Empatia
W niedzielę, w piękny, wiosenny czas, miały być chrzciny naszego synka. W sobotę przyjechała teściowa i moja siostra, by pomóc w przygotowaniach. Zajęta w kuchni, zapomniałam o praniu, które wisiało przed blokiem. Pokazałam siostrze przez okno, który to sznur; ta zbiegła na dół i zebrała rzeczy.
Jeden rzut oka i widzę, że to nie nasze, tylko sąsiadki z dołu, która też ma małe dziecko. Zawinęłam wszystko w ręcznik i zamierzałam odnieść, ale mały płakał i zeszło do wieczora. Dzwonek do drzwi, sąsiadka z dołu podaje mi zawiniątko, ja robię to samo; jeden uśmiech i już jej nie ma.
– Co ona taka mrukowata? – pyta teściowa – nie mogła wejść, chwilę porozmawiać? Ciasta by skosztowała.
- My jesteśmy zajęci, ona nie ma czasu – pośpieszyłam wyjaśniać.
– To się nazywa empatia – wtórował mi mąż.
– Kto się nazywa Empatia? – zainteresowała się teściowa.
– Nie kto, tylko co – wyjaśniła moja siostra – jak ktoś potrafi się wczuć... Ale teściowa nie słuchała wyjaśnień; fuknęła zmieszana i poszła do pokoju, do wenusia.
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania