Dziwny Dom Pośród Lasostepowych Ogrodów I Dwupiętrowy Zamek, Gdzie Śpiewały Chóry Z Innego, Lepszego Świata

"Dziwny Dom Pośród Lasostepowych Ogrodów I Dwupiętrowy Zamek, Gdzie Śpiewały Chóry Z Innego, Lepszego Świata"

 

gatunek: sny/czas wolny/fantastyka/podróże/surrealizm

 

Nieduże miasto na wybrzeżach rozległego oceanu. Późne lata dwutysięczne.

 

Około dwudziestopięcioletni Podróżnik, wraz ze swoimi rodzicami mającymi po mniej więcej pięćdziesiąt lat, o zachodzie słońca jechał starodawnym, kanciastym samochodem osobowym w głąb tajemniczego, gigantycznego kontynentu. Nagle pojazd wjechał w dziwne, świecące kółko, które niespodziewanie wyrosło na drodze. Zmieniało kolory, grało, gwizdało i buczało. Pojazd nagle zniknął, po czym znalazł się pośród rozległych lasostepów, sadów, ogrodów, pól oraz łąk, a było wtedy popołudnie. W pewnym momencie, ludzie zauważyli tajemniczy dom, wyglądający na raczej stary i zaniedbany. Zatrzymali się około dwieście metrów przed nim.

 

— Co się stało? — spytał zdezorientowany Podróżnik.

— Nie wiem — odpowiedział tata Podróżnika, również zdziwiony niecodzienną sytuacją.

— Może znaleźliśmy się w rzeczywistości równoległej? — zastanawiał się Podróżnik.

— Możliwe. Ciekawe, co tu może żyć. Może zjawy o zielonej karnacji, kosmiczne dwunożne owady, albo istoty, które potrafią stać się niewidzialne? — spytał retorycznie tata Podróżnika.

— Jedyną możliwością, aby to sprawdzić, jest pójście i sprawdzenie tego z bliska — stwierdził Podróżnik.

 

Poszukiwacz przygód i jego rodzice wyszli z samochodu. Podeszli do budynku, po drodze mijając kilka otoczonych pokrzywami wraków starych maszyn rolniczych, mających po dwadzieścia kilka lat, albo i więcej. Otworzyli drzwi i weszli do środka. Wnętrze domu zawierało kilka dosyć przestronnych pomieszczeń, które wydawały się trochę zaniedbane, oraz były pełne różnych staroci i dziwnie wyglądających przedmiotów, jakby z nieco dawniejszej epoki. Podróżnik przeszedł z salonu do pomieszczenia będącego połączeniem gabinetu i sypialni, usiadł na kanapie, włączył telewizor oraz konsolę do gier. Przez kilkanaście minut pograł w symulator podboju kosmosu przez jedną z kilku różnych fikcyjnych cywilizacji pozaziemskich, po czym wyłączył urządzenia i wrócił do salonu.

 

— Musimy szybko wracać do domu, bo tam daleko w lesie spaceruje grupka dziwnych, świecących, trójwymiarowych jakby kleksów albo blobów! — zauważyła przez okno zaniepokojona mama Podróżnika i natychmiast ostrzegła resztę, po czym cała trójka szybko wyszła z domu, pobiegła do samochodu, wsiadła oraz w ostatniej chwili odjechała. Wtedy firany w budynku pokryły się karaluchami, komarami, muchami i ćmami, a podłogi drobnymi gryzoniami, podczas gdy przez okna wślizgnęły się cztery dwumetrowe ślimaczyska, które następnie przeobraziły się w dwunożne, wyprostowane, przerośnięte owady, jakby szarańczaki.

 

Trójka wędrowców wróciła tą samą drogą, którą przyjechała. W międzyczasie, przedostała się do świata, z którego pochodziła. Tym razem, nie było widać żadnych świecących kółek, wiszących tuż nad jezdnią, ale za to gwiazdy fruwały po niebie o zachodzie słońca, formując wraz z księżycem różne zadziwiające figury geometryczne. Wreszcie, jakimś cudem cali i zdrowi, ludzie wrócili do domu. Od razu zaczęli planować kolejny niezwykły wyjazd w nieznane.

 

Jednego razu Podróżnik, posiadający międzywymiarowe i międzygalaktyczne znajomości w różnych częściach zadziwiającego świata, wyszedł na barwne oraz pełne wesołej muzyki ulice swojego miasta. Odwiedził piękny, starodawny, dwukondygnacyjny, baśniowy zamek, znajdujący się w zabytkowym centrum miejscowości, a tam nieoczekiwanie zastał koncert unikalnej, mistycznej muzyki, gdzie śpiewały trzy kilkunastoosobowe chóry osób w jego wieku i do około piętnastu lat starszych. Przeszedł przez starożytno-śródziemnomorski ogród, zawierający mury, owocowe żywopłoty, palmy, murowane łuki, betonowe pawilony, kamienne kolumny, pozłacane bramy ze stali nierdzewnej, drewniane ławki, stoły piknikowe, huśtawki, hamaki i fontanny. Skierował się do bocznych wrót, przez które przedostał się do olśniewającego wnętrza zapierającej dech budowli.

 

Podszedł do kilkunastoosobowego chóru, stojącego i śpiewającego w przedniej części zadziwiającej budowli, a wtedy przez kilka minut zaśpiewał wraz z nimi, potem wszyscy razem zagrali na różnych niewielkich, unikalnych instrumentach, następnie zatańczyli. Byli szczęśliwi, zadowoleni. Dodatkowo, zastani przez mężczyznę artyści, pochodzący z innego, lepszego świata, posiadali lśniące, srebrno-złote skrzydła, podobne do łabędzich. Potem człowiek zaśpiewał, zagrał i zatańczył z drugim, takim samym chórem, stojącym po przeciwnej stronie od poprzedniego. Istoty fruwały oraz machały skrzydłami, z których sypał się lśniący i świecący pył, wyglądający jak gwiazdki spadające z nieba.

 

Następnie nadeszła pora na trzeci chór, a ten znajdował się na wyższej kondygnacji, do której prowadziły eleganckie, podwójne schody spiralne. Po zaśpiewaniu, zagraniu oraz zatańczeniu w powietrzu wraz z trzecią grupą międzywymiarowych artystów i artystek, Podróżnik nagle przeobraził się w ibisa, po czym wyfrunął przez strzeliste okno, a wtedy poleciał do innej czasoprzestrzeni, wyglądającej podobnie do czasów starożytnych, ale znacznie od nich pozytywniejszej, wielokrotnie wręcz. Przefrunął nad majestatycznym wybrzeżem potężnego oceanu. Rozejrzał się, a wtedy znalazł dosyć duże, plażowe miasto. Wylądował na dachu zamku, znajdującego się w dużym parku, umiejscowionym między sielankowymi przedmieściami a wielkim morzem.

 

Spotkał kilkadziesiąt zadziwiających postaci z różnych wymiarów, a wtedy znalazł się w niezwykłej czasoprzestrzeni, gdzie zachód słońca trwał w nieskończoność. Przeszedł się z nimi po ulicach sielankowego, majestatycznego miasta, a następnie zaśpiewał i zatańczył z nimi niedaleko wielkiego basenu kąpielowego, znajdującego się na rozległym centralnym placu, otoczonym murami, żywopłotami, palmami, kamiennymi pawilonami i eleganckimi rzeźbami, przedstawiającymi istoty podobne do ludzi i różnych zwierząt. W tajemniczej piwnicy, ukrytej pod jedną z figur, znalazł mnóstwo starożytnych zwojów papirusowych.

 

Wrócił na powierzchnię. Ponownie przefrunął się wzdłuż plaży. Wtedy nagle napotkał kilkadziesiąt pelikanów oraz flamingów, tańczących niezwykły taniec w wielkim kręgu. Z nieba powoli zleciało słońce, księżyc i pięć wesołych, beztroskich gwiazdek, które następnie spacerowały z mewami po niebiańsko wygodnej oraz przyjemnej w dotyku plaży, a potem wraz z krabami biegały i skakały po przybrzeżnych skałach.

 

Ibis postanowił pofrunąć na daleki tropikalny archipelag. Tam przeżył kolejną wakacyjną wakacyjną, relaksującą i odprężającą przygodę, podczas której z zespołem tukanów oraz pawianów zagrał na bębenkach. Pawie piały z zachwytu.

 

Koniec.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania