...

...

Średnia ocena: 3.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (18)

  • laura123 14.04.2021
    Bardzo głębokie, bardzo, nawet nie smutne ile bezradne wobec - bezradnych. Znaleźć złoty klucz, który otwiera wszystkie drzwi jest niebywale trudne, ale gdy się już ma, to ciężko pomieścić w sercu radość, właśnie z tych pierwszych słów, dotyku i zaufania. I paradoksalnie, to nie my im pomagamy, ale oni nam.
    Super tekst. 5
  • Narrator 14.04.2021
    Bardzo szlachetne, że poruszyłaś ten trudny, kontrowersyjny temat. Prostymi, ujmującymi słowami dotarłaś do sedna sprawy. Za to należy się 5.
  • Nuria 14.04.2021
    Lauro 123, Narratorze - miło czytać takie słowa, po latach pracy z osobami niepełnosprawnymi intelektualnie.
    Początkowo w wolontariacie, a kiedy stwierdziłam, że nie mogę bez Nich żyć, "przebranżowiłam się i wykonywałam swoją misję zawodowo.
    Ich nie można nie kochać, tego się nie da zrobić, to zostaje w człowieku na zawsze............o ile jest się człowiekiem.
  • Nachszon 14.04.2021
    Z podmiotu lirycznego będzie fachowiec (albo już jest) jak z koziej dupy trąba. Nic gorszego jak ckliwość, czułostkowość i nadmierne współczuwactwo (bo to nie jest współczucie) w pracy z trudnymi przypadkami czy to ludzkimi czy to zwierzęcymi. Kiedyś poszedłem z kotem do weta. Pooglądał, zmierzył temperaturę, pogłaskał czule, popatrzył w oczy i powiedział smutno: "raczej to już koniec z kiciusiem". Zabrałem kocura do drugiego, o którym w Internecie pisali, że cham, niewrażliwy, nieczuły. Coś mnie tknęło, bo w pewnych momentach jestem taki sam i wiem, dlaczego. Tamten od razu: "Proszę przytrzymać kota za kark, mocno!". Pomiar temperatury. Wielka strzykawa, zastrzyk, następny, następny. Otworzył na siłę pysk, włożył mu jakąś tabletkę.
    - Za dwie godziny kot będzie już normalny. Należy się tyle i tyle.
    Po dwóch godzinach kocur już się bawił, żył po tym jeszcze długo.
    Jest przypadek, jest zestaw działań (procedur) do danego przypadku do wykonania. Bez emocji, bez wzruszenia, bo można się pomylić. A już wywlekać takie rzeczy gdzieś na portale literackie, to średnio mi się podoba. Pracowałem i z alkoholikami i z narkomanami, oględnie mówiąc po obydwu stronach. Terapia to 99,9 wiedzy fachowej a nie współczuwactwa. Ciekawe, bo Autor(ka) pisze o kleistości niesprawnych intelektualnie, ale podmiot jest identyczny. Aby uniknąć takich pomyłek, stosuje się cykliczną superwizję w terapiach.
    Nie lubię pracować z Polakami (a nierzadko muszę), bo w dużej części nie rozumieją, że emocjami ani się nie myśli, ani nie pracuje.
    Temat nie robi literatury, tekst literacko bardzo słaby.
  • laura123 14.04.2021
    Nachszon, świetny komentarz, jakby pisała go sztuczna inteligencja.
  • Nachszon 14.04.2021
    laura123 Ale przynajmniej inteligencja. O tym, że komentarz świetny wiem doskonale, nie trzeba być specjalnie bystrym, aby to zauważyć. Patrz i podziwiaj, bo nauczyć się, to raczej nie dasz rady :).
  • laura123 14.04.2021
    Nachszon nawet nie myślałam o tym, gdzie mnie tam do Mistrza... ale podziwiam, chociaż tyle mogę.
  • Nachszon 14.04.2021
    laura123 O tak, tak, podziwiaj, podziwiaj. Czuję jak moje Ego rozdyma się , nadyma, pulsuje, wiruje, wibruje, szaleje, leci pod niebiosa, wariuje, świat pode mną i nic nade mną. Hmmmmm, orgazm. A jednak coś potrafisz Lauro.
  • laura123 14.04.2021
    Nachszon, już, skończyłeś? A kiedy wstawisz jakieś swoje dzieło na nasz nędzny portalik, nie żebyśmy cokolwiek zrozumieli, ale popatrzymy chociaż?
  • laura123, Odżywa stara miłość. Nu - trzeba kochać.
  • Nachszon 14.04.2021
    laura123 Nie, nie skończyłem, zapewniłaś mi wieczną rozkosz :) A ja lubię ten "nędzny" portalik i jestem pełen uznania dla jego Twórców. Co do dzieła. Chcesz patrz, nie chcesz nie patrz, Twoja wola.
  • laura123 14.04.2021
    yanko wojownik 1125, ale my nigdy nie przestaliśmy. Zobacz, Nachszon do dzisiaj łapie orgazmy...
  • JamCi 14.04.2021
    Profesjonalizm nie polega na byciu cyborgiem. Polega między innymi na czytaniu własnych reakcji, emocji, interpretowaniu ich i przekładaniu na świat pacjenta różnie rozumianego. Jest i w procesie terapii i superwizji pojęcie przeciwprzeniesienia. Wiesz co to jest. Terapeuta nie może byc nieczuły.
  • Tjeri 14.04.2021
    Nachszon, lubię Cię czasem poczytać. Ale te "pouczające" komentarze ex cathedra są przykre i niesmaczne. To pouczasz informatyków na temat ich pracy, to terapeutów na temat terapii.... pamiętam i starsze przypadki, których nie będę wspominać (bo i po co).
    Zanim zrównasz mnie z ziemią by i mnie wykazać swoją wyższość – wyluzuj proszę – nawet jeśli masz przekonanie, że zawsze masz rację, pomyśl, jak mało to prawdopodobne. A jeśli nawet masz ją zawsze... to wszystko można wyrazić zachowując szacunek do interlokutora.

    I nie jest to atak na Twoją osobę, po prostu przykro mi czytać takie komenty.
    PS W klinice, w której leczę swojego psa weterynarze są mili, uprzejmi i do tego najlepsi w mieście.
  • laura123 14.04.2021
    Nuria, sorry za prywatę...
  • Tjeri 14.04.2021
    Tekst chwytający za serce. Narrator otrzymał powołanie do trudnej pracy. Zapewne obciążającej, ale i dającej satysfakcję.
    Choć literacko utwór można by ulepszyć, to jest w nim coś cennego – wiarygodność. I dobrze jest wiedzieć, że w tym chorym świecie są ludzie wrażliwi i pełni empatii.
  • Nuria 14.04.2021
    Nachszon, z jednym się zgodzę :"Terapia to 99,9 wiedzy fachowej a nie współczuwactwa."
    Nie można porównywać pracy z narkomanami, alkoholikami, czy hazardzistami z pracą z osobami niepełnosprawnymi intelektualnie.
    A już przykład weterynarza i kota, jest po prostu żenujący.
    W każdej pracy z żywą istotą potrzebna jest i wiedza i EMPATIA.
    No, ale Ty wiesz swoje. Powodzenia.

    Wszystkich, którzy zostawili słowo pozdrawiam i dziękuję.
  • Nachszon 18.04.2021
    Opowieść będzie długa i nudna; być może obrażę Cię lub Ci ubliżę w toku rozmowy, więc masz dwa wyjścia. Przygotować sobie lampkę dobrego wina albo filiżankę kawy, zasiąść wygodnie w fotelu i mnie wysłuchać, albo przerwać konwersację już na tym etapie.
    Mam siostrę cztery lata starszą. W dzieciństwie i wczesnej młodości szarpaliśmy się, przezywaliśmy, kłóciliśmy, ale wobec obcych staliśmy zawsze jedno za drugim, czyli wszystko było tak, jak w normalnym, zdrowym, żywotnym rodzeństwie być powinno. Gdy miałem piętnaście lat, w czasie jednej ze słownych utarczek (inne już ustały, byliśmy na to zbyt dojrzali), siostra wykrzyczała:
    – Nawet nie wiesz, że jesteś przygłupem z papierami!
    Otworzyłem oczy ze zdziwienia, a potem się roześmiałem.
    – Jasne – odparłem. – Sama jesteś przygłup z papierami.
    – Pamiętasz twoją wodną histerię?
    Pamiętałem. Trudno mi powiedzieć, ile miałem wtedy lat. Z jakiegoś powodu odkręciłem wodę nad wanną, klęknąłem na podłodze i, coś tam sobie nucąc, z uśmiechem wgapiałem się w strumień. Któreś z rodziców weszło do łazienki i zakręciło wodę. Do tej pory pamiętam swój płaczliwy wrzask, który zamroczył mnie samego. Obudziłem się na kozetce na pogotowiu. Siedziała przy mnie matka i, z wyrazem troski na twarzy, głaskała po głowie. Wstydziłem się tego wspomnienia tak samo jak faktu, że moczyłem się bardzo długo, czym do wściekłości doprowadzałem swojego ojca.
    Tylko matce powiedziałem. Oglądałem wcześniej książkę, gdzie był pokazany strumień wody podzielony na kropelki.
    – Tato, co to za kropeczki? – zapytałem ojca.
    – Kropelki, tylko tak prędko lecą, że ich nie widzisz i wyglądają jak strumień wody.
    Do dzisiaj mogę odtworzyć swój tok myślenia, ale pominę szczegóły. W każdym razie nie chciałem zakręcić wody, bo wiedziałem, że jedna kropelka jest mamą innej albo tatą albo dzieckiem albo braciszkiem albo siostrzyczką. I jak zakręcę wodę, to na pewno je rozdzielę i będą tak strasznie tęsknić za sobą i płakać i na pewno umrą.
    Tak, wiem, co teraz powiesz, każde dziecko ma takie wspomnienia. Pewnie tak, ale potem siostra nie omieszkała powiedzieć mi jeszcze kilku rzeczy, jak na przykład tej, że gdy zobaczyłem kiedyś w rękach matki nożyczki przecinające papier, wpadłem znów w histerię. Ten kawałek papieru musiał czuć straszny ból.
    – Urodziłeś się z lekką schizofrenią.
    Dopiero potem, już jako dorośli, ustaliliśmy z siostrą (jest znakomitą pielęgniarką, fascynatką medycyny, radzą się jej dyskretnie lekarze), że był to lekki autyzm, nie schizofrenia. Kiedy chodziłem na różne dziwne rozmowy do dziwnych ludzi oszukiwano mnie, że wszystkie dzieci mają takie zajęcia.
    Przycisnąłem matkę. Potwierdziła.
    Bardzo wcześnie nauczyłem się czytać. Ale jeszcze przed nabyciem tej przecudnej umiejętności mogłem w jedną stronę z literkami wgapiać się przez cztery, pięć godzin niemal nieruchomo. Nie pamiętam tego, dowiedziałem się później. A dane mi było wgapianie się w trzy alfabety równocześnie. Zresztą i tak wychowywałem się dwujęzykowo. Ze względu na upośledzenie nie dawano mi szans na długie życie. No cóż, mam 56 lat i na zdrowie (dzięki Bogu) nie narzekam, ale część zachowań wynikająca z upośledzenia mi została. Żona wie i umie sobie z tym radzić.
    Coś we mnie się ściszyło po uzyskaniu tej informacji. W szkole nie odzywałem się niemal w ogóle, wierzyłem nauczycielom, że książki czynią człowieka mądrym, więc czytałem wszystko, co znalazłem. Podręczniki do matematyki na studia, których nie rozumiałem, powieści , opowiadania, podręczniki do fizyki wszelkiego poziomu, które również niosły dla mnie rząd niezrozumiałych pojęć, do mechaniki, wszystko, wszystko, wszystko. I podręczniki do języków. A potem już książki w różnych językach. Część rozumiałem, część nie, ale później w którymś momencie dotarło do mnie, że życie to nie są elementarne oddzielone od siebie obszary, ale jeden obszar składający się z wielu połączonych elementów. Ćwiczyłem fizycznie, codziennie i dużo. Czułem się coraz pewniejszy, coraz silniejszy, a agresja wobec siebie za to, że jestem synem litewskiej Żydówki a w dodatku przygłupem znalazła ujście w agresji do świata. Zaczęły się bójki, kradzieże, rozboje aż uciszyło się to we mnie samo z siebie. Bez żadnej jasnej przyczyny.
    Podsumowując, jestem przygłupem.
    Do tej pory czuję ból rzeczy, nie mogę patrzeć na ścinane drzewo. Wiem, że to konieczne, ale łzy same mi napływają do oczu i nie dlatego, że to niszczenie przyrody, ale dlatego, że to drzewo na pewno czuje ból i dlatego, że zostanie oddzielone od innych drzew, z którymi żyło tyle lat. W dorosłym, odpowiedzialnym życiu przeniosło się to na biznes. Nienawidzę, gdy ktoś niszczy cudzą pracę. Ktoś tam wyżej (nie pamiętam kto, a nie chce mi się sprawdzać) pierdnął, że „pouczam informatyków”. Wiem, o który komentarz chodzi, ale widziałem nieraz jak odpowiedzialni za projekt ludzie odsuwają doświadczonych deweloperów, architektów i wpuszczają polską husarię tuż po studiach bo zrobią szybciej. Znam kilkanaście takich przypadków i każdy kończył się porażką. Najbardziej spektakularny sięgał straty około stu czterdziestu tysięcy euro. Pomijam fakt, że akurat tamten komentarz nie był wcale agresywny, ale każdy widzi to, co chce zobaczyć. Dynda mi to kalafiorem.
    Z jednej strony piszesz, że przykład weterynarza i kota, jest po prostu żenujący, a potem, że w każdej pracy z żywą istotą potrzebna jest i wiedza i empatia. Jeżeli się przyjrzysz uważnie to zobaczysz, że troszkę te zdania wykluczają się wzajemnie. I skoro już jesteśmy przy zwierzętach. Niedawno odeszła nasza dwudziestoletnia kocica. Dane jej było tylko sześć dni starości, kiedy łapki w sposób nagły odmówiły posłuszeństwa. Weterynarz potwierdził nasze przypuszczenia. Po prostu zegar biologiczny już zaczął tykać coraz wolniej. Pomagaliśmy jej, ale wolała niezależność. Pełzała do kuwety, wodę miała praktycznie wszędzie, aby nie musiała chodzić, ale nie, pełzała tam, gdzie zawsze piła, jadła praktycznie do ostatniej chwili.
    Kiedy szedłem spać którejś nocy, powiedziałem w myślach:
    - Boże, jeżeli nie ma w świecie możliwości takiego logicznego układu, który da jej sprawność, to zabierz ją do siebie.
    Obudziłem się o piątej rano, wykąpałem się, leżała w przedpokoju na podłodze, popatrzyła, miauknęła. Podczołgała się do kuwety, ale nie miała siły wejść, więc wypróżniła się obok. Przeczołgała się do kuchni, i znanym mi miałkiem kazała się głaskać. Mruczała. O 5:40 odeszła. Spokojna. Czysta. Nie wyleciał z niej żaden płyn. To przygłupie dziecko, którym jestem wyło w sobie bezgłośnie, jednocześnie dziękując Bogu za takie odejście. Odeszła w domu, który kochała, w miejscu gdzie zawsze rano czekała na śniadanie, wśród kochanych i kochających ją ludzi. To przygłupie dziecko, którym jestem nagle zdało sobie sprawę z bólu, jaki zazna moja żona, gdy się obudzi. Szybko ogarnąłem ciałko i wyszedłem do weterynarza. Wyciągnąłem kluczyki i tuż przed naciśnięciem pilota usłyszałem gdzieś wewnątrz siebie:
    – Przejdźmy się, w czasie spaceru patrz często w niebo.
    Poszliśmy. Patrzyłem. Ulżyło.
    Nie wiem, czy oglądałaś kiedyś „Skrzypka na dachu”. Kiedy Tevi zwraca się bezpośrednio do Najwyższego, zawsze podnosi wzrok do góry. Dlaczego?
    – Bo Bóg mieszka w niebie – nasuwa się odpowiedź.
    Nieprawda. Dlatego, że rozmowa z Nim jest oderwaniem oczu od spraw ziemskich, ale tylko na chwilę, gdy traci się ziemską stabilizację. Powiedziałem żonie:
    – Gdy ściśnie Ci kochanie gardło ból nie do wytrzymania, wyjdź i popatrz w górę.
    Pomaga.
    Jestem jak widzisz przygłupem, upośledzonym człowiekiem, pajacem, który robi z siebie widowisko. I ja ten przygłup, razem z innymi przygłupami błagam Cię, nie mów, że uleczenie kochanego przez kogoś zwierzęcia jest mniej ważne niż uleczenie kochanego dziecka (mam dzieci, dzięki Bogu zdrowe, ale różnie bywało, jak to z dziećmi, więc wiem, co mówię) i że takie porównanie jest żenujące. Być może to prawda, ale w ten sposób łamiesz nam upośledzoną duszę, bo dla nas nie ma życia osobnego, ale jest życie jako życie w ogóle. Jak jedna płaszczyzna.
    Tylko w języku polskim zwierzęta zdychają, w innych umierają lub odchodzą. Być może tam, po drugiej stronie weryfikatorami naszych postępków i słów są również zwierzęta. I być może tam, do raju (jakkolwiek by on nie wyglądał) wpuszczani są wszyscy prócz Polaków, bo tam jest odwrotnie. Ci dla których zwierzęta umarły lub odeszły, umierają, a Polacy zdychają, a dla zdechlaków raj jest wzbroniony.
    Po co to wszystko? Ponieważ część z nas jest tu po to, aby opowiedzieć siebie na różne sposoby. I dlatego, że narratorka prawdopodobnie jest również Autorką. Przyjdzie Ci pracować z trudnym nadwrażliwym, wewnątrz siebie agresywnym materiałem, którego część stanowię i ja i co najmniej kilkoro tu obecnych. Mniej potrzebuję Twojej czułości, bardziej fachowej, pełnej zrozumienia wiedzy. Ulecz nas chociaż w części i nie spierdol tego.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania