Eligiusz

Wczesna jesień rok 1879.

 

Domek stał na uboczu, z dala od cywilizacji, daleko od chociaż jednej istoty będącej człowiekiem. Las, który otaczał chatę, był na tyle gesty, że w zasadzie oprócz paru osób nikt o niej nie wiedział. On znał ją już bardzo długo, w zasadzie od wczesnego dzieciństwa, właśnie podczas beztroskich smarkatych lat znalazł się tutaj po raz pierwszy. Otoczenie wtedy było przyjemniejsze, bardziej zadbane, a dom nie wyglądał jak wyciągnięty z horroru. Brudne szyby zlewały się ze ścianami. Dach, który w czasach jego dzieciństwa pokrywały dachówki, teraz był praktycznie goły. Jako dzieciak bawił się ze swoim kuzynem Eligiuszem w pobliskim lasku, z perspektywy czasu stwierdził, że zabawa w chowanego w takim miejscu, musiała być z lekka przerażająca. Nie raz ganiali się godzinami bez strachu o drogę powrotną. Dzieciństwo to na swój sposób niesamowicie ciekawy okres, człowiek potrafi przestraszyć się klauna lub mieć problem, żeby zasnąć w ciemności, a nie boi się mroku, jaki serwuje bezkres natury. Wspomnienia z tym miejscem miał dobre. Tutaj spędził w końcu wiele pięknych wakacji. Z roku na rok odkrywał nowe tajemnice, jakie ukazywała mu okolica. Teraz jednak sama aura wokół miejsca nie była zachęcająca, dreszcz przechodził po plecach na sam widok domostwa. W końcu odważył się i zamiast jedynie się przeglądać pomnikowi jego młodości, powolnymi krokami skierował się do furtki. Ta była równie stara co sam dom, nacisnął stary zardzewiały uchwyt, otwierając ją z piskiem. Przedostanie się na drugą stronę, uruchamiało coraz to nowsze wspomnienia. Każde kolejne weselsze, chociaż z tyłu głowy miał ich przykry finał. Za niskim ogrodzeniem spotkał gęste trawy, które skutecznie utrudniały dojście do drzwi. W czasach świetności domostwa, trawnik był zawsze równo przycięty, o co z dokładnością dbała matka Eligiusza. Przeszkodę pokonał z mniejszymi problemami w postaci, podartej nogawki eleganckich spodni i zniszczonej marynarki. Od kiedy pracował jako bankowiec, strój ten towarzyszył mu bezustannie, w końcu przyzwyczaił się na tyle, że nosił go nawet na takie wyprawy jak ta. Za gęstymi zaroślami ujrzał drzwi, jakie obudziły w nim nostalgię do starych czasów.

 

Dzieciństwo jego było ciężkie, gdy miał zaledwie 12 lat zmarł jego ojciec, a matka zatapiała swe smutki w alkoholu i lekach uspokajających. Rodzinny dom szybko stał się dla niego piekłem na ziemi, z którego uciekał, kiedy tylko nadarzyła się okazja. Ucieczki odbywały się zawsze w podobne miejsca głównie na łonie natury. Kolegów nie miał za wielu, a to za sprawą osobowości, jaka przeszkadzała w dłuższych znajomościach. Ciężko znaleźć przyjaciela bądź chociaż znajomego osobie, która jest wiecznie smutna, zamknięta w sobie i mało mówna. Smutne chwile zawsze znikały właśnie w tym miejscu. Matka i ojciec Eligiusza zastąpili jego rodziców, a sam Eligiusz przyjaciela, jakiego nigdy nie miał. Spędzał z nimi tyle czasu, ile tylko mógł, jednak nie było to wcale takie łatwe. Z matką mieszkał paredziesiąt kilometrów od swojego małego raju, więc odwiedzał go jedynie we wakacje. Raz na jakiś czas udało mu się, wyrwać z domu i odwiedzić kuzyna w roku szkolnym, mimo wszystko były to wyjątki. Już chciał dalej wspominać, ale przerwał, słysząc skrzypienie podłogi za drzwiami. Od razu ożywił się, chcąc już zobaczyć cel swej podróży. Nie zląkł się specjalnie skrzypnięć, miał pewność, w końcu kto je spowodował, zapukał do drzwi, czekając na odzew matki swojego przyjaciela. Nie widział jej już od wielu lat, w zasadzie ostatni raz, gdy miał 19 lat i kończył szkołę. Pochwalił się jej również planami wyjazdu za granicę, wtedy nie sądziła raczej, że wyjedzie. Ich pożegnanie nie różniło się od pozostałych, czasem miał sobie nawet za złe takie rozwiązanie sprawy, ale bał się długiego i smutnego pożegnania. Teraz wracał, po całych piętnastu latach wrócił. W zasadzie tylko do niej, chciał ją po prostu odwiedzić. Do matki się nie wybierał, a kuzyn i jego ojciec... Ponownie nie dokończył myśli. Drzwi otwarły się, delikatnie skrzypiąc, jednak zza nich nikt się nie wychylił. Nie czekając, delikatnie popchnął drzwi. Jego ożywienie zamieniło się momentalnie w rozczarowanie. Za nimi ujrzał hol, który kojarzył jeszcze z dzieciństwa, wtedy wszystko było, tutaj sterylnie wysprzątane, głównie za sprawą mamy Eligiusza i jej pedantyczności, teraz cały wielki pokój pokrywał kurz. Na podłodze leżały porozrzucane meble, te same, na których przed laty siedział i dyskutował z rodziną przyjaciela, jak i samym przyjacielem. Nad nimi wisiał żyrandol sporych rozmiarów, pewnego razu nawet wraz z kuzynem prawie go zniszczyli, ale to już była odległa przeszłość. Kurz momentami tak gęsto przykrywał podłogę, że przypominał śnieg, zresztą nie tylko podłogę, żyrandol również z daleka wyglądał na siedlisko roztoczy. Niektóre uroki miejsca zostały mimo wszystko nienaruszone, zdobienia na krzesłach, wzory na płytkach pokrywających podłogę, czy długie schody z poręczą, której koniec wieńczyła głowa lwa. Schody prowadziły na drugie piętro, a tam z tego, co pamiętał, mieściły się sypialnie i parę niezagospodarowanych pomieszczeń. Może to i dziwne, ale akurat tego elementu mieszkanie nie zapamiętał zbyt dobrze. Miał jedynie małe przebłyski związane z pokojem Eligiusza. W kącie pomieszczenia dojrzał prawdopodobnego sprawcę dźwięków z domostwa, był to spory szczur obserwujący małymi ślepiami gościa. Nie były to jedyne ślepia, jakie dojrzał, oprócz szczura w pomieszczeniu na żyrandolu siedziały gołębie, a na schodach czarny kot wpatrzony nie na gościa, ale na szczura. -Jest tu kto? - zapytał naiwnie licząc na odpowiedź. Wszedł głębiej do pomieszczenia, rozglądał się uważnie, nie chcąc przeoczyć żadnego szczegółu. W miarę obserwowania coraz więcej wspomnień wracało i dręczyło jego głowę. Tyle czasu myślał nad powrotem do swojego raju z dzieciństwa, a teraz każdy jego cal uświadamiał go, że się spóźnił. Dom wyglądał na opuszczony od wielu lat. Nie odpuścił i rozpoczął poszukiwania, nie wiedział, co znaleźć chcę konkretnie, ale wiedział, że szukać musi. Może poszlaka, może mały znak chciał za wszelką cenę, wiedzieć co stało się z matką Eligiusza. Kuzyna z ojcem wiedział, że nie znajdzie. Codziennie choć przez moment wspominał dzień, jaki stał się jego najgorszym koszmarem. Rok przed wyjazdem za granicę wybrał się z kuzynem i jego ojcem nad pobliskie jezioro, z wyprawy wrócił sam. Kuzyn słabo pływał, później skurcz, krzyk i biegnący na pomoc ojciec tyle pamiętał z tego dnia.

Poszukiwania rozpoczął od holu, przeszedł się po całym pomieszczeniu, przy okazji strasząc kota, który przerażony obecnością człowieka, rzucił się na bezbronnego szczura. Dalsza część polowania kotka została tajemnicą. Podczas przechadzki i oglądania reliktów przeszłości uświadomił sobie, że kota kojarzy, nie wie skąd, ale kojarzy. To nie miało, jednak większego znaczenia w owym momencie, kot uciekł, a zegarek na dłoni pokazywał siódmą po południu. Wiedział, że niedługo się ściemni, a nie posiadał nic co, mogłoby pomóc mu w ciemnościach, jakie zaraz miały zapaść. Gdy wybierał się do ciotki, był przekonany, że ją zastanie, teraz znajdował się kompletnie sam w opuszczonym mieszkaniu, a najbliższe miasteczko znajdowało się paręnaście kilometrów od niego. Noc wiedział, że spędzić musi właśnie tutaj, zresztą tak jak miał to w planie zrobić, tylko wedle całego planu miał spać w przytulnym pokoju, ewentualnie całą noc przegadać z ciotką. Nie mając wyjścia, chodził jeszcze po pomieszczeniu, szukając dodatkowo czegoś, co będzie mogło imitować światło. W holu nie znalazł nic pomocnego, więc przeniósł się z nadzieją do kuchni. Z kuchnią miał również wiele miłych wspomnień, tutaj zawsze witała go ciotka z wujkiem, gdy ich odwiedzał. Na środku dalej stał stół, otoczony masywnymi krzesłami. Zmienił się oczywiście klimat kuchni. Pomieszczenie przywitało go podobnie jak hol tonami kurzu, który miało się wrażenie, że okrywa nawet sufit, ale również lapą naftową stojącą na wyniszczonym blacie. Widząc ją, zaświeciły mu się oczy. Lampa była ciekawym znaleziskiem nie tylko przez wzgląd praktyczny ze względu na jej stan. Zadziwiający był jej bardzo dobry stan techniczny, jako jedyna bowiem nie pokrywała się białym kurzem. Co więcej, wyglądała na zupełnie nową, jakby ktoś chwilę temu ją zostawił. Obok niej leżały otwarte zapałki. Całość na tle wyniszczonej kuchni wyglądała komicznie. Darowanemu koniowi nie patrzy się, w zęby dlatego szybko odpalił lampę, chcąc upewnić się o jej sprawności. Tak jak przypuszczał, działała, więc udał się na dalsze poszukiwanie. Przeszukiwanie parteru trwało stosunkowo krótko, w zasadzie poza kuchnią i holem miał mało roboty. Lampa stanowiła, jednak cały czas dziwną, ale i miłą niespodziankę.

Nadeszła w końcu chwila, kiedy miał wejść na piętro. Podchodząc do schodów na samym ich środku, ponownie dojrzał tajemniczego kota. Tym razem nie wypatrywał szczurów, patrzył prosto na stojącą przed nim postać. Chciał podejść bliżej kota ten, jednak prychnął i wykonał skok na gościa. Z wrażenia na podłogę upadła lampa, a płomień jej zgasł, przywołując do holu egipskie ciemności. W momencie ich zapanowania kota już nie było, uciekł od gościa bezszelestnie. Lekko spanikowany ukucnął sprawdzić stan lampy i po jej odnalezieniu stwierdził z ulgą, że na całe szczęście jest cała. Z kieszeni wyjął zapałki i zapalił na nowo knot. Widok, jaki pojawił się, zmroził mu krew w żyłach. Metr od niego w miejscu, w którym chwilę temu stał kot, teraz znajdował się Eligiusz. Dokładniej rzecz biorąc jego około siedmioletnia wersja, chłopiec był szczerze uśmiechnięty, jednak nie patrzył jak kot na gościa. Patrzył żywym wzrokiem, na coś, co znajdowało się za jego plecami. Spojrzał i z tyłu nic nie zobaczył. Odwrócił się ponownie do chłopca, a ten powoli zaczął, schodzić po schodach, idąc w kierunku niechcianego lokatora. Zatrzymał się centralnie przed nim, w zasadzie prawie stykali się nosami. Aż nagle postać zrobiła krok do przodu, początkowy widok wprawiał w osłupienie, ale moment, w którym postać przeszła na wylot przez gościa był nie do opisania. Ponownie upuścił lampę, czując przeszywający strach. Nie podniósł jej od razu. Tym razem sparaliżowany widokiem zjawy, nie potrafił podnieść lampy. Zamknął oczy, licząc na szybki koniec snu, w jakim myślał, że jest. Kiedy to nie nastąpiło, delikatnie podniósł powieki i się schylił. Na ziemi po omacku znalazł lampę i drgającą dłonią wyjął zapałki, ponownie zapalając jedyne większe źródło światła w pomieszczeniu. Teraz nie dostrzegł nigdzie w pobliżu żadnej istoty ani kota, ani Eligiusza. Nie wiedział, co powinien zrobić, część ciała kazała mu wybiec z mieszkania i uciekać w popłoch, ale z drugiej strony, gdzie mógł uciec? Na zewnątrz z każdej strony otaczał go gęsty las. Znalazł w sobie resztki odwagi, pobudzone przez myśli napływające do jego głowy, które jednogłośnie mówiły o halucynacji i ruszył po schodach na górę. Na samej górze skręcił w prawo w kierunku, gdzie przed laty znajdował się pokój Eligiusza. Gdy stanął przed jego drzwiami, usłyszał delikatny szept. Dźwięk ten kojarzył już skądś. Nacisnął na klamkę i popchnął drzwi.

Za nimi znajdował się pokój kuzyna w nienaruszonym stanie. Półki zapełnione zabawkami, zaścielone łóżko, podniesione żaluzje, sterylna podłoga i ogólny porządek nie pasowały do pozostałej części domu. Jedyną rzeczą niewspółgrająca z całością był szczur siedzący na środku biurka, wpatrzony w gościa, który nie zwrócił na niego szczególnie uwagi i rozpoczął przeglądanie półek, szukając nie tylko przydatnych przedmiotów, i wspomnień. Znalazł jedynie te drugie i na chwilę pogrążył się w rozmyślaniach o przeszłości wszystko co przewijało mu się przez wyobraźnię wydawało się tak odległe, ale i piękne. Ze wspomnień wybudził go ponownie szept, który tym razem słyszał wyraźnie za plecami. Po spotkaniu ducha (którego swoją drogą dalej traktował jako halucynacje) nie sądził, że coś go przerazi, jednak szept wzbudził w nim lęk. Obejrzał się i ponownie strach go sparaliżował, na łóżku siedział ojciec Eligiusza. Wyglądał jak za swoich najlepszych lat, młoda buzia, wyraźne rysy twarzy i tęga sylwetka. Postać patrzyła w okno, jakby obserwowała właśnie ułożenie gwiazd. Ojciec Eligiusza za życia swoją drogą bardzo lubił gwiazdy. Zawsze, gdy zostawał u kuzyna na noc, jego ojciec przechadzał się z nimi wieczorami i opowiadał o różnego rodzaju konstelacjach. Teraz miał podobnie żywe spojrzenie, w pewnym momencie wstał nagle z łóżka i wyszedł z pokoju, nie otwierając nawet drzwi. Wszystko, mimo że wydawało się fikcją, było niesamowicie realne. Stał jeszcze przez chwilę, patrząc to na łóżko to na drzwi, nadal nie do końca dowierzając. Halucynacją mógł usprawiedliwić się raz, ale teraz już była ona wykluczona. Kiedy otrząsnął się, zapragnął zostać w pokoju na noc. Tutaj było w końcu czysto i względnie miło o ile można mówić o pomieszczeniu miłym w podobnej sytuacji, od razu jednak zmienił zdanie, pomimo strachu zapragnął poznać tajemnice domu. Nie wierzył przedtem w duchu, czy podobne stworzenia. Uważał zjawiska paranormalne za bajki dla naiwnych, co dodało mu motywacji do zbadania mieszkania. Pokój opuścił, niechętnie wchodząc na korytarz. Brud, jaki oblepiał korytarze, już go nawet nie brzydził, przyzwyczaił się, a poza tym miał większe zmartwienia na głowie. Powoli zmierzał do kolejnego pokoju znajdującego się na górze, czyli do sypialni rodziców Eligiusza. Po drodze miał co prawda do sprawdzenia parę pokoi, jednak coś w głębi mówiło mu, że sypialnia rodziców kuzyna będzie istotniejsza. Nigdy w niej nie był, jak wyglądała wiedział z opisów, wiedział jedynie, gdzie jest. Gdy znalazł się pod drzwiami, poczuł dziwny chłód, przypominał przeciąg, więc nieszczególnie go przeraził. Nacisnął na klamkę i zamarł. Oprócz klasycznego wystroju sypialni takiego jak łóżko, już zresztą dosyć podgnite stał fotel a na nim obok zniszczonego kominka siedziała najpewniej matka Eligiusza, jednak w postaci prawie samych kości. To, że postać to matka jego przyjaciela poznał po ubraniach, które zapamiętał z ostatniego dnia, gdy ją widział. Mogła siedzieć już tak parę dobrych lat. Ciało rozłożyło się już dosyć dawno. Widok wprawił go w duży szok, ponownie nie wiedział, co ma zrobić. Upuścił po raz kolejny lampę i oparłszy się o ścianę, osunął się na podłogę. Schował twarz w dłonie, będąc jednocześnie przerażonym i załamanym. Gdzieś w głębi duszy czuł, jaki może być finał jego wyprawy, czuł, że matka Eligiusza umarła w samotności, ale myśl tę wypierał. Dopiero teraz to do niego dotarło. W dłoniach chciał schować się przed całym światem, jak można się domyśleć nie było to łatwe. Odzyskując resztki przytomności, chwycił za lampę i w pozycji siedzącej na pół skulony odpalił knot trzęsącymi się rękoma. Nie zobaczył szkieletu ciotki siedzącego na fotelu, zobaczył trzy postaci stojące obok niego, które wręcz go otaczały. Nie były to, jednak postacie zwykłe, jakie ujrzał jeszcze tej nocy w mieszkaniu, przynajmniej nie były w takim samym stanie. Duchy Eligiusza i jego ojca wyglądały jak zdeformowane ciała, mocna napuchnięte, miejscami aż czerwone, twarze przez opuchliznę były ciężkie do rozpoznania, gałki oczne niewidoczne, z ciał zwisały luźnie płaty skóry, a po kończynach z wolna pełzały larwy, co jakiś czas znikając w dziurach, jakie zdobiły ręce i nogi. Matka Eligiusza wyglądała z pozoru normalnie, dostrzegł tylko jeden istotny szczegół głębokie rany cięte na przedramieniu. Wstał, nie myśląc zbyt długo i po rzuceniu lampą o Ziemię, tym razem celowo, zaczął uciekać. Jego szaleńczy bieg zakończył się na schodach, gdzie poślizgnął się na parkiecie i z hukiem rąbnął o ziemię na samym dole. Poczuł tylko silny ból w okolicach głowy, ale nie trwał on długo zaledwie parę sekund. Potem, gdy leżał już ze złamanym karkiem i rozbitą czaszką czując, że zbliża się jego koniec, dojrzał czarnego kota, na którego głowie siedział spory szczur. Patrzyli na niego, witając nowego lokatora mrocznego domostwa nowego lokatora, który już na wieki zostanie w swym małym raju.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania