Dziesiąty krąg
Pachniała ziemią, słońcem i wiatrem. Kwietniową skibą budzącą się do życia, stęsknioną ziaren, marzącą o tchnięciu nowego istnienia w pierwiastki roślin. Niecierpliwą ruchu jaki w niej zapoczątkuje odwieczny cykl. Nagrzana ostrym, wiosennym słońcem i czekająca na osuszający powiew ciepłego wiatru. Pachniała przyrodą.
Trzymałem ją za rękę wędrując przez tą dziwną krainę. Czerwona trawa łąki zdawała się płonąć. Rozgarniana naszymi stopami ścieliła się z sykiem, jakby ogień gniewał się, że go depczemy. Pobliskie krzaki czarnego bzu okadzały duszącym zapachem słów, które mój mózg tłumaczył: Co robisz? Dokąd ją zabierasz? Jej miejsce jest zupełnie gdzie indziej. Zapłacicie obydwoje za tą podróż.
Czy słowa mogą mieć zapach? Mogą. Mogą mieć kolor, wyglądać różnie – dystyngowanie, jak we fraku i cylindrze lub nonszalancko, w podartych dżinsach i powyciąganym t-schircie.
Kocham cię – te mają wygląd wariata poprawiającego poły smokingu i zawiązującego sznurówki w starych adidasach. Są niebieskie jak jej oczy i otulają feromonami dojrzewającej szesnastolatki.
Masz trzydzieści parę lat.
Ja pięćdziesiąt.
Wąska i kręta ścieżka prowadzi pośród szmaragdowych wzgórz. To dziwne, bo obok nas przebiega szeroka, wygładzona droga, po której przesuwa się tłum ludzi. Dziwnie znajomych. I ty, i ja, rozpoznajemy twarze, kłaniamy się, machamy ręką na powitanie, a oni nic. Mijają obojętnie, albo patrzą z politowaniem lub ledwo maskowaną pogardą. Nie dla nas ta droga i akceptacja towarzystwa tłumnej podróży.
Chcecie kurzu, wybojów i szlabanów? Płacić myto na każdym skrzyżowaniu i tłumaczyć się z celu przed każdym pieprzonym policjantem zatrzymującym do kontroli? Oglądać się wiecznie ze strachem, bo może ktoś dogania, przeładowując w pośpiechu wielkie „magnum”? A znacie chociaż cel? - zdaje się pytać ich wzrok.
Tak i nie.
Nasza droga jest prosta i zawsze prowadzi we właściwym kierunku. Czemu nią nie idziecie?
Nie wolno nam. Łamiemy zasady ruchu. Ale jest piękna. Popatrzcie...
Na poboczu rosły przedziwne, tęczowe kwiaty. Splatały się jak dziki bluszcz. Rosły szybko owijając się łodygami, delikatnie muskając kosmkami. Drżały wtedy w jakiej ekstazie, obijały kielichami kwiatostanu, wydając srebrne dźwięki dzwonków. Nuty tęsknoty. Zapach tęsknoty. Wygląd tęsknoty. Piękne.
Dziwna kraina.
W oddali las. Mieszany. Pokręcone sosny, strzeliste buki pokryte raczkującą zielenią i strojne w iglaste suknie, jodły. Po wejściu do niego ogarnął ich zapach butwiejących liści i mokrego poszycia. Ale powietrze było kryształowe, samo pchało się do płuc. Docierając krwiobiegiem do mózgu odpalało pokłady dopaminy. Zamknąłem oczy i przytuliłem ją. Świat zredukował się do przestrzeni między naszymi ustami. Malutki, ale strasznie gęsty świat.
Czyjaś ręka na ramieniu spowodowała, że otworzyłem oczy. Stał przede mną brodaty mężczyzna w długiej szacie, skórzanych ciżmach i w śmiesznej cappucino z nausznikami.
Dlaczego tędy idziecie? Przecież jest wygodna droga?
Czasami trzeba iść trudniejszą.
Po co?
Żeby dojść do nieba. Tamta droga tam nie prowadzi. Jest drogą obowiązku, powszedniości i zasad. Można nią wygodnie iść, ale tam nie ma miejsca dla wariatów. I niepotrzebnie zakochanych.
I sądzicie, że ta was tam doprowadzi?
Tak.
Mężczyzna uśmiechnął się i podrapał po brodzie.
Czyż nie jest tu wkoło pięknie? Właśnie jak w niebie?
Rozejrzałem się zdumiony. No faktycznie, te drzewa, kwiaty, powietrze... Dwa różnobarwne słońca wiszące nad głowami...
Mężczyzna podniósł się.
Ruszajcie.
To dokąd w końcu prowadzi ta droga?
Do waszego miasta. Tam się jeszcze spotkamy.
Wszedł na drogę schylił się i podniósł dwa kamienie.
To na szczęście. Dopóki będziecie je mieli, będziecie razem.
Wzruszyłem ramionami.
Zwykłe, szare kamienie?
Nigdy nie wiesz co jest twoim szczęściem. Czasami najbardziej prozaiczna rzecz na świecie zamienia się w coś innego. Niech każde pilnuje swojego.
Ruszył w stronę lasu, ale przystanął na chwilę i obrócił się.
Aha, i nie śpieszcie się. Niebem jest ta droga, a nie cel.
Miasto też było dziwne. Stare kamieniczki połyskiwały czerwonymi dachówkami i mrugały znajomo szybami w skrzynkowych oknach. Odblask dwóch słońc wydobywał z nich witrażowe efekty. Tylko patrzeć jak się Madonny w nich będą ukazywać! Pomiędzy nimi wyrastały szare pudła socjalistycznych bloków z wielkiej płyty. Zadziwiający melanż starości i siermiężnej współczesności moich lat. Wszystko to pasowało jak pięść do nosa. Ulice też jakieś eklektyczne: kocie łby, kostka i za chwilę połatany asfalt.
Wszystko trochę znajome, trochę obce.
Przemykaliśmy wąskimi uliczkami z dala od głównych arterii i tłumów. Na widok przechodnia odwracaliśmy się do ciemnych ust bram lub przechodziliśmy na drugą stronę ulicy. Skąd ta niechęć i strach?
Czekał na nas na skrzyżowaniu. Cały czas w tym śmiesznym stroju, taki niedzisiejszy, stary, pachnący pleśnią i historią.
Chodźcie.
Weszliśmy w czeluść bramy i szliśmy tunelem. Ściskałem coraz mocniej jej rękę. Czułem jak staje się gorąca i mokra od potu. W ciemności widziałem oczy połyskujące białkami. Wielkie, wystraszone. Mnie samego ogarniał nieuzasadniony niepokój pełzający po trzewiach i przenikający falami do mózgu.
Wreszcie światło. Podwórko otoczone ścianami kamienic, drzwi na pierwszym piętrze i znajomy zapach zalewajki i smażonego schabowego.
Jesteś u siebie.
Wszystko mi mówiło, że tak. I nie. Znowu dziwne miejsce i uczucie. Wszędzie pełno luster i obrazów.
Rozgość się. To twój dom.
Stałem nie ruszając się.
Możesz mi trochę spraw wyjaśnić?
Jeśli tylko będę umiał.
Gdzie ja jestem? Co tu się dzieje? Nie znam tej pięknej krainy, niektórzy ludzie wydają mi się znajomi. Część twarzy pamiętam dobrze, niektóre jak przez mgłę, niektóre są całkiem nieznajome. Podobnie z otoczeniem. Część miejsc pamiętam, część, nie. Czegoś się boję. Wszystko tu trochę inne – piękne i straszne. Trafiliśmy do jakiegoś wybrakowanego nieba stworzonego przez psychodelicznego Boga?
Ty zostań – zwrócił się do niej – i poczekaj. Ktoś się tobą zajmie.
Poczekaj chwilę – Dotknąłem jej brzoskwiniowego policzka. Miała delikatny meszek jak ten owoc. Musnąłem go ustami, a on załaskotał delikatnie nerwowe końcówki warg. Przytuliłem dziewczynę do siebie jakoś tak mocno. Nie wiem czemu tak.
Spojrzałem w lustro i odsunąłem się gwałtownie.
To lustro... -wychrypiałem.
Tak?
Nie ma jej w nim. Jestem sam.
A co w tym dziwnego? To twój dom to i odbicie twoje. Ona zobaczy siebie w swoim domu. W swoim lustrze. Chodź już.
Wyjąłem z kieszeni kamień i położyłem go na szafce stojącej obok. Ona położyła swój.
Pierwszy pokój i lustro zajmujące całą ścianę. Naprzeciwko ogromny obraz Boscha „Piekło”. Poskręcane sylwetki w paroksyzmach bólu i strachu. Uwijające się diabły i porozrzucane narzędzia tortur.
Dziwny gust Boga. Nawet jak na wybrakowane niebo.
W krysztale zobaczyłem pochyloną postać w masce maszkarona. Sterczał z niej długi nos z drewna. Obróciłem się na pięcie i ten w lustrze zrobił to samo. A więc rzeczywiście odbicie.
A cóż to jest? Wyglądam jak jakiś Pinokio.
Jesteś Pinokiem.
Bo kłamię?
Bo kłamiesz i masz dobre serce.
W sąsiednim pokoju wisiało następne, oprawione w ciężką, złoconą ramę. Obok „Mapa piekieł” Botticellego. Znowu chaos postaci, porządek kręgów i szaleństwo kary.
W tafli mały, jasnowłosy chłopiec kuli się na śniegu pocierając zgrabiałymi palcami zapałki o draskę. Chwilowy płomień, trochę światła, ciepła i mrok. I znowu... i znowu. W pudełku tylko kilka zapałek.
Znam tego chłopca. Widuję go w moim albumie z dzieciństwa.
Tu coś się nie zgadza. Nie jestem dziewczynką. Marne nawiązanie do baśni.
A jakie to ma znaczenie? Tak samo marzysz w nędznym świetle zapałek. Tak samo marzniesz w ich złudnym cieple. A ile ich jeszcze masz w pudełku? Ty już nawet pudełka nie masz.
I tak wędrowaliśmy: Dali, Memling, Delacroix, Durer i Brzydkie Kaczątko, które nigdy nie stało się łabędziem, Kubuś Puchatek, który uwielbiał miód. Najlepiej pitny. Jaś skopany po tyłku przez puszczalską Małgosię, czy Kot w butach, mający wysokie mniemanie o sobie, a pozostający tylko wyleniałym futrem bez własnego przypiecka.
Krążyłem zafascynowany zapominając o wszystkim.
Doszliśmy do wielkiej jadalni. Oczywiście pełnej luster i obrazów. Na wielkim, dębowym stole stała błękitna zastawa. Z przyjemnością wciągnąłem w nozdrza zapach ulubionych potraw.
Gdzie ona jest?
Nie ma. Mój przyjaciel odprowadził ją do siebie.
Bez pożegnania?
Pożegnania są smutne. Po co więcej smutku, niż człowiekowi jest przypisane.
Potem ją znajdę.
Z kuchni dobiegał gwar znajomych głosów.
Kto tam jest?
Nie poznajesz? Twoja żona i dzieci.
Rozsiadł się wygodnie na krześle.
Dokończmy wyjaśnienia. Wszystko co widzisz i spotykasz, to twoje wspomnienia. Życia, snów, marzeń, przeczytanych książek, ulubionej muzyki. Niektóre są świeże i wtedy pamiętasz je dobrze, stare są wyblakłe i schowane za mgłą. Miejsca też są projekcją pamięci. Byłeś, śniłeś...
Chwileczkę. Niektórych nie znam na pewno. Nic mi nie mówią.
To jej świat wspomnień. Połączyliście je. Wyjątkowo silnie związało was uczucie. Ale to nie zmienia faktu, że jest niemożliwe. Ten świat czasu, w którym jesteśmy, też składa się z ludzi. A tam, gdzie są ludzie, obowiązują ludzkie zasady, normy, moralność czy obowiązek. Piękno nie zwalnia nikogo od ich przestrzegania. Nie chcieliście iść szeroką drogą z innymi, ale nie myślcie, że dzięki temu jesteście ponad nich.
Splótł ręce i położył je na blacie. W pobrużdżonej wiekiem twarzy widziałem konglomerat uczuć: stanowczości, rezygnacji i zamyślenia. Rozterki? Wątpliwości?
Gdzie ona jest?
Już mówiłem. W swoim domu. Z mężem i dziećmi. Jedzmy.
Znajdę ją.
Próbuj. Cuda zdarzają się niezależnie od miejsca gdzie jesteś. Nawet w krainie nieskończonego czasu, czasami zakrzywia się czas i przestrzeń. Tylko po co? Świat widział tyle rozstań, cierpień, łez, goryczy i trwa. Z waszym też będzie istniał.
A nasza miłość?
Tu nie ma to znaczenia. Mieliście swoje niebo. Mówiłem, że jest nim droga, a nie cel. Jedzmy, bo wystygnie.
W milczeniu zdjąłem pokrywki z zastawy. Kurwa mać! Zupa dyniowa i królik z brokułami! Nienawidzę tego!
Co jest? W cały domu tak pięknie pachniało!
Nic nie jest takie jak się wydaje. Nie tutaj i nie tobie.
Zerwałem się od stołu i pobiegłem do przedpokoju. Do dupy to wszystko. Muszę biec do niej. Tylko adres. Adres.
Jaki adres?
Stał za mną. Przygarbiony. W jego oczach widziałem współczucie.
Na szafce leżał kamień. Jeden. Nie był już szary. Lśnił niesamowitym blaskiem. Grały w nim załamania światła, refleksy kolorów iskrzyły ciepło, pieszcząc oko, wwiercając się w głowę i wywołując dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Czysty diament!
Co to jest?
Twoje najpiękniejsze wspomnienie.
Do dupy z takim niebem! - Szarpałem drzwi, które nie chciały się otworzyć. - Jest pięknie, kolorowo i przewidywalnie. A nic nie jest tak jak chcę. Nawet jedzenie. Nie chcę. Wsadź sobie gdzieś ten kamień. Ją chcę. Nawet Bóg nie może być takim popaprańcem, żeby stworzyć coś takiego... bezdusznego.
Złapał za moją rękę szarpiącą drzwi.
Niebo nie jest skrojone na miarę twoich oczekiwań, tylko tego co robiłeś. Zresztą... - Parsknął - To ty cały czas mówisz o niebie.
Wykonałem kilka głębokich oddechów. Nacisnąłem ponownie klamkę. Cholera, te drzwi otwierały się na zewnątrz!.
Dawaj adres.
Pokręcił przecząco głową.
To nie jest miejsce o jakim myślisz. Tu nie będzie dobrze.
To gdzie ja jestem, do kurwy, nędzy?!
W najgłębszej czeluści piekła. Nawet ja się nie odważyłem opisać tego kręgu... Aha, nie przedstawiałem się. Alighieri. Dante Alighieri.
Musiałem mieć strasznie głupią minę.
Nie ma nic gorszego, niż cierpieć w otoczeniu piękna, znajomych twarzy i miejsc. Mieć szczęście na odległość ręki i nie móc dosięgnąć. Dziesiąty krąg. Nazywa się „Niespełnienie”.
Dwa słońca pieściły moją twarz. Pod zamkniętymi powiekami wirowały kolorowe kręgi. Ludzie przemykali obok mnie, potrącając i mrucząc pod nosem, że blokuję przejście. Idźcie już. Omińcie i nie zwracajcie uwagi.
Ruszyłem przed siebie. Cuda się zdarzają. Nawet na samym dole piekła.
Komentarze (86)
Tu jest pełno skojarzeń, a całość jest formą fantasagorii, więc stąd inny zapis dialogów, które po prostu mogły się nie wydarzyć.
Zpewne na wasne życzenie i nie mam do nikogo pretensji.
I do szafa piekielnegi i do dyrektora niebios.
Co sobie zafndowałem, to opisuję jak umiem.
Co innym - to można im współczuć.
Dziesiąty krąg.
Bardzo mi sie podoba ten tekst; czytalam sobie juz dwa razy, odkad sie pojawil. Juz sam pierwszy akapit mnie urzekl specyficzną, dopracowaną estetyką. Ja tak mam, ze lubie dłubać w tekscie, i czasem ta strona ornamentyki slownej wydaje mi sie ciekawsza niz sama tresc.
Tutaj sa przepiekne opisy.
O, to jest np. bardzo udany moim zdaniem fragment:
'Czy słowa mogą mieć zapach? Mogą. Mogą mieć kolor, wyglądać różnie – dystyngowanie, jak we fraku i cylindrze lub nonszalancko, w podartych dżinsach i powyciąganym t-schircie.'
Do tego calosc pracy okreslilabym jako tajemniczą, a to mnie zawsze przyciaga. I albo jest to tekst dosc osobisty, albo udatnie zbudowano taki wlasnie, troche zamkniety nastroj.
Jest tez symboliczno-onirycznie, troche basniowo. No, doczekalam sie czegos na miare tego-mojego-Twojego-ulubionego - "Trzech bulek i serka".
"muskając kosmkami. " - kosmykami* ?
"Wszedł na drogę schylił się i podniósł dwa kamienie." - rozwaz dodanie przecinka po 'drogę'.
Obejrzalam sobie tez te obrazy, ktore wisialy w domu :).
Ten fragment takze bardzo mi sie spodobal:
'A jakie to ma znaczenie? Tak samo marzysz w nędznym świetle zapałek. Tak samo marzniesz w ich złudnym cieple. A ile ich jeszcze masz w pudełku? Ty już nawet pudełka nie masz.'
"Próbuj. Cuda zdarzają się niezależnie od miejsca gdzie jesteś." - przeciwnek przed 'gdzie', ale cale zdanie troche nie brzmi. Miejsca, w ktorym jestes - tak byloby wg. mnie zgrabniej.
Koncowka taka..nadziejna.
Bardzo mi sie podobalo. 5.
To faktycznie osobisty tekst, gdzie zdarzenia wbudowane są w fantasmagorię.
Uważm go za jeden z moich najlepszych, więc pewnie dlatego przeszedł tu raczej bez echa.
Pozdro :)
Dołożyłaś jż punkty :)))
Niemożliwe!!!
Na takim poziomie Eka nigdy nie fnkcjonowała.
Ale obciach!
Pozdrawiam... Kropeczkowo ::))
Kolejny hejt się pojawił.
Uzasadnij, baranie.
Ty nawet myślenie masz do bani. I tak to nie trafi do Biblioteki Jagiellońskiej.......
Pozdrawiam.
Pięknie zasadnił.
Pozdrawiam. Dziesięć.
A, i pisze się UZASADNIŁ.
Taki z gatunku klinicznych.
Fajnie się tu rozmawia o literaturze.
Ja naprawdę uważałem Cię za kogoś na dużo wyższym poziomie.
Dla mnie już nie istniejesz, to możesz tylko te jedynki anonimowo dawać, bo na tyle Cię stać.
składanie boskie z tobą Mireczku
A życia nie znasz i narodu tutejszego?
Równać zawsze trzeba w dól.
Reflektujesz skarbie na na te cyfry? :)))
Pozdrawiam więc serdecznie :)
To proste jak trzynastka na fiucie.
Problem polega nie trafianiu w beton intelektualny, ale jak to uczynić takim trzynastocentymetrowcem?
Przeraża mnie skala zjawiska, oni chcą tylko duże!
Podobać się nie nie musi, ale ... Prawo czytelnika
Ale nie myśleć o tym by mogli :)
To smutne, dwie pierwsze portalowe damy, wrażliwe na krzywdę innych, na szykany, na ataki, zawsze gotowe wyrazić "życzliwe" uwagi prosto ze swych dojrzałych serduszek, tak ostro przeciwne gównoburzom.... Brawo, drogie panie. Brawo. Gratuluję wam tej "dojrzałości". Taki sens w tym pisaniu, jak i w waszych komentarzach. Żenada.
Nie ma z kim i gdzie,ale jak pięknie są obecni np. u mnie.
To tylko zawiść, ale jakże patologiczna.
Więc nie porozmawiamy
Nic nie masz mądrego do powiedzenia,
Zwykły hejt.
Zawsze piszę o jakości literatury, a nie o osobie.
To oczywiście subiektywne zdanie, ale nie dam się wciągnąć w personalia.
Tak zrobił Nachszon, za co on powinien wylecieć.
Oceniać za autora, nie za tekst?!
Nie oceniać, bo autor...?
Kompletna durnota.
Wam też kochane trole dziękuję za wizytę i ocenę emocjonalną i merytoryczną tekstu.
Już wiem, kto tak pięknie grasuje pod moimi tekstami.
Wystarczy napsać - Nie podoba się, bo... a więc nie podoba sie.
Po prostu szkoda dobrych mózgów do złej gry. :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania