E.
Elwira była zwykłą życiową sierotą. Do pracy przychodziła codziennie w leginsach. Nie lubiłyśmy się.
Może i na kasie dawała sobie radę, ale do sprzątania miała dwie lewe ręce. Brudas. Totalny brudas.
A to plamy były na jej bluzie od herbaty, a może kawy... To oczko jej puściło w rajstopach na ścięgnie. Taka sierota życiowa. Kiedyś poprosiłam by narysowała śmierć, bo śliczne rysunki robila. Rysowała twarze i naprawdę ładnie jej to wychodziło. Patrze i patrzę wtedy na tę śmierć, a ona narysowala wyciagniętą dłoń z toporem...
Pewnego dnia poczęstowała mnie flakami z wołowiny - przyniosła do pracy. Podobno sama robiła, ale zadałam pytanie.
- Czy to danie jest czyste?
- Co to znaczy? - spytała skonsternowana.
- No czy jest czyste jak ty? Bo czysto chodzisz ubrana.
- Warzywa umyłam granki i sztućce były czyste, czyste ręce. O co chodzi? Nie rozumiem.
-Ach, już nic.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania