esej dla Joanny Marii

esej 1 dla Joanny Marii

 

w czasie

tak trudno poruszyć Słowem serce

poza czasem

już tylko zanurzone w Miłości

 

Jasność świetlista poranną mgłą

nasyca mroczny zapach niemej ziemi

w stęchłym oddechu skamieniałych brył

drży pobłyskami w niepozornym ruchu

i wiecznie trwa pogrążona w mroku

pajęczą nicią światła bez dotyku

przenika czerń łagodnym impulsem

tnąc eterycznym blaskiem mgły

naprężony otchłanią niemy odwłok ziemi

 

w mrok uśpionej doliny zaglądam

gdzie w kamiennym lodowym potrzasku

niemoc podrywana klekotem pulsującej wody

gdzie konary drzew posypują strumieniami liści

ramiona jesiennej łąki las podtrzymującej

w odwiecznym spoczynku na mulistej ziemi

ożywianej przepływem żylastych strumieni

 

bez blasku twoich oczu i drzew usypiania

zanurzony w kamiennym spojrzeniu

w szeleście liści wirujących i wzroście konarów

w geście pożegnania gasnącego słońca

czerwieni zbyt kruchej i drętwej

dla jesiennych przebłysków rozświetlanej duszy

 

jaki pomruk z głębin lasu wzięty

skruszył niewinną jasność twoją

alabastrową amforę napełnioną ziołami

wziętymi z leśnej polany moimi słowami

 

Słowo na leśnej drodze ożywa barwami

jak alabaster twoich oczu łzami

w osamotnieniu i rozłące z niebem

strumień pulsuje krystalicznym śpiewem

przywołując kolorowe sny uśpionych kamieni

 

rozbłyskami wody rozrzuconych słów

i tych jak szkarłat krwią obmytych

oczy twoje perłowe smutek wypłakują

 

oczyść mnie Twoim słowem i otul nadzieją

okryj szeptem i blaskiem strumieni

unieś uschniętym liściem wciąż galopującym

odbiciem nieba i reliefem ziemi

kryształem wody płynnie wyrzeźbionym

 

Twoje włosy

pachną gęstym warkoczem igliwia i odbiciem limby

w krystalicznym zwierciadle tafli górskiego jeziora

mrocznym majestatem gór zanurzonym w głębinie spokoju

nostalgią eterycznych chmur blaskiem oświetlonych

słońca uśmiechem Twojego spojrzenia

Zapusta 02 11 2024 Piotr Sobański

esej 2 dla Joanny Marii

 

w skrytości zabliźnionego serca

rozbłyskiem i euforią narodzin

obraz we mnie wciąż trwa niezmącony

przeoranego drogą omszałego lasu

zapachu korzeni drzew omdlewających

pierwszej radości obmywania ziemi

nasączonej kadzidłem niby mgłą poranną

 

oplatasz mnie mrokiem bezgwiezdnej nocy

niby korzeniami wczepionymi w obolałe serce

pragnieniami zdjętymi ze zmurszałych powiek

pól wysychających powiewem jesieni

pokrytych chmarą rozrzuconych liści

niby ptakami złożonymi do snu po wędrówce

 

moje oczy wyblakłe niosą szarość pyłu

z ziemi zdjętego wbrew przestrodze nieba

lecz wciąż blasku łaknące upojenia światłem

 

uleć proszę moim skrytym pragnieniem

przez strumień porwanym do nagłego lotu

w zabawie słońca wodnych promieni

poderwij do lotu smutek i unieś na wietrze

rozprosz w gęstwie igliwia szare strzępy myśli

boleść ołowianą rozerwij szarpnięciem

wlej w moje serce w obfitości strumień

blasku poranka obmyty w cichości

szeptem traw i kamieni lustrzanym odbiciem

wlej porannej rosy krople Twoich oczu

wszechświat ogarniające źrenic skupienie

którego bezmiary łagodzisz mrugnięciem powiek

radość gwiazd przywołując rytmem bicia serca

tonami miłości spowitych w symfonii

gestów duszy Twojej pochłoniętej troską

i głębią litości dla bezmiaru życia

 

jesteś iskierką dla ludzi zbyt nikłą

piórem ptaka rozkołysanym na wietrze

 

jasność blasku pulsującej wody

jeszcze nie zwiędła od wieczornej mgły

rozlewającej na łące ołowiany pył

 

promiennym uśmiechem Twoim i pocałunkiem

jest dotyk motyla siewcy leśnych barw

w przelotnej zadumie rozpraszanej wiatrem

poderwany ku próżni lśniących gwiazd

 

zbieram wciąż smutku okruchy na ziemi

by dobiec do ogrodu rajskich drzew bez cieni

odzianych barwami szlachetnych kamieni

wrośniętych poza czasem w nieśmiertelne trwanie

podsycane blaskiem nie słońca promieni

zanurzonych w zieleni i błękicie wiary

przekutej w Miłości w wierność nieustanną troską

 

Piotr Sobański

Zapusta 02 11 2024

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania