Erka

Lato dwa tysiące czternastego roku było bardzo upalne. Przez wiele dni utrzymywały się temperatury powyżej trzydziestu stopni. Nasza rodzina składająca się z pięciorga dzieci, męża i mnie jak co roku w tym czasie nie wypoczywała tylko ciężko pracowała. Dla innych to okres wakacyjny, dla nas była to okazja do podreperowania domowego budżetu. Przez cały rok tylko ojciec rodziny miał stały dochód, pozostali mogli wspomóc rodzinne finanse przy pracach sezonowych. Zaczynało się to przeważnie od zbioru truskawek, ogórków, malin, pomidorów, borówek amerykańskich, kończyło na zbiorach orzechów. Dzięki temu dzieci miały podręczniki, zeszyty i nowe ubrania do szkoły. Zasiłek rodzinny zbierany przez cały rok pozwalał jedynie na zakup obuwia. Na pomoc opieki nie można było liczyć bo skończyło by się tylko odebraniem nam dzieci i umieszczeniu ich w rodzinnym domu dziecka, tak jak to zrobiono innym. Tego dnia była kontynuacja upałów i jednocześnie wielkie szczęście dla nas. Antoś najstarszy syn za pomoc w gospodarstwie do dostał ziemniaki, ser, masło, jajka i mleko. Jak tylko z rana przyniósł to mleko postawiłam na zsiadłe i wieczorem nastawiłam ziemniaki, miałam je posypać naszym koperkiem i jak Janek wróci z pracy dać mu do jedzenia te królewskie danie. Zbliżał się wieczór już zaczęłam się martwić ale w końcu mąż przyjechał. Przed okno zauważyłam jak zsiada z roweru. Było coś niepokojącego w jego ruchach. Wszedł do domu, doszedł do kanapy i osunął się na nią. Oczami tylko przewraca, nic nie mówi, cały się trzęsie i charczy. Zawołałam Antosia i kazałam z telefonu, który dostał od swoich gospodarzy dzwonić na pogotowie. Syn rozmawiał przez chwilę i podając mi telefon mówi: mama na pogotowiu pytają się, a ja nie wiem jak mam odpowiedzieć. Zdenerwowana złapałam za telefon i mówię mąż trzydzieści sześć lat wrócił z pracy, zatacza się, nie można z nim się porozumieć, słabo mu poci się, wymiotuje. Zgodnie z poleceniem miałam sprawdzić temperaturę co zrobiłam, sprawdzić ciśnienie, tętno, choroby przebyte, czy nie stracił przytomności, czy w dniu dzisiejszym nie doznał żadnego urazu i szereg pytań, na które z braku wykształcenia medycznego nie byłam w stanie odpowiedzieć. Rozłączyłam się. Zostawiłam same dzieci i pobiegłam po pomoc do sąsiadów z prośbą o transport. Tam gdzie kogoś zastałam to nie mają czym, gdzie indziej pozamykane bo albo w pracy, lub wyjechali za granicę za nią. Dobiegłam do domu naszego miejscowego zbieracza surowców wtórnych i zastałam go na podwórku jak pakował swój wózek na jutro. Jak usłyszał, że potrzebuje pomocy to szybko rozpakował pojazd i biegiem udaliśmy się do mojego domu, tam załadowaliśmy mojego męża na wózek i biegiem udaliśmy się na pogotowie. Pokonanie sześciu kilometrów zajęło nam dwadzieścia minut, osiągnęliśmy średni czas dwadzieścia sekund na setkę z załadowanym wózkiem. Dobiegliśmy do pogotowia, tam stwierdzili u męża udar słoneczny, odwodnienie organizmu i odsolenie nastąpiło zablokowanie nerek. Byłam bardzo szczęśliwa, że udało nam się pomóc mojemu mężowi. Strach przed utratą rodziny wyzwolił we mnie taki wysiłek. Pan Konrad też pękał z dumy, iż posiada taki wspaniały środek transportu medycznego. Na pogotowiu mi wytłumaczyli, że to nie oni wysyłają karetki, tylko dyspozytor urzędujący w drugim końcu miasta. Wracając do domu Janek opowiedział jak musiał pracować w pełnym słońcu bo brak jest norm określających w jak wysokich temperaturach można pracować, za to w niskich są normy. Bał sprzeciwić się swojemu szefowi bo już kilka razy w ten sposób stracił pracę i później jeszcze gorsza była bieda w domu. Pił wodę z kranu i to dużo, tylko w takim słońcu pracuje już drugi tydzień po dwanaście godzin bez przerw. Wszystko dobrze się skończyło, a ja z panem Konradem i jego wózkiem już cztery razy, od tego czasu, byliśmy transportem medycznym -zawał, wylew, poród, złamanie nogi. I co tu dużo mówić, Polak jak chce to potrafi.

MarBe

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania