Fantastyczna Przejażdżka Imprezowiczopodróżnika
"Fantastyczna Przejażdżka Imprezowiczopodróżnika"
gatunek: sny/fantastyka/czas wolny/podróże
Wczesne lata dwa tysiące dziesiąte, późna wiosna, około godziny dziesiątej trzydzieści rano.
Dwudziestoośmioletni Imprezowiczopodróżnik relaksował się na przedmieściach słonecznego, przybrzeżnego miasta, a dokładniej w rozległych ogrodach, gdzie było dużo trawników, sadów i łąk. Był jednym z wielu czasoprzestrzennych podróżników oraz poszukiwaczy przygód. Postawił namiot, w którym następnie odpoczął. Wokół niego przebiegały brązowe, pomarańczowe i zielone dinozaury dwunożne. Najmniejsze były wielkości kurczaka, a największe przypominały swoimi rozmiarami nosorożce.
Kiedy mężczyzna odpoczął, to wyszedł z namiotu, przeteleportował go do swojego domu, ukrytego w jednym z wielu innych wymiarów, a wtedy wyruszył w dalszą drogę. Poszedł do dużego parku, za którym znajdowała się dzielnica niedużych, wolnostojących domów jednorodzinnych, otoczonych ogrodami. Następnie wyszedł z parku, przeszedł przez pięknie wyglądającą okolicę i skierował się do centrum. Pośród murów oraz płotów spotkał siedmioro swoich dobrych znajomych, a dokładniej trzech kolegów i cztery koleżanki. Każde z nich miało po dwadzieścia pięć do trzydziestu jeden lat.
Porozmawiali, pośmiali się, a wtedy wszyscy razem zaszli do dzielnicy parterowych domów jednorodzinnych na przedmieściach. Tam mieszkało każde z nich, więc przez większość dni w roku było słychać w okolicy piękną, wesołą, przyjemną muzykę imprezową. Zaszli do domu jednego z kolegów. Wewnątrz niedużego, przytulnego, dwukondygnacyjnego budynku, umeblowanego na styl lat osiemdziesiątych, dziewięćdziesiątych oraz dwutysięcznych, było dużo koloru beżowego, żółtego i pomarańczowego. Panował tam specyficzny, niezwykle bardzo nostalgiczny nastrój.
Ośmioro dobrych znajomych ponownie odbyło luźną pogawędkę, często śmiejąc się, lecz tym razem znajdowali się na samym środku salonu umeblowanego na styl retro, a w tle leciała muzyka z gatunku new wave, która wydobywała się z radiomagnetofonu. Bardzo im się podobało, lecz nie byli tam zbyt długo.
Wychodząc, grupka kolegów i koleżanek zwiedziła ogród, w którym rósł koperek, szparagi, pomarańcze, bananowce oraz ananasy. Na pobliskim parkingu stały dwa pastelowe, nieco płaskie oraz zdecydowanie kanciaste, czteroosobowe samochody z szyberdachami. Do każdego z pojazdów weszło po dwóch mężczyzn i po dwie kobiety, a wtedy oba auta odjechały w kierunku plaży.
Samochody przejechały przez fantazyjną dzielnicę, w której stało kilka posągów nawiązujących starożytnych: Rzymu i Grecji. Wkrótce wozy dotarły na miejsce. Zatrzymały się na parkingu, otoczonym żółto-pomarańczowo-brązowym płotem oraz tropikalnym parkiem. Grupka kolegów i koleżanek wyszła z aut, a wtedy stwierdziła że jest w lekkim, fantastycznym, wesołym, imprezowym oraz plażowym nastroju.
— Ha ha ha ha ha! — zaśmiał się jeden z kolegów.
— Cooooo!? — spytali pozostali, celowo obniżonym tonem, dla humoru.
— Czuję się odjazdowo, odlotowo, a nawet kosmicznie!
— Łooooo! My dokładnie tak samo! Czy to zbieg okoliczności?
— Nie wiem. Ha ha ha ha ha!
— Ha ha ha ha ha!
Ośmioro zrelaksowanych przyjaciół poszło na plażę, gdzie urządzili sobie kemping. Okazało się, że wydarzenia rozgrywały się na dalekiej, egzotycznej planecie, a wszystkie uczestniczące w nich osoby były niezwykłymi istotami, podróżującymi w czasie i przestrzeni oraz posiadającymi supermoce, które dla nich nie były niczym niezwykłym, ale normalną, codzienną, oczywistą, naturalną rzeczą. Postacie postanowiły więc wobec tego, że zbudują namiot z piasku, wody i chmur. Rzeczywiście, nie miały z tym żadnych trudności. Już po chwili wszyscy skryli się przed dużymi ilościami promieni słonecznych oraz roześmianych, psotliwych mew, chętnie płatających figle.
— Łooooo! — krzyknął podekscytowany jeden z kolegów, inny niż tamten, który wesoło rozpoczął poprzednią rozmowę.
— Cooooo! — spytała reszta zabawnym tonem.
— Mam super moooooceeeee!
— Łooooo! Co za zbieg okoliczności! Wygląda na to, że my teeeeeż!
— Ha ha ha ha ha!
— Ha ha ha ha ha!
— Wiecie co? Czuję się jak w grze komputerowej — stwierdził Imprezowiczopodróżnik.
— Bo to nie jest realny świat — udzielił bardzo zaskakującej odpowiedzi jeden z jego kolegów.
— To nie jest realny świat? Czyli że to wszystko mi się śni?
— Dokładnie tak.
— Co więc mogę zrobić?
— Albo się obudzić, albo zostać tu nieco dłużej i przeżyć kilka ekscytujących oraz inspirujących przygód.
— Jakie miejsca poleciłbyś mi, abym mógł je odwiedzić?
— Najpierw miejsce akcji w klimacie pięknej gry komputerowej, w której można robić mnóstwo różnych rzeczy. Na przykład przeżyć strzelaninę w stylu fantastyczno-naukowym na specjalnej arenie. Potem polecam odwiedzić rozległe ogrody z kilkudziesięcioma domami, lasem, łąką, sadem, bagnami i jeziorem. Następnie tajemnicze pogranicze centrum i obrzeży nie za dużego miasta nocną porą. Potem, w środku dnia, wsiąść z kilkoma dosłownie fantastycznymi, idealnymi istotami do jednego z dwóch czerwonych, kanciastych samochodów osobowych, takich w stylu tych z lat osiemdziesiątych i pojechać nimi do dużego, tropikalnego, plażowo-starożytnego miasta. Zwiedzić je na pieszo. Nagle unieść się w powietrzu, pofruwać nad miejscowością, stać się niewidzialnym oraz przenikającym przez ściany, odwiedzić kilka pastelowych domów otoczonych ogrodami, wykąpać się w basenie, pobujać się na hamaku. Potem polecieć na plażę, pofruwać z mewami, popływać z delfinami, poimprezować na dużym, luksusowym jachcie, a na koniec polecieć wraz z pelikanami albo flamingami za horyzont. Niektóre motywy mogą wyglądać nieco inaczej, niż przedstawiłem je w tym opisie przykładowych możliwości. I co? Ciekawa oferta ekspresowych wakacji w Dreamworldofonolandii?
— Odjazdowa, a nawet kosmicznie fantastyczna! I to dosłownie! No to lecę! — odpowiedział z wielkim entuzjazmem mężczyzna, po czym przeteleportował się na dosyć rozległą arenę, otoczoną wielkimi murami, przyozdobionymi kolorowymi muralami.
A gdy znalazł się na miejscu, to czekało tam już kilkadziesiąt uzbrojonych i bardzo różnorodnie wyglądających postaci o różnych rozmiarach oraz kształtach. Rozpoczęła się wirtualna strzelanina. Imprezowiczopodróżnik był istotą pozaziemską, wyglądającą bardzo podobnie do ludzi. Biegając, skacząc, kucając i turlając się po podłożu, unikał bycia postrzelonym bądź uderzonym. Nie walczył zbyt dużo. Za to prawie bez przerwy przemieszczał się, unikając bycia trafionym przez przeciwników. Wkrótce został sam na arenie. Wygrał.
Mężczyzna zauważył, że tuż nad horyzontem, na tle żółto-pomarańczowego nieba, unosił się fioletowo-różowy statek kosmiczny z innego wymiaru. Był wielki jak kilkunastopiętrowy wieżowiec. Zaskakująco szybko przyfrunął. Postać czasoprzestrzenna znalazła się wewnątrz tajemniczego obiektu. Wtedy poleciał on nad słoneczną krainę łąk, sadów i ogrodów, gdzie zostawił człekokształtną istotę, o czym poleciał na jedną z dwudziestu kilku planet, które były widoczne na tajemniczym, olśniewającym nieboskłonie.
Imprezowiczopodróżnik przeszedł się wśród polnych kwiatów i zbóż, wesoło kiwających się na wietrze, już tylko minimalnie chłodniejszym niż w sielankowym sezonie letnio-wakacyjnym. Odwiedził las i tajemnicze bagna. Nad jeziorem, przy miejscowej plaży, spotkał dziewięć barwnych, humanoidalnych, około trzydziestoletnich stworzeń z Wszechświata Kwitnących Krain. Zatańczył z nimi przed barem, w którym leciała muzyka z gatunków space disco, funk i eurodance. Przepłynął się kajakiem. Potem zaszedł na pobliski trawnik. Pobujał się na jednej z trzech czteroosobowych huśtawek ogrodowych w kształcie ławki. Zatańczył przy ognisku, gdzie towarzyszyły mu kosmiczne ćmy, jak i złotooki z równoległego wszechświata.
Wrócił do miasta. Na pograniczu przedmieść i centrum, przeżył niezwykłe przeobrażenie się popołudnia w noc. Na tle wielkiej, pomarańczowej tarczy słonecznej przefrunęła istna ławica świecących chmur o kształtach dzikich zwierząt, takich jak guźce, borsuki oraz skunksy. Kiedy fantazyjna ciemność już nadciągnęła, to latające dynie i cukinie zatańczyły na dachu supermarketu, w pobliżu którego się na kilkadziesiąt minut znalazł. Nad ranem, zielono-niebiesko-fioletowe koty fruwały wśród gałęzi wielkich, rozłożystych, potężnych drzew liściastych.
W środku dnia, mężczyzna wrócił do jednej z dzielnic na przedmieściach, a ta była dosłownie niezwykle piękna, bo bardziej jak cudowny sen, niż jak coś realnego. Imprezowiczopodróżnik wszedł do ogrodu, w którym stał parterowy, wolnostojący dom jednorodzinny z raczej płaskim, czerwono-pomarańczowym dachem oraz dwa czteroosobowe auta w stylu samochodów z lat osiemdziesiątych, a dookoła rosły drzewa o licznych, jaskrawych, rozłożystych kwiatach.
Nagle, ku bardzo pozytywnemu zaskoczeniu Imprezowiczopodróżnika, z domu wyszli jego trzej koledzy i cztery koleżanki. To te same osoby, które spotkał on wcześniej. Wszyscy wsiedli do pojazdów, które następnie odjechały do dużego, tropikalnego, starożytno-plażowego miasta. Gdy dojechali na miejsce, to zostawili auta na parkingu otoczonym rozłożystymi palmami oraz jasnopomarańczowym, drewnianym płotem, a wtedy poszli zwiedzać na pieszo miejscowość, która była totalną ucztą dla zmysłów, po brzegi wypełnioną dziesiątkami różnych ciekawych motywów dekoracyjnych i architektonicznych. Odwiedzili parki rozrywki, restauracje oraz sklepy, aby w końcu wylądować na plaży.
Nagle unieśli się w powietrzu, stali się niewidzialni i dostali możliwość przenikania przez ściany. Pofruwali nad miastem. Odwiedzili kilka pastelowych domów, których wnętrza były oświetlone przez niezwykłe, fantazyjne promienie słoneczne, padające na szafki kuchenne, ściany, obrazy, fototapety oraz plakaty w motywach retrowave i vaporwave. Wylądowali w jednym z ogrodów, wykąpali się w basenie. Pobujali się na hamaku, jedno po drugim.
Wrócili na plażę, nad którą pofruwali z mewami. Potem popływali z delfinami. Następnie pofrunęli na pokład dosyć dużego jachtu motorowego, gdzie urządzili sobie zabawną imprezę. Niebo, do tej pory jasnoniebieskie, nagle stało się fioletowo-różowo-żółto-pomarańczowe. Kilka minut później, ośmioro podróżujących i balujących przyjaciół nagle uniosło się w powietrzu. Znaleźli się dziesięć metrów nad statkiem. Nieopodal nich przefrunęło stadko pelikanów, składające się z około dziesięciu osobników. Postanowili polecieć wraz z nimi. Okazało się, że droga wiodła za horyzont, gdzie skrywała się przepiękna, wspaniała wyspa, pełna skarbów czekających na odnalezienie oraz przebojowych, ekscytujących przygód do przeżycia. Gdy dotarli już na miejsce, to nagle skończył się wspaniały, cudowny sen.
Koniec.
Komentarze (7)
Dziękuję i pozdrawiam 😄
Oczywiście , że całość/no inaczej być nie może.
Przenosisz czytelnika... w bajeczne doznania:
"namiot z piasku, wody i chmur"
"przenikanie przez ściany"
"latanie z wesołymi mewami"
... ale nigdy nie napisałeś, co jest/może być powodem takich snów hahahahaaa... różnych rzeczy spróbowałam/'założyłam nawet zieloną bluzkę i spódnicę' - żeby chociaż móc przeniknąć przez ścianę... ale piasek/nawet cała ziemia/usunął mi się spod nóg i miałam straszne pragnienie. Zaczęłam więc skakać do góry/z nadzieją, że przedziurawię jakąś deszczową chmurę... tylko mewy śmiały się ze mnie/nawet nie przytoczę słów jakimi mnie obrzuciły... ale warto było trochę poszybować/ do bólu głowy następnego dnia/bez najkrótszego snu 🤣
Pozdrawiam piątkowo..
Wspaniały, odlotowy i przebojowy komentarz 🤣
Dziękuję, pozdrawiam i zapraszam ponownie 😃😄
Zawsze z przyjemnością...
Pozdrawiam. Wesołych Świąt życzę i wszystkiego najlepszego w Nowym Roku.
🎄🎁🎆🍾🥂🥳😄
Aż tyle prezentów... no nie wypada po prostu nie odwdzięczyć się 🎄🎁🎆🍾🥂🥳😄
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania