Poprzednie częściDziwny to był człowiek część 1

Dziwny to był człowiek część 9

Ares nie zdawał sobie sprawy, że obserwuje go jeszcze jedna para oczu. Justyna, w chwili, kiedy ciało Żbika padło na ziemię zaczęła powoli wycofywać się do obozu. Nie mogła zrobić żadnego fałszywego ruchu, bo też mogłaby zginąć tej nocy. Bardzo korciło ją, żeby zacząć biec, ale powstrzymała się.

Obudziła Brando i powiedziała mu pokrótce, co widziała. Pospiesznie zebrali swoje rzeczy i zagasili ognisko, żeby Ares nie zorientował się od razu, że ich nie ma. Justyna przeszukała plecak Aresa i znalazła Beryla. Dodatkowa broń zawsze się przydaje.

- Mamy jeszcze trochę czasu. Pewnie schowa gdzieś ciało, zanim wróci. No i będzie musiał zmyć krew.

- Dlaczego on to zrobił?

- Nie wiem. Widziałam tylko, jak rozmawia sam ze sobą, po tym wszystkim.

- Oszalał?

- Nie wiem, może. Wolę go o to nie pytać.

- Gdzie pójdziemy?

- Przez drogę A4.

- A Sokół? Czy to nie jest niebezpieczne?

- Jestem prawie pewna, że Ares stoi też za śmiercią Sokoła. Tam nikogo nie było, a nawet jeśli, to jestem gotowa zaryzykować. Idziesz ze mną, czy zostajesz?

- Jasne, że idę.

W stronę drogi A4 ruszyli truchtem. Ciemne chmury na niebie zasłaniały księżyc, pozbawiając ziemi źródła światła.

- Uważaj na nogi. Jak skręcisz kostkę, nie będę cię niosła. Zostaniesz tutaj, a on cię znajdzie.

- Jasne.

Po chwili zniknęli, jakby pochłonięci w ciemnościach lasu.

 

**

 

- Pamiętasz jeszcze swojego synka? – zapytała Śmierć, kiedy Ares skończył chować ciało Żbika pod stertę starych, podgniłych liści i pyłu.

- Czego jeszcze ode mnie chcesz?! Zostaw mnie w spokoju!

- Wiesz, kto był tym żołnierzem, który wystrzelił?

- Spierdalaj!

- Ten, którego dziś nazywasz… Brando.

- Niemożliwe! On był tramwajarzem!

- Bo go wyrzucili z jednostki. A wiesz, co jest w tym wszystkim najzabawniejsze?

- Łżesz!

- Że Justyna była wtedy w wyposażeniu. To ona dała ostrą amunicję.

- Łżesz! To nie jest prawda, bo to niemożliwe! Niemożliwe, rozumiesz!

- Pamiętasz ciężar jego ciała, kiedy umarł? Pamiętasz ciepło jego krwi, która połączyła się z twoją, kiedy kula przeszyła go na wylot i wbiła się w twoją pierś? Nawet ci nie powiedzieli kto strzelił.

- To był wypadek.

- Tak twierdzisz… ale czy masz pewność?

- Tak było w dokumentach…

- Dokumenty… a może sztab chciał cię zostawić w armii za wszelką cenę i wiedział, ze chcesz odejść z powodu syna? Może byłeś cenniejszy niż twój syn?

- Dość! Skąd ty to wszystko możesz wiedzieć?!

- Jestem Śmiercią. Wiem wszystko. Jeśli chcesz ich dostać, spiesz się. Uciekają, bo wiedzą, co zrobiłeś ze Żbikiem. Boją się zasłużonej kary.

- Dokąd idą?

- Będą przechodzić przez drogę. Zatrzymają się w starej wiacie, pod którą przechowywane było drewno, jakiś dzień drogi stąd. Mają twoją broń.

- Poradzę sobie z nimi. Poradzę sobie z każdym. Każdym, kto zabił mojego syna.

- Mam nadzieję – odpowiedział już tylko dochodzący z daleka głos.

 

**

 

- Zatrzymajmy się tu. Nie mam już siły iść dalej – powiedział Brando, wskazując ręką na wiatę. – Idziemy bez przerwy już dwadzieścia godzin.

- On też.

- Zapada noc. Może przerwie poszukiwania. Poza tym, skąd miałby wiedzieć, w którą stronę iść? Ziemia była zamarznięta, więc nie zostawiliśmy śladów.

- Mehh, sama nie wiem. Dobrze, ale nie zostaniemy dłużej, niż kilka godzin.

Rozłożyli swoje rzeczy między grubymi balami spróchniałych drzew, które przechowywane były w wiacie. To pewnie były chore drzewa, wycinane przez leśniczych, przeznaczane potem na sprzedaż. Takie działanie zapobiegało występowaniu epidemii wśród roślin.

Zrezygnowali z ogniska. Niebezpieczeństwo, że Ares je zauważy było zbyt duże. Położyli się tylko i przykryli grubymi kocami.

- Co zrobisz, jak to wszystko przeżyjesz? – zapytał Brando.

- Co masz na myśli mówiąc ,,wszystko”?

- No… Aresa. Kiedy ten świat wróci do normy, tak jak było kiedyś.

- Chciałabym zacząć żyć normalnie. Odbudować to, co ten świat zniszczył w mojej psychice. Chciałabym zapomnieć… ale…

- Ale?

- Ale nie dożyję tego momentu.

- Czemu tak myślisz?

- Ja to wiem. Pewnie zginę w jakimś rowie, rozszarpywana przez wychudzone zwierzęta, zapomniana przez świat. Czytałam kiedyś książkę, chyba Cormaca McCarthego. Znalazłam tam takie słowa: ,,Każda droga wiedzie do śmierci. Albo jeszcze czegoś gorszego” . Wszystko ma jeden kres i ja dotrę do niego, zanim świat na nowo się odrodzi.

- A ja wciąż mam nadzieję. Wciąż wierzę w miłość i przyjaźń. Te wartości nie mogły tak po prostu zniknąć. Były z nami od zawsze i nie można ich… zabić. Zawsze trzeba mieć nadzieję. Jak to ktoś kiedyś powiedział: ,,Nadzieja jest najcenniejszą towarzyszką życia” .

- Ładne. Kogo to?

- Nie pamiętam. Kiedyś tak mi się obiło o uszy i zostało.

- Chciałabym tak uważać.

- Nie trać nadziei, a może kiedyś odnajdziesz drogę, której szukasz.

- Nawet nie wiesz, jakbym chciała, ale chyba nie dam rady.

- Nie mów tak, bo nie dasz.

W tej chwili oślepił ich straszliwy blask. Nie mogli zobaczyć nic, choć ich oczy starały się łapczywie na czymś skupić. Biel zalała wszystko dookoła.

- Co jest?! – krzyknął Brando. Później wszystko zawirowało i znikło.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • levi 03.01.2016
    robi się co raz tragiczniej, zostawiam 5 i czekam niecierpliwie na następny rozdział
  • Dziękuję bardzo :)
  • ausek 03.01.2016
    Nadgoniłam wszystkie zaległe części i czekam na kolejną. :) 5
  • Bardzo się cieszę :) dziękuję za ocenę :)
  • Pan Nikt 03.01.2016
    No to 5 ;) Ta część o wiele lepsza.
  • Dziękuję, dziękuję :)
  • elenawest 03.01.2016
    Fajne ;-) 5, chociaż znalazłam kilka błędów
    "nie możliwe"- razem
    "ze"-że
    "przeszła"-przeszyła
  • Bardzo dziękuję :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania