Eseje, felietony i inne takie

​ Świat się zmienia, a my razem z nim: inne są nasze sposoby na opisywanie rzeczywistości. Różnymi też dysponujemy środkami ekspresji. Współczesny człowiek skazany jest na uproszczenia, na ustawiczne bombardowanie tendencyjną papką podawaną mu w zależności od przekaźnika.

​ Zawiły proces wnikania w sedno spraw, żąda wejścia na intelektualne diapazony. Wierzchołki te są zarezerwowane dla garstki zawodowców potrafiących się zorientować w artykule bez robienia sobie okładów z encyklopedii. A tacy znawcy przedmiotu mówią do siebie, piszą dla siebie i trafiają tylko do sobie podobnych. Naukowe artykuły są pisane językiem wymagającym deszyfracji; żeby je pojąć, trzeba być fachowcem.

​ Już w trakcie przedzierania się przez hermetyczne chaszcze, statystyczny obserwator wieści nadziewa się na wyjaśnienia, które mu niczego nie wyjaśniają. Nieprofesjonalny połykacz nowinek stara się zatem oprzeć na komentarzach ludzi, którym ufa, że nie wpędzą go w jeszcze większą kabałę i są bardziej od niego oblatani w odsiewaniu ziarna od plew.

​ Sądzę, że dzisiejsze zasady poprawnego pisania, będą jutro uznawane za błędy. Podobnie jak wczorajsze są nie do przyjęcia teraz. Mówię o modzie na poprawne wyrażanie myśli. Język, styl, gust — nie są to rzeczy zastygłe — podlegają nieustannym, etycznym i estetycznym, modyfikacjom w trakcie procesu przeobrażeń, są kształtowane przez zmiany zachodzące w naszej psychice; bycie kronikarzem obyczajowych wydarzeń wymaga przepuszczenia przez umysłowy durszlak. Ponieważ sposoby dzisiejszego pisania różnią się od wczorajszych.

Nie ma w tym nic dziwnego, bo świat się spieszy: konsument literatury ma większy wybór tego, co powinien przeczytać. Jest zawalony pstrokacizną dzieł godnych lub niegodnych wzroku. Książki, gazety, całe to mrowie lekturowych możliwości, zaczyna go dusić, nużyć, grać na nerwach. Niecierpliwić ilością trudnych słów i zawiłych zdań, fraz najeżonych nieznanymi pojęciami, terminami odległymi od jednoznaczności, stosowanymi oburzająco często. Słów, których zrozumienie wymaga poznania ich definicji.

​ *

​ Jakże zrozumiale brzmi wyznanie Gombrowicza, że nie chce być pisarzem idealnie poprawnym, pozbawionym wszystkich językowych odstępstw od norm, a nie chce, ponieważ ich gorliwe i rygorystyczne przestrzeganie prowadzi do „wykastrowania z indywidualności”.

​ Literatura za bardzo wzięła sobie do serca fakt, że mówi się o niej „piękna”. Zanadto, gdyż powinna mieć spocony kałdun wystający z niedopiętej koszuli. W moim pojmowaniu winna nie mieć wspólnych mianowników ze stylistycznym betonem: ma być prosta, czyli pachnieć rzeczywistością, nie nosić kagańca i przepuklinowego pasa.

​ Niektórzy twórcy uwzięli się korzystać ze słów udeptanych przez aktualną modę, podczas gdy stosowane przez nich, nie powinny dzielić się na wyrazy dopuszczalne i niewłaściwe, gdyż jest to podział sztuczny, niewłaściwy i zanadto przekraczający rogatki awangardy. Pierwsze to te z bramy frontowej, reprezentacyjne i poprawnościowe, drugie to te, które chyłkiem przemykają pod schodami.

​ Słów potocznych, żywych i obrazowych używa się szczyptę, podczas gdy kolokwialnych, trafnych, lecz zapomnianych i pomijanych w stosowaniu, słów chadzających za potrzebą, samopas i na bosaka, z tłuszczykiem i przy kości, neologizmów przemielonych przez uliczny i bazarowy zgiełk, słów zamieszkałych w zwyczajności, brak: nie mogą dopchać się do należnej im nobilitacji.

*

Felieton nie ma być poradnikiem z uniwersalnymi receptami na co bądź. To lekka forma sygnalizacji omawianego zjawiska, na które autor chce zwrócić uwagę, a samym zmusić czytelnika do skupienia się na przedstawianym problemie. I taka jego rola w świecie Internetu. Inaczej zanudzi, zniechęci, straci czytelnika.

 

Dzisiejszy felietonista (w moim, niepotocznym rozumieniu tego słowa) jeśli chce trafić do czytelnika ze swoim przekazem, winien posłużyć się niepurystycznymi środkami wyrazu. Narzędziami wywodzącymi się z pogranicza przesady, groteski, absurdu poniekąd. Przerysowania są więc jak najbardziej uzasadnione w przyjętej tu formie. Ma obowiązek unikać rozważań apodyktycznych, wykluczających wszelką dyskusję. Kłaść fundamenty pod nią, a nie ferować jej ostateczne wyroki. Wystrzegać się stwierdzeń zarezerwowanych dla poważnych, naukowych rozpraw, jakimi są, na przykład, eseje.

 

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Bettina 4 miesiące temu
    trawestacja prowadząca do mniemam
  • słone paluszki 4 miesiące temu
    nerwinka, czy masz w swoich zbiorach eseje?
    Jeśli tak, to podasz tytuł?
  • Bettina 4 miesiące temu
    O, strẹczycielu

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania