Dziś, jutro, nieważne
Pamiętam ten dzień, kiedy trzęsącymi się rękoma starałem się wykręcić żyletkę z temperówki. Pamiętam ten desperacki akt, może miał na celu w być końcu zrozumianym. Pamiętam łzy skapujące na białe płytki. Ciężki oddech. Siłowanie się ze śrubokrętem. Nikt znajdujący się wtedy w mieszkaniu nie mógł spodziewać się mojego kolejnego ruchu. Odkręciłem wodę w umywalce, żeby żaden z domowników nie usłyszał cichego stęknięcia, gdy nacinałem skórę zgodnie z biegiem żyły. Kiedy zobaczyłem krew, poczułem satysfakcję. Zakręciło mi się w głowie. Usiadłem, opierając się o ścianę. Szkarłat zdobiący teraz posadzkę wydawał się być idealnym połączeniem dla pustej bieli. To był moment, który miał zadecydować o moim przeznaczeniu. Łazienka ciemniejąca w oczach mówiła, że to już mój koniec.
Pamiętam to, jakby to było wczoraj, mimo tego, że to wszystko stało się dziś.
***
Witam państwa, kłaniam uniżenie. Po kolejnej kilkumiesięcznej nieobecności znów powracam z nowym tekstem. Jak zawsze, proszę o sugestie poprawek i dziękuję za przeczytanie :D
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania