Emocje

Emocje

 

Rozmowę o emocjach w literaturze, chciałbym zacząć od rozpatrzenia ogromnej - niepodważalnej roli autora. Tworząc świat, uciekający z jego wyobraźni na kartki, które w przyszłości trafią być może do czytelnika, na drugim końcu świata, musi on stać się kimś więcej niż tylko wędrowcem, obdarzonym spostrzegawczym okiem. Postać, w której on sam jest zakochany, musi stać się osobistością obdarzoną niezliczoną ilością twarzy. W magiczny sposób - o losowej godzinie, wezwana przez czytelnika, powinna jak duch, nabrać ludzkiego kształtu i wypłynąć z kartek do duszy, przykładowego Pana Marcina, odpoczywającego w fotelu, po przygodzie w miejskiej księgarni. Bohater literacki bowiem, nie powinien żyć jedynie we własnej rzeczywistości. Jego świat, powinien być tam, gdzie półka, Pani Kasi - zakochanej w literaturze. Jak to uczynić? Jak nie być jedynie rzemieślnikiem, a artystą? Jaką rolę, w literaturze, pełnią ukochane przeze mnie emocje? Jaki mają wpływ, na przyjaciół mej duszy? Mam w tym temacie pewne spostrzeżenia, którymi chciałbym się podzielić.

1. Więź.

Jak już wspomniałem, zdania utworzone przez autora, nie powinny jedynie ładnie brzmieć. Czytelnik - pozostawiony sam na sam z kartką, dostrzec powinien lustro, a w nim odbicie swej duszy. W innym przypadku, czytanie sprowadzimy, jedynie do układania literek w zdania. A przecież nie o to w tym wszystkim chodzi. Pisząc o emocjach, musimy - w sposób jak najbardziej naturalny, przelać je na papier. Oczywiście, środki stylistyczne, w postaci chociażby metafor, dodają naszej powieści uroku, jednak nie możemy popadać w skrajność. Prostota - płynąca z serca, przemienić się może w czyściutką łzę, płynącą z wodospadu wspomnień czytelnika. Apollo - sztukę grania, opanował do perfekcji, jednak to Marsjasz, według Herberta, grał sercem. Gorszą technikę, gorszy styl, przykryły łzy, ludzi czujących każdy skrawek jego duszy, czujący artyzm, a nie jedynie piękno, wynikające z umiejętności. Umiejętności pustych, wyuczonych, umiejętności pozbawionych serca. Sztuka bowiem, zaczyna się w momencie, w którym dany odbiorca odczuwa ją sercem, a nie rozumem. Intymny moment, w postaci spotkania z książką, tylko na pozór sprowadza się do samotności. W rzeczywistości, obok nas siedzi niewidzialny przyjaciel. Przyjaciel, który dzieli się z nami swoimi przeżyciami, tak jakby znał nas od wielu lat. Przyjaciel, który zyskują naszą sympatie szczerością, który chociaż dla innych na pozór jest taki sam, dla nas, przywdziewa postać, odpowiednią dla serca, przez nas posiadanego. Pisarz, zabierając się za powieść, powinien stać się swoim bohaterem. Wkroczyć do świata, jaki zamierza przelać na papier. Żyć, każdym zdaniem przelanym na papier, odczuwając wszystko to, co odczuć w zamyśle ma czytelnik. W innym przypadku, dostarczy jedyne produkt. A według mnie, nawet najwyższe umiejętności pisarskie, nie przykryją braku więzi. Usłyszałem kiedyś takie zdanie, w moim mniemaniu, wyrażające całą prawdę o pisaniu. „Cała sztuka pisania, polega na opisywaniu zdarzeń, słowami czytelnika, których on sam, nie potrafił ubrać w odpowiedni garnitur.” Oczywiście jest to parafraza, jednak idealnie oddaje ona, sens tego podpunktu. Książka, to przede wszystkim nasze serce, po odpowiedniej dekoracji.

2. Obserwacja.

Pisarz, nie powinien jedynie patrzeć. Powinien widzieć. Siedząc na ławce w parku, dostrzec można wiele cech ludzkich, nie dostrzegalnych na pierwszy rzut oka. Często, nawet sam posiadający dane cechy, nie wie o ich istnieniu lub nie potrafi ich nazwać. Artysta, powinien w tym przypadku pobawić się w złodzieja. W złodzieja honorowego. W formie pożyczki, przywłaszczyć sobie dane cechy, wynikające z obserwacji, po czym uczciwie oddać je po jakimś czasie, ubrane w dużo ładniejsze szaty. Cała proza Wojtka Friedmana, opiera się na podobnych zabiegach. Dwie jego książki, choć krótkie, w zamyśle właśnie idealnie oddają nam w prezencie nasze własne życia. Oczywiście, odpowiednio doprawione przez Wojtka. Tak więc, ciekawość świata, wyłapywanie niuansów oraz zdolności kulinarno-literackie, często są jedną z elementów przepisu, na wywołanie emocji u czytelnika.

3. Serce, a rozum.

Odwieczna walka. Coś czego ja osobiście poszukuję w literaturze. Coś, co w gruncie rzeczy dotyczy każdego człowieka. Przytoczę tu wersy Bisza: „Kochać coś, co cię zabija to jest słaba opcja

Bo idąc za miłością zwykle kończysz na manowcach

Żyjesz na użytek śmiechu ludzi, śmiechu bogów

By ostatecznie stracić rozeznanie, gdzie tu powód.” Świadomość. Świadomość braku sensu, we własnych działaniach. Świadomość lepszej, bezpieczniejszej drogi. Na drugim biegunie jednak, stoi przeciwnik. Serce. Uwielbiam w literaturze podobne rozważania. „A mało kto potrafi tak nikim być, jak ja będąc sobą.” Również Bisz. Nutka ironii, wymieszanej z dumą. Szpileczka, wbita w pozornie ustalony układ hierarchii społecznej, z którego wynikać powinno szczęście człowieka. Czyż nie piękne? Dla mnie osobiście, jest to kwintesencja bytu każdego z nas. Idea poszukiwania. Słysząc, podobne wersy, słyszę emocje. A słysząc emocje, widzę sztukę.

Chciałbym również wspomnieć o bohaterach, których emocje, mi osobiście były bliskie:

- Theo - „Szczygieł”

Brutalny przykład, na sam początek. Wielokrotnie płakałem, czytając właśnie te powieść. Los. Przykre jest to, w jak okrutny sposób wpłynąć może na nasze emocje. Tytułowy bohater - Bogu ducha winny dzieciak, traci matkę. Każdy jego późniejszy krok, naznaczony jest tym wydarzeniem. Całe cierpienie, ból i strach. Smutek, wylewający się z każdej strony. Poczucie winy, irracjonalne, jednak tak bliskie każdemu z nas. „Mogłem zrobić coś więcej.” „To moja wina.” Znajome? Na pare dni, był on moim najlepszym przyjacielem. Był on kimś, komu szczerze współczułem. Zamykałem się w jego świecie, przeżywając perypetie przez niego opisywane. Wrażliwość Theo, zmieszała się z otaczającą go rzeczywistością, tworząc osobę zagubioną. Osobę, przeszytą emocjami. Osobę, która do końca nie potrafiła przeżyć wydarzeń z przeszłości. Osobę, wyobcowaną. Znajome?

- Jude - „Małe życie”

„Jestem niewystarczający.” Motyw przewodni, tejże powieści. Jude cierpi. Jest idealnym przykładem, osoby obecnej jedynie ciałem. Jego dusza, w każdy dzień, pozostawała samotnie w pokoju. Na pozór miał wszystko. Przyjaciół, dom, pozycje społeczną, pieniądze. Miał też depresje, przeszłość, nieistniejące poczucie własnej wartości i świat, swój własny, którego nienawidził. Literatura, w piękny sposób, uczy nas, że obrazek jest tylko obrazkiem, a życie człowieka, często skryte jest pod grubą warstwą. Nikt ci nie pomoże, jeżeli nie wyciągniesz ręki i nie otworzysz serca, dla drugiego człowieka. Truizm. Jednak, jednocześnie przesłanie, płynące właśnie z tej powieści. Jude, miał świadomość, wszystkich pięknych rzeczy go otaczających, jednak nie potrafił się z nich szczerze cieszyć. Nie potrafił odejść od bólu. Postawa Willema, choć piękna, nie była w stanie wyplewić natury przyjaciela. Nie była w stanie uratować tonącego.

- Turi - „Sycylijczyk”

Nie chciałbym, aby podane przeze mnie przykłady, dotyczyły jedynie smutku. Bohater - wykreowany przez Puzo, jest człowiekiem, u którego serce, przepełnione jest jeziorem idei. Szczerej idei, a nie jedynie jej odmianą w postaci muru ochronnego, dla zaspokojenia własnego ego. Turi, słucha przede wszystkim serca, przez co nie da się go kupić. Pieniędzmi, zadowala głównie innych. Jest niezwykle inteligentnym człowiekiem, co w połączeniu ze wspomnianą już przeze mnie ideą, tworzy mieszankę, niewygodną dla ludzi z wyższych hierarchii społecznych. Sycylijski Robin hood, ma coś czego nie da się kupić. Sumienie i szczery szacunek u ludzi. Powieść ta, budzi też pytanie, czy człowiek może stać się prawem? Warto, przy tej refleksji zauważyć jedną rzecz. To właśnie wspomniane prawo, zbudowało tego charyzmatycznego Włocha. Prawo, zezwalające na tyranie mafii. Turi był aniołem zwykłych ludzi. Nie przez słowa, a czyny. Główna postać, tejże powiesić, jest urzeczywistnieniem naszych pragnień, dotyczących bezinteresowności i honorze, stawianym ponad pieniądze. Wywołuje przez to silne emocje, a serduszko bije nam mocniej, przy niektórych przeczytanych zdaniach. Każda wrażliwa osoba, ma przecież w sobie coś z Turiego. Przyznam również bez bicia, wracając do emocji, że łezka przeleciała mi przez policzek, przy końcowej zdradzie. Nie pomógł mi nawet fakt, że spodziewałem się właśnie tego. Turi, był moim przyjacielem. A przyjaciół, ciężko żegnać na chłodno.

- Werter - „Cierpienie młodego Wertera”

Nie mógłbym nie wspomnieć - podczas dygresji na temat emocji w literaturze, o Werterze. Bohater, niesłychanie wrażliwy. Osamotniony przez serce, tak inne od otaczających go ludzi. Osamotniony z miłości. Miłości wyidealizowanej. Krystalicznie czystej. Miłości, płynącej prosto z serca. Miłości do drugiego człowieka, a nie do korzyści, wynikający z zawarcia małżeństwa. I wreszcie. Miłości nieodwzajemnionej… Wertera dopadła straszna przypadłość. Kochał za dwie osoby. Kochał tak mocno, a jednak nie dane mu było poczuć smaku, życia z umiłowaną osobą. Refleksje Wertera, podczas wspólnej przygody, łapią za serce. Uderzają swoją naiwnością, szczerością i prawdą. Tak. Prawdą, zapomnianą przez ludzi „dojrzałych”. Ale to już temat, na inne spotkanie. Miłość, która dopadła Wertera, jak już wspomniałem, nie była jego jedyną bolączką. Cierpiał również na uczucia, tak niezrozumiałe dla innych. Cierpiał przez to, że za dużo rozumiał. Cierpiał przez empatię - tak przecież szlachetną, a jednak zdeptaną przez innych. Cierpiał przez wszystko co tak piękne i cenne, lecz często praktykowane jedynie przez najmłodszych obywateli. Werter, służyć może jako symbol, ludzi skrajnie wrażliwych, zagubionych w codziennym pędzie, za rzeczami, przez ludzkość określonymi jako ważne. On również - nie ukrywam, wzbudził moją sympatie.

Cieszę się, że nauczyłem się czytać. CZYTAĆ, a nie jedynie odhaczać sprawdzianów z lektur. Pojąłem piękno, płynące z literatury, w samotności. Bez przymusu. Zakochałem się w dziełach, bliskich mojemu sercu. Nie potrafię czuć, tych samych emocji co Pani polonistka lub kolega w ławce. Bywa. Czytać na siłę też nie będę. Wystarczy, że nasza rodzima edukacja, szczyci się zamachem na piękno, płynące z książek. Ja - dla odmiany, oddam się idei jak Turi. Sztukę, drodzy nauczyciele, trzeba przede wszystkim czuć, a dopiero później rozumieć. Eviva l'arte!

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania