Eremita i Konrad
nagi i cichy, jak samotność bez patosu, bez rymu, co dech zatrzymuje,
odszedłem
nie dlatego, że nienawidziłem ludzi, lecz że zbyt długo ich słuchałem.
wziąłem księgę, lampę i milczenie,
zegarka nie — tam czas nie chodzi.
w lesie kamień mówi więcej niż wszystkie telewizje razem wzięte.
woda nie jest metaforą, ale gaszeniem pragnienia.
modlitwa? nie trzeba — wystarczy szczerze mruknąć coś do ściany i cisza.
czasem ktoś zapuka, zapyta o sens.
nie odpowiem — bo nie wiem.
albo może wiem, lecz nie wierzę, że da się to powiedzieć.
niczego nie chcę głosić, donikąd prowadzić, nie będę pisał bloga o wewnętrznej przemianie.
po prostu ruszyłem w drogę i jestem gdzieś, gdzie nie trzeba być kimś.
A ty, gdybyś przyszedł do mnie bez słów,
z rękami pustymi, z oczyma zmęczonymi,
i usiadłbyś na kamieniu, i zapytał, nie mówiąc nic —
wtedy dałbym ci czarkę wina i garść liszek puchatych,
które przez pomyłkę na ogniskach płoną.
pokazałbym ci drogę do potoku,
który nie czaruje meandrem — on po prostu płynie.
wypuściłbym dla ciebie gołębia z rękawa i królika z kapelusza,
a sam zostałbym na miejscu.
a ty wróciłbyś tam, skąd przyszedłeś
nie bogatszy, nie mądrzejszy, nie spokojniejszy,
tylko — prawdziwszy.
i to by nam wystarczyło.

Komentarze (3)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania