Eliza porwana przez wiatr

Z Elizą porwaną przez wiatr to było tak, że jak się zacząłem dowiadywać, kim Eliza była, to okazało się, że mały Franio, czternastoletni syn mojego dobrego kolegi, nazwał tak swój własnoręcznie zrobiony latawiec.

 

– Dlaczego nazwałeś swój latawiec Eliza? – zapytałem się raz małego Frania.

– Bo to najładniejsze imię na świecie – odparł – i jak będę miał kiedyś żonę – na pewno będzie miała na imię Eliza.

– Skąd ta pewność? – zapytałem się podziwiając bardzo skonkretyzowane plany Frania.

Opowiedział mi o Elizie, koleżance z klasy, w której się podkochuje i którą ma plan w przyszłości poślubić.

 

Dziś, szesnaście lat od wspomnianych powyżej wydarzeń, żadnej Elizy już nie ma. Ta w postaci latawca okazała się mieć za słabą linkę i zerwała się podczas silnego, wietrznego porywu, ta w postaci kobiety wyjechała do Stanów robić karierę jako modelka. Franio postanowił zostać zawodowym degustatorem wyskokowych trunków. Codziennie degustuje craftowe piwo albo smakową wódeczkę. I choć robi to na własny koszt to nie narzeka, bo to zajmujące hobby pozwala zapomnieć mu o smutku związanym z nagłym wyjazdem Elizy.

 

Po kilku latach zniżania się do poziomu popękanego i nierównego asfaltu, czołgania się po nim w stronę domu, budzenia się w nocy celem degustacji nocnej lampki wina leczącej kaca, Franek postanowił odmienić swój los. Postanowił odnaleźć Elizę choćby na końcu świata. Zrobił to pod wpływem sensacyjnego filmu, w którym główny bohater poszukuje porwanej żony. To był pierwszy od kilku lat film, który mu się nie urwał. Tego samego dnia, za nadgorliwą degustację napojów alkoholowych wyrzucili go z pracy. Tego samego dnia, za pieniądze zarobione na sprzedaży telewizora o ekranie płaskim jak brzuch Pani Ewy Chodakowskiej, kupił maszynkę do golenia. Kupił też kilka nowych ciuchów i plecak.

 

– A może by tak żyć ze sprzedaży telewizorów? – zaświtała mu w głowie myśl całkowicie odwodząca go od jego planów znalezienia Elizy. – Skoro mój się tak ładnie i szybko sprzedał – jarał się niespodziewanym pomysłem na biznes – to inne też na pewno mogą się ładnie i szybko sprzedać.

 

To była dobra myśl, bo dziś ma sieć wielkich sklepów z telewizorami i innymi elektroproduktami. Codziennie włączają tam niskie ceny. Nikt tylko, w historii jego błyskotliwej kariery, nie wspomina o tym, że Franek, będąc dobrym programistą i informatykiem, włamał się na kilkaset tysięcy bankowych kont i z każdego przywłaszczył sobie po parę złotych.

– Grosz do grosza i będzie na rozkręcenie interesu – myślał buszując między cudzą, wirtualną forsą. – A pierwszy milion trzeba komuś dyskretnie podprowadzić – dopowiadał sobie pod nosem jeszcze czerwonym od wcześniejszej, długotrwałej degustacji craftowego piwa i smakowej wódeczki.

 

 

Wypchany milionami dolarów zarobionymi na sprzedaży telewizorów, telefonów i innych urządzeń zwiększających zapotrzebowanie na produkcję prądu, portfel, umożliwił mu wykupienie czasu reklamowego na kilku największych komercyjnych stacjach telewizyjnych i radiowych. Oczywiście w czasie największej słuchalności i oglądalności. Ale Franek nic nie reklamował. Wyznał Elizie miłość publicznie i przy okazji zagrał na pianinie „Dla Elizy” – utwór Ludvika van Bethovena, którego się nauczył grać specjalnie dla niej.

 

– Jeśli tylko mnie słyszysz Elizo – mówił ze łzami w oczach do telewizyjnej kamery z nad pianina, przy którym siedział – przylatuj do mnie z tych Stanów. Oczywiście wszystko na mój koszt. O pieniądze się nie martw. – Kocham Cię! – wykrzyknął machając przed kamerą jej zdjęciem ściągniętym z Facebooka i wydrukowanym na papierze. Dłonie jego spoczęły na klawiszach pianina i po chwili słychać było tylko przejmujące dźwięki utworu niemieckiego artysty.

 

– Kto bogatemu zabroni – odzywały się głosy ludzi oglądających to wyznanie miłości. – Z pieniędzmi można bardziej, można bardziej być sobą – odzywały się inne głosy przed innymi telewizorami. Jeszcze inne głosy tego wyznania nie komentowały w ogóle, bo właśnie były zajęte oglądaniem ósmego sezony „Gry o Tron” i wszelkie wyznania miały w nosie.

 

Eliza wzruszyła się łzawo. Niewiele się zastanawiając, poleciała ze Stanów do Polski. Nie poleciała jednak do Franka. poleciała raczej na jego kasę. Ale kasa wcale nie przeszkodziła jej w tym, żeby się we Franku, koledze ze szkolnej ławki, zakochać. Jej miłość się rozwinęła jak czerwony dywan przygotowywany na ceremonię rozdawania Oscarów.

 

Wzięli ślub, na którym drużba wypuściła w powietrze skonstruowany przez Franka latawiec o nazwie Eliza. Jego linka jest tak mocna, że nie ma szans się zerwać. Wytrzymuje wszystkie huragany. Nawet te w małżeństwie Franka. Eliza znów została porwana przez wiatr. Wiatr miłości do Franka.

 

Sześćdziesiąt lat później.

 

Małżeństwo prosperuje, latawiec "Eliza" fruwa ku uciesze dziesięcioletnich wnuków. Tylko sklep, w którym włączali niskie ceny już nie hula, bo urządzenia na prąd stały się bezużyteczne z powodu wyczerpania się paliw kopalnych potrzebnych do produkcji energii elektrycznej.

 

Na zamówionym przez Franka jeszcze za życia grobie widnieje napis:

 

Mówiłem, że będę miał żonę Elizę.

 

Kategoria: Wygłupy

Średnia ocena: 4.9  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • jesień2018 05.03.2019
    Podobało mi się, świetne te zabawy słowne! Tylko pani Ewa mi jakoś zazgrzytała, jakby nie do końca pasowała...
  • illibro 06.03.2019
    Eliza ;)
  • jesień2018 08.03.2019
    illibro Eliza mi bardzo pasowała. Ewa, Chodakowska Ewa ;)
  • Dekaos Dondi 05.03.2019
    Podobał mi się tekst i sposób pisania. Pozdrawiam-5:)
  • Aisak 05.03.2019
    Bo z tej Elizy, to latawica była, dlatego zerwała się ze sznurka :)
    Podobało misię.
  • Bogumił 05.03.2019
    Nie gra tu tylko pomysł z handlem telewizorami, skoro tak łatwo obłowił się jako bankowy haker.
  • Bogumił 05.03.2019
    Ale miło się czytało.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania