"Era mroku" - fragment

“17 dzień pomroku, Ci z nas wierni nadziei pomarli w pierwszych rzędach. Mur - pierwsza nadzieja Illiuny upadł, zasypał gotowych do bitwy, gdzie generałowie? Gdzie słudzy Illiuny? Kazali nam się wycofać, ostrza przeszywały gardła krzyczące do odwrotu, tarcze opadły bezwładnie w chaosie. Strach przeszył wszystkie serca, teraz czekamy, przegrani gotowi na wyrok, ostatnie dni Illiuny, mrok przebił ostatnie nadzieje, od środka spokojnie dławiąc odwagę… “ - strzęp listu znaleziony przy stosie kości w kopalniach Igruny 1000 rok 2 gwiazdy

 

1.Ozderiath

 

Wczesnym rankiem, jak każdego dnia Dorin siedział na ganku starej gospody w Ozderiath - jedyne miejsce, według miejscowych i sporadycznie pojawiających się kupców - gdzie można było zasiąść bez obawy o to, że ktoś klingą wydrze Ci jedzenie sprzed twarzy. Choć przy odrobinie głupoty nawet to miejsce przed tym nie chroniło. Jak całe Ozderiath nie było to miejsce wyjątkowe, ale jedyne, którego nie odwiedzały patrole z obawy przed Rotlingiem. Właściciela owego miejsca, który w swojej stanowczości wytworzył pewien zwyczaj pozwalający zjeść posiłek w pełnym spokoju i bez obawy o rewidencje ze strony strażników. Zwyczaj ten wytworzył za pomocą bardzo zręcznego posługiwania się toporem. Rotling powtarzał, że nie lubi wdawać się w bijatyki ale uważa, że nie ma ważniejszego momentu dla człowieka jak możliwość spokojnego zjedzenia posiłku. Zwłaszcza w czasach, które oznaczają się głodem. Z niewiadomych przyczyn włodarz tej dziury na mapie pozwalał na takie praktyki, z resztą on sam lubował się w panującym w środku spokojem - powtarzając często, że wchodząc do Rotlinga zapomina się o tym iż w świecie płynie czas.

Ten poranek różnił się od pozostałych jakie znał Dorin. Tego dnia zamiast zaczynać oporządzać zwierzynę na całodniowe strawy, siedział ślepo dłubiąc nożem w belkach, które wznosiły miasto ponad Bagnem. Raz za czasu spoglądając w stronę sąsiednich tarasów miasta- również tego dnia bardzo spokojnych i cichych. Mogło się wydawać, że mgła wydaje więcej dźwięków niż sami mieszkańcy. Było to spowodowane wczorajszymi wieściami, które przynieśli do miasta posłańcy - “rozpoczyna się pobór!”. Te słowa w każdym możliwym zakątku Tothein uciszały wszelkie gwary i obowiązki. Słowa, które wywołują tyle samo pytań co strachu i paniki. Również Dorin - młoda sierota- miał ich pełno w głowie, wstał z miejsca i wbijając nóż w próchniejącą belkę trzymającą już dawno wypalone stalowe latarnie. Otworzył powoli dębowe drzwi gospody i wszedł do środka. Na stołach leżały jeszcze poprzewracane kielichy po piwie trzcinowym. Pod dachem tliły się knoty od świec. Poprzewracane ławy przypominały o wczorajszym wzburzeniu gości na wieść o poborach. Po lewej stronie stał za barem Rotling wpatrując się w dziurawe deski własnego domostwa. Oparty łokciami o blat baru, jedną ręką trzymając siwy warkocz swojej brody sprawiał wrażenie jakby jeszcze słuchał opowieści swoich wczorajszych gości. Po drugiej stronie gospody Ann - córka gospodarza - zbierała z ziemi resztki bagiennego pyłu. To paskudztwo choć ogromnie szkodziło w oddychaniu pozwalało gościom uspokoić myśli i złagodzić strach. Pomimo wysokiej wartości przez gwar, trzcinowe napary i własną głupotę często je gubili. Dziewczyna podniosła głowę, spojrzała wzgardliwie na chłopaka i wróciła do zbiorów wczorajszych zgub. Choć Dorin mieszkał, pracował i ucztował z nimi od zawsze, tak Ann dziwiła się ojcu po co przygarnął Dorina. Uważała że sama mogłaby mu pomagać i zostawało by więcej zapasów. Pomimo tego, że chłopak wielokrotnie próbował zdobyć sympatię przybranej siostry ta nigdy nie uważała go za członka rodziny.

- Wuju! - powiedział Dorin, spoglądając jeszcze na pracującą Ann.

Rotling nie odrywając spojrzenia z podłogi oparł się głębiej na ramionach oczekując kolejnych pytań chłopaka- choć tych zawsze było pełno.

- Dokąd idą ludzie zebrani z poboru? - zapytał ostrożnie, tak jakby obawiał się że tymi słowami mógłby wydobyć z Rota jego złość.

- Obawiam się, że nigdzie nie idą - odparł głębokim i cichym głosem - nikt nigdy nie wrócił. - Mężczyzna wyglądał jakby jego odpowiedź kosztowała go więcej siły i energii niżeli targanie deszczowego woła po schodach miasta. Spojrzał przez chwilę na chłopaka, jego zmęczony wzrok w połączeniu z masywnym umięśnieniem, sprawiał wrażenie jakby bez słów kazał chłopakowi nie zadawać więcej pytań. Chwycił w ręce szklany balon w którym tliły się resztki trzcinowego piwa. Kierując się w stronę barku obok chłopaka kontynuował:

- Przychodzą zza gór Myarborowych. Czarne zbroje jak woda spływają po ich zboczach. W śmiertelnym rytmie przychodzą znikąd, zabierają kogo chcą. Zabijają każdego kto nie zechce wrócić z nimi tam skąd przyszli. - Powtórzył słowa wszystkich, których pytał o to Dorin zeszłej nocy - niech nigdy twoje pytania nie skierują Cię w ich drogę Dorin, nikt z tych którzy wyruszyli za nimi szukając odpowiedzi nie wrócił. - Kończąc nie zwrócił uwagi że balon pękł mu w dłoniach. Żółty płyn rozlał się między szczeliny desek, spokojnie w postaci kropel opadł kilka metrów pod miasto na bagna. Rotling westchnął wzgardliwie pod siebie po czym chwycił za kolejny balon, tym razem pełen Okshy. Przejrzyście zielony napar tworzony przez babkę Khur’mian. Pomaga w leczeniu ran, a pijąc ją człowiek nawet zakrwawiony od złości był w stanie złagodnieć. To właśnie nią Rotling płacił łowcom za ciała zwierzyn ubitych pod miastem, a uzyskiwał ją od samej Khur’miam za kości, futra i często dziwaczne kawałki zwłok. Jak na Skubuske przystało, kolekcjonowała kawałki które każdy chciał wyrzucić - po co - to mogła wiedzieć już tylko Khur’miam. Zdradzała kilka razy Dorinowi, że z kości tworzy osoczę do Okshy, a sam kolor i spokój w naparze zyskuje się z Daelboni, pewnego rodzaju żab zamieszkujących bagna. Te już zbierała sama, jak często tłumaczyła “łowcy nie wiedzą jak je łapać”. Pomimo jasnego zielonego koloru błyszczącego w ciemnościach bagien, żaden z łowców nigdy nie chciał podołać się wyzwaniu łapania ich. Polują na nie deszczowe woły więc nalezienie się między rogatą bestią, a jej zdobyczą zwłaszcza w pojedynkę mogło skończyć się wygraną tylko dla jednej ze stron.

- Zanieś to do cechu łowców - powiedział Rotling wręczając balon chłopakowi - ostatnia zwierzyna żąda zapłaty, tylko niech zużyją wszystko zanim przyjdzie świta tego cholerstwa na pobory.

Dorin zmierzył zawartość wzrokiem, odłożył na stół tuż przed wejściem i poszedł schodami obok baru na górne piętro. Tuż przy schodach otworzył płócienną ścianę oznaczającą jego pokój, zabrał swój płaszcz oraz opasał się sztyletem, niezbędnikiem w Ozderiath. Wychodząc z gospody wyrwał nóż wbity ówcześnie w belki, w razie zaczepek ze strony miastowych mógł ich okłamać mówiąc że idzie do kowala naoszczyć noże do dzisiejszych zwierzyn. Butelka naparu była niewielka, za to jej wartość stanowczo przekraczała cenę życia. Zanim wyruszył w drogę spostrzegł strażników idących w stronę nocni, od kilku dni odwiedzają to miejsce systematycznie.

- Kogoś szukają - dotarł do uszu Dorina głos. Obejrzawszy się za siebie zobaczył Wulidina, starego liczącego sobie blisko gwiazdę życia kalekę. - Włodarz coś ukrywa przed nami, coś wie, kogoś szukają. - kończąc zamknął drzwi swojego domostwa.

Dorin oglądając jak strażnicy wyciągają na belki przed budynkiem nocujących tam podróżnych otworzył klapę olejną. Przez te otwory strażnicy smarowali oliwą z kości górne części belek. Ta czarno-brązowa maź zatrzymywała robactwo próbujące się przedostać z bagien do miasta. Choć mizernie wyglądająca konstrukcja belek, desek i tysiąca gwoździ sprawiała wrażenie jakby od jednego ciosu toporem mogła by się zawalić. To i tak od wielu już lat pozwalała piętrzyć się miastu ponad bagno, z początku według opowiadań Rotlinga było tutaj kilka domów utrzymujących się na pojedynczych balach. A wraz z uciekającymi przed wojnami podróżnymi powstawały nowe domu, powoli tworząc miasto. Rozrastało się, ganki domostw łączono mostami, które potem przerobiono w łączące ich tarasy. Następnie te zmieniały się w ulice. To dzięki tej konstrukcji Dorin bez większych przeszkód poruszał się między gospodą, a różnymi cechami, do których wysyłał go jego Wuj.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (34)

  • Burton The Scribe ponad rok temu
    Generalnie ciekawy wstęp, i ładnie opisujesz, ale zdecydowanie konstrukcja zdań kuleje.

    -"Ten poranek różnił się od pozostałych jakie znał Dorin, tego dnia zamiast zaczynać oporządzać zwierzynę na całodniowe strawy, siedział ślepo dłubiąc nożem w belkach podtrzymujących miasto nad bagnem, raz za czasu spoglądając w stronę miasta - również tego dnia bardzo spokojnego i cichego, mogło się wydawać że mgła wydaje więcej dźwięków niż sami mieszkańcy" - to zdanie jest ze dwa trzy razy za długie

    -"Na stołach leżały jeszcze poprzewracane kielichy po piwie trzcinowym, pod dachem tliły się do końca knoty od świec, po lewej stronie stał za barem Rotling wpatrując się w dziurawe deski własnego domostwa, oparty łokciami o blat baru, jedną ręką trzymając siwy warkocz swojej brody sprawiał wrażenie jakby jeszcze słuchał opowieści swoich wczorajszych gości. " - i to też za długie, tak samo jak kilka innych

    -" żółty płyn rozlał się między szczeliny desek, spokojnie w postaci kropel opadł kilka metrów pod miasto na bagna." - to spłynął między deski i zamiast wsiąknąć w glebę, popłynął kropelkami do miasta? Chyba, że miasto jest zbudowane na balach i wisi nad bagnem, to jeszcze by miało sens, ale z tekstu nie wynika nic takiego

    -" Rotling westchnął wzgardliwie pod siebie po czym chwycił za kolejny balon, tym razem pełen Okshy - przejrzyście zielonego naparu tworzonego przez babkę Khur’mian, pomaga w leczeniu ran, a pijąc ją człowiek nawet zakrwawiony od złości był w stanie złagodnieć, to właśnie nią Rotling płacił łowcom za ciała zwierzyn ubitych pod miastem, a uzyskiwał ją od samej Khur’miam za kości, futra i często dziwaczne kawałki zwłok z resztą jak na Skubuske przystało, kolekcjonowała kawałki które każdy chciał wyrzucić - po co - to mogła wiedzieć już tylko Khur’miam. " tu też kilka kropek byś wstawił
  • Larumatti ponad rok temu
    Na samym początku jest ujęte, że siedzi i dłubie w belkach podtrzymujących miasto nad bagnem- ale zgodzę się że muszę bardziej ująć to w tekście. Dziękuje za zwrócenie uwagi na konstrukcje zdań, sam zastanawiałem się nad ich długością (czekają mnie teraz godziny modelowania wszystkich opisów xD). Jeżeli była by możliwość podzieliłbyś się wiedzą jak Ty byś widział np. pierwszy akapit? Bardzo by mi to pomogło, zwłaszcza że fabuła przewiduje wiele opisów. A nie chce pisać lakonicznego koszmaru
  • Vespera ponad rok temu
    Larumatti
    Poranki Dorina w inne dni wyglądały zupełnie inaczej. Zamiast oporządzać zwierzynę, siedział i ślepo dłubał nożem w belkach, na których miasto wznosiło się ponad bagnem. Raz po raz spoglądał w stronę miasta, dziś również wyjątkowo cichego i spokojnego. Mogło się wydawać, że spowijająca je mgła wydaje więcej dźwięków niż sami mieszkańcy.

    O jakoś tak bym przeredagowała pierwsze zdanie. Nie wiem tylko, jak Dorin patrzył na miasto, siedząc na belkach pod nim - przynajmniej ja to tak rozumiem - ale to drobiazg.
  • Burton The Scribe ponad rok temu
    Larumatti po pracy zerknę, ale Ves dała dobrą propozycję. I nie przejmuj się, u mnie między pierwszym a piątym rozdziałem przepaść jeśli chodzi o pisownię. Warto też czytać, żeby podpatrzeć jak robią to zawodowcy, najlepiej w gatunku który piszesz.
  • Vespera ponad rok temu
    Ok, już wiem, o co biega z belkami - najpierw przeczytałam komentarze, potem tekst :) Zdania są ewidentnie za długie, warto je porozbijać.
  • Alienator ponad rok temu
    Vespera Poranki Dorina w inne dni wyglądały zupełnie inaczej. Zamiast oporządzać zwierzynę, siedział i ślepo dłubał nożem w belkach, na których miasto wznosiło się ponad bagnem.
    Kisnę xD
    A tekst nie potrzebuje korekty, ani redakcji, on ewidentnie potrzebuje przekładu na poprawną polszczyznę. Jedyny plus, że autorowi jakiś pomysł kłębi się w głowie.
  • Larumatti ponad rok temu
    Cieszę się że wywołuje u Ciebie śmiech czyjejś próby zrobienia czegokolwiek. Gdybym uważał że tekst jest w porządku, nie wrzucałbym go na forum. Nie sądzisz? Cenie konstruktywną krytykę, ale krytyka zachowawcza z pomieszaniem ego? Poważnie, przy pierwszym poście nowego uczestnika forum? Chętnie przeczytam czy masz jeszcze jakieś sugestie, ale zanim przystąpisz do oceny, proszę uśmiechnij się do siebie przed lustrem i zastanów czy masz zamiar skrytykować, czy pomóc.
  • Alienator ponad rok temu
    Larumatti Moim zdaniem tekst obfituje w taką ilość błędów, że trudno nazwać go napisanym po polsku, dlatego wyszczególnianie ich nie ma większego sensu. Odsyłam do słownika i rozdziału o budowie zdań, ponieważ budowy zdań powinieneś się nauczyć od podstaw, dopiero wtedy będzie można pogadać o czymś więcej. To wystarczająco konstruktywna krytyka?
  • Larumatti ponad rok temu
    Alienator Czy podstawą nie jest praktyka? Nie zwróciłeś uwagi na to, że stosuje się do każdych komentarzy i staram się zrozumieć własne błędy? Czy według Ciebie tak zachowuje się osoba, która uważa, że świetnie pisze? A może moją nauką jest próba połączenia kreatywności z praktycznym wykorzystaniem i z pomocą (naprawdę pomocnych) komentarzy udoskonalać coś w czym nie musze udowadniać, że nie jestem najlepszy. Ale jak w każdym miejscu, tak i na forum (odsyłam do historii powstawania różnego rodzaju forów) znajdzie się ktoś kto pomimo tego że nie ma zamiaru pomóc "wyszczególnianie ich nie ma większego sensu" próbuje z niewiadomych przyczyn uwzględnić swoją obecność. Więc dziękuje, poczytam znowu o konstrukcji zdań. Może znajdę tam suchą teorię z którą nie będę wiedział co począć, ale do tego czasu skupię się na praktycznych poradach od ludzi, którzy widzą sens w naocznym zwracaniu uwagi, pozwolisz?
  • Alienator ponad rok temu
    Larumatti Spokojnie, ja tylko zwróciłem uwagę, że do pisania po polsku, przydałaby się znajomość języka polskiego. Pisz sobie, ćwicz, słowem: rozgość się i czuj się jak u siebie.
    Co do "niewiadomych przyczyn", to faktycznie uszczypnąłem Vesperę, ale ona mi wczoraj Malowanego szkalowała!
  • Vespera ponad rok temu
    Alienator Szkalowanie "Malowanego" to nie tylko obowiązek, ale przede wszystkim przyjemność :D
  • Alienator ponad rok temu
    Vespera Za przyjemności trzeba płacić ;P
  • Larumatti ponad rok temu
    Alienator Ale nie moim kosztem Panowie xD
  • Alienator ponad rok temu
    Larumatti Zawsze są jakieś straty uboczne. Przyzwyczajaj się.
  • Vespera ponad rok temu
    Alienator Teraz nie mam czasu, ale tu jeszcze wrócę :*
  • Vespera ponad rok temu
    Larumatti Trochę nie rozumiem "Gdybym uważał że tekst jest w porządku, nie wrzucałbym go na forum." Może dlatego, że ja traktuję opowi jako kopię zapasową, nie platformę z dobrymi radami pisarskimi... Dlaczego masz nie wrzucać dopracowanego tekstu, żeby się nim pochwalić? Ale ok, dla każdego użytkownika opowi jest czymś innym. Chcesz podpowiedzi? Od Alienatora dostaniesz ich cały worek, łącznie z tym, że możesz robić tylko cztery błędy interpunkcyjne na arkusz wydawniczy, trzy słowa masz ustawić w takim szyku, jaki jemu najbardziej pasuje, a tak w ogóle to "The Expanse" jest najrówniejszym cyklem książkowym w dziejach galaktyki, i możemy spakować manatki i zgasić światło, bo nigdy nie napiszemy niczego nawet w połowie tak dobrego - co może być prawdą, ale dlaczego mielibyśmy rezygnować z przyjemności pisania. A, i powie ci jeszcze, że "Malowany człowiek" jest dobry, ale tego to już wybitnie nie słuchaj :D
  • Alienator ponad rok temu
    Larumatti Do momentu o Malowanym z grubsza się zgadza, ale ostrzegam, że mam jeszcze wady. A Vespera szkaluje Malowanego, bo mu zazdrości świeżych pomysłów...
  • Vespera ponad rok temu
    Alienator Tak, mam jeszcze wszy, drobny łupież i brzydkie firanki w oknach. Czy my dyskutowaliśmy kiedyś na temat twórczości Patricka Rothfussa? Bo on mi się projektuje w mózgu w kategorii "stracone szanse" zaraz po "Malowanym człowieku", a może nawet i przed.
  • Alienator ponad rok temu
    Vespera Stracone szanse, to Wegnerowe opowiastki ;P A Rothfussa możesz szkalować na równi z Martinem. Dwa niesłowne dupki.
  • Vespera ponad rok temu
    Alienator Istnieje szansa, że "Pieśń Lodu i Ognia" zostanie dokończona przez gości od "Expanse", więc nie porzucam nadziei. A książki Rothfussa uważam za marnowanie szans dlatego, że po bardzo dobrym pierwszym tomie napisał wielką kupę i wydał jako drugi... U nikogo nie widziałam aż takiego spadku poziomu.
    Wegner, ach ten Wegner... To jest dla mnie przypadek szczególny, znaczy się kocham jego twórczość i nawet jeśli widzę jakieś wady (w sumie tylko jedną, jeden mały przewidywalny wątek w piątym tomie), to wybaczam je od razu. Nawet najbardziej uzasadniona krytyka "Opowieści z Meekhańskiego pogranicza" ominie mnie, nie dotrze, nie ma szans. A dlaczego? Ano dlatego, że bardziej od hiperpoprawności językowej i fabularnej cenię sobie emocje, jakie dane dzieło we mnie wywołuje. W przypadku Meekhanu mówimy o olbrzymiej ilości emocji, a z tym nie wygra żadna krytyczna recenzja.
  • MKP ponad rok temu
    Alienator
    Wegnerowe opowiastki, ha!
    Widać, że znasz się na literaturze jak ja na szydełkowaniu.
    Dla sprostowania, bowiem w prozie nie powinno być miejsca na interpretację, nigdy nie szydelkowalem?
  • Alienator ponad rok temu
    Vespera Już to pisałaś, nie odpowiedziałaś tylko, co dokładnie jest nie tak z drugim tomem Rothfussa. Faktycznie jest trochę słabszy od pierwszego, głównie przez mniejszą ilość ekspozycji, chociaż może raczej, przez trochę inaczej stosowaną ekspozycję.
    A Wegnerowe opowiastki słabizna, gość nie potrafi pisać równo na przestrzeni jednego tomu. Zaczęło się nawet nieźle, nie powiem, ale im dalej w las, tym bardziej nużyło, aż ostatecznie wylądowało na półce. Takiego zjazdu, to nawet Siódmy syn nie miał.
    BTW. Co to jest ta hiperpoprawność językowa?
  • Alienator ponad rok temu
    MKP Polecam zainwestować w kurs szydełkowania ;)
  • MKP ponad rok temu
    Alienator
    Przestań
    Ja mam paluszki jak serdelki.
    Chyba że stalowe liny będę wyplatał?
  • Vespera ponad rok temu
    Alienator Coś tam pisałeś o Wegnerze? Chyba mi się w tym miejscu literki rozmazują...
    Co jest nie tak ze "Strachem mędrca"? Ano to, że ciekawy i sympatyczny bohater pierwszego tomu przemienia nam się tu w bucowatego Gary'ego Stu, który wszystko umie, a jak nie umie, to mistrzowie danej dziedziny wyszkolą go w jeden księżyc, nieważne czy chodzi o ruchanie, czy sztuki walki. W "Imieniu wiatru" bardzo podobało mi się to, że o Kvothem chodziły różnorakie plotki, a on sam twierdził, że większość z nich to bzdury i wyolbrzymienia - tymczasem wychodzi na to, że nie, że wszędzie był i wszystko sam zrobił, tylko poezji nie potrafi pisać, biedny... Zrobił się z niego idol piętnastolatków, a mnie taka postać nie interesuje.
    Z hiperpoprawnością chodziło mi o coś w stylu wymyślania pierdyliarda określeń na postać, żeby przypadkiem nie powtórzyć jej imienia, bo pani na polskim mówiła, że nie można powtarzać słów w odległości trzech linijek od siebie. I mamy potem w opkach te czarnowłose i zielonookie, bo imię jest be, a zamienniki cacy.
  • Alienator ponad rok temu
    Vespera Podobno łzy rozmazują tusz, to chyba ze względu na zawartą w nich sól, ale nic sobie za to uciąć nie dam.
    Co do rozwoju bohatera, to arogancja towarzyszy części ludzi, którzy odnieśli jakieś znaczące sukcesy i wydaję mi się, że to po prostu taki etap w życiu Kvothe, tym bardziej, że w karczmianej narracji, ten sam starszy Kvothe jest do przesady pokorny. Co do nauki, to chyba żadna nie poszła zgodnie z planem, bo chcieć się czegoś nauczyć w jeden księżyc nie jest tożsame z wykonaniem. Z tych sztuk walki, to go z litości puścili na najniższym poziomie, żeby się go tylko pozbyć. Podobnie z całą resztą. Osobiście czekam na ciąg dalszy, bo to dobra seria jest, może rzeczywiście grupa docelowa to 15+, ale z fantastyki większość ma takie tagi. Dobrą fantastykę dla dojrzałego czytelnika, to na palcach jednej ręki można wymienić.
    Generalnie należy unikać powtórzeń i istnieje wiele środków stylistycznych, które pomagają tego unikać. Używanie synonimów, czy wymyślanie nowych określeń, to tylko jeden ze środków i jak sama zauważyłaś, nie zawsze dobry.
  • Vespera ponad rok temu
    Alienator A tam z litości, przecież to pierwszy typ z zewnątrz, który dostąpił zaszczytu poznania tajemnic plemienia i już jakby ich jest, adoptowany. No i kurs ars armandi u sukkuba, bo przecież normalne dziewczyny są poniżej poziomu naszego Bohatera przez największe B. Właśnie pierwszy tom miał vibe czegoś dojrzalszego i stąd moje rozczarowanie. Ok, Kwothe był przedstawiany jako genialne dziecko, mega utalentowane muzycznie, plus miał dryg do magii, co to już prawie nikt nią nie włada - i tyle by mu spokojnie wystarczyło na całą serię, nie musi nagle zostawać mistrzem w każdej dziedzinie, do której się dotknie. No ale kiedy poszukałam informacji o autorze, to już mniej więcej wiem, dlaczego tak się stało. I niestety, raczej nie doczekasz trzeciego tomu (mi to już zwisa i powiewa).
  • Alienator ponad rok temu
    Vespera No z litości, jedyny test jaki przeszedł, ośmioletnia dziewczynka zaliczała trzy razy dziennie dla zabawy. Fajnie, że zwróciłaś uwagę na potencjał Kvothe, bo opowieść pokazuje, jak pomimo ambicji z różnych przyczyn można nigdy nie osiągnąć zamierzonego celu. Samo wprowadzenie, czyli narracja z karczmy pokazuje, że Kvothe po prostu zawiódł na całej linii. Zarzuty do Strachu mędrca powstały tylko dlatego, że Rofthuss nie pozamykał wątków, a rozgrzebał wiele nowych, a potem się wypiął. To bardzo podobne do Martina i tak się zwykle kończy pisanie bez planu, w końcu problemy wracają i gryzą cię w dupę.
    A teraz wróćmy do początku dyskusji, niech i autor coś zyska. Wiesz dlaczego to:
    Poranki Dorina w inne dni wyglądały zupełnie inaczej. Zamiast oporządzać zwierzynę, siedział i ślepo dłubał nożem w belkach, na których miasto wznosiło się ponad bagnem.
    jest śmieszne?
  • Vespera ponad rok temu
    Alienator Bo pewnie znalazłeś tam dwadzieścia błędów na piętnaście możliwych. Nie wracam do początku dyskusji, bo zaczyna mnie ona irytować. Z twoich wypowiedzi jasno wynika, że jesteś grieferem. To pojęcie oryginalnie dotyczy graczy, ale idealnie pasuje do ciebie.

    Grieferem nazywa się gracza, którego główną motywacją jest oglądanie i wyobrażanie sobie cierpienia oraz poniżenia innych osób: zarówno fikcyjnych jak i prawdziwych. Najczęściej osiągają to psując zabawę innym graczom. Grieferów charakteryzuje bardzo wysokie poczucie własnej wartości: zdaniem samych siebie są elitą. Swą nadrzędną rolę uzasadniają tym, że mają władzę nad innymi, pochodzącej z mocy psucia im rozgrywki.

    Stawiasz siebie w pozycji autorytetu, ale tak naprawdę nie różnisz się niczym od reszty userów: jesteś kimś skrytym za nickiem i awatarem. Rzekomo pracowałeś jako redaktor - rzekomo, nie możemy tego w żaden sposób zweryfikować. Po portalu chodzą słuchy, że coś wydałeś - jeśli tak, to gratuluję, ale dlaczego zapytany o twoje książki chowasz się za "kto będzie chciał, to je znajdzie"? Czyżby recenzje nie były zbyt pochlebne? Jesteś specjalistą w pisaniu pasywno-agresywnych, głupio-mądrych komentarzy, które to niby mają komuś pomóc, a zawsze podszyte są szyderstwem. Mogłabym z tobą gadać o fantastyce, ale zaczynam się denerwować, gdy tylko widzę twoje komentarze dotyczące tematów okołoliterackich, więc wezmę przykład z innych userów, którzy mają cię dość, i zakończę wszelkie dyskusje. Cytując więc klasyka: koniec imprezy, dziękuję, dobranoc.
  • Alienator ponad rok temu
    Vespera Trochę sobie ubarwiłaś griefowanie i nie doprecyzowałaś, że ofiarami takiego zachowania padają tylko n00by. Za wiki: Termin pochodzi od angielskiego słowa grief (czyli żal, zgryzota) i może być tłumaczony na „przysparzać komuś powodów do żalu, zgryzoty, smutku”.
    Czyli zasadniczo przychodzi pan maruda i niszczy uśmiechy bombelków. W takim wypadku pewnie i tak, marudzę, bo od kiepskich tekstów bolą mnie zęby, dlatego korzystam z prawa czytelnika do wyrażania wątpliwości, i zauważ, że czepiam się tylko i wyłącznie tekstów bez snucia domysłów na temat ich autorów.
    Oczywiście mógłbym posnuć trochę domysłów, bo przez lata widziałem wielu autorów, którzy zwykle mają o sobie wygórowane mniemanie, skutkiem czego nie widzą nic poza czubkiem własnego nosa i na krytykę pisania reagują histerycznie, a przez brak argumentów atakują personalnie krytykującego, głównie przez przypisywanie mu cech, których nie posiada. Przyzwyczaiłem się już, tak jak i do setki innych wymówek, byle by tylko nie przyznać się do błędu.
  • MKP ponad rok temu
    "ale jedyne które nie odwiedzały patrole" - których i przecinek przed

    "Rotling powtarzał że nie lubi wdawać się w bijatyki, ale uważa że nie ma ważniejszego momentu dla człowieka jak możliwość spokojnego zjedzenia posiłku, zwłaszcza w czasach które oznaczają się głodem" - przecinki przed że i ktore

    "Z niewiadomych przyczyn włodarz tej dziury na mapie pozwalał na takie praktyki z resztą on sam wielbił się w panującym w środku spokojem" - napawał/upajał się spokojem, albo lubował się w panującym spokoju.

    Doczytam resztę po pracy. Na razie widzę, że interpinkcja mocno kul
  • MKP ponad rok temu
    Kuleje - telefon mi się zawiesił:)
  • MKP ponad rok temu
    "miał ich pełno w głowie, wstał z miejsca i wbijając nóż w próchniejącą belkę trzymająca już dawno wypalone stalowe latarnie," - trzymającą
    "pod dachem tliły się do końca knoty od świec" - wystarczy tliły się.
    "myśli i złagodzić strach, ale przez gmar," - gwar

    Generalnie gdyby nie fatalna interpunkcja i związane z nią przerośnięte zdania, to miałoby klimat. Niestety czytanie tekstu męczy, bo każdy akapit trzeba powtórzyć kilka razy, żeby zrozumieć co się właściwie dzieje. Jest to związane z chaosem w zdaniach. A szkoda, bo słownictwo jest na dobrym poziomie. Trzeba nad tym popracować i dużo czytać.
  • Larumatti ponad rok temu
    Dziękuje Bardzo, popracuje nad sobą pod tym względem

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania