Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Feliks Matkowski

– Wróciłam mamo! – krzyknęła Hanka, wchodząc do domu. Cisza oznaczała tylko jedno – mama osiemnastolatki nie wróciła jeszcze z pracy. Dziewczyna wyszła na piętro po drewnianych, skrzypiących schodach, niosąc na plecach czarny plecak w białe pasy, pełen książek do biologii, chemii, matematyki itp. Hanka spojrzała w stronę pokoju młodszego brata, chcąc zawołać coś w stylu „Hej, Oliwer! Czy ty zawsze musisz kończyć lekcje wcześniej ode mnie, szczęściarzu?”, jednak wiedziała, że nie usłyszałaby odpowiedzi. Jedenastolatek zginął kilka tygodni wcześniej. Ktoś go… zresztą nie ważne. Historia jego tragicznej śmierci w żaden sposób nie łączy się z opowieścią, którą właśnie przelewam na papier (Jak ktoś chce poznać szczegóły śmierci Oliwera, musi jakoś mnie namierzyć. Chętnie się z kimś takim spotkam i opowiem mu, jak zginął jedenastolatek – a to bardzo ciekawa i przerażająca opowieść). Wracając do tematu, Hanka przekroczyła próg własnego pokoju, odłożyła plecak na miejsce i siadła do biurka, odpalając wcześniej komputer. Osiemnastolatka założyła jakiś czas temu konto na portalu OPOWIEDZCOŚ.PL. Uwielbiała pisać opowiadania – zwłaszcza horrory i wiedziała, że jest w tym naprawdę dobra. Większość osób, publikując swe wypociny na wspomnianej wcześniej stronie, to żałosne beztalencia – przynajmniej według dziewczyny. Hanka miała wiele planów na przyszłość (ona ma absolutną kontrolę nad swym życiem, kochanie) i była pewna, że każdy wypali (do tej pory każdy wypalał). Jednym z nich było zostanie znaną pisarką.

Nastolatka po wejściu na OPOWIEDZCOŚ.PL, dostrzegła nowe opowiadanie, będące pierwszym dziełem Feliksa Matkowskiego, który kilka dni wcześniej założył konto na portalu. Hanka była pewna, że Feliks Matkowski to tylko pseudonim. Przecież wszyscy używają pseudonimów. Jej pseudo na OPOWIEDZCOŚ.PL to ANNIE12. Osiemnastolatka najechała kursorem na opowiadanie pod tytułem „BARANEK”, autorstwa Feliksa, kliknęła i po chwili jej oczom ukazał się obszerny tekst. Hanka mogła wziąć się za czytanie i poznać opowieść o pewnym chłopcu, prześladowanym przez upiornego skrzypka, który grasuje w lesie obok domu dzieciaka. Dziewczyna jednak w ogóle nie zwracała uwagi na treść. Skupiła się jedynie na błędach. Tu brakuje przecinka, tam nie potrzeba przecinka. Tu nie ma kropki, tam za dużo nawiasów. Hanka swe spostrzeżenia wypunktowała oczywiście w dość obszernym komentarzu pod opowiadaniem, oraz oceniała tę żałosną próbę napisania czegoś na 1. Nastolatka dokończyła następnie swoje własne opowiadanie „STUMILOWE JEZIORO” i opublikowała je na stronie. Napisała wcześniej sporo innych, świetnych tekstów – o potworze, który używa swych pożółkłych szponów do porywania ludzi, niemieckiej rodzinie, która przyjechała w gości do innej rodziny i którą brutalnie zamordowała, a także o przerażającym kalmarze na nadprzyrodzonym filarze. Dziewczyna wyłączyła w końcu komputer, odrobiła lekcje, wieczorem oglądnęła z mamą jakąś komedię w telewizji, a następnie położyła się w łóżku i zamknęła oczy.

Hanka otwarła oczy. Przez okno wpadały do pokoju dziewczyny promienie wrześniowego słońca. Poranek w Cyrylowie – małym miasteczku na południu Polski, w którym mieszkała nastolatka, był bardzo pogodny.

– Zapowiada się piękny dzień – powiedziała cicho Hanka rozespanym głosem.

Po zjedzeniu śniadania i ubraniu się, osiemnastolatka weszła na stronę OPOWIEDZCOŚ.PL , by sprawdzić ilość komentarzy pod jej nowym dziełem. No nieźle – pomyślała, widząc aż pięć komentarzy i to wszystkich niezwykle pochlebnych. Już miała opuścić portal, gdy nagle dostrzegła nowe opowiadanie, dodane o trzeciej w nocy przez Feliksa Matkowskiego . Hanka z czystej ciekawości otwarła je i przeczytała dość szybko – tekst był bardzo krótki. Opowiadał o jasnowłosej dziewczynie w kolorowych okularach, idącej ciemnym korytarzem. Owa dziewczyna uderzona została nagle czerwoną książką, która spadła nie wiadomo skąd. Boże, ale gówno – pomyślała osiemnastolatka, oceniając opowiadanie na 1 i nawet nie komentując tego żałosnego „arcydzieła”.

Tego samego dnia w szkole Hanka czuła się wręcz wyśmienicie. Miała jedynie pięć lekcji – matematykę, dwie biologie i dwa wf –y. Mimo, że nie lubiła biologii (uważała, że nauczycielka strasznie przynudza), to i tak te dziewięćdziesiąt minut przeleciało jak z bicza strzelił. Wszystko dzięki Łukaszowi – chłopakowi nastolatki, z którym ta siedziała w ławce. Był wysoki, przystojny, bardzo przebojowy. W czasie lekcji para zamiast słuchać nauczyciela, wolała grać w kółko i krzyżyk, oraz rozmawiać szeptem na różne tematy. Za nimi siedział Dominik – cichy, nieśmiały chłopak, kochający się potajemnie w Hance. Dziewczyna doskonale o tym wiedziała. Widziała to w jego spojrzeniu. Mimo, iż nie miała zamiaru wchodzić z nim w jakąkolwiek relację, inną niż przyjaźń, to i tak była zadowolona, wiedząc, że wzbudza zainteresowanie również innych chłopców. Dominik to taki plan B (ona ma absolutną kontrolę nad swym życiem, kochanie). Jeśli znudzi jej się Łukasz, znajdzie w swoim sercu miejsce dla Dominika.

Kiedy po drugim wf–ie rozbrzmiał dzwonek, oznaczający upragnioną wolność, Hanka przebrała się w szatni, spięła długie jasne włosy, założyła okulary i ruszyła w stronę drzwi. Chłopaki musieli przebrać się szybciej, gdyż nie było po nich śladu. Nastolatka szła długim, pustym korytarzem, gdy nagle zgasło światło. Nie zrobiło się zupełnie ciemno, jednak półmrok był wystarczający, by na skórze Hanki pojawiła się gęsia skórka. Widziała już przed sobą wielkie drzwi frontowe i kiedy przechodziła pod schodami prowadzącymi do czytelni, poczuła silne uderzenie w czubek głowy. Dziewczyna zmrużyła oczy w grymasie bólu, po czym ujrzała czerwony zeszyt w twardej oprawce, leżący pod jej stopami. Następnie kątem oka dostrzegła zamykające się drzwi czytelni, znajdującej się na szczycie schodów. Już miała ruszyć na górę, kiedy przypomniała sobie opowiadanie, przeczytane przez nią o poranku. Chwilę się wahała, po czym zawróciła, wyszła ze szkoły i ruszyła oszołomiona w stronę domu.

Hanka uczęszczała do klasy maturalnej, co oznaczało, że musiała się naprawdę dużo uczyć. Kilka dni myślała o dziwnym wydarzeniu, mającym miejsce w szkole, jednak uznała to w końcu za przypadek (ona ma absolutną kontrolę nad swym życiem, kochanie). Zapomniała o Feliksie Matkowskim i o napisanym przez niego opowiadaniu, którego stała się główną bohaterką. Znowu skupiła się na nauce i nowym horrorze, który zaczynała pisać. Spokój nastolatki nie trwał jednak długo.

Pewnego dnia Hanka siedziała w czytelni, odpisując pracę domową z zeszytu Łukasza. Kiedy skończyła, spojrzała na zegarek i uświadomiła sobie, że ma jeszcze całe dziesięć minut przerwy. Wyciągnęła więc telefon i weszła na stronę OPOWIEDZCOŚ.PL, by sprawdzić ilość komentarzy pod swoim dziełem. Już miała się zalogować, gdy dostrzegła nagle nowe opowiadanie, dodane przez Feliksa Matkowskiego. W tym momencie na czole dziewczyny pojawiły się krople potu. Jej ręce lekko zadrżały, kiedy kliknięciem otwarła zaledwie kilku wersowy tekst.

„Pewna młoda, jasnowłosa dziewczyna zbliżała się do zabójczych schodów. Szła pewnie, mając przed sobą drogę pełną niebezpieczeństw, których nie dostrzegała. Nagle z nikąd pojawił się potwór i cisnął dziewczyną w dół schodów.”

Hanka schowała telefon do plecaka. Miała jakieś dziwne, nieprzyjemne przeczucie. Wstając z krzesła dostrzegła Dominika, siedzącego dwa stoły za nią. Gdy chłopak ujrzał spojrzenie nastolatki, od razu poczerwieniał na twarzy i spuścił wzrok. Dziewczyna wyszła z czytelni i przykucnęła na chwilę, by zawiązać sznurówki nowych conversów. Kiedy się wyprostowała i zbliżyła do schodów, usłyszała za plecami kroki, a następnie poczuła uderzenie w plecy.

Osiemnastolatka ocknęła się, leżąc na podłodze pod schodami. Obok niej klęczał pan Antoni – szkolny portier. Na twarzy starszego mężczyzny pojawił się wyraz ulgi, gdy dostrzegł, że Hanka odzyskała przytomność.

– Boże, dziewczyno, ale poleciałaś! Jak to się stało, przecież są poręcze, a schody nie są śliskie.

Hanka była w szoku. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że to nie był zwykły wypadek. Ktoś ją popchnął.

– Widział pan jak spadłam?

– W zasadzie usłyszałem huk i gdy przybiegłem ty tu leżałaś. Pogotowie już jedzie.

– Nie! Nie trzeba, przecież nic mi nie jest.

– Straciłaś przytomność. Lekarz musi cię zbadać.

Dopiero pod wieczór nastolatka znalazła się w domu. Miała dużo szczęścia – tomografia głowy nie wykazała żadnego poważnego urazu, a boląca ręka okazała się jedynie lekko stłuczona.

Mimo, że z każdym kolejnym dniem po wypadku Hanka fizycznie czuła się coraz lepiej, jej stan psychiczny wyraźnie się pogarszał. Nastolatka była przerażona. Wiedziała, że w szkole jest ktoś, kto publikuje opowiadania na OPOWIEDZCOŚ.PL jako Feliks Matkowski. Nie było by w tym nic złego, gdyby nie fakt, iż ten ktoś czyni dziewczynę główną bohaterką swych dzieł i w dodatku przenosi akcję swoich chorych fantazji do realnego świata. Ten ktoś jest zwykłym psychopatą – myślała Hanka. – Kimś kogo skrytykowałam i teraz się mści. Ale to już długo nie potrwa (ona ma absolutną kontrolę nad swym życiem, kochanie). Jak jeszcze raz coś napisze, to wówczas będę ostrożna, oraz dowiem się kim on jest i będzie miał przechlapane.

Mijał dzień za dniem, tydzień za tygodniem. Feliks Matkowski nie publikował żadnych nowych opowiadań. Nastolatka napisała i wrzuciła na OPOWIEDZCOŚ nowy horror – „WTORKOWA WOJNA Z CANARINIOS”. Tekst ten okazał się prawdziwym hitem – masa komentarzy, same wysokie oceny. Któregoś dnia Hankę spotkała wielka „tragedia”. Jej ukochany Łukasz podszedł do niej na korytarzu i oświadczył, że czas zakończyć ten związek.

– Spokojnie, do imprezy walentynkowej na pewno kogoś znajdziesz – powiedział chłopak, po czym odwrócił się i ruszył w stronę sali gimnastycznej.

Osiemnastolatka ze łzami w błękitnych oczach pędziła korytarzem za ukochanym. Wpadła na portiera, następnie zderzyła się z jakimś gościem w marynarce i w zielonej czapce z daszkiem (kto normalny ubiera zieloną czapkę z daszkiem do marynarki), po czym zatrzymała się na brzuchu jakiegoś grubasa z pierwszej klasy. Łukasz zniknął w tłumie. Hanka wiedziała, że to koniec ich związku. Co za dupek – pomyślała. – Spokojnie, w szkole jest wielu przystojniaków, mających mnie za ósmy cud świata. Do imprezy walentynkowej pozostało jeszcze całe dwadzieścia dni. Do tego czasu na pewno ktoś się znajdzie (ona ma absolutną kontrolę nad swym życiem, kochanie). Może nawet tym kimś będzie Dominik.

Kilka dni później Hanka szła do szkoły wyraźnie zdenerwowana. Godzinę wcześniej przeczytała opowiadanie Feliksa Matkowskiego, który zamieścił je na portalu o trzeciej w nocy.

„ Pewna młoda dziewczyna o jasnych, pięknych włosach, szła pewnie drogą, zachwycając się przyrodą. Dostrzegł to potwór, cisnął nią w otwór i z uśmiechem na twarzy zaciągnął do piekieł.”

Dziewczyna mimo strachu, postanowiła nikomu nie mówić o grze, jaką prowadzi z nią ten… no cóż, ten psychopata (jak inaczej nazwać kogoś, kto bez większego powodu zrzuca cię z betonowych schodów?). Pewnie nikt by jej w to nie uwierzył. Nastolatka zastanawiała się, skąd ktoś w ogóle wie, że ANNIE12 to ona? Hanka chwaliła się co prawda kilku chłopakom, że pisze i publikuje opowiadania, lecz nie podawała wówczas żadnych szczegółów.

Osiemnastolatka od momentu, gdy tylko przekroczyła próg szkoły była wyjątkowo ostrożna i czujna. Każda z osób mijana na korytarzu, mogła być Feliksem Matkowskim. Zaczęły ją męczyć pewne pytania, które pojawiały się teraz jej głowie. Co ja właściwie zrobię, jak on mnie zaatakuje w jakimś zaułku? Jak udowodnię, że to on mnie prześladował?

Biologia i matma upłynęły dość szybko. Podczas przerwy Hanka trzymała się od osób, którym ufała najbardziej. Mimo pełnego pęcherza, ani nie myślała o pójściu do toalety. Przecież wytrzyma chyba do końca dnia. Dlaczego miałaby nie wytrzymać?

Wytrzymała na polskim, historii i angielskim. Lekcja hiszpańskiego okazała się jednak momentem, w którym pęcherz nastolatki odmówił posłuszeństwa : Słuchaj mała, albo w tej chwili pójdziesz się odlać, albo twoje majtki będą mokre!

Hanka wyszła z Sali i ruszyła w górę schodów. Gdy znalazła się na drugim piętrze i kroczyła w stronę damskiej toalety, usłyszała nagle, że ktoś z dołu biegnie po schodach. Korytarz świecił pustkami – upiornymi pustkami. Oddech dziewczyny stawał się z każdą chwilą płytszy, a jej czoło zalały krople potu. Wbiegła do łazienki, zamknęła za sobą drzwi i słyszała kroki kogoś, zbliżającego się w jej stronę. Cofała się powoli w głąb łazienki i gdy ktoś szarpnął za klamkę, Hanka wstrzymała oddech. Do łazienki wszedł pan Antoni – szkolny portier. Mężczyzna rozpinał rozporek w spodniach i gdy zobaczył osiemnastolatkę, stojącą w kącie z miotłom w ręku, odparł nieco zmieszany

– Oj, przepraszam, myślałem, że tu nikogo nie ma…

– Kłamstwo! Myśli pan, że jestem głupia! To pan jest Feliksem Matkowskim!

– Dziewczyno, powariowałaś?! – spytał mężczyzna wyraźnie wzburzony. Zaczął kroczyć powoli w stronę Hanki.

– Nie zbliżaj się wariacie!

– Spokojnie kochanie, oddaj mi tę miotłę. Odda…

– Na pomoc! Zboczeniec! – Hanka wrzeszczała w niebogłosy. Portier chwycił ją za ramiona i szarpiąc krzyczał

– Zamknij się dziewczyno, zwariowałaś! Przestań!

Ponieważ to nie pomagało, mężczyzna zatkał usta nastolatce, a ta w szaleńczej panice zsunęła mu czarne jeansy – aż do kostek. W tym momencie do toalety wpadła dyrektorka szkoły. Ujrzała rozhisteryzowaną uczennicę leżącą na podłodze i szkolnego woźnego, stojącego nad nastolatką w majtkach, oraz ze spuszczonymi spodniami. Dopiero wówczas pan Antoni zdjął rękę z ust Hanki i ubrał w pośpiechu dżinsy. Dyrektora pobladła na twarzy, odwróciła się na pięcie i oświadczyła

– Dzwonię na policję.

Dwa tygodnie później Hanka tańczyła na parkiecie w objęciach Dominika. Didżej zapodał akurat piosenkę ALL STAR zespołu SMASH MOUTH. Sala od razu się ożywiła. Nastolatka czuła się wreszcie bezpieczna. Szkolny portier został aresztowany. Policyjni informatycy potwierdzili, że to właśnie z komputera mężczyzny, znajdującego się w szkolnej kanciapie, pochodziły opowiadania autorstwa Feliksa Matkowskiego. Na klawiaturze nie znaleziono odcisków palców nikogo poza woźnym. Pan Antoni nie przyznawał się do prześladowania dziewczyny, twierdząc, że ktoś go w to wrabia. Tłumaczył także, że wtedy w toalecie nie chciał zrobić jej nic złego. Jego tłumaczenia nie pomogły i mężczyzna siedzi w areszcie z zarzutami między innymi usiłowania gwałtu.

Hanka wyszła na wielki parking przed hotelem, w którym odbywała się dyskoteka Walentynowa. Musiała przewietrzyć się i zapalić papierosa. Dominik został w środku, twierdząc, że na zewnątrz jest zbyt zimno, a on ma cienką marynarkę. Osiemnastolatka czuła się naprawdę szczęśliwa. Istota (Feliks Matkowski), która wydawała się projektantem jej życia, okazała się jedynie zwykłym, słabym człowiekiem. Nie ma takiej istoty, która rządzi naszym życiem. Istoty, decydującej o tym, kiedy się rodzimy, kiedy umieramy. Istoty, mogącej ingerować w nasze życie, karcić nas. Sami decydujemy o naszym życiu. Nic nie jest w stanie zniweczyć naszych planów i nadziei. Panujemy nad tym światem – nad pogodą, klimatem, wszystkim. Na wszystko, absolutnie wszystko mamy wpływ. Hanka to rozumiała i dlatego była taka szczęśliwa. Wpatrywała się w każdy płatek śniegu, spadający z nieba na ziemię. Nieopodal ktoś zaparkował zielonkawym Renault Clio. Nastolatka szła przed siebie, podziwiając piękno zimy. Wiatr targał jej jasnymi włosami. Ktoś szedł w stronę dziewczyny. Hanka dostrzegła wiewiórkę, skaczącą po gałęziach nagiego, bezlistnego drzewa. W Cyrylowie jest mnóstwo wiewiórek – naprawdę. Osiemnastolatka ujrzała mały strumyk – skuty lodem. Podczas tej wieczornej przechadzki zauważyła także jakiegoś ptaka szybującego po niebie, usłyszała dźwięk wodospadu na rzece nieopodal. Słuch Hanki zarejestrował wreszcie odgłos jakby kroków za plecami dziewczyny. Odwróciła głowę i spostrzegła… czubek kija bejsbolowego, zbliżającego się z olbrzymią prędkością w stronę jej twarzy.

Hanka ocknęła się w chłodnym, wilgotnym miejscu. Zapach stęchlizny drażnił nos nastolatki. Przebywała w pomieszczeniu, przypominającym piwnicę. Z sufitu zwisała mała żarówka, emitująca ohydne, trupie światło. Ściany pomieszczenia pokryte były grzybem. Dziewczyna dopiero teraz odkryła, że ma związane ręce sznurem, a nogi przymocowane metalowym łańcuchem do brązowej rury, będącej częścią wielkiego gazowego pieca.

– Na pomoc! – krzyknęła – Jest tam ktoś?!

Jej głos był słaby. Hankę bolała głowa i czuła jak po czole spływała jej stróżka krwi. Już miała krzyknąć nieco głośniej, gdy usłyszała odgłos otwieranych drzwi. Spojrzała w stronę schodów i ujrzała jakąś postać wyłaniającą się z ciemności. Schody nie były oświetlone, przez co nastolatka widziała jedynie zarys sylwetki, schodzącej w dół niczym zjawa z jakiegoś horroru.

– Wypuść mnie, kimkolwiek jesteś! – krzyknęła.

– Zanim to zrobię, musisz mi odpowiedzieć, czy przeczytałaś ze zrozumieniem mojego „BARANKA”? – rozległ się męski, zachrypnięty głos. Za raz potem tajemnicza postać stanęła w świetle żarówki. Hanka ujrzała wysokiego mężczyznę, w dżinsowej marynarce i w zielonej czapce z daszkiem na głowie. Od razu przypomniała sobie, iż gdzieś go już wcześniej widziała. – Pamiętasz jak się skończyło to opowiadanie?

– Nie! Nie pamiętam świrze! Wypuść mnie!

– Szkoda, że nie pamiętasz, bo musisz wiedzieć, że skończysz tak samo jak główna bohaterka tamtego opowiadania!

Feliks Matkowski odwrócił się i powolnym krokiem ruszył w stronę schodów. Kiedy odszedł, Hanka za wszelką cenę próbowała się uwolnić, lecz nie potrafiła. Gryzła wilgotny, cuchnący sznur, słysząc jednocześnie dźwięk gwizdka w czajniku, dochodzący z góry. Nastolatka w końcu się poddała, co było równoznaczne z tym, że zaczęła płakać.

Feliks ponownie ruszył w dół schodów, niosąc w ręku czajnik z wrzącą wodą.

– Co taka zdziwiona? – odparł psychopata – Przecież każdy wie, że w piekle jest bardzo ciepło!

Matkowski uniósł czajnik nad przerażoną dziewczyną i gdy parujący wrzątek rozlał się po jej ciele, w piwnicy zrobiło się naprawdę głośno. Wrzask Hanki był tak przenikliwy, że nawet na skórze zwyrodnialca pojawiła się gęsia skórka. Mężczyzna w końcu odrzucił pusty czajnik na stertę węgla. Nastolatka wyła i krzyczała – na przemian. Feliks podniósł z ziemi ciężki, metalowy pręt i zbliżył się do swojej ofiary.

– Ty kurwo – powiedział zimnym, pełnym nienawiści głosem – już nigdy więcej nie skrytykujesz mojego dzieła. Pisałem je tak długo, tak się starałem. – Jego spokojny głos z każdym kolejnym słowem przeradzał się w krzyk. – Ty wytknęłaś mi jedynie pierdolone błędy, dotyczące pisowni! Ty szmato, to koniec! – Feliks uniósł metalowy pręt i zaczął uderzać nim w ciało nastolatki. – Ty szmato, nikt nie ma prawa krytykować dzieł Feliksa Matkowskiego, nikt!

W piwnicy słychać już było jedynie dźwięk łamanych kości. Hanka po drugim uderzeniu straciła przytomność, przestając tym samym wrzeszczeć w niebogłosy. Matkowski odrzucił wreszcie pręt na stertę węgla, uśmiechnął się lekko i wyszedł z piwnicy (może udał się tym razem po CIEBIE), zostawiając Hankę zalaną krwią, leżącą na podłodze z połamanymi kościami, mającą absolutną kontrolę nad swym życiem, kochanie.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Aisak 29.08.2018
    O, kurczę!!!!!!!!
    Przeczytałam! A długie to! Że hoho.
    A długich nie czytam. Ale coś mnie tknęło.

    Wielowątkowe. Wielowarstwowe.
    Końcówka robi wrażenie.
    Potęgują je wstawki w nawiasach, bardzo sprytne zagranie. Jestem usatysfakcjonowana. Świetne opowiadanie, które może wywołać lęk u czytających.


    Jakby co, to błędy mnie nie interesują xd
  • Feliks Dworski 30.08.2018
    haha dzięki wielkie

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania