rzuciła się do ucieczki, lecz światełko ani nie znikało ani nie zmieniało swojego położenia. Oświetlało za to jej drogę i dzięki temu przemknęła przez mroczne knieje, unikając dziur i zasadzek postawionych przez złe stworzenia.

Dotarła nad mały, z wolna płynący strumyk i tam się zatrzymała, próbując złapać oddech. Sięgnęła dłońmi nad głowę, lecz niczego nie złapała – światełka nie można było ani pochwycić ani dotknąć. Czy było to więc żywe stworzenie czy też coś innego? Tego nie potrafiła stwierdzić. Gdy już jednak uporządkowała myśli i pozbyła się strachu przed nieznanym zjawiskiem, które osadziło się na czubku jej głowy, przyjrzała się swojemu odbiciu w tafli wody, chcąc zobaczyć jak to światełko zgrywa się z jej delikatnymi kasztanowymi włosami, dosięgającymi połowy pleców. Wyglądało to dziwacznie i nieco surrealnie – pomyślała, że przemieniono ją w niegasnącą świecę. Ze światłem można jednak przejść najciemniejszą drogę i zapewne doszła do podobnego wniosku, gdyż nie zastanawiając się dłużej ruszyła przed siebie, chcąc wreszcie znaleźć wyjście z Seledynowego Lasu.

Wędrowała długo, lecz jej wysiłek nie poszedł na marne. Gdy tylko zaświeciły Bliźniacze Księżyce, trafiła do niepozornej wioski skrytej w cieniu ogromnych drzew wyznaczających granicę lasu. Tamtejsi ludzie jeszcze nie spali, gdyż tego dnia obficie świętowali urodziny swojego Opiekuna.

Wielkie było ich zdziwienie, gdy zabawę przerwała ubrana w skromną koszulę nocną dziewczynka z bladobłękitnym ognikiem nad głową. Niektórzy mieszkańcy zlękli się i uciekli, lecz inni, którzy dobrze znali stworzenia lasu, od razu rozpoznali z czym mieli do czynienia. Był wśród z nich czcigodny jubilat, Opiekun wioski zwany po prostu Ohyarrem, czyli Mądrym Myśliwym. On jako pierwszy podszedł do dziewczynki, chcąc dowiedzieć się, skąd przybywa i kim jest.

Na żadne z tych pytań nie uzyskał odpowiedzi, co kazało mu podejrzewać, że ma do czynienia z ofiarą ataku Wysysacza. Nie zastanawiając się dłużej, nakazał zaprowadzić dziewczynkę do jego domu, gdzie położono ją w łóżku, uprzednio dając coś do picia i jedzenia. Oszołomiona i bezbronna, robiła jak jej kazano, wierząc że ma do czynienia z dobrymi elfami, które z pewnością jej pomogą.

W ciągu następnych dni poddawano dziewczynkę działaniu wielu czarów, które zazwyczaj pomagały przy podobnych schorzeniach. Próby leczenia odbywały się wieczorami, a przez resztę czasu dziewczynka traktowana była jak najznamienitszy gość, któremu nie szczędzi się ani pokarmu ani wygód. Niektórym elfom nie podobało się takie traktowanie przybyłego z Seledynowego Lasu dziecka, lecz Mądry Myśliwy osobiście za nią ręczył, zapewniając wieśniaków, że prędzej czy później uda się ją wyleczyć i odesłać do miejsca, które wskażą jej wspomnienia.

Ognik tymczasem ani myślał oddalić się od niej, co niezwykle zdumiewało mieszkańców wioski. Zaczęto podejrzewać, że być może on jest sprawcą całego kłopotu. Mądry Myśliwy początkowo uważał to za nonsens, lecz gdy tylko kolejne czary zawodziły pozwolił, by spróbować usunąć ognika.

Dziewczynka nie chciała się na to zgodzić, gdyż zdążyła się przyzwyczaić się do niebieskiego światełka i nie chciała się go pozbyć. Długo ją próbowano przekonać, lecz ani myślała ustąpić – niebieski ognik, mówiła, był jej przyjacielem.

W końcu jednak, w dniu pełni Bliźniaczych Księżycy, na Mądrego Myśliwego spłynęło błogosławieństwo Duchów, dzięki któremu przypomniał sobie dawną, niemalże zapomnianą legendę. Mówiła ona o ognikach i pamięci, a jej prawdziwość można było łatwo sprawdzić.

Dziewczynka, usłyszawszy wyjaśnienia Opiekuna, zgodziła się, by znów spróbował ją wyleczyć.

Mężczyzna więc pochwycił za pomocą magii ognika, starając się go nie zniszczyć i przeciągnął go delikatnie w dół. Światełko znikło, wtapiając się w głowę dziewczynki i już nie powróciło. Dziewczynka zaś momentalnie zasnęła, przewracając się na wielkie łóżko myśliwego. Spała jak głaz i żaden z elfów nie mógł jej wybudzić. Bano się, że Mądry Myśliwy nieumyślnie skazał niewinne dziecko na wieczny sen, lecz obawy te okazały się bezzasadne.

Następnego dnia dziewczynka obudziła się kompletnie odmieniona – jej włosy z kasztanowych stały się złote, a szare oczy rozbłysły krystaliczną zielenią. Przedstawiła się Opiekunowi, który jako pierwszy ją wtedy ujrzał i poprosiła, by oddać ją w ręce rodziców, gdyż zgubiła się podczas polowania, na które udała się wraz z ojcem. Mądry Myśliwy odetchnął z ulgą i z wyrazem radości na twarzy powiedział Lavyii, bo tak się nazywała dziewczynka, że postara się sprowadzić jej rodziców tak szybko, jak tylko zdoła.

Lavya spędziła w wiosce jeszcze dwa dni, a trzeciego dnia o poranku zjawili się jej rodzice, którzy w podzięce za odnalezienie córki podarowali Mądremu Myśliwemu medalion z niebieskiej stali. Mężczyzna, onieśmielony tym ogromnym darem, nie śmiał nawet powiedzieć, że ktoś taki jak on nie jest go godny. Wkrótce potem rodzina opuściła wioskę, a Opiekun, ściskając w garści cenny metal, błogosławił im w imieniu Pięciu Duchów, dzięki którym wszystko dobrze się skończyło.

W późniejszych latach Mądry Myśliwy poświęcił się badaniom nad ognikami, zgłębiając ich niezwykłe właściwości i tajemnice. Jego odkrycia, dobrze zachowane i udokumentowane, pozwoliły następnym pokoleniom zdolnych czarodziei używać ogników jako swego rodzaju pojemników na pamięć, a także wyjątkowo skutecznych namierzaczy, gdyż ognik posiadający choćby jedno wspomnienie danej istoty będzie za nią podążał bez końca, o ile tylko będzie w stanie.

Lavya zaś nie zapomniała o wiosce przy Seledynowym Lesie i gdy tylko dorosła, powróciła tam, by dać początek ogrodowi, który dziś zwiemy Seledynowym Ogrodem.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • MartynaM dwa lata temu
    Bajkowo... gdyby zilustrować dzieciaczki bylyby zachwycone.
  • zsrrknight dwa lata temu
    nie wiem czy dzieci nie wolałaby trochę więcej akcji...
  • MartynaM dwa lata temu
    zsrrknight myślę że nie, szczególnie przy pieknych ilustracjach, to one działają ma wyobraźnię.
  • Dekaos Dondi dwa lata temu
    Zsrrknight↔Tekst bardzo w guście mym. Zaiste, nie jest jednoznaczny. Można by film nakręcić na kanwie, ale reżyser musiałby mieć odpowiednią wyobraźnię, by oddać przesłanie. Nic więcej nie rzeknę, na temat ten↔Pozdrawiam?:)
  • zsrrknight dwa lata temu
    film krótkometrażowy by z tego był... Najlepiej animacja z pastelowymi tłami :)
    Pozdrawiam również
  • Trzy Cztery dwa lata temu
    Seledynowy to delikatny odcień zieleni. Pewnie pasuje do świata elfów. I błękitny płomyk nad głową dziewczynki. I tulenie kwiatka do piersi na dźwięk szelestu w zaroślach.... Mnie świat elfów nigdy za bardzo nie interesował, opowiadanie przeczytałam jednak do końca. Bardzo delikatne.
  • zsrrknight dwa lata temu
    cieszy mnie, że delikatne, bo poniekąd do takiego efektu dążyłem. Dzięki za komentarz.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania