'estabilnosc.
Przez przeszło dwanaście miesięcy,
gdzie gęste miesza się z mlekiem
tuż nad poziomem zeschnietych traw,
dokładałem belka po belce,
by zbudować dla nas dom, dla ptaków.
Gdzie mogłyby rozprostować dziób o ściany,
skrzydła zamoczyć w atramemcie
i stać duchami, pustą skorupką,
z której nie wylęgnie się żadna zależność.
A one nadleciały, od strony nienazwanej jeszcze,
zabrały ziarno, schowały w kieszeniach
i tyle ich widzieli.
A one ubrane w niewidoczność, zagubione,
ślepe,
uderzają o dach, co okazał się zapałką,
by krzesać iskry.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania