Ewa marzycielka

Na początku wszystko ją ciekawiło, zielone drzewa na których rosły kolorowe owoce, pełne soczystej słodyczy. Łagodne zwierzęta, które można było głaskać i przytulać do siebie. Czuła wszechogarniającą lekkość i beztroskę. Z czasem zaczęło ją to nudzić. Cała ta rajska rzeczywistość zaczynała puchnąć od przesłodzenia. No i ten jej facet, coraz bardziej zaczynał drażnić. Duży dzieciak, wiecznie z siebie zadowolony, gadający o jakiś pierdołach w stylu: nie uwierzysz co dzisiaj widziałem albo na jakie drzewo się wspiąłem.

Właśnie huśtał się na lianie i coś wykrzykiwał.

 

- Ewo patrz! – krzyknął i wskoczył do stawu.

 

Pokręciła głową i poszła szukać jakiegoś spokojniejszego miejsca.

 

- Jeszcze jego tu brakowało – powiedziała do siebie na widok Wszechmocnego.

 

- Ewo co się dzieje?

 

- Nic, tak sobie łażę i…

 

- I? – Wszedł jej w zdanie, spoglądając na nią swym przenikliwym wzrokiem.

 

- A co ci będę tłumaczyć, przecież wiesz wszystko – odpowiedziała nerwowym tonem.

 

- Ewo zaczynasz błądzić!

 

- Nie wiem czy w raju można zabłądzić, właśnie postanowiłam to sprawdzić.

 

- Ewo! Uważaj to w jakim jesteś teraz stanie, jest czymś bardzo niebezpiecznym.

 

- No, ale chyba wolno mi robić to na co mam ochotę?

 

- Tak, oczywiście, ale zawsze trzeba pamiętać o skutkach.

 

- To zaczyna robić się ciekawie – stwierdziła z szyderczym uśmieszkiem i ruszyła przed siebie.

 

Stwórca wzruszył ramionami i zniknął.

 

Idąc tak, zaczęła się zastanawiać, czego tak naprawdę chce. Chyba brakowało, jakiegoś dreszczyku, czegoś co pobudziło by jej sflaczałe zmysły. Poderwało do większej aktywności…

 

W pewnym momencie, usłyszała jakieś niesamowite dźwięki. Przyśpieszyła kroku i weszła na przepiękną polanę, pełną białych konwalii i czerwonych pelargonii. Na środku siedziała jakaś tajemnicza postać i dotykała dziwnie wyglądającej rzeczy, wydobywając z niej przepiękne melodie. Ewa usiadła na trawie, zamknęła oczy i wsłuchiwała się coraz bardziej w tą poruszającą magię. Po chwili, zaczęła czuć jakiś niesamowity stan bezcielesności, stając się częścią tego dźwięku. Wszystko wokoło, stawało się falą płynącej harmonii. Po dłuższej chwili, ta cudowność zamilkła.

 

Otworzyła oczy, przez moment myśląc, że to był sen, ale ta postać nadal tam była, siedziała na kamieniu i patrzyła gdzieś w dal.

 

Podniosła się z ziemi i podeszła bliżej zobaczyć tą tajemniczą postać. Miała cudowną twarz, rysy delikatne, trochę kobiece, włosy dotykające ramion, koloru nocy i te oczy? Takie smutne, a zarazem pełne nadziei, jak niebo o zachodzie słońca.

 

- Jak masz na imię? – zapytała.

 

Młodzieniec spojrzał na Ewę z lekkim uśmiechem, ale nic nie odpowiedział.

 

Chciała go dotknąć, ale nie mogła zbliżyć do niego ręki.

 

- Jak ty to robisz? – zapytała poddenerwowanym głosem.

 

Postać znowu nie odpowiedziała, tylko szarpnęła za tą dziwną rzecz, z której wydobywała dźwięki i zniknęła.

 

- No jak tak można! To powinno być zabronione – krzyknęła zawiedzionym głosem.

 

- Ewo! Ewo! Gdzie jesteś?

 

Usłyszała znajomy głos.

 

– A tak było pięknie – powiedziała kręcąc głową.

 

- O!? Ładnie tu – stwierdził Adam, wchodząc na kolorową polanę. – Nigdy tutaj nie byłem, jak udało ci się znaleźć to miejsce?

 

- A szłam sobie i znalazłam – odpowiedziała od niechcenia.

 

- A wiesz, ja też coś znalazłem. – Otworzył dłoń i pokazał jej coś przypominającego skorupę.

 

- Hm… co to?

 

- Jeszcze nie wiem, znalazłem ją nurkując w stawie. Kiedy się ją przyłoży do ucha, pięknie szumi.

 

- Pokaż – powiedziała trochę zaciekawiona. – No faktycznie szumi, to chyba czyjaś głowa.

 

- Głowa?

 

- Twojej też to grozi, jak nic nie zrobisz ze swoją głupotą, też będzie szumieć pustką.

 

- Co cię znowu ugryzło!

 

- Nic, chodźmy już stąd – odpowiedziała zdenerwowana.

 

Położyli się na nocnej polanie, gdzie co wieczór kładli się spać. Adam chciał ją do siebie przytulić, ale ona nie miała na to ochoty.

 

- Co jest?

 

- Nic, nie mam nastroju na pieszczoty – odpowiedziała znudzonym głosem.

 

- Daj spokój, nie drażnij się ze mną, przecież to lubisz!

 

- Nie mam na to ochoty!

 

- No dobra, będziesz mogła leżeć na mnie, albo siedzieć, jak wolisz.

 

- Człowieku! O czym ty mówisz, wydaje ci się, że tylko ty się liczysz i ten twój kiepski instrument. Ledwie zaczniesz wierzgać i trochę mnie połechcesz, to już przewalasz źrenice na drugą stronę, a twój członek tryska przedwczesną ekstazą. I co ja z tego mam? Nie wymagam żebyś był długodystansowcem, ale ty ciągle odpadasz w przedbiegach.

 

- Co!? – krzyknął, całe szczęście, że leżał, bo inaczej kolana by się pod nim załamały. – Dlaczego mówisz mi o tym dopiero teraz?

 

- Bo mam tego dość i już.

 

Zerwał się na równe nogi. Przez chwilę stał spoglądając na Ewę kipiąc ze wściekłości. Potem ruszył szybkim krokiem i zniknął w zaroślach.

 

- Idiota – powiedziała do siebie Ewa, trochę rozbawiona ta sytuacją.

 

Kiedy się obudziła, był już późny ranek, nie pamiętała, czy kiedykolwiek bez towarzystwa Adama miała okazję powitać nowy dzień. Całkiem nieźle się czuła, nikt nie gadał głupot, panowała bardzo przyjemna cisza. Wstała, przeciągnęła się, odchylając ręce do tyłu i…

 

- Witaj Ewo.

 

- Witaj Wszechmocny – odpowiedziała lekko spiętym głosem.

 

- A gdzie jest twój mężczyzna?

 

- Dlaczego mówisz mój? Nikt nie jest czyjś, ja na pewno do niego nie należę – odpowiedziała poddenerwowana Ewa.

 

- Nie rozumiem twoich nerwów, w pewnym sensie należycie do siebie. Zapewne pokłóciłaś się z nim?

 

- Po co pytasz jak wiesz, to głupek, którego cieszy byle co.

 

- Ale to jedyny mężczyzna i powinnaś trochę zadbać o niego.

 

- No właśnie, jedyny. Zastanawia mnie, ten twój wspaniały dar, jakim jest wolna wola?

 

- A co, wolałabyś jej nie mieć?

 

- Wolałabym z niej korzystać, mieć jakiś większy wybór. Niestety, tylko ten jeden facet, idiota.

 

- Do korzystania z wolnej woli, potrzebna jest mądrość, bez niej można kogoś skrzywdzić, ba! Można skrzywdzić samego siebie.

 

- Ja go nie krzywdzę, o wiele bardziej od wolnej woli, kaleczy głupota. A on ma jej zbyt wiele, by mu pomóc

 

- Przesadzasz, Ewo co się z tobą dzieje?

 

- Skoro mam wolną wolę, to mogę sobie pójść i nie odpowiadać na twoje pytania? – powiedziała i poszła, nie czekając na odpowiedź.

 

Miała ochotę zaszyć się gdzieś, gdzie nikt by jej nie znalazł. Chodziła różnymi dróżkami, szukając jakiegoś zacisznego miejsca. I w pewnym momencie, znowu usłyszała te przepiękne dźwięki. Rozejrzała się dookoła, poznała, tu niedaleko musi być ta cudowna polana. Kiedy na nią weszła, uszczypnęła się w ramie, a potem nieśmiałym krokiem, podeszła do tego cudownego młodzieńca.

 

- Powiedz, czy ty istniejesz, czy mi się wydajesz?

 

Postać jak poprzednio uśmiechnęła się i nie odpowiedziała. Szarpnęła tylko w coś wyglądającego jak nici pajęcze i znowu zaczęły wydobywać się dźwięki. Część, którą trzymał drugą ręką, miała kształt rozpiętych ramion jakby chciały uwolnić z siebie płynące melodie.

 

Ewa znowu zapytała.

 

- Czym to wszystko jest?

 

- Muzyką – odpowiedziała młodzieniec.

 

Ewa na chwilę znieruchomiała, a potem odezwała się donośnym głosem.

 

- Ty mówisz!? Muzyka…? A czym ona jest, że ma w sobie coś, co porusza całą mną?

 

- Jest jednym z rodzajów piękna, tworzy się w czyjejś wrażliwej duszy, a potem wypływa na zewnątrz za pomocą… na przykład tej liry.

 

- Liry?

 

- Tak, to mój instrument, dzięki któremu wyzwalam swoją pasję.

 

- A ja… czy mogłabym też coś takiego wyzwalać?

 

- Spróbuj – powiedział i podał jej instrument.

 

Ewa najpierw dotknęła strun, a potem spojrzała na nieznajomego, nie wiedząc co ma robić.

 

- Pociągnij za jedną z nich – powiedział z uśmiechem.

 

Kiedy zrobiła to, wydobył się jakiś drażniący brzęk. Spróbowała jeszcze raz i znowu strasznie zabrzęczało.

 

- Co się dzieje, to jest okropne, dlaczego nie wychodzi?

 

- To nie takie proste, spójrz na te kwiaty – powiedział wskazując dłonią.

 

- No i?

 

- Piękne prawda?

 

- Tak.

 

- One nic nie muszą, po prostu takie są i już. Muzyka jest innym rodzajem piękna. Każdy dźwięk trzeba poznać, nauczyć się go wydobywać w przeróżnych długościach i kolejnościach. Do tego potrzebny jest talent i ciężka praca.

 

- Co to jest talent i praca?

 

- To coś, za pomocą czego, dąży się do doskonałości.

 

- Czyli do pięknych dźwięków?

 

- Właśnie – powiedział nieznajomy i poszedł w stronę kwiatów. Zaczął je zrywać, zrobił z nich wianek. Potem podszedł do Ewy i włożył jej na głowę.

 

– Jesteś jak one, piękna i nic nie musisz.

 

- Ale, ja bym chciała…

 

- Wiesz… jest jeszcze coś, w całym tym dążeniu, trzeba widzieć gdzieś w oddali doskonałą symfonię i próbować do niej dotrzeć. Tworząc po drodze różne formy lepszych, gorszych dźwięków i żyć nadzieją, że kiedyś się do niej dotrze.

 

- A jak może być daleko ta…? - zapomniała słowa.

 

- Symfonia, czasem mam ją w zasięgu wzroku i kiedy jestem już na wyciągnięcie ręki, znika gdzieś w oddali i znowu trzeba jej szukać i pragnąć.

 

- Ojej! Czuje, że to straszne, ale nie potrafię sobie tego wyobrazić?

 

- Hahaha… podążanie za doskonałością trwa w nieskończoność.

 

- Jeszcze bardziej nie rozumiem? – powiedziała zrezygnowanym głosem.

 

Nieznajomy uśmiechnął się i zaczął grać. Tym razem bardzo rytmicznie i żywiołowo. Ewa zaczęła podskakiwać, przebierać nogami. Czuła, jak przechodzi przez nią fala radosnych dźwięków. Nagle wszystko ucichło.

 

Ewa spojrzała w stronę tajemniczego młodzieńca i znowu nikogo nie było.

 

- No nie! Ktoś tu sobie ze mnie kpiny urządza – krzyknęła ze wściekłością.

 

- Co się stało? – odezwał się znajomy głos.

 

- A! Wszechmocny, to zapewne twoje niewinne żarciki?

 

- Ewo o czym ty mówisz?

 

- Przed chwilą był tu taki niesamowity ktoś, cudownie grał i fajnie mi się z nim rozmawiało. No i zniknął?

 

- Ja nie mam z tym nic wspólnego. – Stanowczo oznajmił Wszechmocny.

 

- Był taki realny, trudno uwierzyć by mi się przyśnił?

 

- Iluzja nie tylko powstaje we śnie, może zbyt bardzo czegoś pragniesz i niechcący tworzysz coś prawie realnego.

 

- Czyli mogłam go sama stworzyć?

 

- Trudno mi w to uwierzyć…?

 

- Tobie? No jak to, przecież ty w nic nie musisz wierzyć?

 

- Ale mogę siebie samego zaskoczyć. Co prawda to prawie nierealne, ale…

 

- No i teraz ci wyszło?

 

- Hm… Ewo ty nie powinnaś niczego tworzyć, jesteś jak te kwiaty…

 

- Tak! Już słyszałam to od niego, możesz nie kończyć – weszła mu w słowo, oburzonym głosem. Potem ruszyła szybkim krokiem przed siebie. Nie mając ochoty na dalszą rozmowę.

 

- Ewo! – krzyknął Wszechmocny kręcąc głową.

 

- Nawet jakby ten przystojniak był tylko iluzją, to samo tworzenie musi być czymś niesamowitym. Bardzo bym chciała spróbować, ale niestety, w raju to chyba niemożliwe. Nawet jeżeli udało mi się stworzyć tak niesamowitą iluzję, to tylko iluzja, a ja bym chciała coś naprawdę. Edenu nie można opuścić. Jakaś niewidzialna siła nie pozwala, kiedyś próbowałam i nie dało rady. Ponoć to wszystko dla naszego dobra. Ale… zaraz, zaraz, Wszechmocny mówił coś o drzewie? Jak ono się nazywało…? Już wiem „Wiadomości dobrego i złego”. Jak zjem jego owoc to mnie stąd sam wywali – stwierdziła z uśmiechem, kończąc swoje rozważania.

 

- O jest! – powiedziała do siebie, dostrzegając drzewo z zakazanym owocem. Stało pomiędzy kilkoma gruszami. Podeszła bliżej, spojrzała na owoce.

 

– Zwykłe jabłka, ale mi to zakazany owoc?

 

- Tfu...! W dodatku strasznie kwaśne – splunęła na ziemię, ale zaraz się opanowała. – Trzeba zjeść całe, bo mnie stąd nie wywali – powiedziała z lekkim niesmakiem. – Dobrze by było zerwać jeszcze jedno, tak na dowód, że nie zmyślam? Bo On niby wie wszystko, ale często udaje, że nie wierzy.

 

- No i stało się – krzyknęła z zadowoleniem idąc i trzymając drugie jabłko w dłoni.

 

Nagle usłyszała jakiś szelest w krzakach, pomyślała, że zaraz pojawi się Wszechmocny i po krótkim wykładzie wywali ją stąd.

 

- Hej! Wreszcie cię znalazłem.

 

- No nie?! Znowu ty – stwierdziła lekko podłamanym głosem, widząc Adama.

 

- Wiesz, dużo o tej ostatniej nocy myślałem. Miałaś dużo racji. Nie miałem pojęcia, że to nie sprawia ci przyjemności. Następnym razem będę bardziej się starał. No i miłe podpowiedzi z twojej strony.

 

- Co ty nie powiesz – powiedziała rozbawiona jego słowami.

 

- Obiecuję, a co tam masz? – powiedział i wyrwał jej jabłko z dłoni.

 

- Co ty robisz!

 

- Strasznie kwaśne!

 

- Ty idioto!!!

 

- O co ci chodzi? – powiedział wzruszając ramionami.

 

- To jabłko z zakazanego drzewa.

 

- Czyś ty zwariowała, zaraz nas stąd wywalą!

 

- I o to chodziło!

 

- Co?

 

- Tylko bez ciebie durniu! – odpowiedziała ze wściekłością Ewa.

 

- Cóż to za hałasy? – odezwał się surowy głos.

 

- Może byś tak pokazał swe oblicze – powiedziała Ewa.

 

Po chwili Ukazał się Bóg i spojrzał na nich srogim wzrokiem.

 

Adam padł na kolana.

 

- To ona! Ja o niczym nie wiedziałem.

 

- Nie interesuje mnie to, skosztowaliście oboje, więc nie ma tu dla was miejsca.

 

- Ale on naprawdę przez przypadek. Ja zjadłam świadomie! - odezwała się donośnym głosem Ewa. Świadomość, że on miałby jej w tym innym świecie towarzyszyć, rozrywała ją od środka.

 

- Ustanowione prawo jest prawem ostatecznym i oboje musicie opuścić raj – oznajmił z lekką ironią w głosie Wszechmocny.

 

- Ale to niesprawiedliwe! – nie dawała za wygraną Ewa.

 

- Nie kłóć się i tak ze mną nie wygrasz – oznajmił Bóg.

 

- Jesteś bardzo złośliwy – odpowiedziała zdesperowana Ewa.

 

- Uwierz mi, nie chcem, ale muszem.

 

- Słucham? – powiedziała, nie mogąc uwierzyć własnym uszom. - Boże ty chyba jesteś wczorajszy?

 

- Wręcz przeciwnie, to stwierdzenie z dalekiej przyszłości. Powiedziane przez waszego dalekiego potomka – odpowiedział z lekkim uśmiechem.

 

- Co!!! Jakiego potomka? – zapytała omal się nie przewracając z wrażenia.

 

- No cóż… ten świat, w którym przyjdzie wam zaraz żyć, jest bardzo śmiertelny. Choćbyście nie wiem jak bardzo się w nim zaadoptowali, czas obróci wasze życie w proch. Jedynym sposobem, żebyście tak do końca nie umarli, jest potomstwo.

 

- Jak to!? To jakieś niedorzeczne, dlaczego coś, co istnieje ma przestać być?

 

- Żeby mogło powstać coś innego, takie tam panują zasady.

 

- I ty je stworzyłeś?

 

- Oczywiście, w tym innym świecie stawiam na rozwój.

 

- A czy tam będą inni mężczyźni?

 

- Niestety.

 

- No to pięknie, stworzyłeś taki świat z czystej złośliwości do mnie?

 

- Przeceniasz siebie Ewo, na razie można o tobie powiedzieć tylko, że jesteś zarozumiała. Tam będziesz musiała wydobyć z siebie jeszcze wiele innych cech.

 

- A ten…?

 

- Wątpię, ale kto wie, tam będziesz musiała głęboko wierzyć. I wtedy może coś się spełni, ale na wiele bym nie liczył.

 

- Może…? To ja się nigdzie stąd nie ruszam! – odpowiedziała stanowczym głosem.

 

- Dość już tego – powiedział Wszechmocny, potem pstryknął palcami i w mgnieniu oka zniknął raj razem z Bogiem.

 

Ich oczom ukazał się zupełnie inny krajobraz. Było chłodniej a w barwach przeważała szarość i brąz. O wiele więcej pustej przestrzeni, która sprawiała wrażenie oschłej i obojętnej.

 

Okazało się, że w tej innej rzeczywistości jest bardzo niebezpiecznie. Ciągle trzeba było za kimś gonić albo przed kimś uciekać. Zabijanie było tu czymś bardzo powszechnym, bez niego nie dało się przeżyć. Ewa na takie warunki była zdecydowanie za słaba i chcąc nie chcąc, musiała trzymać się Adama. On, o dziwo szybko się w nich odnalazł. Nabierał coraz większej wprawy w zabijaniu, a ten surowy klimat sprawiał, że stawał się coraz brutalniejszy. Praca nie prowadziła do doskonałości, była bardzo ciężkim zajęciem, od którego puchły mięśnie, a z ust wylewały się parszywie brzmiące słowa. Czasem na widok jakiegoś urwiska albo przepaści miała ochotę skoczyć w dół, ale wtedy zawsze przypominała sobie tajemniczego młodzieńca grającego na lirze i zaczynała marzyć. Przypominała sobie jego twarz i wyobrażała, że obejmuje ją ramionami, a wokoło słychać cudowne dźwięki liry. Dzięki takim chwilą stworzyła w sobie uzdrawiającą siłę, którą nazwała nadzieją. Dzisiaj już nikt o tym nie pamięta, ale to dzięki niej przetrwaliśmy.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Freya 19.06.2020
    "nie uwierzysz co dzisiaj widziałem albo na jaki" – jednak przecinek konieczny, pomimo mojej niechęci do tychże kurdupli ?
    Qurwa, nie nadaję się na obróbkę telefonem tak długiego: ale nie podoba mi się: maniera zapisu linii dialogowej w postaci dywizu – a dalej potrafisz z pułpauzą ? Nie czytałem z nastawieniem, radzisz sobie zapisem dialogów. Pozdro
  • Lotos 19.06.2020
    Dzięki za koment.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania