"Ethan Airder" - Prolog

W pomieszczeniu unosił się dziwny duszący zapach, który zawsze kojarzył mi się ze starością, pomieszany z cuchnącym powietrzem z zewnątrz. Byliśmy na siódmym pietrze. Pokój trwał w półmroku, pasiaste, brudne żaluzje wpuszczały tu niewiele światła, budząc we mnie mieszane uczucia. Było mi duszno, choć okno było zbite w połowie i chłodny wiatr wpraszał się tu bez pozwolenia. Chciałem stamtąd wyjść, odetchnąć tą mieszaniną dymu i zgnilizny, do której przywykłem, i która, w porównaniu z zaduchem panującym teraz w ciasnym pokoiku profesora Zawidlowa, wydawała się słodką wonią. Cztery osoby na tak małe pomieszczenie to stanowczo za dużo, pomyślałem.

 

Mieszkanie było małe, idealne dla jednej samotnej osoby (na dodatek umierającej). Panujący wszechobecny chaos zdawał się nie przeszkadzać podstarzałemu mężczyźnie. Wszędzie walały się zdjęcia: na podłodze, w przedpokoju, kuchni i pomieszczeniu, gdzie aktualnie przebywaliśmy, które wyglądało mi na sypialnię połączoną z gabinetem. I tu nie brak było świstków papieru. Z ciekawości przyjrzałem się jednemu, który miałem pod nogami. Przedstawieni na niej ludzie uśmiechali się do obiektywu, choć bez przekonania. Było ich siedmiu. Stali na tle lasu tropikalnego, spoceni, brudni i opaleni. Nie umiałem zgadnąć, czy na zdjęciu znajdował się Zawidlow, ale fakt, że trzyma tu te zdjęcia sprawiały, że musiały mieć dla niego jakieś znaczenie.

 

Wyrzuciłem zbędne myśli z mojego umysłu i skupiłem się na postaci, która siedziała przed nami. Marnieje w oczach, pomyślałem. Staruszek był w okropnym jak na oko stanie, choć moc i burzliwość jego głosu zupełnie na to nie wskazywały. Był przeraźliwie chudy i blady, co dało się zauważyć pomimo panującemu tu mrokowi. Przybity do wózka, z metalowymi sztucznymi kończynami, zamiast rąk i w mizernym szlafroku, którego nie ściągał już może od ponad tygodnia. Na jego twarzy widniała szeroka blizna, ciągnąca się w poprzek przez wargi, dolną szczękę i kawałek szyi, na dodatek pomarszczona przez wiek. Wyglądał okropnie.

 

- Byle szybko, nie mam zamiaru trzymać was tu dłużej jak pół godziny - warknął, jak wspominałem wcześniej, wyjątkowo głośnym i drażliwym głosem, mocno kontrastującym z jego stanem wizualnym. Przypominając sobie, jak mnie odpędzał, gdy zaproponowałem mu tę rozmowę, aż się skrzywiłem. To cud, że zgodził się podzielić z nami informacjami w tej sprawie. A była ona niezwykle ważna.

 

- Co chcecie wiedzieć? - Zmierzył nas wzrokiem. Oprócz mnie było jeszcze dwóch agentów. Jednym z ich był mój asystent, Troy Hamless. Zaufany człowiek i, moim zdaniem, jedne z najlepszych gońców w naszej organizacji. Drugą towarzyszkę ledwo poznałem, przed wyjściem. Niejaka Janny Gristy, ponoć detektyw i świetna agentka z południa kraju, choć nie byłem co do niej przekonany. Była zbyt młoda, jak na moje oko, aby być w czymkolwiek dobra oprócz udawaniu głupiej. Chętnie bym jej tu nie pakował, jednak nie miałem zamiaru wykłócać się z dowództwem, które uparło się, aby do nas dołączyła. Teraz siedziała cicho, skupiona tylko i wyłącznie na postaci profesora, choć jego drażliwy głos najwyraźniej ją nieco peszył.

 

- Najlepiej wszystko - zachęciłem Zawidlowa do mówienia. Czas się skupić na rozmowie - Niech pan opowie nam o numerze 4.

 

- Czwarty... - mruknął - Sukces i porażka zarazem! Jeśli nie chcecie mieć do czynienia z tym diabłem, lepiej spieprzajcie stąd i nie marnujcie mojego czasu, którego i tak nie ma za wiele. Ten facet to wariat. Pomiot piekieł!

 

- Proszę sobie nie żartować - ostrzegłem. Czułem, że to nie będzie łatwa rozmowa - Znamy ryzyko, jakie się z tym wiąże.

 

Staruszek skrzywił się, marszcząc swoją bliznę, która zrobiła się jeszcze paskudniejsza. Pokiwał kilka razy głową z ironią.

 

- Żebyście potem nie mieli pretensji - zgodził się jakże niechętnie i złapał koła wózka mechanicznymi palcami. Siłowniki zasyczały, gdy pchał wózek w kierunku małej komody. Wskazał mi najniższą szufladę i rzekł:

 

- Otwórz ją. No choć tu, przecież cię nie ugryzę!

 

Podszedłem do wskazanego miejsca, choć bez jakichkolwiek oznak motywacji, aby wykonać jego polecenie. Nie przepadałem za starszymi ludźmi, nie pomijając, że w tych czasach nie było ich zbyt wiele. Społeczeństwo ginęło w wieku około 40-50 lat, nie tylko ze względu na niespokojne stworzenia plądrujące nasze miasta, ale i na nowe, dziwne choroby, głównie te genetyczne.

 

W szufladzie, oprócz kurzu i kilku zwiniętych kulek były jakieś akta. Czyżby dane?

 

- Podaj mi to.

 

Spełniłem jego prośbę, odpychając od siebie chęć zajrzenia do teczki z papierami. To musiały być dane.

 

Ku mojemu zdziwieniu, Zawidlow nie tylko nie zajrzał do niej, ale rzucił niedbale na kanapę za siebie. Zmarszczyłem brwi. O co mu chodziło? Zasunąłem szufladę... a raczej chciałem to zrobić, gdyż staruszek mnie zbeształ zaraz za to:

 

- Kazałem ci ją zamykać? Wyciągnij tą kulkę papieru. Tak, tą!

 

- Ten zwitek papieru? - uniosłem brwi.

 

- Nie, tego kota, który tam zalega - zdenerwował się i chyba mnie zignorował - Słyszeliście kiedyś o tanguinie?

 

- Substancja silnie reagująca ze związkami organicznymi, nie mylę się? - odezwała się błyskotliwa pani Janny. Miała dość niski głos, gdy mówiła z powagą. Wcześniej wydawało mi się, że miała bardziej piskliwy.

 

- O to to, panienko - pokiwał głową z uznaniem profesor - Nie będę was jednak zagłębiał w szczegóły działanie tej substancji, gdyż pewnie i tak byście nie zrozumieli połowy z tego, co do was mówię. Ta substancja, przekierowana odpowiednio do mózgu sprawia, że materiał genetyczny w komórkach się zmienia i nadaje ciału zupełnie nowe właściwości, takie jak nowe zachowania, wyostrzone zmysły, twardsza skóra. Ogólnie mutacje. Na jej podstawie chcieliśmy stworzyć super-żołnierza, dokładnie kodując to, co miało by w takim człowieku zmienione. Gdy zyskaliśmy pozwolenie na eksperymenty na ludziach, szybko przekonaliśmy się, że na skutki uboczne działania tangianiny odporni byli tylko ludzie o grupie krwi 0, ludzie, którzy byli dziesięciokrotnie bardziej podatni na fraktal niż przeciętny człowiek. Zdobyć takiego to skarb, a zgodnie z jako-takim prawem panującym w kolonii mogliśmy eksperymentować tylko na osobach wojskowych, którzy wyrazili na to zgodę. Nasz krąg obiektów się zmniejszył. Projekt opierał się głównie na szukaniu obiektów i przekonywaniu ich. W ciągu piętnastu lat badań przebadaliśmy czworo. Ostatnim z nich był ten wasz przestępca.

 

Słuchaliśmy w skupieniu. Biorąc pod uwagę rzadkość tej grupy krwi oraz chorobę sprzed dwudziestu lat (lub raczej plagę), nie licząc już osoby ze statusem wojskowym i osoby CHĘTNE na coś tak potwornego... liczba czterech osób był dowodem na to, że mieli niesamowite szczęście. Rozwinąłem kartkę. Na jej wymiętej powierzchni była wypisana zwykła karta pacjenta. W rubryce 'Imię i nazwisko', niedbale, niemal nieczytelnym pismem wypisane było "Ethan Airder" czarnym długopisem. Dane były niekompletne.

 

- Znaleźliśmy go podczas dwunastego transportu ratunkowego do kolonii. Fraktal niemal go nie zabił, ale jego młode ciało było silne i mocno opierało się chorobie. Walczyliśmy o jego życie z czystego egoizmu, mając nadzieję, że tym razem nam się uda. Nieba zesłały nam go, więc nie mogliśmy pozwolić mu odejść. Nie pozwoliliśmy. Mając szczepionki i odpowiedni sprzęt, w ciągu trzech miesięcy postawiliśmy go na nogi. Miał amnezję. Nie wiedział, co się z nim działo. Był za młody, aby wiedzieć o tym, co się z nim dzieje i jakie podejmujemy kroki w celu jego rehabilitacji. Wykorzystaliśmy ten fakt na swoją korzyść.

 

- On o tym nie wiedział? Mieliście zakaz... - zaprotestowała Janny swoim piskliwym głosikiem, który skądś kojarzyłem.

 

- Co się stało to się nie odstanie, moja droga i nie przerywaj mi, gdy mówię - odwarknął obrażony profesor - Miał może siedemnaście lat, gdy zaczęliśmy. Trzymaliśmy go trzy lata. Z początku szło lepiej niż przypuszczaliśmy. Tanguina niemal sama się garnęła, aby zsynchronizować geny w ciele chłopaka. Z czasem szło coraz lepiej, a on... zaczął się zmieniać. Zaczęło się od zmysłów. Głównie wzroku. Nie ukryło się przed nim niemal nic, czy to był cień, czy latająca w oddali mucha. Mówił każdego, że czuje się lepiej niż ostatnio. Nie wyczuwaliśmy w nim żadnych skutków ubocznych. Wiecie dlaczego tak dobrze mu szło? Bo to był jeszcze szczyl. Jego burza hormonów sprawiała, że geny sprawniej się zmieniały i organizm całkowicie tolerował zachodzące w nim zmiany, myśląc, że to naturalny proces przemiany organizmu.

 

- Nadaliście mu to imię? - zaryzykowałem przerwanie profesorowi, po raz kolejny czytając zapisane nazwisko.

 

- Nie. Sam sobie je nadał.

 

- Rozumiem przez to, że nie miał rodziny ani znajomych?

 

- Twierdzono, że nikt go nie zna spośród ludzi z transportu.

 

- Rozumiem. Proszę kontynuować.

 

- Podczas drugiego roku eksperymentów kolonię zaatakowała grupa terrorystyczna. Skryli się w naszym laboratorium, wbijając tych, którzy trzymali nocny dyżur. Minęły trzy godziny, zanim wojsko wypędziło ich z placówki. Straciliśmy troje lekarzy. Następnego dnia okazało się, że w składzie z tanguiną leżały dwa zmasakrowane ciała terrorystów. Kilka fiolek było zbitych, a czerwona ciecz spływała do ścieków. W kącie siedziała skulona sparaliżowana kulka chłopaka z krwią na rękach.

 

- Matko boska... - jęknęła Janny.

 

- Projekt był zagrożony. Sprowadzono do laboratorium straż, Airdar był poddawany całogodzinnej obserwacji. Szybko się okazało, że zachowanie młodzieńca uległo zmianie. Był spokojny. Nie pamiętał jednak, co się stało tamtej nocy w laboratorium, albo nie chciał o tym mówić. Jego wzrok poważniał z dnia na dzień. Kilka osób wycofało się z projektu, z bojaźni przed bronią, która mogła wyjść spod naszej kontroli. Jednak my byliśmy uparci, jak te osły. Zbyt długo nad tym pracowaliśmy, aby porzucić projekt od tak. Na naszą zgubę. Jakieś pół roku od incydentu z terrorystami Ethan zaczął gorączkować i zaczął mieć omamy. Jego tętno było tak wysokie, że serce zwykłego człowieka eksplodowałoby w klatce piersiowej. Ale jego nie. Krzyczał i miotał się, przymocowany z ostrożności do łóżka operacyjnego. Pasy bezpieczeństwa ledwo wytrzymywały, chociaż były zbrojone drutami stalowymi. Wtedy się przestraszyliśmy. Dyrektor projektu zarządził natychmiastowe zawieszenie działań i zabicie obiektu.

 

- Zabicie? - zdziwiłem się.

 

- Tak, przecież mówię! - powiedział - Ale zanim zdążyliśmy to zrobić, to on zdążył pozabijać nas wszystkich. Zakończył projekt na własne życzenie.

 

- Jakim cudem ty żyjesz? - zapytał milczący do tej pory Troy.

 

- W szale chyba nie zauważył, że nie sięgnął to tchawicy - metalową ręką dotknął pomarszczonej blizny na twarzy. Zrobiło mi się niedobrze.

 

- Wie o tym?

 

- Ha! - parsknął - Gdyby wiedział, pewnie by mnie już nie było, prawda?A teraz wybaczcie, ale proszę was o wyjście. Pół godziny minęło.

 

Nie śmiałem protestować. Zgiąłem kartkę w pół i schowałem za marynarkę. Pomyślałem, że jeszcze tu wrócę. On był zbyt upartym człowiekiem, aby powiedzieć wszystko na raz. Moje oczy wyszukały w półmroku teczkę z dokumentami, którą profesor rzucił na kanapę za sobą. Chęć poznania ich treści rosła z każdą sekundą, lecz nie dałem tego po sobie poznać. Podziękowaliśmy i wyszliśmy.

 

Po drodze rodziło się w mojej głowie jeszcze wiele pytań, które mogły zaważyć na sprawie i na które profesor mógł znać odpowiedź, lecz sprawa wymagała głębszego wejrzenia.

 

Jutro, pomyślałem.

 

Ale nazajutrz Zawidlow już nie żył.

 

________________________________

 

No, próbujemy dalej. Mam dobre chęci, więc może coś z tego wyjdzie. Nawet nie wiecie, ile się z tym męczyłam. Liczę na wyrozumiałą krytykę z waszej strony c:

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Anonim 27.05.2015
    Bardzo mi się podobało, pachnie Prototypem :D Fajnie poprowadzone dialogi. Postacie też ciekawe. Czekam na part 2. ;)
  • Bingo! Fabułę ogółem skleciłam na podstawie trailera do pierwszej części tej gry. Juz na wstępie przyznaję się, że nie znam fabuły, ni praw rządzących światem Prototypa (żeby nie było, że totalnie ryję grę, jakby coś takiego się zdarzyło.) c: Cieszę się, że się podoba, jednak, muszę wystawić cię na próbę cierpliwości. Szkoła się kończy, walczę o oceny do liceum, za dużo czasu nie mam. No cóż. Przy okazji zwrócę uwagę na inny portal z opowiadaniami, z tymże opowiadaniem: http://w.tt/1cgUL97 Jeśli ktoś korzysta z wattpada... zapraszam c:
  • Anonim 27.05.2015
    W ogóle to polecam Prototype 1 i 2 fajnie się rzeźi niewiniątka :D
  • Poluję na lepszy komputer w tym momencie. W wakacje najprawdopodobniej pociupię w I (w II, jeśli wymagania mi pozwolą, krucho u mnie z kasą), toteż nie mam zamiaru poznawać fabuły, aby sobie zabawy nie popsuć. XD

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania