Ewa
Ewę matka urodziła jako panna. Gdy kilka lat później wyszła za mąż, podrzuciła ją na wychowanie swojej matce. Dbała babcia o Ewę a jej gęste, kruczoczarne włosy splatała w dwa warkocze upiększone wielkimi białymi kokardami.
Któraś z dziewczynek zazdrosna o te sploty powiedziała, że Ewa ma wszy.
Od tej pory Ewa nie była Ewą, a wszarą. Nikt nie chciał się z nią bawić. Patrzyła na nas, bawiących się na trawniku i huśtawkach, zza futryny klatki schodowej. A gdy musiała ją opuścić, by babci coś ze sklepu przynieść, biegły za nią śmiech i drwiny. Patrzyłem na nią i było mi jej szkoda. Ale gdy w pierwszy dzień szkoły chciała usiąść obok mnie, to się bardzo wystraszyłem i ona ten mój lęk w oczach zobaczyła i poszła do ostatniej ławki, gdzie siedziała sama. Wezwaniu jej do odpowiedzi towarzyszyło odwrócenie w jej kierunku wszystkich głów. Ewa swoją spuszczała i milczała.
Ewa nie chciała chodzić do szkoły. Poddano ją badaniom, na których też milczała. I skierowano ją do szkoły specjalnej.
Tam poczuła się dobrze, wśród innych.
Podrosła Ewa. Nikt jej nie zapraszał na zabawy. Ciągnęło się za nią piętno odrzuconej przez matkę i posiadania wszy.
Pokochał ją haft. Nićmi delikatnymi wyczarowywała cudowności.
Podobało się ludziom, ale nie wypadało od bękarta czegoś kupić.
Aż pani Jastrzębska na swe czwarte zamążpójście zamówiła u Ewy welon. Śmiali się ludzie ze śnieżnobiałego welonu u kobiety, która siedem razy w ciąży już była. Dopóki welonu nie zobaczyli, pod którym matka już siedmiorga świętą się zdawała być.
I odtąd zamawiały matki panien hafty na welonach i sukniach. Szły do ołtarza panny młode z brzuchami, a wszyscy na welony patrzyli.
Wciąż Ewa plotła swe warkocze i wciąż nikt jej nie chciał.
Aż wyszedł z więzienia syn od Jaworów i najpiękniejszy welon zrobiła dla siebie. Cale osiedle się zebrało przed blokiem i patrzyło na Ewę jak przy dźwiękach akordeonu niczym anioł wychodzi.
W trzydzieste swe urodziny przyprowadziła na świat córkę, którą ojciec raz w szpitalu zobaczył i świętował narodziny przez tydzień.
Potem wrócił pijany do domu i wbił Ewie nóż w serce.
Grób jej za grobem mojej mamy. W płomieniu zapalanego znicza wciąż widzę stojącą w drzwiach klatki schodowej i z pięknymi warkoczami Ewę, której nigdy do zabawy nie zaprosiłem.
Komentarze (15)
Mam w pamięci podobną historię, choć z nie tak dramatycznym zakończeniem.
5
Pozdrawiam:)↔%
Ja stałam pochylona, ubrana tylko w koszulkę na ramiączkach, a mama metalowym, gęstym grzebieniem, szorując po skórze głowy, przesuwała po włosach w dół. Na kartkę spadały dojrzałe wszy i malutkie gnidy. Rozduszałam je paznokciem, i robiły się wtedy takie beżowe gwiazdy na papierze. Była też zastosowana szara maść.
Smutna Twoja opowieść, dobrze napisana.
Dobry.
To było pomówienie.
Czytając o Ewie myślałam sobie, że białe, haftowane welony zastąpiły słowa, których nie wypowiedziała przez całe życie. Biel to symbol czystości, a welon nakłada się na głowę. Głównie - na włosy.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania