Dziewczynka, o której zapomniała śmierć: Rozdział IV - Chichot losu.

- Kurierzy tacy jak ja, zajmują się jedną prostą rzeczą. - dłoń wyjęła z umierającego mężczyzny świetlistą, maleńką, kulkę o białym zabarwieniu. Blond włosa kobieta zamknęła w skupieniu swoje powieki szepcząc pod nosem niezrozumiałe dla martwego chłopca, słowo:

 

„Iudex ”

 

Następnie dziwna kuleczka zniknęła. Aliet otwarła swe krwiste oczy posyłają w kierunku szatyna jeden ze swoich fałszywych uśmiechów.

 

- Otóż istniejemy, po to by wysyłać do osądu dusze zmarłych. Tylko tyle. Nic mniej, nic więcej.

 

- Łatwizna. - bąknął, a jasnowłosa powstała klęcząc w kałuży szkarłatnej krwi. Ciesz ta w świetle księżyca niemalże wydawała się czarna. Kobieta uśmiechnęła się tym razem pogardliwie, klepiąc ucznia po ramieniu.

 

- Zawsze tak mówicie na początku. Laicy...ciekawe ile ty wytrzymasz. - odparła tajemniczym głosem, wyminąwszy chłopca idąc dalej. Uniosła głowę do góry. - Piękna pełnia.

 

- Ile przede mną próbowało jako Kurierzy? - splotła dłonie z tyłu pleców, spoglądając na białookiego kątem oka.

 

- Ty jesteś Lilym numer sto sześćdziesiątym siódmym. Każdemu mojemu praktykantowi nadaje takie imię. Łatwiej zapamiętać, trudniej się przywiązać. - trochę zaniepokoiła go ta informacja.

- Podobnie jak ludzie nadają imiona swoim pupilom...- wycedził przez zęby, spotykając się z czerwonymi oczami swej przełożonej.

- Wszyscy złamali najważniejsze dwie zasady. Rozkaz należy wykonać oraz nie dochodź tego kim byłeś. - jej blada twarz w świetle pełni wydawała się śmiertelnie poważna. A szkarłatne tęczówki wydawały się płonąć ostrzegawczym ogniem, mówiącym szatynowi, aby uciekał.

 

- Co się z nimi stało? - zapytał zaciekawiony chłopiec, a różowe usta kobiety wygięły się w nienaturalny sposób.

 

- Gdy twoje oczy z martwych staną się czerwone podobnie do moich, wszystkiego się dowiesz, Lily. - miała racje. Jego oczy, były białe, a jej lśniły piękniej od świeżej krwi sączącej się z otwartej rany. - Staniesz się Kurierem, kiedy ja tak zadecyduje. Lepiej bądź dla mnie miły.

 

- A czy my, to znaczy Kurierzy, kiedyś odpoczywają? - w głębi serca, gdzieś tam na samym dnie pustki, blondynka szczerze się go bała. Tego nienaturalnie opanowanego całą sytuacją, chłopca. Jak sama wcześniej stwierdziła, wielu uczyła przed nim samym i reakcja zawsze była taka sama. Strach, przerażenie, zagubienie, uparte szukanie prawdy. A on? Przyjmuje wszystko do wiadomości, jakby to były najoczywistsze rzeczy na świecie. Chociaż dlaczego to ją dziwi? Może jego poprzednicy właśnie byli dziwni, a on jest idealnym kandydatem na kolejnego pełnoprawnego Kuriera.

 

- Nie bardzo. Nie śpimy, nie jemy, nie oddychamy, nie...- tutaj zawiesiła się na moment uważnie przyglądając się brązowowłosemu dzieciakowi. - Czujemy. Jakieś jeszcze pytania? Bo właśnie wykonaliśmy jak na razie całą naszą pracę...

 

- To co robicie w wolnym czasie? - przerwał jej nieco zainteresowany, śmiejąc się chwyciła jego dłoń.

 

- Pokażę ci. Trzymaj się mocno, Lily! - nienawidził „skoków”. W ten sposób Kurierzy się przemieszczali ze zlecenia do zlecenia. Ich egzystencja nie wyglądała na szczególnie interesującą. Dowiedział się również z krótkiego wykładu swojej przełożonej, iż Kurierzy nie umierają, lecz awansują. Ta tajemnicza organizacja działa na bardzo skomplikowanych zasadach, jednakże nie bardziej niż ziemskie urzędy. Ponad Kurierami istnieją osoby, które rozsyłają im zadania, zwanymi Zarządcami. Są to ci, którzy przepracowali odpowiednią ilość lat, aby wreszcie odpocząć od pracy w terenie oraz zasiąść za biurkiem. Następnie są też ci, którzy kierują wszelką pracę Kurierów i Zarządców, Nadzorujący. Nad całym tym szajsem, czuwają Strażnicy, którzy również doglądają Pustki oraz kolejki do reinkarnacji, ponieważ ilość dusz gotowych do odrodzenia przewyższa wciąż brakujących noworodków. Dusze te czasem uciekają z kolejki pałętając się po ziemi, czyli jako prościej mówiąc, duchy. Jeśli duchy nie powrócą do kolejki, a ta ich ominie wtedy jest za późno. Stają się strzygami, stworami nękającymi ludzi. Strażnicy nie wysyłają strzyg do Pustki, gdy takową istotę złapią.

 

Niszczą ją.

 

Nie dowiedział się niczego więcej i niczego mniej. Podobno i tak Aliet sporo wyjaśniła chłopakowi, ponieważ wydał się jej nader intrygujący.

 

Znaleźli się w dość uczłowieczonym miejscu, jak na martwe klimaty. Wszystkie istoty pracujące dla Śmierci, mieszkały w jednym miejscu zwanym Necropolis. Miejsce te zajdowało się w alternatywnej rzeczywistości, a jego wygląd był oparty na architekturze ziemskiej. Wysokie domostwa, ciasno ułożone obok siebie ze względu na liczbę mieszkańców. Tawerny, sklepy, zwykłe mieszkania...Miasto to posiadało prawie wszystko. Prawie. Mieszkańcy z powodu tego, iż nie odczuwali miłości, sympatii, nienawiści nie potrzebowali domów publicznych, nie zakładali rodzin, a największym zaskoczeniem dla nowo przybyłych jest fakt, iż Necropolis nie posiada granic.

 

- Czy istnieje pojęcie emerytury?

 

- Chodzi ci o to, czy po jakimś czasie idziemy żyć na koszt społeczeństwa? Wszyscy mieszkańcy Necropolis są nieśmiertelni. Może źle dobrałam słowa. Nie musimy jeść, pić, rozmnażać się. Nie chorujemy, nie odnosimy ran, nie starzejemy się i takie tam. - gderała czerwonooka ciągnąc niskiego chłopca za sobą, co chwilę witając się entuzjastycznie z przechodnimi, którzy nie odwzajemniali jej zapału. Wręcz wyglądali apatycznie przy energicznej kobiecie. - Wszyscy mieszkańcy pracują. Jeśli staniemy się bezużyteczni dla społeczeństwa, umieramy z ręki samej Śmierci. - biuściasta kobieta wolną ręką rzuciła w ręce drobnej staruszki kilka miedziaków, chwytając z jej kosza dorodnie wyglądające jabłko. Ugryzła spory jego kawałek, delektując się każdym kęsem.

 

- Więc to się stało z moimi poprzednikami? Umarli ponieważ stali się bezużyteczni? - czerwonooka zerknęła przez ramię ździebko zdziwiona na swojego towarzyszka.

 

- Spostrzegawczy jesteś. Więc pewnie zastanawiasz się po co sprzedajemy żywność skoro nie umrzemy z głodu? - chłopak skinąwszy głową, dał znak by kontynuowała swoje nieprzerwaną paplaninę. Uniosła jabłko na wysokość swojego wzroku, spoglądając na niego nieco nostalgicznie. Przystanęła puszczając szatyna oraz rzucając w jego dłonie soczysty owoc. - Sam spróbuj. - ugryzł małego kęsa, po czym jego dotychczas oziębła twarz wyraziła pierwszą emocję. Emocję zadowolenia. - Widzisz? Ludzie uwielbiają pić alkohol, jeść i uprawiać seks, jak sądzisz, dlaczego?

 

- Bo są przyjemne? - odparł brązowowłosy niemalże dławiąc się kolejnymi gryzami jabłka. Kobieta ruszyła, a jej młody uczeń ruszył za nią.

 

- Dokładnie. Możemy pić oraz jeść, jednakże wszelkie kontakty seksualnie są zakazane. Istnieje możliwość, że nasze hamulce emocjonalne zostały by zerwane. Oczywiście, inne przyjemności również są ograniczone ze względu na ryzyko „uczłowieczenia”. Właśnie zmarnowałeś swój limit z racji tego, iż jesteś początkującym, a wręcz nie powinieneś tego jeść, ponieważ jesteś tylko praktykantem. Ale spokojnie, nikomu nie doniosę. - rzuciła rozbawionym głosem. Szatyn czuł, że w tej kobiecie jest coś dziwnego. Innego. Wszyscy wokół wydawali się szarzy oraz nudni. Niczym zbędne tło do kolorowego obrazka, którym była rezolutna kobieta. Wszystko wokoło wydawało się do przesady nużące. Szare budynki, szare zaułki, szare sklepy, szare bary. Apatia królowała w tym sennym miasteczku. Brakowało tylko deszczu.

 

- A jaki jest twój limit? - chłopak skończył spożywać jabłko, oblizując jeszcze palce.

 

- Jeśli chodzi o pożywienie, to dwa pełne dania i ćwiartka alkoholu na dzień. Oczywiście, jeśli nie wykorzystasz swojego dziennego przydziału, automatycznie przepada. Jeśli ktoś by oszczędzał, pomyśl ile by nazbierał przez tydzień abstynencji, albo rok! Wtedy ryzyko przełamania wszelkich hamulców, gwałtownie wzrasta. Podobasz mi się Lily. - nastąpiła na pierwszy stopień prowadzący do centrum rozrywki, zatracenia wszelkiej trzeźwości umysłu oraz pieniędzy.

 

- Dostajemy wynagrodzenie za naszą pracę?

 

- Oczywiście. Trzymaj to twoje pieniądze. Ze względu na twoją obecną pozycję nie możesz pić, lecz możesz mi towarzyszyć. - uśmiechnęła się do niego zachęcająco stojąc w przejściu do baru. Szatyn przyjął kopertę z kilkoma groszami, które ledwie w Necropolis wystarczą na kilka bułek, czy butelkę z wodą. Spojrzał na nie smętnym wzrokiem, głęboko wzdychając oraz chowając kopertę do kieszeni swojej kurtki.

 

- Chyba się rozejrzę po okolicy...

 

- Może ujmę to w inne słowa, młody. - objęła go swoim ramieniem, przyciągając ku sobie. - Jesteś obecnie pod moim nadzorem, a raczej opieką. Jeśli coś przeskrobiesz, ty umrzesz, a moja głowa poleci razem z twoją.

 

- Dlaczego? Przecież miałaś wielu przede mną, a ja nadal ży... - nie dokończył gdyż dostrzegł smutek czający się w pozornie bezbarwnie uczuciowo szkarłatnych oczach kobiety.

 

- Właśnie. Ty jesteś moją ostatnią szansą, rozumiesz? Dlatego wolę mieć cię ciągle na oku, młody. Poza tym poznasz wielu moich znajomych!- klasnęła radośnie w ręce, wchodząc do środka. Chłopak westchnął bezradnie ramionami, krocząc za swoją przewodniczką. Usiedli oboje na dość wysokich krzesłach przy barze. Szatyn ledwo wspiął się na siedzenie, ześlizgując się kilka razy. A gdy wreszcie usadowił się wygodnie na miejscu, zauważył dość nietypową, acz istotną, rzecz.

 

- Lustro. - rzekł do blondynki, która bardziej była zaaferowana rozmową z wysokim barmanem niż słuchaniem młodego podopiecznego. - Czemu nie widać naszego odbicia? - zapytał bardziej zaciekawiony, niż wystraszony. Intrygował go ten fakt, pragnął szybko uzyskać odpowiedź. - Aliet! Aliet!

 

- Tak? - kobieta wreszcie zauważyła jego istnienie.

 

- Lustro. - bąknął wskazując palcem na taflę szkła wiszącą naprzeciwko baru, która odbijała wszystko tylko nie zebranych w środku ludzi.

 

- Racja, racja. Otóż nie widać nas w jakichkolwiek odbiciach. W kałużach, wodach, rzekach, lustrach i tak dalej. Nie pytaj dlaczego, ponieważ nie wiem. Tak jest i już. Każdy widzi nas inaczej. Dla ciebie jestem zapewne kobietą, ze względu na to jak się do mnie odzywasz. Pan Ket. - tutaj wskazała dłonią na eleganckiego pracownika baru rozlewający drinki klientom. - Dla niego jestem starszym mężczyzną. A ty.... - tutaj nachyliła się nad nim znacznie, niemalże stykając się koniuszkami nosów. - Jesteś dla mnie małą dziewczynką.

 

- Czy wszyscy moi poprzednicy właśnie tak wyglądali? - skinęła twierdząco głową delektując się swym kolorowym drinkiem.

 

- Identycznie. Jednak z czasem nasz wygląd może się zmienić dla danej osoby. Dla Pana Keta kiedyś byłam jedynie nędznym robalem. To zależy od naszych odczuć względem danej jednostki.

 

- Nadal nie rozumiem...- szepnął nieco zbity z tropu chłopiec. Przynajmniej dla siebie był zwykłym chłopcem.

 

- Jeśli kogoś nie szanujesz, dostrzegasz go jako robaka. Jeśli kogoś traktujesz z góry, widzisz go jako dziecko. Jeśli kogoś uważasz za równego sobie, ta osoba jest dla ciebie w tym samym wieku, albo podobnym. Wszystko zależy od twoich uczuć. - tutaj palcem dźgnęła jego klatkę piersiową.

 

- Ale przecież my nie czujemy. - szybko zauważył, na co szkarłatnooka szeroko się uśmiechnęła.

 

- Ta...Wiesz, Lily...Niezbadane są ścieżki losu. - niespodziewanie barman położył przed dzieckiem ledwo wyglądające przez ladę, kieliszek wypełniony do połowy słodziutkim adwokatem. - Pan Ket cię polubił. Pewnie widzi cię w podobny sposób jak ja, a nie jako zwykłego robala. Wypij.

 

- To wbrew zasadom. - kobieta chwyciła kieliszek podsuwając go pod sam nos swego towarzysza.

 

- Pij. W tym barze są sami buntownicy. Nikt tutaj się nie wygada. Obiecuję. - przyłożyła palec do swych sinych ust, a szatyn posłusznie szybko opróżnił zawartość szklanego naczynia.

 

- Pyszne. - odparł beznamiętnie, acz w jego martwych oczach czaiły się chochliki chciwości. Chciał więcej. To było widać.

 

- Cieszę się, że ci smakuje. - oparła się o ladę baru sącząc alkohol.

 

- Widziałeś? Jakiś nowy...Biedaczek, przydzielili go do Potępionej. - od samego początku chłopak zauważył, że Aliet przyciąga aż zanadto uwagi. Z początku uważał, że to ze względu na jej charyzmę i otwartość. Lecz teraz miał co do tego wątpliwości. Podszeptywania klientów baru utwierdziły go w przekonaniu, że mieszkańcy Necropolis wręcz się z niej wyśmiewali. Ciekawiło go również co oznaczał przydomek „Potępiona”.

 

- Ciekawe jak długo wytrzyma.

 

- Oby dłużej niż poprzedni.

 

- Musiał nieźle przeskrobać za życia, że akurat trafił pod opiekę Potępionej.

 

- Jeśli złamie zasady...Skończy tak jak oni. Wiecie... - najwidoczniej rudowłosa go oszukiwała w pewnej kwestii. Chyba jego poprzednicy nie kończyli śmiercią, ale czymś gorszym. Skoro mieszkańcy Necropolis niczego nie czują to dlaczego obawiali się o jego istnienie?

 

- Ciiii. Jeszcze usłyszy. Nie martwcie młodego...

 

- Że też jej zostało wybaczone. - jeden z klientów splunął z pogardą na podłogę. - Za zdradę powinna zostać ukarana jak wszyscy. Cholerna!

 

- Może powinniśmy go ostrzec?

 

- I co zrobi? Jeśli zrezygnuje, wiesz jak to dla niego się skończy...Stanie się jednym z nich. Nie może zmienić opiekuna. Musi to przetrwać. Poza tym bez powodu nie przydzielili go do niej.

 

- Hej, Aliet. - martwooki chciał zacząć rozmowę, jednakże zrezygnował gdy ujrzał jej zniesmaczony wyraz twarzy. Wiedziała, doskonale wiedziała, że obgadują ją za jej plecami. Tutaj postanowił powściągnąć i powstrzymać swe zainteresowanie.

 

- Tak, Lily?

 

- Nie ważne.

 

- Zadanie. - szepnął ponury barman podsuwając śnieżną kopertę pod dłoń kobiety. Zeskoczyła ze stołka, zaglądając do zawartości koperty. Momentalnie ej różowe usta rozszerzyły się na kształt uśmiechu od ucha do ucha.

 

- To będzie ciekawe. - szepnęła tajemniczo, chwytając brązowowłosego za ramię. - Trzymaj się mocno!

 

*

 

- Szefie! Zadasz ostateczny cios?

 

- Nasze nowe zadanie. - oznajmiła jasnowłosa wskazując na dwie ledwo żywe dziewczęta, próbujące walczyć o swoje nędzne życie z bandą znużonych opryszków. Szatyn czuł, iż Aliet ciągle mu się przygląda. Studiowała uważnie każde jego najmniejsze zachowania, a nawet czekała na coś.

 

- Kim one są? - zapytał ostygłym głosem.

 

- Ona. Ta ciemnoskóra. Tylko ją mamy zabrać. Tamtą zignoruj. Nawet na nią nie patrz. Ta dziewczyna jest nietykalna. Nie pytaj dlaczego, jeśli chcesz przeżyć. - nie pytał. Wiedział, że to nie są przelewki.

 

- No ba! - lider grupki zwyrodnialców rzucił dziewczyną, na którą nie mógł nawet rzucić okiem, w kąt, jak zwykłą zabawką. Dziewczyny ciągle wpatrywały się w siebie. Próbowały się do siebie doczołgać. Próbowały się chwycić za dłonie. Ich czubki palców ledwo się stykały.

 

Płakały.

 

A gdy spojrzałem na zakazaną dziewczyną. Na jej usta wykrzywione w grymasie agonii. Na jej cierpiące brązowe oczy. Na jej blond kosmyki utytłane w szkarłatnej zastygłej cieczy, zlewająca się z świeżą.

 

Lider rozpoczął duszenie ciemnoskórej, a chłopak niczym zahipnotyzowany wpatrywał się w jasnowłosą. Aliet nie mogła tego nie zauważyć. Ba. Doskonale znała przeszłość swojego podopiecznego, doskonale wiedziała kim jest dla niego dziewczyna, której życie zostało oszczędzone.

 

Chłopiec chwycił się za serce wstrzymując oddech.

 

Życie z ciemnoskórej uszło, a Aliet zajęła się jej duszą. Lider podszedł do drugiej dziewczyny, oplatając jej szyję brudnymi dłońmi. Brązowowłosy podszedł do niej, pragnąc musnąć opuszkami jej bladego lica.

 

- Zostaw ją. - usłyszał ostry ton głosy ze strony swojego nadzorcy, a raczej nadzorczyni. Jego dłoń zatrzymała się niemalże przed twarzą Riumi Evron. - Ona jest nieśmiertelna. Nie można ją zabić. - jego serce zabiło mocniej, gdy zagłębił się w jej mętne spojrzenie.

 

- Ale ona tego chce. Czuje to. - ozwał się ściszonym głosem.

 

- Nie ważne! Nie ma jej na liście!

 

- Błagam...Zabijcie mnie. Błagam...- usłyszał jej myśli, zanim straciła przytomność. Grupka opryszków odeszła zacierając za sobą wszelkie ślady. Lily uklęknął przy nieprzytomnej dziewczynie leżącej w kałuży sączącej się z jej ciała, krwi.

 

- Znam ją? - spytał się ni stąd ni zowąd chłopiec z martwymi oczyma, ciągle wpatrując się w bladą twarz brązowookiej.

 

- Kto wie...Znasz zasady. Nie możemy drążyć skąd jesteśmy, kim jesteśmy...- odparła Aliet nie mając najmniejszego zamiaru odciągać praktykanta od niemalże stulatki. W Necropolis postać Evron sięgnęła niemalże legendy. Była jedyną nieśmiertelną ludzką istotą odkąd istnieje pojęcie śmierci.

 

- Zostawimy ją?

 

- A co chcesz zrobić? - szatyn zamilkł chwilę się zastanawiając nad tym czego tak naprawdę pragnął. Wstał otrzepując się z wszelkiego brudu.

 

- Niby nie czujemy...ale...- spojrzał na swoje drżące ręce. - Nie ważne. Wracajmy, Alie. - nie dokończył, gdyż ciemnooka chwyciła go za kostkę. Odzyskała przytomność.

 

- To wy...- wycedziła przez zęby. Zaczęło padać. Czerwnooka aż otwarła usta nie wiedząc co rzec. Zszokowana oniemiała. Doskonale zdawała sobie sprawę, iż wszelkie kontakty z ludźmi są zabronione, a wręcz surowo karane. - Wy jesteście Kurierami, prawda?! Oddajcie ją... - zacisnęła swój uścisk, niemalże przebijając paznokciami warstwę ubrania oraz skórę. - Oddajcie duszę Mei! Oddajcie jej życie! NATYCHMIAST! - ryknęła wściekle, unosząc gwałtownie głowę do góry. Jej twarz była brudna z kurzu, krwi i wszelkich innych nieczystości.

 

- Niemożliwe. Jej los teraz zależy od sądu...

 

- ZAMKNIJCIE RYJE I ODDAWAJCIE JĄ! Weźcie mnie...- błagała płaczliwym głosem, kompletnie zmieniając swoje zachowanie. - Weźcie moje życie zamiast jej.

 

- Riumi Evron, mamy rozkaz ignorowania twojej egzystencji. Oznacza to, iż nie możesz zostać osądzona, a twoja dusza musi pozostać w twym ciele tak długo, aż rozkazy nie zostaną zmienione. Ponadto wszelki kontakt z tobą, jak i innymi przedstawicielami twojego kontaktu są zakazane. Wybacz nam. - oznajmiła oschle jasnowłosa kobieta chwytając swego towarzysza za ramię i szarpiąc go w swoim kierunku, tym samym oswabadzając go z uścisku rozwścieczonej, a jednocześnie załamanej, Evron. Jej usta drżały, a oczy zalały się gorzkimi łzami.

 

- Więc zabierzcie mnie...Zabierzcie mnie do Śmierci.

 

- Niemożliwe. Śmierć wie wszystko. Śmierć widzi wszystko. Śmierć słyszy wszystko. Gdyby Śmierć uznała, że jesteś godna osądzenia...Uwierz mi maleńka, już dawno byś z nią rozmawiała twarzą w twarz. To jest twoja kara. Naprawdę mi przykro, Riumi. - wybuchła nieopanowanym płaczem uderzając wściekle pięściami w brukowany chodnik. Krzyczała, krzyczała i krzyczała. Była już za słaba. Poddała się. - Poza tym nie mamy takiej władzy, by zabrać twoją duszę. Została na nią nałożona klątwa. Musisz to jakoś przeżyć. - szepnęła krwistooka odwrócona plecami do przeklętej dziewczynki.

 

- Przeżyć? - Evron popadła w histerię. Zaczęła chichotać, który przechodził w paranoiczny śmiech. - To nazywasz życiem? To jest udręka. Piekło. Agonia. Nienawidzę tego. Nie dam rady. Jestem za słaba...Nawet nie mogę z sobą skończyć, bo i tak nie umrę! To nie jest życie. To nawet nie jest egzystencja...

 

- Żegnaj. I tak dostatecznie się naraziliśmy. Idziemy, Lily. - pociągnęła go za sobą, jednakże ten się sprzeciwił.

 

- Ona...Znasz mnie? Wydajesz się być znajoma. Moje serce...Czemu ono tak boli? - Aliet przełknęła ciężko ślinę.

 

- Lily, idziemy! - odparła twardo obawiając się do czego może doprowadzić obecny bieg sytuacji. Riumi przyjrzała się twarzy chłopaka.

 

- Wątpię...

 

- One są martwe, jak on. Lily, jeśli się mi sprzeciwisz pamiętaj co cię czeka. Wracamy, już. - szarpnęła go za ramię, zmuszając by szatyn spojrzał w jej czerwone oczy.

 

- Remi...- rzucił wątły chłopiec wprawiając o szybsze bicie serca, Evron.

 

- Skąd znasz to imię?!

 

- Ja...Nie wiem. - odpowiedział zgodnie z prawdą zmieszany młodzik. Aliet nie czekając przeniosła ich dwójkę do Necropolis. - Dlaczego?

 

- Pamiętaj. Moja głowa leci razem z twoją. Ty możesz ryzykować, ja nie mam zamiaru. Gdy zostaniesz pełnoprawnym Kurierem możesz szukać odpowiedzi na swoje pytania. Teraz masz się mnie słuchać jak wierny kundel, jasne?!- spytała ostro, domagając się jednoznacznej odpowiedzi od strony swego praktykanta. Jej długie czarne paznokcie niemalże przebijały cienki naskórek na wątłych ramionach chłopaka.

 

- Ta. - odrzekł z wahaniem. Przeczuwał, iż mimo wszystko Aliet cieszył taki obrót spraw. Że właśnie dlatego biernie przyglądała się jego początkowej reakcji. Wiedziała więcej, niż on sam. - Kim jest Riumi Evron? A raczej czym jest legenda dotycząca jej osoby? - odtrącił

 

- Jedyna nieśmiertelna. Widzisz, Śmierć zazwyczaj nie faworyzuje swoich podwładnych, lecz kiedyś istniał pewien ulubieniec samej Śmierci. Taki szalony Kurier. Więc ten szalony Kurier zapytał się ni z gruchy, ni z pietruchy czemu Riumi Evron nie zostanie osądzona, a jej dusza zabrana? Dlaczego się nie starzeje? I w końcu...czemu nie możemy o niej rozmawiać.

 

- Zabił go za bycie zbyt wścibskim?

 

- Gorzej. Podobno Śmierć nie pamiętała kim jest Riumi Evron, lecz za zbytnie spoufalanie się Kuriera skazał go na nicość. - serce chłopaka podskoczyło pod samo gardło.

 

- Nicość? - jej oczy zalśniły ostrzegawczą wrogością.

 

- Dowiesz się w swoim czasie. Możesz chwilę sam poszwendać się po mieście. Ja muszę załatwić sprawy urzędnicze. Masz kluczę do mojego mieszkania, adres masz na breloku. - rzuciła w jego dłonie na odchodne, odchodząc. Zostawiła go sam na sam z jego mętlikiem myśli. Pędziły pozbawione wszelkich hamulców, jeszcze bardziej się zaplatając. Tworząc jeszcze większy supeł.

 

- Riumi Evron. - wyszeptał, chcąc utrwalić sobie jej osobę w swojej pamięci. - Remi...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • KarolaKorman 01.10.2015
    W tej części było znacznie mniej błędów lub byłam tak zafascynowana czytaniem, że ich nie widziałam :)
    Piękna, wzruszająca opowieść, brawo za pomysł, 5 :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania