Dziwny to był człowiek część 7
Na miejsce spotkania dotarli przed czasem. Ares, od spotkania ze Śmiercią zamknął się w sobie i dużo myślał. Nigdy nie posądzałby Sokoła, którego znał od zawsze, że kolaboruje z Rosjanami. To uwłaczałoby jego honorowi, który, jak się wydawało, zawsze był dla niego ważny. Pochodził z rodziny, od pokoleń uczestniczącej w wojnach. Ojciec w Drugiej Wojnie Światowej, dziadek w pierwszej. Ponoć jego prapradziadek walczył w powstaniu listopadowym.
Justyna widziała zmianę w zachowaniu Aresa i postanowiła zostawić go w spokoju, nie chcąc pogarszać sytuacji. Zastanawiała się, co takiego mogło stać się w tamtym domu, co tak na niego wpłynęło. Gdy sierżant pakował słoiki z dżemami do plecaków, poszła, rozejrzeć się w środku. Piwnica była na tyle mała, że dwie osoby przeszkadzałby sobie, dlatego Ares i tak kazał jej wyjść.
Dom nie wyróżniał się niczym szczególnym. No, może było w nim mniej pyłu niż w innych, ale nic ponad to. Zajrzała do kuchni, w której jak sądziła spędził najwięcej czasu. Znowu nic. Gdy Ares krzyknął z dołu, że skończył, wzruszyła ramionami i wyszła. Uznała, że to tylko chwilowa fala smutku, która go ogarnęła. Możliwe, że podsycana alkoholem. W końcu świat już nie istniał. Przynajmniej nie taki, jak wcześniej. Każdy mógł przywołać nostalgiczne wspomnienia. Rodziny, których już nie ma, martwi przyjaciele.
W kilkadziesiąt minut po nich na miejsce spotkania dotarł również Żbik, z resztą grupy.
- Długo czekacie? – zapytał, gdy się zbliżył.
- Nie. Mogliście jeszcze trochę pozwiedzać – odpowiedział ze złością w głosie Ares.
- Uspokój się, przecież nic się nie stało.
- Powinniśmy być już kilometr stąd.
- Ale…
- Nie ma ,,ale”. Ruszamy – powiedział, ucinając tym samym wszelkie odpowiedzi.
Żbik zaczekał, aż Ares się oddali, po czym zapytał Justyny:
- Co mu się stało?
- Nie mam pojęcia. Przeszukiwał dom, nie wychodził bardzo długo, więc po niego poszłam. Siedział przy stole z wódką w ręce.
- Skąd on miał wódkę? Myślałem, że już żadnych nie ma.
- Chyba jeszcze troszkę ma. Możesz poprosić.
- Kiedy jest w takim stanie? Chyba żartujesz.
- Plus jest taki, że mamy trochę jedzenia. Nie za dużo, ale zawsze coś…
- Może poczekam, aż ochłonie i zapytam go, co się stało.
- Jak już się dowiesz, to daj znać.
- Mhmm – odpowiedział mrukliwie, po czym dodał, mówiąc do siebie. – Skąd on ma wódkę? Następnym razem sam pójdę w poszukiwaniu żarcia.
**
- Sokół, zbieraj się – powiedział Ares, zakładając plecak. – Pójdziemy naprzód. Godzinę drogi stąd jest autostrada A4. Sprawdzimy, czy jest bezpiecznie, żeby przez nią przejść.
- A my? – zapytał Brando.
- Zaczekacie dwie godziny. Jeśli nie wrócimy, pójdziecie na zachód, omijając drogi najdłużej, jak będzie się dało. Potem, będziecie zdani na siebie. Na waszym miejscu trzymałbym się planu.
- Jasne, znam się na tym – powiedział Żbik. – Idźcie już i wracajcie szybko.
Ares od samego początku narzucał duże tępo. To wymuszało wyrównanie oddechu, co niwelowało ilość pytań, które mógł zadawać Sokół. Zatrzymali się na linii drzew, obok drogi, godzinę później.
- O co chodzi? – zapytał Sokół, czyszcząc okulary lornetki.
- Czemu o coś ma chodzić?
- Czemu jesteśmy tu we dwóch? Zawsze, jak chodzi o zwiad, wysyłasz mnie samego.
- Ta droga jest niebezpieczna.
- Przestań pieprzyć. O co chodzi?
- Pamiętasz tamtą noc?
- Którą?
- Pod Łańcutem.
- O co ci chodzi?
- Nie uważasz, że to dziwne? To, że ruscy wiedzieli co robimy? Gdzie się przemieszczamy?
- Myślisz, że sztab od początku działał z ruskimi?
- Nie. To nie był sztab. Rozkazy były zbyt często zmieniane, na bieżąco, przeze mnie. To był ktoś wewnątrz.
- Jednostki? To niemożliwe, żaden spadochroniarz nie mógłby…
- A jednak.
- Cholera…
- Dość już gadania. Wiem, że to ty.
- Co?! – Ares milczał. - W mordę, posłuchaj! Znamy się od lat, przecież wiesz, że ja nigdy… - ale nie dokończył. Kula z Beryla trafiła go w pierś. Upadł na kolana.
Strumyk krwi zaczął sączyć się z ust Sokoła. Upuścił na ziemię lornetkę, którą jeszcze przed chwilą czyścił z szarego pyłu. Chwilę później sam leżał na ziemi, w szybko powiększającej się kałuży krwi, mieszającej się z pyłem.
- Doskonała robota – odezwała się Śmierć, materializując się nagle, za ramieniem Aresa.
- Był moim przyjacielem.
- Przestał nim być, gdy cię zdradził.
- Nie powinienem był…
- Zamknij się! Doskonale wiesz, że musiałeś. Kto już raz zdradził, nie zawaha się po raz drugi. Skąd wiesz, czy nie współpracował z mechanikami? Nie mówił im, gdzie jesteście?
- A mówił?
- Nie mogę zdradzić za dużo. Co powiesz reszcie, o Sokole?
- Że natknęliśmy się na mechaników.
- Zły pomysł. Ty też byś nie żył. Oni są bystrzy, może Brando i Żbik by na to przystali, ale Justyna jest spostrzegawcza.
- Więc powiem, że to byli włóczędzy. Chcieliśmy z nimi porozmawiać i wyszliśmy na drogę z białą chusteczką, a oni otworzyli ogień.
- Może być.
- Dlaczego nie możesz zdradzić za dużo?
- Opowiedz mi o swojej żonie.
- Co?
- O żonie.
- Co ci do niej?
- Kochałeś ją?
- Tak.
- A ona ciebie?
- Też. Czego chcesz?
- A gdybym ci powiedziała, że zdradzała cię?
- Nie uwierzyłbym.
- Tak, jak nie uwierzyłeś z Sokołem?
- To była inna sytuacja.
- Inna, mówisz?
- Nie mogłaby… przecież mnie…
- Kochała?
- Kto?
- Ho, ho! Więc jednak zdecydowałeś się mi uwierzyć.
- Gadaj!
- A gdyby to był Żbik?
- Żbik pieprzył moją żonę?! – Śmierć tylko się uśmiechnęła. – Jeśli kłamiesz, zabiję cię!
- Zabijesz Śmierć? - zapytała tylko, po czym zniknęła.
Komentarze (8)
Bardzo mi soę podoba świat który stwożyłeś. Jest naprawdę wspaniały.
nawet sobie nie żartuj, że ta historia ma się skończyć, zostawiam zasłużone 5 i nie przyjmuje do wiadomości, że niedługo skończy się świat, w który tak świetnie stworzyłeś i mnie w niego wprowadziłeś
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania