Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Face -TO- Face With Himself : Rozdział 1

Lekki powiew wiatru raz po raz poruszał liśćmi drzew i zdawać by się mogło, że jest to jedynie objaw początków letniej pogody - WTAJEMNICZENI WIEDZĄ JEDNAK, ŻE JEST TO TZW. CISZA PRZED BURZĄ

 

-- Dylan ;

 

Czerwony, sportowy Nissan z prędkością światła skończył ostatnie okrążenie i szerokim, głośnym ślizgiem zatrzymał się tuż obok Nas.

Tłum cieszących się ludzi od razu pobiegł w jego stronę, a ja stałem jak osłupiony wciąż myśląc o tym co się stało...

Potrącenie dziewczyny było czymś czego przysięgam, że nie planowałem! Jednak stało się...a co się stało to już się nie odstanie.

- No no Hammer - Black zaczął bić powolne brawo, skupiając niemalże całą uwagę na swym idealnym chodzie

- Black - chłopak skinął głową, następnie wyciągając dłoń w jego stronę

Ten jednak przyłożył swoje do klatki piersiowej, dając mu znak.

- Rozumiem - Hammer opuścił dłoń

- Zaimponowałeś mi Hammer, nie zapominaj jednak, że to dopiero pierwsze starcie - odwrócił się jak zwykle (idealnie dopracowanym) krokiem i zginął gdzieś w tłumie

 

Cóż, Hammer nie wyglądał na zmartwionego, a wręcz przeciwnie - zaczął pławić się w swej chwale i rozkręcać "bajere" z zachwyconymi kobietami.

 

Ja postanowiłem zakończyć swoje oglądanie i wrócić do domu. Niestety, wcześniej musiałem jeszcze wrócić na bazę i oddać torby z towarem.

Już sobie wyobrażam co zrobiły Black gdybym o tym zapomniał...

 

--------------------------------------------------

 

// Dzień wcześniej

 

-- Katty;

Zamykając duże, szklane drzwi ostatni raz spojrzałam na budynek.

 

- A więc to tutaj spędzę resztę swojego życia... - westchnęłam

- Oh Kate, przecież wiesz,że to wszystko po to abyś miała dobre życie

- Wiem Mamo - wymusiłam delikatny uśmiech

 

Nigdy nie miałam odwagi ani chęci by buntować się przeciwko moim rodzicom.

Uważam ich za nienaganny autorytet - w końcu to oni stworzyli mi tak dobre warunki do rozwoju i kształcenia, to dzięki nim mam wszystko o czym tylko mogę pomyśleć.

Wszystko oprócz jednego... CZASU WOLNEGO.

Tak, to prawda - moi rodzice odkąd tylko pamiętam, nadawali mojemu życiu maksymalnie szybkie tempo i maksymalną ilość obowiązków. Już jako 4 latka uczęszczałam na lekcje języków,manier tańca i śpiewu. Rodzice powtarzali mi,że jeśli chcę coś osiągnąć - muszę na to ciężko pracować - i tak też robię.

W tej chwili jestem zapisana na studia zaoczne, oraz mam zapewnioną pracę w banku, gdzie na wysokim szczeblu postawiona jest moja mama...

 

Jak dobrze,że mam jeszcze wakacje !

 

- Kate? - głos mamy wyrwał mnie z zamysłu

- Tak? - uniosłam głowę,jednocześnie starając się rozwiać swoje myśli

- Czy coś cię męczy? Jesteś jakaś nieswoja

- Nie nie.. Wszystko jest w porządku

Wzrok mamy nadal wiercił we mnie dziurę.

- Po prostu się zamyśliłam - uśmiechając się, uniosłam brwi

- Dobrze - pokiwała głową - jedziesz ze mną do domu?

- Nie - pokręciłam głową - przejdę się do Amy

- Jak wolisz - wsiadła do samochodu - tylko pamiętaj,że jutro rano masz zajęcia z gry na fortepianie

- Naturalnie - odwracając się na pięcie, ruszyłam przed siebie

 

Amy to moja najlepsza przyjaciółka i za razem najbardziej pokręcona osoba jaką znam !

Jest moim całkowitym przeciwieństwem a jednak tak bardzo się kochamy...

 

Od domu Amy dzieliły mnie zaledwie dwie uliczki.

Stając na przeciw paskowanej jezdni, spojrzałam na sygnalizator świetlny

- Super ! Chociaż raz mam zielone

Stawiając pewne siebie kroki, znalazłam się dokładnie na środku pasów, kiedy usłyszałam niesamowicie głośny dźwięk opon...

Odwróciłam głowę w bok i zobaczyłam rozbłysk białego światła przed sobą, a po chwili poczułam ogromny ból...

***

 

- Katty.....Katty....Katty słyszysz mnie ? - słysząc znajomy głos, starałam się otworzyć oczy,jednak były zbyt ciężkie

 

- Panno Thompson czy pani mnie słyszy ? - ponowiłam próbę otworzenie swoich oczu, tym razem z pozytywnym skutkiem

Otwierając oczy,doznałam niemałego szoku kiedy jaskrawe kolory światła wdarły się do mojej gałki ocznej...

- Katty ! Boże Ty żyjesz ! - znajomy głos należał do mojej mamy

Rozejrzałam się wokół siebie...Byłam w karetce, obok mnie siedział ratownik medyczny a nade mną pochylała się mama...

Czułam się bardzo dziwnie..nie byłam pewna co się stało i jak się tu znalazłam .. Wszystko wydawało się być snem...

 

- Panno Thompson czy pani mnie słyszy? - ratownik zapytał po raz kolejny

- Tak - wyszeptałam

- Bardzo dobrze. Cieszymy się, że się pani w końcu obudziła - poprawił kroplówkę - Czy pamięta pani co się stało?

- Nie - ,moje słowa były tak ciche,że sama ledwo je słyszałam

- Rozumiem - pokiwał głową i uśmiechnął się - Bez obaw, pamięć powinna niedługo wrócić

 

//

 

--------------------------------------------------

 

Katty;

 

W szpitalu spędziłam około tygodnia. Moje obolałe ciało, złamana ręka,skręcona kostka i parę innych usterek zaczęły się goić, a i ja sama czułam się coraz lepiej.

Już po pierwszych dwóch godzinach spędzonych na oddziale, zaczęłam sobie przypominać wydarzenia mające miejsce tego dnia . W mojej głowie cały czas widniał zarys twarzy mężczyzny z samochodu...

Nie był on stary, ani też młody..

Mógł to być mój rówieśnik, a może nie?

Obraz w mojej głowie nie był do końca idealny,jednak czymś co pamiętam doskonale była rozcięta brew nad lewym okiem chłopaka...

Tak ! To defekt, który jako pierwszy rzucił mi się w oczy tej felernej chwili...

 

Tego dnia miałam odwiedzić Doktora Marcusa, aby sprawdzić jak zrasta się moja ręka.

Kiedy stałam już na przeciwko schodów prowadzących do przychodni, ktoś potrącił mnie łokciem.

- Sory - chłopak uniósł rękę w geście przeprosin

- Nie ma sprawy - wywróciłam oczami i weszłam do budynku

 

Chwila, chwila ! Ten chłopak ...wyglądał znajomo...

Ta twarz i ten plaster na brwi... czy to możliwe ? Czy to może być człowiek, który mnie potrącił i uciekł?

Zawracając na pięcie, mocnym pchnięciem otworzyłam drzwi i wybiegłam na zewnątrz...

 

Zatrzymując się na ostatnim schodku, zaczęłam rozglądać się na boki

Jest!

- Hej Ty! Zaczekaj ! - chłopak nie zwracał na mnie uwagi, więc zawołałam raz jeszcze - Zaczekaj !

Odwrócił się, pilnując by kaptur nie spadł z jego głowy

- Mówisz do mnie? - powiedział marszcząc brwi

- Tak, do Ciebie - podbiegłam do niego i kiedy już pokonałam delikatną zadyszkę zaczęłam mówić dalej - Pamiętam Cię z wypadku

Nieznajomy zdawał się być zmieszany i jednocześnie zaskoczony moimi słowami

- Chyba coś Ci się pomyliło. Musze już iść - odwrócił się

- Nie! Proszę! Poczekaj!

- Przecież Ci mówię, że to jakaś pieprzona pomyłka ! - warknął

Przestraszyłam się, lecz to nie zmniejszyło mojej ciekawości

- To nie może być pomyłka - zaprotestowałam - Widziałam Cię.. To byłeś Ty. To Ty mnie potrąciłeś, a potem po prostu odjechałeś nie udzielając mi żadnej pomocy!

- Za kogo Ty się uważasz? - parsknął śmiechem - Za glinę czy śledczego?

- Słuchaj! Niczego mi nie udowodnisz, jasne? - chłopak stanął niebezpiecznie blisko mnie, a ja poczułam jak przechodzą mnie zimne dreszcze.

Nie potrafiłam wydobyć z siebie słowa...bałam się.

- Ciesze się, że się zrozumieliśmy - odszedł

Jego wyraz twarzy był tak bardzo zimny i nieczuły...

Bałam się patrzeć w jego oczy, mimo, że podświadomie czułam, że nie może zrobić mi krzywdy...

 

Kiedy odszedł, ja również ruszyłam w swoją stronę, czyli w stronę przychodni.

 

Wchodząc do budynku, ruszyłam w stronę holu B, gdzie swój gabinet miał doktor Marcus. Na moje szczęście przede mną była jedynie jedna osoba więc nie musiałam czekać długo.

(Puk puk) - Można? - wychyliłam delikatnie głowę

- Zapraszam

- Nazwisko? - Dr. Marcus spojrzał na mnie zza okularów

- Thompson

- Proszę usiąść - wskazał na łóżko szpitalne

 

Dylan;

 

Wpisałem kod i otworzyłem duże, metalowe drzwi.

Ich pisk i skrzypienie zakuło mnie w głowę.

Szedłem długim korytarzem, kierując się do dużego pokoju Blacka.

- Cześć Kong. Masz to? - stojący przy ścianie Stranger wskazał na moją torbę

- Jasne - wzruszyłem ramionami, jakby była to najbardziej oczywista sprawa.

Stranger pokiwał głową. Mogłem dostrzec jak powoli i ze spokojem wypuszcza powietrze.

Stranger to dobry kumpel, ale wcale tutaj nie pasuje.

Jest zbyt miękki,a jeśli tego nie zmieni to może być z nim nie ciekawie...

 

Otworzyłem drzwi do dużego pokoju.

- Kogo niesie do jasnej cholery?! - odwracając się, Black wypuścił dym z ust

- To ja - powiedziałem stanowczo, rzucając torbę na stół

- Oo Kong - rozłożył powitalnie ręce - A więc nadal żyjesz - uśmiechnął się

- Kiepski żart - uniosłem brwi, a następnie rozsiadłem się na kanapie

- Czy to jest to o czym myślę? - wskazał na torbę

- Sprawdź - machnąłem ręką

Black otworzył torbę i jednym ruchem wywrócił ją tak, że cała jej zawartość wyleciała wprost na stół.

- Sprawdzę - zaczął liczyć paczki

 

Wyjąłem z kieszeni paczkę papierosów.

- Brawo Kong ! Wywiązałeś się

Zacząłem palić.

- Kiedy mi zapłacisz? - wypuściłem dym z ust

- No no no komuś się śpieszy - Black zaśmiał się

Popatrzyłem na niego pustym wzrokiem

- Pokaż mi się jutro - machnął ręką i zaczął pakować towar

- A więc do zobaczenia - wstałem

 

- EJ Black! - Hammer wbiegł jak oparzony - Słyszałeś wiadomość?

 

Nie kryłem swojego zdziwienia.

Co takiego mogło się stać, że Hammer już się tu pojawił?

 

Black spojrzał na niego, unosząc brwi

- A powinienem? Powiedz mi Hammer

- Czarny Merc o naszej rejestracji jest poszukiwany !

- Że co kurwa?! - Black oparł dłonie o stół

- Ja jeżdżę swoim- Hammer podniósł ręce w obronnym geście

- Kong! - uderzył ręką o blat - Ty jeździłeś moim Mercem!

Głośno przełknąłem ślinę. Kurwa! A myślałem, że jakoś uda mi się to ukryć!

- No jeździłem... To od razu robi ze mnie winnego? - grałem na czasie

- Do jasnej cholery Kong nie każ mi się w to bawić!

- To było zwykle potrącenie jakiejś dupy - wywróciłem oczami - Już dawno o tym, zapomniałem

- Cholera ! - Black doskoczył do mnie i łapiąc za brzeg mojej koszulki wysyczał - Chyba nie powiesz mi, że spierdoliłeś robotę?!

Złapałem za jego rękę

- Puść mnie ! Nic nie zrobiłem !

- Nie zrobiłem? - sarkastyczny śmiech wydobył się z jego ust - Nie zrobiłem?! - powtórzył - Teraz ta pieprzona suka zgłosiła sprawę na psy !

Rozejrzałem się wokół szukając wsparcia u reszty, niestety nikt nie odważył się odezwać.

- Nic jej się nie stało! Widzialem ją dzisiaj

- Jak to? - zmarszczył brwi

- Zaczepiła mnie jak szedłem do samochodu

- Ona Cię kurwa rozpoznała! - Z jego ust zaczeła wydobywać się piana

- Wyparłem się! - krzyknąłem,odpychając go od siebie - Uspokój się Black !

- Widziała jak brałeś towar?

- Nie jestem głupi! - wyrzuciłem ręce w powietrze - Potrąciłem ją dużo później,wtedy sprawy były już dawno załatwione!

- Masz szczęście w nieszczęściu Kong - odsunął się - Teraz masz ją znaleźć i załagodzić sprawę jasne? - spojrzał na mnie

- Niby jak? Nie mam zamiaru więcej gadać z tą gówniarą

- Nie masz wyboru Kong. Musisz załagodzić sytuację

- Jak to sobie wyobrażasz?

- Detale zostawiam tobie - zaśmiał się - rozkochaj ją, przeleć, przekup - rozłożył ręce - Ful opcji nieprawdaż? - sarkastycznie się uśmiechnął

- Tsa - powiedziałem pod nosem i wyszedłem

 

Wiedziałem, że z Blackiem nie można dyskutować... To zazwyczaj kończy się źle...

Ten Gość dzisiaj się śmieje a jutro może Cię zabić ...

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania