Egzekucja
Cezary wracał piechotą do domu pogrążony w ciemnościach nocy, zmęczony po ciężkim dniu. Jego praca nie należała bowiem do łatwych. Dzień w dzień musiał mierzyć się ze sprawami, które swoim poziomem trudności przerastały możliwości większości społeczeństwa. Cezary cieszył się, że wraca wreszcie do swojej starej kawalerki. Szedł pogrążony w myślach. Dosłownie dziś o świcie kurier dostarczył do jego mieszkania paczkę, jednak z uwagi na poranny brak czasu pakunek pozostał leżąc na stoliku i oczekując otwarcia.
Cezary skręcił w boczną uliczkę. Latarnie przy tej drodze nie działały już od kilku tygodni, więc zwolnił kroku aby przypadkowo nie ulec potknięciu. Panowała prawie całkowita ciemność, jednak nawet w takich warunkach niemożliwym było przeoczenie trzech odzianych w czarne garnitury i noszących kapelusze w tym samym kolorze mężczyzn, stojących przed wejściem do jakiegoś budynku, kończących właśnie dopalać papierosy. Panowie nie odzywali się do siebie słowem, jedynie wymieniali spojrzenia.Cezary, gdy tylko ich minął, przyspieszył kroku. Naturalnie, bał się tych mężczyzn. Wszyscy byli wyżsi od niego; uważał, że woli nie prowokować losu i szedł dalej bez odwracania się, ale za to bacznie nasłuchując odgłosów kroków.
Kiedy wszedł w następną uliczkę napotkał grupkę podobnie wyglądających mężczyzn, również palących papierosy. Jeden z nich właśnie wyrzucił peta i wyciągnął z kieszeni kolejnego papierosa. Chwycił Cezarego za ramię i spojrzał na jego twarz chłodnym, przeszywającym na wylot spojrzeniem. Cezary uznał, że ten człowiek prosi go o zapalniczkę. Sięgnął do kieszeni kurtki, po czym wymownie pokręcił głową. Pan w garniturze puścił go i oparł się plecami o mur budynku.
Cezary przyspieszył kroku. Czuł, że ktoś za nim podąża, mimo że nie słyszał odgłosu kroków, jednak z jakiegoś powodu postanowił nie odwracać się do tyłu. Nie rozglądał się nawet na boki, oczy jego skierowane były na odcinek chodnika centralnie przed nim. Kiedy zauważył, że ma przed sobą kolejnego mężczyznę w czarnym garniturze i kapeluszu, zaczął biec.
Udało mu się dotrzeć do głównej drogi. Zazwyczaj zakorkowana, nawet o tak późnej porze, tym razem była całkowicie pusta. Poza Cezarym na chodniku nie było widać żywej duszy. Ratuszowy zegar wybił właśnie godzinę jedenastą. Cezary zwolnił tempo. Światło latarni dodawało mu otuchy. Już tylko dwie przecznice dzieliły go od słodkiego mieszkania. Uspokoił się. Nagle poczuł silne szarpnięcie za ramię. Jeden z mężczyzn w czerni powalił go na ziemię, drugi natomiast chwycił za szyję uniemożliwiając oddychanie i bił go pięściami aż do utraty przytomności. Gdy Cezary przestał się ruszać jeden z mężczyzn wyciągną z kieszeni nóż i wbił mu go w klatkę piersiową aż po rękojeść. Panowie stali dookoła ciała oczekując całkowitego ustania pośmiertnych konwulsji. Kiedy nieboszczyk przestał się wić, jeden z mężczyzn sięgnął mu do kieszeni i wyciągnął z niej zapalniczkę, po czym zapalił swojego papierosa. Następnie każdy z panów zrobił to samo. Ostatni z nich, po upewnieniu się, że w zapalniczce pozostał jeszcze gaz, schował ją do kieszeni Cezarego i kiwnął na swoich towarzyszy. Wszyscy jak jeden mąż odwrócili się i udali w kierunku ratusza miejskiego.
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania